Niedawno Rada Najwyższa, uchwalając odpowiednią ustawę, odnowiła obowiązek składania deklaracji elektronicznych dla urzędników służby cywilnej i pracowników samorządów lokalnych. Dokument przewiduje m.in. składanie deklaracji na lata 2021-2023. Główna poprawka dotycząca natychmiastowego otwierania oświadczeń do publicznego dostępu nie została jednak przyjęta. Rejestr deklaracji pozostanie zamknięty przez kolejny rok. Przeczytaj, dlaczego ta decyzja wywołała skrajne oburzenie społeczne i z czym się wiąże.
Zachód w dalszym ciągu aktywnie dyskutuje o tymczasowych wynikach i perspektywach ukraińskiej kontrofensywy. Prawdopodobieństwo przełamania całej rosyjskiej obrony na południu wynosi 40–50% do końca roku, powiedział przed chwilą Trent Maul, dyrektor ds. analiz w Agencji Wywiadu Obronnego Pentagonu.
„Ograniczona amunicja i pogarszająca się pogoda sprawią, że przebicie się przez rosyjską obronę będzie bardzo trudne. Jeśli Ukrainie uda się rozszerzyć front wokół Rabotino, utrzymać swoją pozycję i kontynuować dopływ amunicji, będzie ona dobrze przygotowana na nowy przełom w 2024 r.” – cytuje pana Mola „The Economist”.
Magazyn przytacza także opinię anonimowego przedstawiciela administracji Bidena, który uważa, że Siły Zbrojne Ukrainy będą mogły posuwać się naprzód przez około sześć do siedmiu tygodni. Oznacza to, że według ich obliczeń powinna zostać ukończona przed końcem października. Jednocześnie wśród przywódców USA nie ma zgody co do tego, jaki postęp można osiągnąć w tym czasie. Niektórzy uważają, że armia ukraińska, która rzuciła do walki większość swoich odwodów jeszcze przed przebiciem drugiej linii i poniosła ciężkie straty, próbując się przebić, raczej nie zajdzie daleko.
Jednocześnie na Ukrainie pokazują, że są zaangażowani w długą wojnę, co objawia się wzmocnieniem środków mobilizacyjnych. Właśnie teraz Zełenski powiedział, że od października niektóre kategorie kobiet nie będą mogły opuszczać Ukrainy. Tym samym przedstawiciel głowy państwa w parlamencie, zastępca ludowy Sługi Narodu Fiodor Wenisławski oświadczył, że lekarki i farmaceutki mają obowiązek rejestrowania się do służby wojskowej od 1 października, w związku z czym ich wyjazdy za granicę mogą zostać ograniczone. Przedstawiciele innych specjalności mogą rejestrować się dobrowolnie – przypomniał. Na razie nie planuje się poszerzania listy specjalności.
I na tym tle problemów globalnych i lokalnych, mobilizacyjnych i innych ustawodawcy walczącej Ukrainy demonstrują, delikatnie mówiąc, cynizm. O czym gadamy? Że rządzącej ekipie nie spieszy się z realizacją zaleceń naszych zachodnich sojuszników, związanych z wprowadzeniem dodatkowych standardów antykorupcyjnych. Z jednej strony Rada Najwyższa wznowiła niedawno elektroniczne oświadczenia urzędników, zawieszone wcześniej w czasie stanu wojennego: 5 września projekt ustawy nr 9534 poparło 329 posłów ludowych. Z drugiej strony ustawa wprowadziła zapis, że pełny dostęp do oświadczeń zostanie przywrócony dopiero po roku. Decyzja o tym, czy teraz udostępnić własne dane, należy do zgłaszających.
Ambasadorowie krajów G7 zareagowali niemal natychmiast, krytykując poprawkę opóźniającą ogłoszenie deklaracji i wzywając do wprowadzenia wyjątku w celu ochrony informacji wyłącznie dla wojska. Dyplomaci ponownie podkreślili także znaczenie dla przebiegu reform przyjęcia ustawy o PEP (osoba zajmująca eksponowane stanowisko polityczne lub osoba zajmująca eksponowane stanowisko polityczne, która na swoim stanowisku jest narażona przede wszystkim na ryzyko korupcji – przyp. red.). Celem tej inicjatywy jest wprowadzenie dożywotniej kontroli nad transakcjami finansowymi PEP na Ukrainie. Projekt ustawy znalazł się w porządku obrad posiedzenia 5 września, jednak został przesunięty na koniec sesji plenarnej i nie miał czasu na rozpatrzenie. „Powód jest banalny: nie ma jeszcze głosów” – napisał na swoim kanale Telegram Jarosław Żeleznyak, poseł ludowy z Gołosia. W nieformalnych rozmowach potwierdzają to także przedstawiciele prorządowego Sługi Narodu. Komentując sprawę deklaracji, posłowie ludowi z ekipy rządzącej starają się podpisywać wyłącznie dla siebie. „Dość energicznie omawialiśmy ustawę o oświadczeniach i przez długi czas ją przyjęliśmy. Niestety przyjęli to z zamkniętymi deklaracjami. Głosowałem za edycją otwierającą rejestr. Ale takich kolegów jak ja było razem tylko 199 i nie mogliśmy podjąć tej decyzji” – powiedział podczas teletonu z żałobą na twarzy pierwszy wicemarszałek Aleksander Kornienko. Dodał jednocześnie, że „poczyniliśmy całkiem spore postępy we wdrażaniu siedmiu zaleceń dotyczących integracji europejskiej”. W ich rekomendacjach zauważamy, że rzeczywista, a nie deklaratywna polityka antykorupcyjna państwa jest również zapisywana czarno na białym. „Policzono dwie obietnice, dwie kolejne są na poziomie 95%. Jednak jeśli chodzi o walkę z korupcją i praniem pieniędzy, zawsze niepokoi to naszych europejskich partnerów i nadal niepokoi nas” – stwierdził Kornienko.
