Czego Ukraina oczekuje od Stanów Zjednoczonych i czy Kijów straci sojusznika po wyborach w Ameryce?

Po co Antony Blinken przyjechał do Kijowa, o czym wkrótce porozmawiają Władimir Zełenski i Joe Biden, czy wybór Donalda Trumpa będzie dla Ukrainy katastrofą – więcej szczegółów w materiale.

W przyszłym tygodniu prezydent Władimir Zełenski po raz drugi w czasie wojny na pełną skalę uda się do Stanów Zjednoczonych. Oficjalnym programem jest udział w sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Ale oczywiście odbędzie się osobne spotkanie z amerykańskim prezydentem Joe Bidenem.

Przywódcy ukraińscy i amerykańscy mają nieskończoną liczbę tematów do dyskusji. Ich ostatnie rozmowy, na lipcowym szczycie NATO w Wilnie, trwały dwukrotnie dłużej niż planowano, a zdaniem Zełenskiego „rozmawialibyśmy jeszcze dłużej”.

Nie ma w tym nic dziwnego, skoro Stany Zjednoczone są sojusznikiem numer jeden Ukrainy pod względem wielkości różnego rodzaju pomocy, stanowiącym trzon całej zachodniej koalicji. Ale Ukraina na stałe wpisała się także w amerykańską agendę krajową i z pewnością stanie się jednym z głównych tematów rosnącej kampanii prezydenckiej.

Trump i wszystko, wszystko, wszystko

Wraz z wybuchem wojny na pełną skalę zespół Zełenskiego we współpracy z krajami zachodnimi oparł się nie tylko na establishmentie politycznym, ale także na bezpośrednim apelowaniu do wyborców. I już wywierali oddolny nacisk na swoje władze, aby udzieliły pomocy Ukrainie. W sumie podejście to było uzasadnione, uderzającym przykładem są Niemcy, gdzie z wielkim trudem przełamano inercję elity politycznej.

Z drugiej strony, jeśli w którymkolwiek państwie sojuszniczym zmienią się nastroje społeczne na korzyść Ukrainy, jego kierownictwo będzie zmuszone w ten sam sposób dostosować poziom swojego zaangażowania w wojnę.

Obecne tendencje w nastrojach zwykłych Amerykanów dają pewne powody do niepokoju. I tak, według sondażu CNN i firmy badawczej SSRS, w ciągu ostatnich sześciu miesięcy liczba wyborców uważających, że Stany Zjednoczone powinny bardziej pomagać Ukrainie, spadła z 62% do 48%. Jednocześnie opinie są bardzo spolaryzowane: sympatycy Demokratów są znacznie bardziej skłonni do pomocy Ukrainie niż Republikanie.

W innych sondażach konkretne liczby mogą się różnić, ale ogólna tendencja jest wyraźna – popularność stanowiska proukraińskiego w USA spada, choć nie jest to jeszcze katastrofalne (większość Amerykanów nadal opowiada się za dalszą pomocą dla Ukrainy) . Niepokojący jest także fakt, że w kwestii ukraińskiej opinie bezpartyjnych wyborców coraz bardziej zbiegają się ze stanowiskiem Republikanów i to niezdecydowany elektorat zadecyduje o losach wyścigu prezydenckiego w 2024 roku.

Podobnie sytuacja wygląda w elitach politycznych. Ukraina nadal cieszy się poparciem obu stron amerykańskich, o czym Waszyngton niestrudzenie przypomina. Niemniej jednak obóz ukraińskich sceptyków (Republikanów popierających Donalda Trumpa) z biegiem czasu staje się nie tylko głośniejszy, ale i coraz bardziej wpływowy.

Ponadpartyjne poparcie dla Ukrainy w Kongresie zostanie w tym miesiącu poważnie wystawione na próbę. Administracja Bidena przedstawiła pod rozpatrzenie projekt ustawy budżetowej na łączną kwotę 40 mld dolarów, z czego 24 mld dolarów trafi na pomoc dla Ukrainy (jednak bezpośrednia pomoc wojskowa ograniczona jest do 13,1 mld dolarów, z czego część zostanie wykorzystana także na uzupełnienie rezerw Pentagonu).

