Liczba reaktorów jądrowych, które planujemy zbudować dosłownie pojutrze, jest olśniewająca. Biorąc pod uwagę, że przemysł nuklearny jest dziś nadzieją i wsparciem naszego systemu energetycznego, czas oddzielić wybryki zarządu Energoatomu od obiektywnych potrzeb i realnych wyników.
Oczywiście Energoatom stał się ostatnio całą korporacją, która na pewno będzie miała radę nadzorczą, ale tej reformy nie będziemy przeceniać.
Tak, rola elektrowni jądrowych w systemie energetycznym jest kluczowa. W zeszłym roku spadły one zaledwie o połowę całkowitej produkcji energii elektrycznej w kraju (zimą czasami ich udział w produkcji sięgał 60%). Na koniec 2023 roku ukraińskie elektrownie jądrowe wygenerowały 52,4 mld kWh, a plan na ten rok to 53,6 mld kWh. Możliwe jest zwiększenie wydajności choćby ze względu na możliwość naprawy istniejących.
Tak naprawdę to dzięki taniej energii jądrowej udaje nam się utrzymać stosunkowo niskie ceny dla ludności (swoją drogą dwie trzecie przychodów firmy przeznaczono na rekompensaty za te taryfy - 128 ze 190 miliardów hrywien w 2023 roku) .
Wszystko to zapewniają tysiące pracowników. Wielu z nich służy w Siłach Zbrojnych Ukrainy. I choć do samych jednostek nie ostrzelano jeszcze, trajektorie rakiet przeleciały bezpośrednio nad reaktorami jądrowymi tego samego południowoukraińskiego, na wysokości 100–200 metrów, a przez strefę przemysłową stacji odbyły się już loty . A to naprawdę grozi światu katastrofą gorszą niż Fukushima.
To prawda, że wojna jest wojną, a intrygi to intrygi. Krążą wokół NAEC od lat. Przetargi na Energoatom już dawno stały się fascynującą zagadką dla dziennikarzy – często można w nich spotkać uczestników z cenami znacznie wyższymi od rynkowych (czasami kilkukrotnie), których do zwycięstwa poprowadził jedynie palec losu. Energoatom jest tym strasznie zirytowany. Oczywiście nie zawyżone ceny, ale baczna dbałość o zakupy firmy. Tam wyjaśniają wszystko jako IPSO wroga i nadal niczego nie zmieniają.
W kwestiach planowania także. Kilka lat temu kierownictwo NAEK i zaprzyjaźnione z nim Ministerstwo Energii przypomniało bajkę o Khoji Nasreddinie i nauczaniu osła mówić. No cóż, pamiętajcie, albo osioł umrze, albo padyszah nie będzie miał na to czasu. Mądrze przypisali Bankovie rolę padiszah. Od tego czasu regularnie, mniej więcej raz w miesiącu, wyrażają wspaniałe plany przyszłych megakonstrukcji reaktorów różnego typu i w niespotykanych dotąd ilościach.
Zaczęliśmy od ukończenia jednego lub dwóch bloków konstrukcji radzieckiej w elektrowni jądrowej Chmielnicki. Potem bloki zaczęły się samoreplikować, a w tej chwili jest ich już kilkadziesiąt. Co prawda lwią część z nich stanowią mikroreaktory, które w ogóle nie istnieją „sprzętowo”, a które obiecują zbudować w następnej dekadzie, ale kogo obchodzą takie drobnostki. Każdy z góry wie, że później plany zostaną skorygowane, większość wyrzucona na śmietnik i... zostaną narysowane nowe. Jednak ciągłe generowanie dobrych wiadomości jest przydatne w walce o utrzymanie miejsca. A potem, im większe planowanie, tym większe przepływy finansowe na to. Tak naprawdę wydawanie pieniędzy na opracowywanie wszelkiego rodzaju studiów wykonalności w żadnym wypadku nie jest know-how Energoatomu.
Niestety, proces ten nie jest tak nieszkodliwy. Partnerzy przyzwyczajają się do tego, że wypowiedzi ukraińskich urzędników najwyższego szczebla mogą być po prostu nudne z kłótniami na poziomie przedszkolaka, a stosunek do nas się zmienia, i to nie na lepsze.
