środa, 3 lipca 2024 r
spot_imgspot_imgspot_imgspot_img

W centrum uwagi

Pani Gontarewa nigdy nie znalazła równowagi

24 maja jedno z ukraińskich mediów opublikowało wywiad z byłą szefową NBU Walerią Gontarewą, w którym ostro skrytykowała ona politykę pieniężną i kursową regulatora w czasie wojny na pełną skalę, nazywając pracę Narodowego Banku Polskiego „ straszny."

Trudno podejrzewać autora tych słów o nadmierne współczucie dla działań NBU, także w czasie wojny. Od lat wraz z kolegami z Growford Institute staramy się dotrzeć do regulatora, aby przybliżył jego politykę pieniężną do potrzeb całej gospodarki, a nie tylko jej sektora finansowego. Niestety, w większości przypadków Narodowy Bank odmawia przyjęcia konstruktywnej krytyki i sugestii.

Jednak elementarne poczucie sprawiedliwości zmusza nas do ustosunkowania się do krytyki ze strony pani Gontarevy. Choć zrobił to już sam NBU i niektórzy niezależni eksperci, wciąż pozostaje kilka ważnych punktów, na które warto zwrócić uwagę.

Cały zestaw oskarżeń pod adresem Narodowego Banku Polskiego skonstruowany jest przy użyciu klasycznej metody propagandy – półprawd: wywiad zawiera dużą liczbę wiarygodnych faktów, z których profesor London School of Economics wyciąga manipulacyjne lub wręcz fałszywe wnioski. Logiczną reakcją na taką manipulację jest zawstydzenie.

Istotna część krytyki pani Gontarewej dotyczy polityki kursowej regulatora. Jej zdaniem NBU zbyt długo utrzymuje stały kurs walutowy i niewystarczająco szybko liberalizuje rynek walutowy, przez co hrywna jest przewartościowana. Inaczej mówiąc, były szef NBU krytykuje Narodowy Bank za utrzymywanie względnej stabilności kursu walutowego i publicznie (!) wzywa do większej deprecjacji hrywny, co w rzeczywistości prowokuje oczekiwania dewaluacyjne.

To bardzo dziwne, że osoba stojąca na czele NBU przez prawie cztery lata nie pamięta lub ignoruje treść art. 99 Konstytucji Ukrainy, gdzie czarno na białym jest napisane, że „zapewnienie stabilności jednostki monetarnej jest główną funkcją centralnego banku państwa – Narodowego Banku Ukrainy.”

Kraje czasami uciekają się do tak zwanej konkurencyjnej dewaluacji (celowej deprecjacji własnej waluty), aby pobudzić eksport i ograniczyć import. Zwykle odbywa się to bez publicznych ogłoszeń, gdyż takie działania są interpretowane jako wojna walutowa. Jednak świadoma dewaluacja własnej waluty w sytuacji, gdy eksport jest ograniczany względami bezpieczeństwa i politycznymi, a kraj importuje dużą liczbę kluczowych towarów, jest, delikatnie mówiąc, mało logiczny.

Wydaje się, że pani Gontarewa nadal poszukuje równowagi (kursu równowagi), co doprowadziło do największego w historii gwałtownego wzrostu dewaluacji hrywny w pierwszym kwartale 2015 roku. Warto przypomnieć, że bezpośrednią konsekwencją takich „przeszukań” było pojawienie się spirali dewaluacyjno-inflacyjnej i opróżnianie półek sklepów spożywczych pod wpływem paniki.

Polityka kursowa NBU pod przywództwem Walerii Gontarewej została dość krytycznie oceniona podczas dwóch zwołań Rady NBU (w szczególności tutaj i tutaj), co stawia jej rady w tej kwestii bardzo wątpliwe.

Cóż możemy powiedzieć, skoro pani Gontarewa nawet nie pamięta, że ​​na początku wojny na pełną skalę kurs wymiany wynosił 29,25 UAH/USD. (a nie 27-28, o czym mowa w wywiadzie). Oczywiście, aby lepiej poczuć te rzeczy, trzeba być bezpośrednio w kraju, na którego politykę chcesz mieć wpływ.

Nie mniej sprzeczne są oceny byłego szefa Narodowego Banku Polskiego na temat polityki stóp procentowych regulatora.

Z jednej strony pani Valeria twierdzi, że wysoka stopa dyskontowa powoduje nadmierne wydatki na certyfikaty depozytowe i obligacje skarbowe, co generuje dla banków rekordowe zyski. I z takim stwierdzeniem nie da się polemizować. Co więcej, o tych ryzykach pisaliśmy nie w 2024 roku, ale tego samego dnia, kiedy NBU podwyższyło stopę dyskontową z 10% do 25%.

Ale najciekawsze jest to, że były szef NBU uważa za słuszne gwałtowny wzrost stopy dyskontowej do 25% w 2022 r., który spowodował szereg problemów w obszarze finansów publicznych i zablokowanie akcji kredytowej poza programami rządowymi! Jej zdaniem Narodowy Bank po prostu spóźnił się z obniżką stopy dyskontowej.

