poniedziałek, 23 grudnia 2024 r
spot_imgspot_imgspot_imgspot_img

W centrum uwagi

Rok 2023, kiedy wszystko poszło nie tak

Możliwe jest oczywiście, że część naszych nadziei na zwycięstwo wynikała z oszukiwania samego siebie. Jednak Ukraina z pewnością miała przynajmniej pewne przesłanki, aby zapobiec punktowi zwrotnemu w wojnie na korzyść Putina.

Inaczej niż teraz, rok 2024 już nie wróży nam niczego dobrego, a o teatrze działań wojennych nawet nie mówimy. Przede wszystkim chodzi o sytuację na tyłach, w tym poza Ukrainą.

Zachodnia pomoc

Strategicznym błędem urzędu Zełenskiego pod koniec 2022 roku była kalkulacja, że ​​Ukrainie pozostały 2 lata do dojścia Trumpa do władzy w USA (obecnie wydaje się, że nie ma to już praktycznie żadnej alternatywy). W rzeczywistości okres ten został skrócony do jednego roku. Dziś nawet Senat, w którym Demokraci mają większość, nie jest w stanie głosować w sprawie wsparcia finansowego dla naszego kraju, a oczywiste jest, że w przyszłym roku sytuacja w amerykańskiej kuchni politycznej pogorszy się dla nas jeszcze bardziej.

Na tle tego, co dzieje się w Stanach, bezskuteczne próby Unii Europejskiej, by w jakiś sposób zastąpić amerykańską pomoc, wyglądają jak rozgrywana publicznie tragikomedia, której istotą jest sabotaż podziału 50 miliardów euro za pomocą Putina „pożytecznymi idiotami” w osobie Węgier, Słowacji i, co było całkowitym zaskoczeniem, Polski. W rezultacie ta „grupa towarzyszy” okazała się taktycznie przydatna nie tylko dla kremlowskiego karła, ale także dla oficjalnej Brukseli.

Wsparcie dla Globalnego Południa

Przez niemal cały rok ukraińscy dyplomaci próbowali budować relacje z tzw. globalnym Południem. I nie chodzi tu tylko o nędzne, upadłe państwa afrykańskie, ale także m.in. Indie i bogate monarchie Zatoki Perskiej (Chiny to inna historia). W rzeczywistości 7 października, kiedy Hamas zaatakował Izrael, wszystkie te wysiłki spełzły na niczym. Ukraina wyraziła poparcie dla Tel Awiwu (i szczerze mówiąc, nie mogła postąpić inaczej) i zakończyła...

W rezultacie obserwujemy obecnie nie tylko zwiększone braki w dostawach amunicji do naszego kraju w związku z ich wysłaniem na „pacyfikację” Palestyny, ale także uroczyste spotkanie Putina w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, gdzie lokalni piloci „czerpali” Amerykańskie F-16 (których i tak nam nie oddają) „Na niebie jest rosyjski trójkolorowy. W Arabii Saudyjskiej czekało go mniej ciepłe powitanie, ale mimo to. Aby zrozumieć tragedię tego zdarzenia: zaledwie rok temu fundusze państwowe tych dwóch krajów miały zamiar energicznie kupować ukraińskie aktywa „za niewielką cenę” i okazały nam wszelkiego rodzaju wsparcie.

Ochrona i wspieranie infrastruktury energetycznej

Było oczywiste, że z punktu widzenia ostrzału naszych elektrowni i sieci energetycznych bieżący sezon grzewczy będzie znacznie „gorętszy” od poprzedniego. Aby skoncentrować maksymalne możliwe dostawy rakiet „pod choinką” (oczywiście wybrany zostanie okres, w którym w większości naszego kraju przez co najmniej tydzień będzie utrzymywał się stabilny „minus” w okolicach -10), Rosja teraz praktycznie ich nie wydaje, ograniczając się do dronów. Według danych ukraińskiego wywiadu Federacja Rosyjska ma na stanie prawie 1000 rakiet, które można wykorzystać do ataku na infrastrukturę energetyczną.