Niedawnym przykładem jest wypowiedź Ministra Energii: „…latem lub jesienią 2024 roku Ukraina planuje rozpocząć budowę czterech nowych reaktorów jądrowych. Potrzebujemy zbiorników reaktorowych, które trzeba będzie importować. Chcemy natychmiast wybudować trzeci i czwarty blok (w EJ Chmielnicki – I.M.)… Chcemy zrekompensować te w EJ Zaporoże.”
Właściwie rozpoczęcie budowy nie jest trudne. Energoatom twierdzi, że już pracują nad dokończeniem trzeciego bloku i nigdy nie kłamali – zamontowali w bloku dach przeciwdeszczowy i tynkują pomieszczenia gospodarcze. Kto powiedział, że to nie jest budowa? Istnieje również bardzo ekonomiczna opcja - umieść znak „będzie numer bloku taki i taki”. W Równej elektrowni jądrowej stoi on zamiast piątego bloku od czasów Janukowycza.
Jednak w naszym przypadku wszystko jest nieco bardziej skomplikowane i może mocno nadszarpnąć kieszenie konsumentów.
Negocjacje w sprawie zakupu „bułgarskich” bloków oficjalnie trwają od lata ubiegłego roku. Terminy są stopniowo przesuwane, ale proces nie zostaje zatrzymany. Kluczowym warunkiem Sofii jest sprzedaż ich za nie mniej niż 600 mln euro. Dokładnie za tyle Bułgaria kupiła je od Rosji. Ogłaszane są także scenariusze z wyższymi kwotami – do 750 mln euro. Jednocześnie Bułgarzy twierdzą, że strona ukraińska spodziewa się sfinansowania transakcji ze środków pomocowych UE. Ciekawe, czy Ministerstwo Finansów Ukrainy jest tego świadome?
Zakup amerykańskich reaktorów tak naprawdę już się rozpoczął. Po kilku latach negocjacji, w grudniu 2023 roku Energoatom ogłosił, że za kolejne 437,5 mln dolarów kupi rektora pod nowy blok energetyczny w EJ Chmielnicki. Mówiliśmy już, że nie tyle chcemy kupić, ile chcą nam sprzedać dwa reaktory, których Westinghouse musi się pozbyć do 2025 roku w ramach umowy o uregulowaniu zadłużenia. I szczerze mówiąc, było to trudne z kupującymi.
Już w trakcie budowy swoich jednostek Chińczycy osiągnęli poziom lokalizacji produkcji na poziomie 70%. Teraz mają własny podobny reaktor. Próba porozumienia z Hindusami również nie jest zbyt udana – projekt budowy tam sześciu reaktorów utknął w martwym punkcie i zgodnie ze starą indyjską tradycją nikt nie mówi ani tak, ani nie. I tak było przez wiele, wiele lat. Europejczycy również nie byli chętni. Ale Energoatom był gotowy kupić.
Co prawda na przeszkodzie stanęła jedna drobnostka – jak zawsze nie było pieniędzy.
Nawiasem mówiąc, nie tylko dla reaktorów. Nie ma pieniędzy na tańsze obiekty, a w warunkach wojennych na te bardziej potrzebne systemowi energetycznemu. Jeśli chodzi o inwestycje, latem ubiegłego roku NAEK z melancholią stwierdził, że nie ma wystarczających środków nawet na schrony dla personelu Południowej Elektrowni Atomowej i elektrowni jądrowej Chmielnicki. Brzmiało to tak: „...w roku 2023 planowano zaprojektować schron ochrony ludności na... terenie Wiceprezesa HAES oraz przeprowadzić prace przedprojektowe i zdezagregować możliwości techniczne przed zaprojektowaniem rozbudowy dodatkowego schronu zaopatrzeniowego dla personelu przemysłowego o Majdan WP PAES. Ze względu na deficyt finansowy projekt stawów w VP HAES i VP PAES zostanie przeniesiony.”
Okazało się, że są rzeczy o wiele ważniejsze niż wydawanie kilkuset milionów hrywien na schroniska dla pracowników stacji. Potem szanowane kierownictwo zostało nieco wycofane, ale priorytety pozostały.
Nawet nie wiem, jak to się nazywa – w warunkach wojennych rozpoczynać aż cztery budowy, nie mając środków i środków na budowę choćby na jedną? Nie mogę znaleźć sensownej odpowiedzi...
W staroświecki sposób można by to nazwać sabotażem. Mamy czasy humanistyczne, więc (później) będą nazywać to wszystko nieefektywnym wykorzystaniem zasobów. I kiwają palcem. Może nawet prosto z rady nadzorczej.