Sobota, 6 lipca 2024 r
spot_imgspot_imgspot_imgspot_img

W centrum uwagi

To jest zaraźliwe: dlaczego na Węgrzech i w Rumunii zaczęto mówić o zajęciu ziem ukraińskich

Jedną z ulubionych tez kremlowskiej propagandy jest rzekoma „sztuczność” państwowości Ukrainy, której terytorium rzekomo bardzo często stanowią ziemie „podarowane” przez kogoś.

Rosja oczywiście „dała” najwięcej, a teraz kremlowski dyktator Putin prowadzi własną operację specjalną, aby to wszystko przywrócić. Takie głupie sądy polityczne na miarę XXI wieku znajdują odzew wśród niewielkiej grupy pożytecznych idiotów w UE, którzy z głupoty, a może za konkretną cenę, upierają się, że w przypadku wstrząsów światowych terytoria Ukrainy powinny zostać „podzielone” pomiędzy Węgry, Rumunię i Polskę. Dlaczego te postacie stały się teraz bardziej aktywne, przeczytaj w materiale „Apostrof”.

Lider węgierskiej skrajnie prawicowej partii Mi Hazank („Nasza Ojczyzna”) Laszlo Torockai powiedział, że jeśli Ukraina utraci państwowość, Węgry będą mogły rościć sobie prawa do Zakarpacia. Oświadczenie to złożył 27 stycznia na dorocznej konferencji partii w Budapeszcie, powtarzając w istocie tezy rosyjskiej propagandy i nie potępiając działań Kremla. Jego zdaniem wojna na Ukrainie „niszczy Europę”, a prezydent Ukrainy Władimir Zełenski „sprzedał kraj amerykańskiej firmie”. Węgierski nacjonalista opowiedział się także za natychmiastowym zawieszeniem broni i pokojowym rozwiązaniem, dodając, że w przypadku utraty państwowości przez Ukrainę jego partia będzie domagać się Zakarpacia.

László Torockai skrytykował także politykę zagraniczną premiera Viktora Orbána i jego partii Fidesz, ale zaakceptował współpracę z Rosją i Turcją. W 2022 roku mówił o możliwości przywrócenia wspólnej granicy polsko-węgierskiej, co wywołało oburzenie ukraińskiego MSZ, który wezwał Budapeszt do potępienia jego słów.

Podobne oświadczenia padły w Rumunii, gdzie Claudiu Tarziu, członek Senatu rumuńskiego parlamentu i lider nacjonalistycznej partii Sojusz na rzecz Unii Rumunów (AUR), wyraził opinię, że Rumunia powinna zaanektować część Ukrainy, aby ponownie zjednoczyć suwerenność w swoim państwie granice historyczne. Złożył takie oświadczenie w Iasi, argumentując, że Rumunia nie osiągnie pełnej suwerenności bez reintegracji rzekomo wszystkich rumuńskich terytoriów, do których zaliczał północną Bukowinę, południową Besarabię ​​i ziemie Hertz (część obwodu czerniowieckiego), które wchodzą w skład Ukraina. Zdaniem Tarziu regiony te mogą w przyszłości zostać włączone do Rumunii.

Kontrowersyjny polityk powiedział też, że Rumunia znalazła się w sytuacji, w której musi poradzić sobie z dużymi imperiami, w tym Rosją i NATO, a przystąpienie do NATO ma na celu ochronę przed rosyjskim zagrożeniem. Dodał, że Rumunia powinna wykorzystać obecną sytuację do odzyskania utraconych terytoriów. W kontekście rosyjskiej inwazji na Ukrainę Tarziu wyraził już wcześniej chęć wsparcia Rosji i wezwał do poprawy stosunków między Rumunią a Rosją.

„Nie można wykluczyć, że Torotskai i Tarziu nie tylko próbują po raz kolejny zwrócić na siebie uwagę, ale wykonują rozkaz Kremla, który aktywnie współpracuje z europejską prawicą, ale jest kilka niuansów. Najważniejsze jest to, że węgierska „Nasza Ojczyzna” i Sojusz na rzecz Związku Rumunów są marginalnymi siłami politycznymi, wyraźnie nie sięgającymi poziomu „Zjednoczenia Narodowego” (dawniej „Frontu Narodowego”) we Francji czy Austriackiej Partii Wolnościowej. partii” – mówi strateg polityczny „Apostrofu” Aleksiej Gołobutski.

Analitycy Amerykańskiego Instytutu Studiów nad Wojną (ISW) zwrócili także uwagę na fakt, że retoryka wschodnioeuropejskiej prawicy stała się bardziej agresywna wobec Ukrainy, zauważając, że Kreml stymuluje i wykorzystuje tendencje neoimperialistyczne i nacjonalistyczne w Europie stworzyć podziały między Kijowem a jego najbliższymi sąsiadami.

