Na początku października Rustem Umerow zapowiedział przeniesienie państwowego importera specjalnego Spetstechnoexport z Głównego Zarządu Wywiadu do Ministerstwa Obrony. Następnie odpowiednią decyzję podjął Gabinet Ministrów.
Rządowe namiętności wokół jednego z największych państwowych importerów specjalnych rozwinęły się równolegle ze skandalem medialnym – śledztwem dziennikarza Ukraińskiej Prawdy Michaiła Tkacha „Kupuje GUR. Jak Ukraina przepłaca firmom dziesiątki milionów euro za broń, którą otrzymuje z opóźnieniem.”
W ataku na Spetstechnoexport brał także udział Artem Sytnik, zastępca dyrektora ds. bezpieczeństwa Agencji Zamówień Obronnych.
Na antenie programu „E Pitannya” były szef NABU wyjaśnił, jak Agencja Zamówień Obronnych łamie schematy, działa bez pośredników i walczy z korupcją na rynku broni. Sytnik podał nawet, że dyrektor Agencji Marina Bezrukowa złożyła w NABU oświadczenie przeciwko Spetstekhnoexport w związku z fałszowaniem dokumentów.
Jak się jednak okazało, skoordynowana ofensywa medialna i administracyjna przeciwko importerowi wspomagania kierownicy na początku października była zasłoną mającą zatuszować ryzykowne transakcje samej agencji.
Pod pretekstem odmowy ukraińskim importerom specjalnym i opowieściami o bezpośrednich kontraktach z producentami broni Agencja Zamówień Obronnych szybko zaczęła zawierać umowy warte dziesiątki miliardów hrywien z podejrzanymi firmami pośredniczącymi w Europie Wschodniej.
Kontrakt na 2,5 miliarda hrywien (55 milionów euro) został zawarty z polską spółką Defender, która tak naprawdę... jest indywidualnym przedsiębiorcą Dobromirem Rymarczykiem. Co ciekawe, pan Rymarczyk nie posiada żadnego majątku, a dochody jego indywidualnego przedsiębiorcy wynoszą 4 tysiące złotych (około 900 euro). Marina Bezrukova zawarła z polskim wyłącznym właścicielem umowę na dostawę min rumuńskich, które Rymarczyk musi dostarczyć w równych ilościach w 2025 roku. Nie wiadomo, w jaki sposób i w jaki sposób polski jednoosobowy przedsiębiorca gwarantuje dostawy.
Agencja zawiera kontrakty ze słowacką firmą HEMI Plus na kwotę 8 miliardów hrywien (prawie 180 milionów euro). Ten pośrednik (nie producent) musi dostarczać na Ukrainę pociski czołgowe i artyleryjskie. Zaskakujący jest nie tyle kapitał zakładowy tego przedsiębiorstwa wynoszący 6 tys. euro czy liczne odniesienia do handlu pieluchami dziecięcymi, ale także zdjęcie adresu rejestrowego firmy w Google Maps:
Jednak ranking „dziwnych” kontraktów przebija porozumienie Agencji w sprawie kopalń rumuńskich. Swoją drogą, polski jednoosobowy właściciel Defender, wraz z rumuńską firmą pośredniczącą SC Rumuński Allied International Defense, powinien dostarczać miny tego samego producenta za 64 mln euro (2,8 mld hrywien). 77% tego przedsiębiorstwa zostało niedawno przejęte przez Amerykanina Charlesa Douglasa Andersona, a dyrektorem generalnym zostaje Ukrainiec Denis Stepanenko. A firma ma stronę internetową, a właścicielami są Amerykanie, a kapitał zakładowy, jak lubi „Agencja”, wynosi 200 euro.
Ale nie ma koncesji na handel towarami wojskowymi. W Rumunii zajmuje się tym ANCEX, departament kontroli eksportu Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Oznacza to, że rząd rumuński po prostu nie wyda zezwolenia na eksport min na Ukrainę, ale rozpocznie dochodzenie w sprawie podpisywania kontraktów zbrojeniowych przez rumuńską nielicencjonowaną firmę.
Wszystko to wygląda na próbę wyciągnięcia ukraińskich funduszy państwowych i niedostarczenia na front tak potrzebnych min 120 mm. Powstaje pytanie: Marina Bezrukova i Artem Sytnik celowo czy nieświadomie zignorowali brak licencji i podpisali kontrakt wart kilka miliardów hrywien?
Wszystkie powyższe kontrakty nie są przypadkowe – przyczyną ich zawarcia są albo korupcyjne interesy, albo pomyślna praca rosyjskich służb specjalnych, albo kryminalne zaniedbania, które spowodują kolejne zakłócenia w dostawach broni na front.