Obie strony – administracja Bidena i sceptyczni wobec Ukrainy Trumpiści – uciekają się do różnych chwytów, zauważa Politico. Tym samym Biały Dom włączył do „ukraińskiej” ustawy finansowanie i szereg innych zagadnień niezwiązanych z wojną, ale popularnych wśród wyborców, na przykład walkę z narkotykami (taktyka, która jest bardzo popularna w naszej Radzie Najwyższej). Zakłada się, że Republikanom będzie trudno wyjaśnić, dlaczego na nią nie głosowali. Ponadto głosowanie w Kongresie zbiegnie się mniej więcej z wizytą Zełenskiego i wystąpieniami publicznymi w Stanach Zjednoczonych – planuje się, że będzie to również wykorzystane jako czynnik nacisku.

Przeciwnicy mają swoje własne populistyczne argumenty. Najbardziej oczywiste jest to, że projekt ustawy Białego Domu proponuje przeznaczyć 24 miliardy na kwestie związane z wojną rosyjsko-ukraińską, a pozostałe 16 miliardów na potrzeby wewnętrzne USA. Dlatego Trumpiści już szerzą swój ulubiony argument: mówią, że Bidenowi i jego ekipie bardziej interesują się problemami odległej o tysiące kilometrów Ukrainy niż interesami samych Amerykanów.

Oczywiście, jak wszędzie w polityce, czynnik osobisty również odgrywa rolę. Spiker Izby Reprezentantów Kevin McCarthy odegra kluczową rolę w przyjęciu nowego pakietu pomocowego. Jego pozycja jest bardzo niepewna, objął urząd na początku tego roku dopiero za piętnastą próbą. Trumpistowskie skrzydło frakcji Republikanów otwarcie i skutecznie szantażuje go możliwością rezygnacji.

Dlatego po miesiącach wahań ostatecznie zdecydował się na rozpoczęcie procedury impeachmentu Bidena – przedsięwzięcia, które nie ma nawet teoretycznych szans powodzenia, a cieszy się gorącym poparciem Donalda Trumpa i jego zwolenników. W warunkach, gdy konfrontacja Bidena i McCarthy’ego nabiera już charakteru osobistego, pomyślne przekazanie nowego pakietu pomocowego dla Ukrainy staje się jeszcze bardziej problematyczne.

W lipcu 70 republikańskich kongresmenów (jedna trzecia całej frakcji) głosowało za całkowitym wstrzymaniem wszelkiej pomocy dla Ukrainy. Propozycja zakończyła się porażką, ale historia impeachmentu pokazuje, że Trumpistyczna mniejszość składająca się z Republikanów może być w stanie wpłynąć na stanowisko całej partii.

Wszystkie te trudności stanowią wersję demonstracyjną tego, czego Ukraina może się spodziewać w przyszłym roku, kiedy kampania prezydencka w USA nabierze rozpędu. Świadomi rozmówcy RBC-Ukraina w Kijowie mówią też, że w 2024 roku uzyskanie pomocy ze strony Stanów Zjednoczonych będzie trudniejsze niż obecnie.

Nie ma szczególnych intryg ze strony Partii Demokratycznej – Biden na chwilę obecną wygląda na to, że nie ma alternatywnego kandydata. Dla Republikanów walka trwa pełną parą, choć faworyt od dawna był oczywisty: według średnich danych sondażowych portalu FiveThirtyEight prowadzi Donald Trump z 53% poparciem wśród Republikanów. Gubernator Florydy Ron DeSantis, który kilka lat temu był postrzegany jako prawdziwy konkurent Trumpa, gwałtownie stracił pozycję, ale zachował drugie miejsce z poparciem 13,4%.

38-letni biznesmen pochodzenia indyjskiego Vivek Ramaswamy, który nie ma żadnego doświadczenia politycznego, niespodziewanie znalazł się na trzecim miejscu z oceną 7%. Oczywiście wzrost popularności Ramaswamiego zapewniły jego ostre i sprzeczne wypowiedzi, w tym na temat Ukrainy. Opowiada się nie tylko za zaprzestaniem pomocy dla Ukrainy, ale także za „zamrożeniem konfliktu”, czyli uznaniem przez Rosję okupacji części terytorium Ukrainy.

