Muzealnik czy „czarny” kolekcjoner? Tysiąc ikon, dwa tysiące dzieł malarstwa ludowego, setki starożytnych ksiąg i map geograficznych, starożytne malowane skrzynie, tysiące ręczników, rarytasy kultury Trypolisu i czasów scytyjskich – to tylko przybliżony opis zbiorów właściciela historycznego i muzeum etnograficzne Włodzimierza Nedyaka.
Według niektórych szacunków liczba eksponatów może sięgać blisko 30 tysięcy, ale jak to się stało, że te wszystkie warte miliony dolarów skarby znalazły się w rękach prywatnych?
Skąd przeciętny kolekcjoner bierze tak rzadkie okazy? A co ma z tym wspólnego były prezydent Wiktor Juszczenko, „czarni” archeolodzy i ewentualna współpraca z Federacją Rosyjską? Szczegóły - w dochodzeniu na dużą skalę
Włodzimierz Nedyak znany jest w kręgach kulturalnych jako kolekcjoner ukraińskich starożytności, dyrektor prywatnego muzeum historyczno-etnograficznego „Ziemie Kozackie Ukrainy”. Muzeum ma ogromny obszar w obwodzie czerkaskim o powierzchni ponad 67 hektarów, na którym znajdują się budynki wzniesione przy użyciu starożytnych technologii przy użyciu ówczesnych narzędzi. Jednak według informacji Ministerstwa Kultury instytucja ta nie znajduje się w sieci muzeów publicznych różnych form obwodu czerkaskiego.
Ozdobą muzeum są „kobiety” scytyjskie i połowieckie. W kolekcji Nedyaka znajduje się prawie trzy tuziny takich kamiennych bożków. Nie wiadomo jednak, skąd zbieracz je zabrał i przetransportował. Chociaż historycznie miejsce dla kamiennych kobiet nigdy nie było wybierane przypadkowo. Były to kopce lub np. cmentarzyska, czyli tereny o znaczeniu sakralnym. Jednocześnie na otwartej przestrzeni muzeum unikatowa kolekcja jest zagrożona – kamień może ulec uszkodzeniu na skutek deszczu, wiatru i śniegu.
Tak, a ochrona rodzi pytania: na 67 hektarach stoi tylko jeden strażnik.
A w jednym z wywiadów wideo z Nedyakiem kolekcjoner pokazuje stary tom i podkreśla: książka jest rzadka, na Ukrainie są ich tylko cztery. Te zdjęcia naprawdę zadziwiły prawdziwych pracowników muzeów. W końcu książka po prostu rozpada się w rękach Władimira i trudno to nazwać starannym i wysokiej jakości przechowywaniem wyjątkowego eksponatu.
Państwowa część funduszu muzealnego jest przechowywana w instytucjach państwowych, czyli w muzeach. Niepaństwowa część funduszu muzealnego przechowywana jest w zbiorach prywatnych. Oznacza to, że oba są własnością państwa. I jest to dziedzictwo kulturowe. „- zauważa kustosz funduszy Muzeum Narodowego Tarasa Szewczenki Julia Shilenko.”
Podkreśla: przechowywanie to bardzo ważny element. Przecież im dokładniej będziemy przestrzegać zasad i stworzymy odpowiednie warunki do przechowywania, tym dłużej artefakty pozostaną nienaruszone i tym chętniej kolejne pokolenia będą mogły je zobaczyć.
Aby na własne oczy przekonać się, w jakich warunkach przechowywana jest kolekcja pana Nedyaka, ekipa StopCoru próbowała umówić się z nim na wizytę.
Pracownicy mediów napotkali jednak znaczny opór ze strony muzealników.
„Nie mam tu muzeum, tylko wydawnictwo. Oto wydawnictwo i tyle. Oto historia” – powiedział Władimir.
Warto zauważyć, że ten dialog z reporterami miał miejsce w pobliżu Akademii, gdzie dzięki Funduszowi Mienia Państwowego pan Nedyak wynajmuje kilka sal. Według naszych źródeł przechowywana jest tam także część jego kolekcji, ale nikt nie może się tam dostać – nie mają wstępu nawet przedstawiciele Funduszu Majątku Państwowego.
Co mówią o Władimirze Niedyaku w kręgach zawodowych?
Jak historyk sztuki Daria powiedziała w tajemnicy ekipie filmowej StopCora, we współczesnej przestrzeni muzealnej Ukrainy Nedyak wydaje się być znany jako „guru czarnej archeologii”.
„Nielegalnie odkopane osady trypolskie i kopce scytyjskie, przywłaszczenie i wysiedlenie Połowców, grabieże ukraińskich kościołów i oszukiwanie muzeów regionalnych – oto, co składa się na jego kolekcję, którą obejmuje Luwr, nie mówiąc już o muzeach narodowych Ukrainy, zazdrościłbym. Bardzo zaskakujące jest to, dlaczego pytanie o pochodzenie kolekcji Nedyaka, który przez większość życia nie miał oficjalnie potwierdzonych dochodów, pojawiło się dopiero teraz. Ale dzięki Bogu, że tak się stało. Oznacza to, że istnieje szansa, że uda nam się zachować te rzeczy dla przyszłych pokoleń” – mówi.
Co więcej, według naszego rozmówcy pan Nedyak prawdopodobnie nie tylko sprzeniewierzył, ale także nielegalnie handlował ukraińskim dziedzictwem kulturowym.
Skąd więc właściciel muzeum wziął fundusze na te wszystkie skarby i jak udało mu się zgromadzić tak wyjątkową kolekcję?
