Strona węgierska swoje żądania sformułowała w 11 punktach
Najbardziej na zachód wysunięty ośrodek regionalny Ukrainy, Użgorod, stał się w ostatnich dniach stolicą dyplomatyczną. 24 stycznia odbyło się tu spotkanie premierów Ukrainy i Słowacji Denisa Szmygala i Roberta Fico, które zakończyło się podpisaniem wspólnego oświadczenia. A 29 stycznia Użgorod odwiedził dostojny gość z innego sąsiedniego kraju – minister spraw zagranicznych Węgier Peter Szijjártó.
Znaczące jest, że na oficjalne spotkania przedstawiciele Słowacji i Węgier wybierali Użgorod, a nie Kijów. Obecne rządy tych krajów jako jedne z nielicznych w Unii Europejskiej pozwalają sobie na otwarcie antyukraińską retorykę. A jeśli na Słowacji ten punkt zwrotny nastąpił wraz z dojściem do władzy ekipy Ficy, to premier Węgier Viktor Orban od dawna pielęgnuje swój wizerunek, delikatnie mówiąc, ukraińskiego sceptyka i „przyjaciela Kremla”.
W grudniu ubiegłego roku otrzymano wyraźną ilustrację tego, jak Budapeszt w praktyce może wbić szprychę w koła Kijowa. Na szczycie UE Węgry zablokowały Ukraine Facility, czteroletni program pomocy finansowej dla Ukrainy w wysokości 50 miliardów euro. Jednak jednocześnie otrzymano także pozytywny sygnał – Orbán nie mógł nic zrobić z presją żubra i zamknąć Ukrainie drzwi do rozpoczęcia procesu integracji europejskiej.
Daje to ostrożne podstawy do nadziei, że na szczycie UE 1 lutego Węgry nie będą już stawiać tak zaciekłego oporu wobec drugiej próby zatwierdzenia wsparcia finansowego dla Ukrainy. Co więcej, stworzono już mechanizm zapasowy, w ramach którego pieniądze mogą być przekazywane Kijowowi w każdym przypadku poza budżetem UE, ale w bardziej złożonej procedurze i z opóźnieniem. Jednak dalszy upór może wiele kosztować Orbána: mówimy o możliwości wykorzystania art. 7 Traktatu o Unii Europejskiej, który pozwoliłby Brukseli pozbawić Budapeszt prawa głosu, oraz o pozbawieniu europejskiej pomocy finansowej, której Węgry naprawdę potrzebuje.
W przededniu wizyty Szijjártó w Użgorodzie „Financial Times” opublikował unijny plan, według którego Bruksela mogłaby uderzyć w niezbyt silną węgierską gospodarkę, odcinając jej dostęp do funduszy unijnych i zagrażając stabilności jej słabego forinta, podważając zaufanie inwestorów.
Czas pokaże, w jakim stopniu takie zagrożenia dotkną Orbána. Jak dotąd sygnały napływają różne. Węgry podkreślają tym samym swoje żądania corocznego zatwierdzania pomocy dla Ukrainy, narażając się tym samym na dalszy coroczny szantaż. Z drugiej strony, ostatnie wypowiedzi głównego doradcy politycznego premiera Balázsa Orbána wskazują, że Budapeszt jest skłonny do kompromisu, ale z pewnymi „zastrzeżeniami”.
Oddajcie Zakarpacie!