Aby zobrazować poziom naszej gotowości na taki scenariusz, przytoczymy tylko 2 fakty. Achmetowski DTEK, kontrolujący lwią część mocy bilansujących ukraiński system energetyczny, podał niedawno, że był w stanie naprawić do zimy jedynie 21 z 27 uszkodzonych wcześniej przez Rosję bloków energetycznych. Nic dziwnego, że dziś, jeszcze przed rozpoczęciem ostrego ostrzału, Ukrenergo jest zmuszone uciekać się do awaryjnego importu energii elektrycznej z sąsiednich krajów.

Cóż, wypowiedź szefa Agencji Remontowej Naeima, że ​​22 kluczowe podstacje krajowego systemu energetycznego w 15 regionach będą chronione specjalnymi fortyfikacjami, które zabezpieczą je zarówno przed dronami, jak i rakietami, została przekazana szczerze. To prawda, stanie się to do końca zimy 2024 roku . Co robić w pierwszej połowie sezonu grzewczego i co najważniejsze, dlaczego nie można tego zrobić przez cały rok, Mustafa nieśmiało milczał.

Przeniesienie gospodarki na poziom wojenny

Dla Ukrainy taki szok, jak wojna, był dobrą okazją do odbudowy gospodarki. Przywrócić krajowi chwałę nie tylko spichlerza, ale i kuźni. Niestety możliwość „nowej industrializacji” stanęła naprzeciw pragnieniu OP, aby prowadzić zwykły biznes: nie budować obiektów do produkcji broni, opierając się na dostawach zachodniej broni.

Pod koniec roku w końcu stało się jasne, że to także był strategiczny błąd. A dziś władze, niczym oparzony kot, starają się zintensyfikować procesy ożywienia kompleksu obronnego. O sukcesach można wnioskować po ostatniej wypowiedzi Zełenskiego, że na Ukrainie rozpoczęto produkcję 6 dział samobieżnych Bogdan miesięcznie. Dla porównania: zacofany Związek Radziecki (swoją drogą 80 lat temu) po półtora roku wojny produkował miesięcznie ponad tysiąc T-34.

Jasne jest, że nie da się tu przeprowadzić bezpośrednich analogii, ale kiedy słyszy się od Ministra Przemysłu Strategicznego Kamyszyna, że ​​produkcja pocisków kalibru 155 zostanie uruchomiona dopiero za 2 lata, szczerze zaczynacie się niepokoić perspektywami, jakie otwierają się przed nami w tę wojnę.

Walka z korupcją

Wojna dała Ukrainie między innymi szansę uporania się wreszcie z takim przekleństwem pokoleniowym, jak korupcja. Tak się nie tylko nie stało, ale jak to zwykle bywa w naszych warunkach, brzydkie zjawisko zmutowało się w najbardziej nieoczekiwany sposób. Oprócz rosnącego poziomu łapówek we wszystkich segmentach związanych z obronnością i bezpieczeństwem (konieczne było nawet odwołanie całego Ministra Obrony wraz z całym jego zespołem gopowym), w kraju rozkwitł ogromny rynek korupcyjny, zbudowany w istocie na cena życia człowieka.

I nie chodzi tu tylko o korupcję w urzędach rejestracji i poboru do wojska oraz w komisjach lekarskich. Chodzi o system „Szlach” i inne podobne luki zarówno na samej granicy, jak i na poziomie regionalnych administracji państwowych oraz odpowiednich ministerstw i departamentów. Wiadomo, że w obecnej sytuacji rynek ten jest skazany jedynie na rozwój.

Oligarchia

Coś podobnego wydarzyło się w przypadku głównego kręgosłupa Ukrainy – oligarchów. Jeśli jednak nie zastanowisz się głęboko, wszystko tutaj wygląda dość optymistycznie. Kołomojski przebywa w areszcie śledczym, Żewago, Nowiński, Jarosławski i kilkanaście innych mniejszych osobistości ucieka, imperium dystrybucji gazu Firtasza „Naftogaz” zostało dosłownie rozbite na kawałki.