„To” niepokoi nie tylko naszych zachodnich partnerów, ale także zwykłych obywateli. Nieudane głosowanie za poprawką, która otworzyłaby kosze z deklaracjami mandatariuszy, wywołało falę dezorientacji opinii publicznej. W tym w szeregach wojskowych. Dokładnie po decyzji parlamentarzystów o zablokowaniu na kolejny rok swoich oświadczeń żołnierz Sił Zbrojnych Ukrainy, żołnierz piechoty batalionu im. Dmitrija Kotsubajły Aleksander Jabczenko napisał na swoim Facebooku: „W związku z tym głosowania, posłowie ukrywali przed nami swój majątek. Innymi słowy, wygląda to tak: „nie twoja sprawa, gdzie mam pieniądze”. To jest złe? Moim zdaniem jest to policzek wymierzony nam, wyborcom. Czy to źle, gdy ludzie plują ci w twarz? Cóż, jako amator, na przykład mi się to nie podoba. Czy winni są posłowie, którzy nie głosowali? Niewątpliwie winni są ci, którzy nie popierali odpowiedniej normy. Ale część odpowiedzialności za tę porażkę spoczywa na mnie. W końcu to mój parlament. Dlatego przypominam wszystkim wyborcom, że głosowanie w parlamencie jest obowiązkiem wyborcy. Co mam zamiar z tym zrobić? Będę obserwował głosowanie imienne i nigdy nie będę głosował na żadnego z tych, którzy nie oddali głosu”. Nieco później Aleksander Jabczenko zarejestrował na oficjalnej stronie prezydenta petycję, w której wzywa obecnego gwaranta Konstytucji do zawetowania przyjętej przez Radę skandalicznie połowicznej ustawy o oświadczeniach. W ciągu rekordowych trzech godzin pod petycją zebrano ponad wymagane 25 tysięcy podpisów. Liczby pod dokumentem zmieniają się co minutę i obecnie liczba Ukraińców, którzy poparli petycję, przekroczyła 80 tysięcy. „Im więcej głosów będzie pod petycją, tym większa szansa, że prezydent nie podpisze ustawy o zamkniętych deklaracjach na kolejny rok” – zauważa autor dokumentu Jabczenko, wzywając wszystkich, którzy nie złożyli jeszcze autografu, do złożenia podpisu zrób to.
Przypomnijmy, że zgodnie z prawem głowa państwa nie ma obowiązku „rygorystycznego” zaspokajania żądania sygnatariuszy danej petycji, nawet jeśli uzyskała ona wymaganą liczbę głosów. Z drugiej strony istnieją jasne ramy czasowe, które – biorąc pod uwagę oddźwięk – nie pozwolą Władimirowi Zełenskiemu na pogrzebanie tego niezwykle drażliwego dla społeczeństwa tematu. „Rozpatrzenie petycji elektronicznej następuje w trybie pilnym, jednak nie później niż w terminie dziesięciu dni roboczych od dnia opublikowania informacji o rozpoczęciu jej rozpatrywania” – czytamy na stronie internetowej prezydenta.
A jeśli możesz opóźnić rozpoczęcie procedury odwoławczej na czas nieokreślony, mając silne pragnienie, to zgodnie z prawem wszystko jest inne. Aby ustawa weszła w życie, niezbędny jest podpis prezydenta. Sama decyzja Rady Najwyższej nie wystarczy. Prezydent ma jednak prawo nie tylko podpisać, ale także zawetować projekt i zwrócić go parlamentowi do rewizji ze swoimi uwagami. Ma na to 15 dni. Jeżeli głowa państwa nie uczyni tego w tym terminie, ustawę uważa się za automatycznie zatwierdzoną. Wszystkie te niuanse proceduralne są zapisane na poziomie konstytucyjnym.
