Jak faktycznie działa biznes, w który był zaangażowany Słobożenko.
Widzę, że wiele osób pisze o biznesie Słobożenki, ale nikt nie napisał, jak faktycznie działa „arbitraż”. Kilka lat temu trafiłem na fora arbitrażowe, gdy chciałem dowiedzieć się, jak działają reklamy na Facebooku. Ci ludzie rozmawiają o swoich sprawach bez ukrywania się, najwyraźniej nie ma tu żadnej tajemnicy.
Więc oto jest. Jeśli w Google zobaczysz natrętne, nieprzyjemne reklamy – „ryba będzie gryźć jak szalona”, obwisłe brzuchy, wyskakujące ze słoików grzyby i wspaniałe latarki, które potrafią odstraszyć psy i wbić paznokcie – to wszystko. Arbitrzy. Osoby, którym płaci się jako pośrednicy za przyciąganie kupujących do witryn sprzedawców (dlaczego reklamują się dokładnie w ten i dokładnie ten sposób – nie wiem, najwyraźniej taka reklama działa).
W przeciwieństwie do Google, Facebook zakazuje takich reklam. Przykładowo na Facebooku zabronione jest pokazywanie brzucha „przed i po” produkcie na odchudzanie, nie mówiąc już o penisie „przed i po” produkcie na powiększenie. Jednak podmioty stowarzyszone nadal go uruchamiają pomimo zakazu. Jak?
Reklama na Facebooku uruchamiana jest poprzez konto reklamowe. Jeśli na swoim koncie reklamowym będziesz wyświetlać reklamy zabronione przez Facebooka, po pewnym czasie Facebook zablokuje to konto reklamowe.
Aby kontynuować, istnieją dwa sposoby.
Każdy, kto zarejestrował się na Facebooku, ma domyślnie konto reklamowe. Nawet jeśli o tym nie wie i nie korzysta. A więc, czy widziałeś reklamy „Wypożyczę konto”? To oni. Arbitrzy.
Za nominalną kwotę 300 hrywien miesięcznie (przed wojną na pełną skalę) weszli na konto reklamowe właściciela konta, uruchomili swoje reklamy zabronione przez Facebooka, zamknęli konto i przeszli do następnego.
Ponieważ chętnych do wypożyczenia konta nie jest zbyt wielu, częściej stosuje się inną metodę. Który dokładnie?
Arbiter kupuje boty.
Boty są hodowane przez specjalnych hodowców botów, którzy początkowo kierują farmy botów na konkretny rynek, na którym arbiter planuje pracować. Do „Burj”, do Rosji, do „WNP” i tak dalej. Boty powstają w tysiącach i dziesiątkach tysięcy, a muszą wyglądać jak prawdziwi ludzie i pasować (po imieniu, nazwisku i publikacjach) do rynku, na który planowana jest premiera reklamy. Po uprawie (tzw. „farmowaniu”), która może zająć kilka tygodni – pracują z botem tak, aby wyglądał jak prawdziwa osoba, wtedy biuro reklamy Facebooka nie będzie go od razu blokować – farma botów zostaje sprzedana arbitrażowi specjalista. Arbiter kupuje farmę botów, używa jej, a następnie kupuje następną farmę botów. I tak w nieskończoność.
Jeśli zobaczysz doniesienia mediów, że gdzieś „zniszczona została farma botów licząca 25 000 kont” oraz zdjęcie ogromnej liczby kart telefonicznych i wszelkiego rodzaju technicznych bzdur związanych z ich połączeniem, najprawdopodobniej to one. Arbitrzy.
Nie wiem jak to teraz działa, ale działało w czasach mojego zainteresowania tematem przed wojną na pełną skalę.
Nie wiem, czy Słobożenko w ten sposób zarabiał (był pozycjonowany jako specjalista od arbitrażu i tak zarabiają specjaliści od arbitrażu). Media podały, że rzekomo reklamował kasyna online i pracował „dla Indii”. Indie są obecnie największym rynkiem usług Facebooka, więc nie zdziwiłbym się, gdyby okazało się, że ma farmę botów wartą 25 tys. z nazwami w języku hindi, bengalskim i urdu.
Mało prawdopodobne, że dowiemy się, czy Słobożenko rzeczywiście to robił. Jeśli tak, to w żadnym wypadku nie jest to uznawane, ponieważ za to można uzyskać od firmy Meta odmowę świadczenia usług (firma rzadko z tego korzysta, ale robi). Jeśli nie, to wszystko powyższe po prostu go nie dotyczy.
Oczyszczenie świata z farm botów jest w każdym razie dobrą rzeczą, ciekawe jednak, że zwrócono uwagę na ten zawód dopiero wtedy, gdy jeden z jego przedstawicieli kupił Lamborghini i wyjechał jako wolontariusz za granicę.