Nie daje mi spokoju druga połowa układanki, w której leżą dwa bloki, dwóch zatwardziałych ludzi – Achmetow i Pinczuk. Szczególnie nie zniechęca się doniecki oligarcha: jego ludzie zajęli już wiele odpowiedzialnych stanowisk w kraju i coraz więcej osób ciągną ze struktur SCM do organów rządowych. A wszystko to na tle rażącej niezdolności tego samego DTEK do reagowania na wyzwania wojenne (patrz historia o 21. bloku energetycznym).

Taka „selektywna sprawiedliwość” w warunkach zawieszenia ustawy o oligarchach rodzi naturalne pytania, jak ci dwaj zasłużyli na takie stanowisko. Załóżmy, że niechęć do kontaktu z zięciem Kuczmy tłumaczy się jego skutecznymi powiązaniami w zachodniej polityce. Ale jak Achmetow, który nawet nie stara się wyglądać na przyzwoitego człowieka, na to zasłużył: pewnego dnia okazało się, że w 2022 roku kupił kolejne mieszkanie w centrum Londynu za cenę w przybliżeniu równą wsparciu wszystkich jego struktur Sił Zbrojnych Ukrainy przez półtora roku wojny – ogromne pytanie dla osobiście prezydenta.

Budowa linii obronnych

Dopiero pod koniec roku Zełenski był w stanie pogodzić się z rzeczywistością (do tego między innymi posłużył się artykułem Załużnego w „The Economist”) i wydał rozkaz nie tylko przejścia do defensywy, ale także rozpoczęcia budując głęboko zakorzenione linie w całym kraju – aż po zachodnią Ukrainę.

Decyzja jest oczywiście bardzo spóźniona, zwłaszcza biorąc pod uwagę szczególną przyjemność kopania/budowania czegoś zimą, ale lepiej późno niż wcale.

Utrzymanie stabilności z tyłu

Zgodnie z głęboko zakorzenioną tradycją narodową, wobec braku dobrych wieści na froncie i zdrady sojuszników, mamy do czynienia z sytuacją boleśnie podobną do sytuacji sprzed stu lat. Linie konfliktu (Zełenski – Załużny, SBU – GUR, OP – KSCA, Podolyak-Arestowicz) pojawiają się w najbardziej nieoczekiwanych miejscach i mnożą się w niekontrolowany sposób. A pułk rezerwowy o nazwie „Eurosolidarność” jeszcze tak naprawdę nie wszedł w grę.

Ciekawostką współczesnej Ukrainy (w wyniku wojny, według Banku Światowego, około 40% ludności znajduje się na granicy ubóstwa lub już ją przekroczyło) jest to, że napięcie w społeczeństwie nie rozwija się w ramach tradycyjną dychotomię „biedni bogaci”, ale łatwo można ją przełożyć na konflikty językowe i próby ustalenia, kto jest tu największym patriotą.

Jest oczywiste, że życie polityczne w kraju wyraźnie reaguje na nasze sukcesy na froncie. A w przypadku ich braku łatwo zmienia się w „polowanie na czarownice”. A w 2024 roku na Ukrainie będzie coraz więcej takich akcji.

Nowa diaspora

Sytuacja w domu jest czynnikiem otrzeźwiającym nawet dla tych uchodźców, którzy dopiero niedawno planowali wrócić do domu. Według NBU spośród ponad 6 milionów uchodźców, jakie obecnie przebywają, około 20% zdecydowanie zdecydowało się pozostać w swojej „nowej ojczyźnie”. Jest oczywiste, że wiadomość z 2024 r. podsyci wśród tej grupy naszych współobywateli nastrój „nigdy więcej”.