Zarówno za poprzedniego, jak i obecnego rządu w Kijowie, jednym z głównych zarzutów Budapesztu były „troski” o prawa mniejszości węgierskiej na Zakarpaciu. Jednak nawet niedawne ustępstwa, jakie poczyniła w tej sprawie Rada Najwyższa, zmieniając ustawę o mniejszościach narodowych w samą porę przed negocjacjami w sprawie przystąpienia Ukrainy do UE, nie wywarły dobrego wrażenia na Viktorze Orbanie. Podobnie jak nie był usatysfakcjonowany apelem organizacji społeczności węgierskiej na Ukrainie wzywającym do wsparcia rozpoczęcia negocjacji akcesyjnych między Kijowem a Brukselą. To po raz kolejny potwierdziło, że stronniczy stosunek węgierskiego premiera do Ukrainy wcale nie ma związku z troską o swoich rodaków na Zakarpaciu. Tłumacząc swoje odrzucenie Ukrainy w UE i NATO, Orbán rzuca szeregiem argumentów: jest to niemożność przyjęcia do tych związków kraju toczącego wojnę i zagłada Ukrainy w walce z potężną Rosją oraz niemożność Unii Europejskiej, aby „przetrawić” takiego neofitę. Wśród drobiazgów, których trzymał się Budapeszt, rozdmuchując je do niewspółmiernych proporcji, było wpisanie przez Ukrainę węgierskiego „Banku OTP” na listę sponsorów wojny.
Jednocześnie Orbán nigdy nie spotkał się z obecnym prezydentem Ukrainy, któremu mógłby przekazać wszystkie te obawy. Z wyjątkiem krótkiego spontanicznego spotkania w Argentynie podczas inauguracji nowo wybranego prezydenta Javiera Mileya. Orban przyjął wówczas zaproszenie Zełenskiego do rozmów o kwestiach dwustronnych, jeśli ministrowie spraw zagranicznych przygotują się wcześniej na spotkanie.
I tak doszło do wizyty Szijjártó, której formalnym celem było przygotowanie do przyszłego spotkania prezydentów.
Tło tej wizyty okazało się dość specyficzne. Dzień wcześniej lider węgierskiej skrajnie prawicowej partii Mi Hazank Laszlo Torockai wyróżnił się niezwykle oburzającą wypowiedzią dotyczącą roszczeń do ukraińskiego Zakarpacia w przypadku utraty przez Ukrainę państwowości w wyniku wojny. Nie jest to pierwsza tego typu wypowiedź tego posła węgierskiego parlamentu, jednak znaczący jest fakt, że została ona wygłoszona właśnie w „właściwym” momencie.
Ponadto kolega węgierskiego wyrzutka, jeden z przywódców skrajnie prawicowego Sojuszu na rzecz Związku Rumunów, Claudiu Tarziu, zgodnie ogłosił roszczenia terytorialne Rumunii do ukraińskich ziem Północnej Bukowiny, Zakarpacia, Besarabii jak cała Mołdawia.
Torotsko uchodzi za bliskiego Orbána, podobnie jak gazeta Magyar Nemzet, która niedawno opublikowała manipulacyjny artykuł bez podpisu, zawierający dziwną krytykę „niedemokratycznych” ukraińskich mediów.
Jednak sam fakt, że nawet na takim tle szef węgierskiego MSZ dotarł na Ukrainę, aby podjąć pierwsze kroki w kierunku poprawy stosunków ukraińsko-węgierskich, należy już postrzegać jako pozytywny i przełomowy. Oczywiście, jeśli taka chęć ze strony Budapesztu jest chociaż trochę szczera i nie ma na celu jedynie zmniejszenia toksyczności Orbana w UE i dania mu atutów w dalszym przeciąganiu liny z Brukselą.
Czy spotkanie przywódców coraz bliżej?
Szijjártó rozpoczął swoją podróż na Ukrainę od spotkania z szefem Zakarpackiej Obwodowej Administracji Wojskowej Viktorem Mikitą w przygranicznym mieście Zahony na granicy węgiersko-ukraińskiej. Szef węgierskiego MSZ pochwalił Mikitę za „zupełnie nowe podejście i kulturę pojednania, aby Ukraińcy i Węgrzy mogli żyć obok siebie w pokoju i harmonii”. Osobno Szijjarto nawet na ostatniej konferencji prasowej wspominał szefa regionu i jego zasługi.