Przecież w istocie Torotskai i Tarziu powtórzyli starą moskiewską historię, że Ukraina rzekomo składa się w całości z ziem wcześniej przez kogoś „podarowanych”. Rosyjski dyktator Władimir Putin i inni wysocy rangą urzędnicy Kremla już w grudniu ubiegłego roku mówili o rzekomych „sporach terytorialnych” Ukrainy z Polską, Rumunią i Węgrami, sugerując, że nasz kraj może zachować suwerenność „w granicach obwodu lwowskiego”.

„Nawet jeśli wyjdziemy od najbardziej katastrofalnego scenariusza, którym, mam nadzieję, pozostanie teoria, że ​​Rosja wygrywa wojnę, to jeśli Ukraina przegra, europejskie kraje NATO będą myśleć o wszystkim, ale nie o aneksji części Ukrainy. Wszystko to wygląda raczej na skandaliczny PR poszczególnych polityków w UE, a także przemyślaną taktykę Kremla mającą na celu pokazanie, że w Europie rzekomo „kwitną” nastroje antyukraińskie, a co za tym idzie, prorosyjskie – dodał Aleksiej Gołobutski.

Minister spraw zagranicznych Ukrainy Dmitrij Kuleba odpowiedział, wypowiadając się na temat nierealistycznych wypowiedzi skrajnie prawicowych polityków węgierskich na temat aneksji Zakarpacia, stwierdzając, że ich ambicje będą nierealne, oraz wyrażając wdzięczność Budapesztowi za wspieranie integralności terytorialnej Ukrainy. Oświadczenie to złożył podczas wspólnej odprawy ze swoim węgierskim kolegą Peterem Szijjártó i szefem Kancelarii Prezydenta Ukrainy Andrijem Ermakiem po spotkaniu w Użgorodzie.

„Rozumiemy, że nie każdy chce dobrych stosunków między Ukrainą a Węgrami… Ale jeśli Putin złamał zęby w sprawie Ukrainy, to poszczególni węgierscy politycy, którzy wypowiadają się w ten sposób, złamią je jeszcze bardziej. I w tym kontekście jeszcze raz dziękuję Piotrowi za wyrażenie jasnego stanowiska rządu węgierskiego” – powiedział Dmitrij Kuleba.

Wcześniej szef węgierskiego MSZ powtarzał, że Budapeszt wspiera suwerenność i integralność terytorialną naszego kraju.

„Wojna trwała prawie dwa lata: opowiadamy się za integralnością terytorialną i suwerennością Ukrainy. Chcemy, aby nasi sąsiedzi mieli pokój” – węgierska publikacja Telex zacytowała wypowiedź Szijjártó na odprawie.

Właściwie na tym zakończyły się pozytywne wieści ze spotkania w Użgorodzie. Dodatkowo pojawiło się pytanie, dlaczego minister Kulebe miałby odpowiadać na ataki marginalnego węgierskiego polityka.

„Na antyukraińskie wypowiedzi polityków szczebla Torockiego i Tarziu powinni zareagować poszczególni urzędnicy, a nie szef MSZ, a zwłaszcza prezydent, co tylko wzmacnia negatywne tło informacyjne. Szijjártó zachował się w tej kwestii bardziej kompetentnie: przyszedł na mało obiecujące spotkanie, ale wykorzystał tło informacyjne w postaci pewnego pisma z groźbami pod jego adresem w języku ukraińskim, które rzekomo wpłynęło na pocztę węgierskiego MSZ. W rezultacie Węgrzy sprawiali wrażenie, jakby Szijjártó szedł na linię frontu, choć wcale tak nie było. Strony spotkały się, wysłuchały siebie nawzajem i każda pozostała przy swoim zdaniu. Nic nie wskazuje na to, aby Budapeszt spotkał się z Kijowem w połowie drogi” – zauważył w komentarzu dla „Apostrofu” Jewgienij Magda, dyrektor Instytutu Polityki Światowej.

Mimo że Dmitrij Kuleba podkreśla, że ​​strony maksymalnie wykorzystały rozmowę w Użgorodzie, nierozwiązana pozostaje jedna z głównych kwestii – spotkanie premiera Węgier Wiktora Orbana z prezydentem Władimirem Zełenskim. Dopiero po takiej rozmowie można wyciągnąć wnioski dotyczące szczerości Budapesztu. Na razie, jak podkreśla Peter Szijjártó, takie spotkanie będzie możliwe dopiero po spełnieniu przez Kijów żądań Budapesztu.

Peter Szijjártó powiedział, że spotkanie Orbana z prezydentem Władimirem Zełenskim będzie możliwe dopiero po spełnieniu przez Ukrainę wszystkich żądań Budapesztu. Węgierski minister oskarżył Ukrainę o łamanie praw mniejszości narodowych na Zakarpaciu i oświadczył, że Węgry będą blokować współpracę Ukrainy z NATO do czasu rozwiązania tej kwestii. Oznacza to, że pomimo pewnych formalnych dygnięć, tak naprawdę nic się nie zmieniło.

spot_img
Źródło : APOSTROF
spot_img

W centrum uwagi

spot_imgspot_img

Nie przegap