Ramaswamy, którego określano jako „próbującego być bardziej Trumpem niż sam Trump”, przypodobał się byłemu prezydentowi, a Trump powiedział, że jest otwarty na pomysł nominowania Ramaswamy’ego na swojego kandydata na wiceprezydenta. Oczywiście takie jest zadanie młodego biznesmena w tej kampanii, gdyż jego szanse na zostanie republikańskim kandydatem na prezydenta są bardzo nikłe.

Dla Ukrainy w tej sytuacji najniebezpieczniejsze jest to, że trzej najpopularniejsi kandydaci Republikanów – Trump, Desantis i Ramaswamy – zajmują antyukraińskie stanowisko lub przynajmniej w przypadku Desantisa pozwalają sobie na dwuznaczne wypowiedzi na temat Kijowa. W szczególności zwolennicy Ukrainy, były wiceprezydent Michael Pence i była przedstawicielka USA przy ONZ Nikki Haley, nadal pozostają w tyle w rankingach i nie mają prawie żadnych szans na zdobycie nominacji.

To, jak tak różne stanowiska w najważniejszej dla Stanów Zjednoczonych kwestii polityki zagranicznej, czyli rosyjskiej agresji na Ukrainę, mogą współistnieć w ramach tej samej partii, od dawna interesuje amerykańskich ekspertów i dziennikarzy. Partia Republikańska nie przypomina już czasów Ronalda Reagana.

Dla Republikanów, historycznie jastrzębich i popierających amerykański interwencjonizm, wewnętrzna walka o pomoc dla Ukrainy podkreśla to, co zdaniem analityków jest szerszą walką partii o zdefiniowanie tego, co reprezentuje – jest to długo paląca się kwestia, która „oczekuje się, że stanie się jeszcze bardziej dotkliwa w miarę rozpoczyna się kolejny cykl wyborczy” – pisze „The Washington Post”.

Dla Ukrainy pytanie jest prostsze, ale także bardziej globalne: czy potencjalny wybór Trumpa, którego szanse wciąż wynoszą 50/50, jest katastrofą, czy nie? A co zrobić, jeśli rzeczywiście zostanie kolejnym prezydentem Stanów Zjednoczonych?

Ważna uwaga: liczne postępowania karne przeciwko Trumpowi, zgodnie z amerykańskim prawem, nie stanowią przeszkody w jego wyborze na prezydenta i nawet jeśli zostanie skazany, będzie mógł ubiegać się o urząd.

Dyrektor Centrum Nowej Europy Alena Getmanchuk w rozmowie z RBC-Ukraine przyznaje, że w sytuacji na Ukrainie konieczne jest przemyślenie scenariusza ewentualnego zwycięstwa Trumpa.

„Byłoby gorzej, gdybyśmy ujawnili się i powiedzieli, że wybór Trumpa to dla nas katastrofa. Dzięki Bidenowi jest większa przewidywalność, znamy już jego podejście, wiemy, jak je zmienić, choć dzieje się to powoli i wiąże się z wielkimi kosztami. Po Trumpie nie wiemy, czego się spodziewać, dla niego kwestia integralności Ukrainy nie jest sprawą najświętszą. A po tych wszystkich oskarżeniach i postępowaniach karnych tak wielu specjalistów, wojskowych i dyplomatów, którzy przyszli do niego podczas pierwszej kadencji, już do niego nie przyjdzie” – mówi Getmanchuk.

W niedawnym wywiadzie dla „The Economist” Zełenski powiedział, że Trump nigdy nie poprze Putina, jeśli zostanie wybrany. „Nie tak postępują silni Amerykanie” – powiedział ukraiński prezydent.