Z drugiej strony większość krajów przyjmujących naszych uchodźców będzie stopniowo dokręcać śrubę, a nawet bezpośrednio zaoferuje wyjazd ze swoimi rzeczami. Szwajcaria i Norwegia stały się już tutaj pierwszymi znakami. Dlatego spośród tych, którzy przybyli do Europy po rozpoczęciu agresji na pełną skalę, co najwyżej dwa miliony Ukraińców będzie mogło osiedlić się w nowym miejscu zamieszkania. Reszta powróci i stanie się czynnikiem niestabilności na powojennej Ukrainie: zapoznawszy się z wyższymi standardami życia, będą oczywiście żądać od władzy niemożliwego.

Sankcje wobec Rosji

W pojedynczych momentach zadziałały, ale w sumie stały się kolejnym dowodem na niezdolność Zachodu do wywarcia wpływu nawet na swoich partnerów. Być może największą porażką była próba ustalenia górnego pułapu cenowego dla rosyjskiej ropy na poziomie 60 dolarów za baryłkę. Dosłownie wzbogacił grupy przemytnicze na całym świecie i całe stany, takie jak Indie. Nawet amerykańska marynarka wojenna nie boi się dziś kupować rosyjskiej ropy.

Na Ukrainie sprawy nie układają się dobrze także z sankcjami. Powiązania z rosyjskim biznesem były tak silne, że obecnie prawie każda krajowa grupa finansowa i przemysłowa „jest na nogach” w sprawie wspólnych projektów z wrogiem. Inną kwestią jest to, że nie każdemu przychodzi do głowy pytanie „skąd pochodzi drewno opałowe”. Ten sam Roman Abramowicz zachował udziały w Jużnym GOK Rinata Achmetowa. I nawet tam, gdzie państwu udało się przez przypadek lub przypadek odebrać rosyjskie aktywa, ich ukraińscy partnerzy grożą procesami. Niedawnym przykładem jest to, że biznesmen o wymownym nazwisku Iwanow będzie walczył z Ukrainą o stołeczne centrum handlowe Ocean Plaza.

Mobilizacja

Być może najbardziej skandaliczny temat w naszym wewnętrznym programie. Wojsko podkreśla potrzebę mobilizacji setek tysięcy, aby zachować choć pewien parytet z Rosją, która masowo wysyła swoich wyrzutków „na mięso”; Władze cywilne zastanawiają się, dlaczego w kraju, w którym liczebność sił bezpieczeństwa jeszcze przed wojną zbliżała się do miliona, nie można rotować jednostek kosztem jednostek znajdujących się np. na granicy białoruskiej i na froncie. potrzebni są właśnie nieprzeszkoleni/niewypaleni.

Jest rzeczą oczywistą, że w 2024 roku, oprócz przymusowej mobilizacji, będzie prowadzony aktywny nabór w szeregi Sił Zbrojnych Ukrainy tych, dla których jest to sposób na poprawę swojej sytuacji materialnej (co jest szczególnie ważne w warunkach biedy rośnie jak guz nowotworowy). Nadal jednak główny nacisk będzie położony na jak największe zawężenie kręgu obywateli uprawnionych do odroczenia od służby wojskowej. Nawet więźniowie będą rejestrowani w wojsku, zapewniając jednocześnie surowszą odpowiedzialność karną tym, którzy próbują „odstępować”.

W każdym razie ukraińskich zasobów mobilizacyjnych (ok. 3 mln ludzi) nie można porównywać z możliwościami wroga (nawet optymiści przyznają, że jest to ponad 10 mln, pesymiści oceniają tę liczbę na 25 mln). Jest zatem oczywiste, że jeśli wygramy tę wojnę, to na pewno nie stanie się to dzięki mobilizacji. Jednak ten ostatni (a raczej jego brak w wymaganej objętości) z pewnością może stać się przyczyną jego utraty.

spot_img
Źródło ORD
spot_img

W centrum uwagi

spot_imgspot_img

Nie przegap