Zełenski ma więc na wszystko dwa tygodnie. Póki co obecny właściciel Bankowej, komentując zamieszanie, jakie powstało wokół deklaracji ustawy, powiedział, że więcej zastanowi się, co i jak postępować, po konsultacji z wicepremierem ds. integracji europejskiej i euroatlantyckiej Olga Stefanishina. Oznacza to, że Ze wyraźnie dał do zrozumienia, że interesuje go przede wszystkim reakcja partnerów zagranicznych. Prezydent nie skomentował petycji, choć w mediach społecznościowych dosłownie „pali” rozmowami na jej temat. „Władze Ukrainy proszą o pomoc i otrzymują dziesiątki miliardów dolarów, preferencyjne pożyczki i dotacje od ponad pięćdziesięciu krajów. Władze ukraińskie biorą od samorządów niemal wszystkie pieniądze na załatanie dziur w budżecie państwa. Dziesiątki milionów ludzi na Ukrainie i na całym świecie przekazuje miliardy dolarów na potrzeby obronne i humanitarne. I w tej majestatycznej chwili, gdy dają z siebie wszystko, gdy codziennie umierają setki patriotów, gdy trwa III wojna światowa, gdy miliony Ukraińców utraciły majątek, dwu i pół-stu deputowanych ludowych Ukrainy odmawia przywrócenia obowiązkowa publikacja oświadczeń o stanie majątkowym, stanie pozostałych urzędników państwowych i pracowników Kancelarii Prezydenta. To bardzo małostkowe po ludzku. Jest to publiczna obraza wszystkich, którzy nam pomagają i przysyłają pieniądze i środki z zagranicy. To upokorzenie pamięci dziesiątek tysięcy patriotów, którzy oddali życie za honor i godność Ukrainy. To chęć działania bez kontroli i braku szacunku zarówno wobec społeczeństwa, jak i naszych zachodnich sojuszników, dla których ważne jest, aby widzieć u władzy przejrzystość i uczciwość. Mam nadzieję, że prezydent potępi to zbrodnicze głosowanie parlamentu, zawetuje ustawę i wezwie parlament i jego monopartię, która ustawę poparła, do odmiennego głosowania – bo tego wymaga sumienie i honor” – zauważa słynny dziennikarz Jurij Butusow.
Z kolei politolog Witalij Bała, zadając pytanie, dlaczego deputowani ludowi nie chcą otwierać elektronicznych oświadczeń urzędników, stwierdza: „Opcje odpowiedzi: urzędnicy powiększyli swój majątek w wyniku korupcji, a posłom prorządowym nakazano nie głosować, aby obywatele nie widzieliby deklaracji.” wzbogacili się” w czasie wojny, bo będzie to wyglądało bardzo dziwnie, delikatnie mówiąc. Cóż, inną opcją jest dalsze angażowanie się w korupcję i na wszelki wypadek zrównanie korupcji ze zdradą stanu w celu sklasyfikowania wszystkich możliwych przypadków w SBU”.
Politolog Aleksiej Gołobutski przedstawia własną ironiczną i sarkastyczną wersję: „Posłowie odłożyli o rok otwarcie rejestrów oświadczeń urzędników i odrzucili oświadczenie doradców Kancelarii Prezydenta (tę redakcję wprowadził poseł ludowy z Eurosolidarności Włodzimierz Aryev - red.) Cóż, wszystko zrobili dobrze: posłowie rzeczywiście dbali o zdrowie ludności. Nie chcą wywołać nadmiernego szoku informacjami, które są dla ludzi absolutnie niepotrzebne. Co więcej, wybory są możliwe. Naprawdę wyborca powinien spać spokojnie!”
„Prezydent ma teraz szansę wygrać grę, otwierając elektroniczne deklaracje wyłącznie na swoją korzyść i wystąpić przed kolektywnym Zachodem jako wybawiciel programu antykorupcyjnego. Dodatkowym argumentem może być szum społeczny wywołany projektem ustawy deklaracyjnej i negocjacjami z sekretarzem stanu USA Blinkenem” – mówi politolog Oleg Posternak.
Generalnie piłka jest teraz po prezydenckiej połowie, a Władimir Zełenski stoi przed trudnym wyborem z wyborczego punktu widzenia. Z jednej strony widać, że nie uniknie lawiny publicznej krytyki, jeśli podpisze swój autograf pod osławioną ustawą, dając jej start w życiu. Z drugiej strony, jeśli odeśle dokument do Rady z żądaniem głosowania w sprawie natychmiastowego otwarcia rejestru (weto propozycji), mogą pojawić się takie fakty o posiadaczach mandatów, którzy wzbogacili się podczas wojny na pełną skalę na powierzchnię, że ogólnie rzecz biorąc, w przestronnych murach Bankova, prezydent stanie się bardzo realistyczny. Bo choć Ukraina de iure jest republiką parlamentarno-prezydencką, to de facto cała lejce władzy, a co za tym idzie, odpowiedzialność za to, co dzieje się w kraju, spoczywa teraz w rękach Kancelarii Prezydenta.