Stwierdzenia takie mogą wpisać się w ogólną linię zachowań ukraińskich władz na nadchodzący rok, a w najgorszym przypadku – w przypadku wyboru Trumpa – na całą jego kadencję. Jak wyjaśnił RBC-Ukraine kompetentny rozmówca ukraińskiego rządu, z nawet Trumpem w zasadzie można sobie poradzić. Najważniejsze jest stworzenie mu sytuacji, w których będzie zmuszony podejmować decyzje na korzyść Ukrainy, na przykład w obawie przed nowymi oskarżeniami o „pracę dla Moskwy”. Tak czy inaczej, z Trumpem w Białym Domu będzie to dla Ukrainy znacznie trudniejsze, choć – jak zapewnił rozmówca publikacji – jego wybór nie będzie dla nas „katastrofą”.

Szkolenie w stylu amerykańskim

W każdym razie na razie Ukraina musi sobie poradzić z prezydentem Bidenem i jego administracją. I pomimo dużej gęstości kontaktów między przywódcami obu krajów oraz wielomiliardowej pomocy amerykańskiej, obecnych stosunków Kijowa z Waszyngtonem nie można nazwać „idealnymi”. Ukraina jest niezmiennie niezadowolona z wielkości pomocy wojskowej i często wyraża to publicznie. W USA mówią, że robią wszystko, co mogą. Notoryczne „zmęczenie Ukrainą” wśród amerykańskiego establishmentu, jeśli występuje, to na szczęście nie zostało jeszcze zrealizowane w praktycznych działaniach.

Oczywiście zarówno Ukraina, jak i Stany Zjednoczone mają swoje własne interesy narodowe, nie muszą one być całkowicie zbieżne. Jednak w warunkach, w jakich obecnie znajduje się Ukraina, dysonans ten ma bardzo konkretne konsekwencje. Problemem nie jest nawet to, że wizja zakończenia wojny w Kijowie i w Waszyngtonie jest odmienna. Problem w tym, że rząd amerykański nie ma jeszcze konkretnej wizji przyszłości, jak przyznają wszyscy rozmówcy, z którymi rozmawiała RBC-Ukraina.

„W dalszym ciągu nie ma odpowiedzi na pytanie, czy wewnętrzna ogólna linia Waszyngtonu zakłada zakończenie wojny w formie „wynegocjowanego pokoju” czy „wynegocjowanego porozumienia” („porozumienia pokojowego”, które a priori zakłada pewnego rodzaju ustępstwa w sprawie stronie ukraińskiej”, pod red.). Wiele wskazuje na to, że jest to dla nich najbardziej optymalny scenariusz, czego dowodem jest skalibrowane, dozowane wsparcie” – mówi Alena Getmanchuk.

Jej zdaniem Biden nie potrzebuje absolutnego zwycięstwa Ukrainy dla swojej kampanii prezydenckiej w takiej formie, w jakiej widzą to sami Ukraińcy – może wystarczyć zwykłe zaprzestanie działań wojennych i rozlewu krwi, to można już „sprzedać” elektoratowi . Biden, który wygrał wybory z obietnicą „zakończenia wojen” (i jakimś cudem udało mu się to zrobić w Afganistanie), próbuje teraz balansować pomiędzy pomocą Ukrainie a uniknięciem dalszej eskalacji, aż do trzeciej wojny światowej, zwłaszcza przy użyciu broń nuklearna. Ponadto, zauważa Getmanchuk, rolę odgrywają także pytania amerykańskich wyborców o to, czy należy nadal wspierać Ukrainę i czy Chiny (a nie Rosja) są głównym zagrożeniem dla Stanów Zjednoczonych.

Konkluzja jest taka, że ​​strach przed wojną nuklearną plus opcjonalność absolutnego zwycięstwa Ukrainy w wojnie oraz myśli o chińskim zagrożeniu są elementami amerykańskiej polityki wobec wojny rosyjsko-ukraińskiej.

Według źródła publikacji w ukraińskim rządzie pozostały dwie główne czerwone linie dla Zachodu w ogóle, a dla Amerykanów w szczególności. Pierwszym z nich jest wyzwolenie Krymu środkami militarnymi. Drugi to możliwy atak nuklearny ze strony Rosji, na który trzeba będzie jakoś odpowiedzieć (z dalszymi konsekwencjami). Jednak – jak twierdzi rozmówca – Zachód nie widział jeszcze realnych scenariuszy działania w przypadku najgorszego scenariusza – po prostu chce ich za wszelką cenę uniknąć.