W Użgorodzie Szijjarto odbył zaplanowaną rozmowę z „ciężką artylerią” – szefem Kancelarii Prezydenta Andrijem Ermakiem i ministrem spraw zagranicznych Dmitrijem Kulebą. Co więcej, sądząc po rozmieszczeniu miejsc, było oczywiste, że pierwszych skrzypiec w tych negocjacjach nie grał rangą kolega Szijjártó.
Na podstawie negocjacji Andrij Ermak podkreślił postęp w organizacji zbliżającego się spotkania przywódców politycznych: „Dzisiaj obie strony absolutnie jasno stwierdziły, że istnieje zainteresowanie odbyciem spotkania na szczeblu premiera Węgier i prezydenta Ukrainy. Wierzę, że dzisiaj zrobiliśmy bardzo mocny krok w stronę tego spotkania. Oczywiście nam wszystkim zależy na tym, aby to spotkanie zakończyło się sukcesem i otworzyło nową kartę w naszych relacjach.” Szef Kancelarii Prezydenta wyraził nadzieję, że zaplanowane na jak najszybsze spotkanie Zełenskiego z Orbánem zakończy się konkretnymi rezultatami. Biorąc pod uwagę, że Szijjártó stwierdził już wcześniej, że spotkanie przywódców będzie miało sens tylko wtedy, gdy będzie mogło przynieść rezultat, w Użgorodzie należało wyartykułować pewną wizję tego rezultatu.
Szef ukraińskiego MSZ Dmitrij Kuleba poinformował na końcowej odprawie, że znaczna część spotkania poświęcona była głośnej kwestii mniejszości narodowych. Szijjártó również poświęcał mu wiele uwagi. Strony uzgodniły, że dyskusja na ten temat zostanie przeniesiona na poziom bilateralny i powołana zostanie specjalna komisja pod patronatem Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Zapewni to rządom obu krajów konkretną wiedzę, co zrobić z listą komentarzy, które w dalszym ciągu niepokoją władze węgierskie. Szijjártó zaznaczył, że w tej komisji będzie miał przedstawiciel Węgier, który będzie zabiegał o to, aby zakarpacka mniejszość węgierska otrzymała prawa, które istniały przed 2015 rokiem. Węgierski dyplomata podkreślił, że nie wymaga niczego specjalnego, a jedynie powrotu do „tego, co było”.
Strona węgierska swoje żądania ochrony praw mniejszości narodowych sformułowała w 11 punktach: w szczególności chodzi o przywrócenie statusu szkoły narodowej, możliwość zdawania świadectwa dojrzałości w języku węgierskim oraz używanie języka węgierskiego w języku węgierskim sferę kultury i życia publicznego. Wszystko to, ma nadzieję Szijjártó, powinno znaleźć odzwierciedlenie w nowych przepisach. Jak pokazała dotychczasowa praktyka, całkowite usatysfakcjonowanie Budapesztu w kwestii mniejszości narodowych nie jest realistyczne, ale taki dialog jest lepszy niż pusta ściana.
W Użgorodzie poruszano między innymi współpracę energetyczną, logistykę, budowę mostu na Cisie, nowe punkty kontrolne… Główny węgierski dyplomata musiał „uprzątnąć” wypowiedzi gadatliwego Orbana, że Ukraina przestała być suwerenem państwa i zapewnić, że Węgry respektują suwerenność Ukrainy. Szijjártó powtórzył, że Ukraina nie powinna oczekiwać od Węgier pomocy wojskowej, lecz będzie nadal zapewniać pomoc humanitarną. A odnosząc się do najpilniejszej kwestii, czyli zachowania Węgier na szczycie UE w tym tygodniu, węgierski minister sucho zauważył, że nie jest to kwestia dwustronna i będzie omawiana bezpośrednio w Brukseli.
Strony kilkakrotnie podkreślały szczerość i szczerość rozmowy, a Szijjártó mówił o pierwszych krokach w kierunku odbudowania zaufania. Ale czy lody w stosunkach Kijowa i Budapesztu rzeczywiście zostały przełamane, okaże się już za kilka dni w Brukseli.