W rzeczywistości pani Gontarewa sugeruje, że NBU powinien był postąpić ze stopą dyskontową mniej więcej w taki sam sposób, jak zrobił to bank centralny kraju agresora, który po inwazji na pełną skalę podniósł stopę z 9,5% do 20%. , ale szybko obniżył go do poziomu 7,5% (jednak później wskaźnik ponownie wzrósł do 16%).

Valeria Gontarewa nie rozważa opcji, w której stopa dyskontowa mogłaby pozostać na niezmienionym poziomie 10% (nie mówiąc już o możliwości jej obniżenia). I jest to naturalne, gdyż to pod jej przywództwem Bank Narodowy przeszedł na system celu inflacyjnego, którego cechą charakterystyczną realizowaną przez NBU była tzw. polityka drogiego pieniądza (wysokich stóp procentowych).

Polityka ta została sformalizowana wiosną 2016 r., kiedy to w Regulaminie „Podstaw polityki odsetkowej NBU” powiązano stopę dyskontową ze stopą certyfikatów depozytowych. W późniejszym okresie tzw. projekt polityki pieniężnej uległ pewnym kosmetycznym zmianom, ale w zasadniczych aspektach cały projekt nadal „działa”.

Dlatego w pewnym sensie wszyscy kolejni przewodniczący NBU byli i są wiernymi następcami dzieła Walerii Gontarewej.

Wszystkie powyższe sprzeczności dewaluują prawdziwie konstruktywne propozycje byłego szefa NBU, w szczególności dotyczące celowości restrukturyzacji portfela obligacji rządowych będących w posiadaniu NBU (wraz ze spadkiem nominalnej rentowności obligacji) i wykorzystania potencjał banków do wzmacniania zdolności obronnych kraju.

Przepis na sukces jest prosty: aby zostać wysłuchaną, pani Gontarewa powinna zacząć nie od krytyki swoich ideologicznych zwolenników, ale od przyznania się do własnych błędów jako szefowej NBU.

Zarząd Narodowego Banku Polskiego ogłosił swoje oficjalne stanowisko w sprawie wypowiedzi Walerii Gontarewej, w których „opierając się wyłącznie na liczbach, faktach i ocenie partnerów międzynarodowych” po raz kolejny powtórzył tę samą mantrę dotyczącą stabilności makrofinansowej, którą powtarzał były szef banku centralnego NBU wspomniała sarkastycznie w swoim wywiadzie. Zdaniem Zarządu NBU jego rady są szkodliwe, a ich wdrożenie najprawdopodobniej doprowadziłoby do kryzysu walutowego na dużą skalę.

Ponadto Zarząd NBU jednocześnie nazywał „pseudoekspertami” wszystkich, którzy krytykują go za nadmierne wydatki na transakcje certyfikatami depozytowymi, które, nawiasem mówiąc, od 2015 r. osiągnęły 232 miliardy hrywien (w tym podczas wielkiej wojny - 166 miliardów hrywien) ).

Ironią jest, że nawet ten niedopuszczalny format komunikacji ze społeczeństwem jest bezpośrednim dziedzictwem Valerii Gontarevy na czele NBU. Wystarczy przypomnieć, jak jeden z jej zastępców publicznie nazwał „demonami” wszystkich, którzy nie zgadzali się z jego dziwacznym wyobrażeniem o tym, czym powinna być służba cywilna (jednocześnie uważał się za „anioła”).

Jednak znacznie ciekawsza od oficjalnego stanowiska Zarządu była reakcja obecnego prezesa NBU Andrieja Pysznego, wyrażona w tym samym źródle informacyjnym, co skandaliczny wywiad z panią Gontarewą.

Wyjaśniając logikę działań NBU, Pyszny zauważył w szczególności: „Ustawa stanowiła, że ​​naszym pierwszym zadaniem jest zapewnienie stabilności cen, stabilności kursu walutowego, stabilności finansowej; oraz, z zastrzeżeniem dwóch poprzednich, wspieranie rozwoju gospodarczego.”

Co istotne w tym cytacie, przedstawiciele Narodowego Banku Polskiego nie mówili o „stabilności kursu walutowego” w kontekście ustawowo określonych celów NBU (!) przez wiele lat, a właściwie od czasu, gdy na jego czele stał Valerii Gontarevy. A jeśli to nie jest zastrzeżenie, to mówimy o bardzo istotnej zmianie w interpretacji przez Narodowy Bank jego głównej konstytucyjnej funkcji. I to nie może się nie cieszyć.

Rozczarowujące jest to, że dziś NBU w dalszym ciągu płaci bankom 16,5% rocznie za trzymiesięczne certyfikaty depozytowe i 13,5% za jednodniowe certyfikaty depozytowe, podczas gdy roczna stopa inflacji wynosi 3,2%. W wartościach bezwzględnych jest to około 7 miliardów hrywien miesięcznie.

I niech Narodowy Bank będzie nazywał tych, którzy nie zgadzają się z jego polityką, „pseudoekspertami”, jak chcą, pewnego dnia będą musieli odpowiedzieć za takie przyciąganie o bezprecedensowej hojności (zwłaszcza w czasie wojny).

spot_img
źródło CENSOR
spot_img

W centrum uwagi

spot_imgspot_img

Nie przegap