Z zachodniego, w tym amerykańskiego punktu widzenia, sytuację komplikuje fakt, że ukraiński rząd systematycznie i celowo palił wszystkie mosty w imię „porozumień pokojowych” lub jakichkolwiek „kompromisów”. Cel jest jeden i maksymalistyczny – przywrócenie integralności terytorialnej Ukrainy w granicach z 1991 r. (choć należy rozumieć, że na tym wojna się nie zakończy), nikt nie opracowuje żadnych zapasowych „strategii wyjścia”.

Z tego powodu przestrzeń dla zwykłych manewrów dyplomatycznych jest znacznie zawężona. W rezultacie zarówno władze ukraińskie, jak i amerykańskie czują odrazę głównie do żądań chwili obecnej.

Ukraina w dalszym ciągu będzie domagać się od Stanów Zjednoczonych pomocy wojskowej i finansowej, na co Amerykanie odpowiedzą, mówiąc o walce z korupcją. Jak wynika z publikacji, temat ten był także poruszany podczas ostatniej wizyty Blinkena w Kijowie, jednak konkretnych przypadków było niewiele – wspomniano jedynie o projekcie ustawy o wzmocnieniu niezależności Wyspecjalizowanej Prokuratury Antykorupcyjnej, jest to warunek otrzymania pieniędzy z MFW i nie tylko. Ale nie było wzmianki o aresztowaniu oligarchy Igora Kołomojskiego, chociaż amerykańscy funkcjonariusze organów ścigania od dawna byli świadomi zainteresowania nim. Jednak ta sprawa jest całkiem odpowiednia dla poprawy ogólnej atmosfery negocjacji.

„Im większe będzie zrozumienie dla tego, że Ukraina przetrwała, tym bardziej aktywny będzie temat korupcji. I to jest także przeciwwaga dla naszych żądań dotyczących powolnego tempa dostaw broni. Im głośniejsza będzie nasza krytyka, tym głośniej będą pojawiać się pytania dotyczące korupcji, praworządności itp. Zadajemy im niewygodne pytania – stwarzają dla nas dyskomfort” – mówi Alena Getmanchuk.

Kolejną kwestią ukraińskiej agendy wewnętrznej, którą interesują się Amerykanie, jest przeprowadzenie wyborów parlamentarnych i prezydenckich. W związku ze stanem wojennym zaplanowane na październik wybory parlamentarne nie odbędą się. Przeprowadzenie w terminie wyborów prezydenckich w przyszłym roku również jest dużym pytaniem.

Na szczeblu oficjalnym temat wyborów na Ukrainie poruszyła w zeszłym miesiącu republikańska senator Lindsey Graham podczas wizyty w Kijowie. „Będziemy nadal walczyć o zdobycie dla was broni, abyście mogli wygrać wojnę, na przegraną której nie możemy sobie pozwolić. Ale trzeba też robić dwie rzeczy na raz. W przyszłym roku na Ukrainie mają się odbyć wybory” – powiedział Graham. W odpowiedzi Zełenski zapewnił, że przeprowadzenie wyborów w czasie wojny jest niezwykle trudne, ale Ukraina jest gotowa wprowadzić niezbędne zmiany w ustawodawstwie, ale Zachód będzie musiał zapewnić wsparcie, od finansowego po wysłanie obserwatorów na linię frontu.

Rozmówcy RBC-Ukraine byli podzieleni co do tego, czy wypowiedź Grahama była jego osobistą inicjatywą, czy też wypowiadał się w imieniu pewnych kręgów amerykańskiego establishmentu, którym w jakiś sposób skorzystałoby na przeprowadzeniu wyborów na Ukrainie.

W każdym razie podczas ostatniej wizyty sekretarza stanu Blinkena w Kijowie poruszono także kwestię wyborów, ale – co ważne – Amerykanie podkreślili, że nie wywierają w tej kwestii żadnego nacisku na Ukrainę, czy przeprowadzić wybory czy nie, jest suwerenną decyzją Kijowa, są oni gotowi jedynie w razie potrzeby udzielić niezbędnej pomocy.

Jednak sam fakt, że amerykańscy przywódcy mówią o wyborach na Ukrainie, ma już charakter orientacyjny – oznacza, że ​​ten temat jest na porządku dziennym. Z czasem może zyskać na znaczeniu.

Na administrację Bidena prawdopodobnie wywierana jest także presja ze strony Trumpistowskiego skrzydła Republikanów, w szczególności słynnego gospodarza Tuckera Carlsona, wszelkich starań, aby przekręcić na swoją korzyść temat ukraińskich wyborów. W licznych audycjach, podcastach i postach na portalach społecznościowych Carlson i podobnie myślący ludzie rozwiewają tezę, że Ukraina jest państwem autorytarnym, skoro nie przeprowadza wyborów, dlatego Biden pomaga tak antydemokratycznemu krajowi. I choć wypowiedzi na temat „autorytarnego reżimu Zełenskiego” składają się wyłącznie z populizmu, niewiarygodnych i zniekształconych faktów, znajdują swoich odbiorców w przedwyborczej Ameryce.

„Amerykanie muszą nas stale „szkolić”. Dają nam pomoc, co oznacza, że ​​musimy wykonać jakieś „zadania”. Po pierwsze, walka z korupcją, po drugie, przejrzystość korzystania z ich pomocy” – mówi rozmówca RBC-Ukraine w Servant of the People. Nawet w publicznych wystąpieniach członków ekipy Bidena widzi sygnały, że w dającej się przewidzieć przyszłości Ukraina nadal nie będzie dla nich na pierwszym miejscu i coraz trudniej będzie pozyskać pieniądze „na wojnę”.

Jednak przynajmniej w dającej się przewidzieć przyszłości nie powinniśmy oczekiwać, że Stany Zjednoczone porzucą Ukrainę, gdyż już za dużo w nas zainwestowały i są zbyt głęboko zaangażowane w naszą sytuację – mówi inny rozmówca rządu. Oczywiście pod warunkiem, że sama Ukraina nie „rozpadnie się” od frontu lub od wewnątrz, do czego obecnie nie ma przesłanek. A nawet lepiej – odnieść znaczące i widoczne zwycięstwa na froncie; nie ma nic lepszego na wzmocnienie przyjaźni amerykańsko-ukraińskiej. Amerykanie kochają zwycięzców.

legenda

Ostatnie posty

W czasie wojny na pełną skalę Ukraińska Liga Studentów współpracowała z fundacją rosyjskiego oligarchy

W 2022 roku Ukraińska Liga Studentów (USL) nawiązała współpracę z Fundacją Rassvet, założoną przez rosyjskiego oligarchę Michaiła…

4 dni temu

Pracownicy oszukańczej sieci call center zatrzymani w Rosji: szczegóły

W Rosji zdemaskowano menedżerów i pracowników „oddziału” międzynarodowej sieci call center. Poinformowała o tym RBC-Ukraina...

2 tygodnie temu

Dlaczego „niedoreformator” sądownictwa Michaił Żernakow zdecydował się na krytykę zawodu prawnika?

Michaił Żernakow to jedna z najbardziej publicznych postaci w dziedzinie reformy sądownictwa na Ukrainie, która...

3 tygodnie temu

Bezsensowny „klub książki” Ministerstwa Kultury

Ministerstwo wydało dziesiątki milionów na drukowanie niepotrzebnych książek w „swoich” wydawnictwach. Ministerstwo Kultury podczas...

4 tygodnie temu

Więcej niż dwa budżety państwa. Jak wyprowadzane są pieniądze z Ukrainy

W ciągu ponad 30 lat niepodległości Ukrainy za granicę wycofano co najmniej 100 miliardów dolarów,...

4 tygodnie temu

„Zdecydowany” przez urząd skarbowy Andriej Gmyrin zorganizował interes z Rosjanami i krewnymi sędziów

Pamiętajcie o byłym szefie Służby Podatkowej Ukrainy Romanie Nasirowie, który owinął się kocem, udając, że jest poważnie chory…

4 tygodnie temu

Ta strona korzysta z plików cookies.