Sam Władimir Nedyak zapewnia: są to uczciwie zarobione środki z wydania sześciu tysięcy egzemplarzy jego książki „Państwo ukraińsko-kozackie” oraz dochody ze współpracy ze słynnym metropolitalnym hotelem.
„Czy jako dziennikarze interesujecie się reportażem, czym się interesujecie? Gdzie zarobiłem pieniądze? Tak to mówię. Idź do hotelu Hyatt. W 2008 roku zaprojektowałem całkowicie 426... 246 pokoi. Zarobiłem, nie pamiętam, 3 miliony... Szczerze mówiąc, zapomniałem. Już wtedy, gdy był kryzys. Zapłacił bankom 250 tys. podatku. To, co nakręciłem, zostało oficjalnie zrealizowane” – mówi.
Z jego słów wynika zatem, że pan Nedyak jest byłym milionerem.
Chociaż z jakiegoś powodu w mediach nie ma żadnej wzmianki o jego pracy w hotelu Hyatt. Legenda ta wydaje się zatem wątpliwa, zwłaszcza że sam kolekcjoner okresowo zmienia wersje dotyczące pochodzenia niektórych eksponatów. Chociaż porządni kolekcjonerzy nie powinni przejmować się tymi kwestiami. Przecież każdy rarytas musi mieć swój dokument potwierdzający legalność jego pochodzenia.
„Rzeczy, które ode mnie otrzymujesz, posiadają certyfikaty. Mam bezpieczny papier firmowy, na którym piszę adnotację, fotografię, a nawet dokonuję wyceny pieniężnej tych rzeczy. Położyłem pieczątkę i podpis” – komentuje kolekcjoner antyków Fiodor Zarnetsky.
Zgodnie z ukraińskim prawem wszelkie wybitne eksponaty, nawet znajdujące się w kolekcjach prywatnych, muszą zostać wpisane do rejestru państwowego.
„Mamy konstytucję, zgodnie z którą pracujemy. Artykuł 333 to ustawa o ochronie zabytków. Mamy prawo, które określa, co dokładnie stanowi pomnik kultury. Istnieje obowiązkowy rejestr wszystkich rodzajów dziedzictwa kulturowego i historycznego” – zauważa znawczyni kultury trypolskiej, działaczka kulturalna Irina Forestyan.
Ale czy te przepisy sprawdzają się w praktyce? A gdzie Niedyak może przekazać nierozliczone ukraińskie skarby? ?
Według krytyczki sztuki Darii większość nabywców pana Władimira pochodzi z Rosji. I to właśnie do kraju agresora unikalne eksponaty mogą być nielegalnie eksportowane.
„Ci barbarzyńcy nie wkroczyli przede wszystkim na nasze ziemie, ale na naszą kulturę i historię. Zobacz, jak okradają nasze muzea na terytoriach okupowanych: zabrali z rezerwatu narodowego Stone Grave unikalne starożytne ryty naskalne - petroglify - to najstarsze pisemne wzmianki na świecie, które mają 40 tysięcy lat. Ukradli złote artefakty z okresu bizantyjskiego z rezerwatu muzealnego Chersonese Tauride. Bardzo chcę wierzyć, że po zwycięstwie zwrócimy wszystko Ukrainie” – podkreśla.
Według kobiety wiele okazów muzealnych wywożono w walizkach pociągami do Europy, a tam sprzedawano je rosyjskim okupantom i kolekcjonerom za bezcen.
„Niedawno Nedyak sprzedał za granicę rzadką Ewangelię. Na Ukrainie jest ich zaledwie kilka. Są bezcenne. Książka ta to nie tylko Święty List, to stwierdzenie, że już w XVI wieku nabożeństwa odbywały się w języku staroukraińskim. Prosta kobieta przewoziła tę relikwię w walizce, nie rozumiejąc, co wywozi z Ukrainy. A rzadki tryptyk, który został sprzedany, być może tylko przez przypadek, trafił w ręce zacnego ukraińskiego kolekcjonera” – mówi Daria.
Kto może pokryć cały ten „sprzęt”?
Niedawno w Muzeum Historii Kijowa odbyła się wystawa, na której Nedyak zaprezentował także swoje eksponaty z okresu kozackiego, zwłaszcza ikony i Ewangelię. Redakcja StopCoru skierowała do Muzeum prośbę z pytaniem, jakie dokumenty przekazał Nedyak odnośnie majątku i jego pochodzenia. Ale nikt nie odpowiedział dziennikarzom w terminie określonym przez prawo.
Zatem legalność wystawionych przedmiotów rodzi jeszcze więcej pytań, na które odpowiedzi może znać... były prezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko.
Jak wynika z materiału wideo z ich spotkania, Juszczenko i Niedyak byli przyjaciółmi. Według dostępnych informacji to właśnie Władimirowi powierzono zbieranie rzadkich eksponatów dla muzeum, które miało zostać otwarte na terenie kompleksu pod patronatem Juszczenki. Według źródeł StopCor rzekomo podróżował po Ukrainie i negocjował z muzeami przeniesienie do stolicy najcenniejszych zabytków. Czas jednak mijał, a muzeum nie otwarto.
„Co prawda pamiętam, że w tej sprawie odbyły się okrągłe stoły, spotkanie, na którym uczestniczyła zarówno rada nadzorcza Arsenału Sztuki, jak i kilka innych muzeów. To powinno być Muzeum Historii Narodu Ukraińskiego. Potem Juszczenko przestał być prezydentem i na muzea po prostu nie było czasu. A Niedyak – dla mnie jest oczywiste, że jest ktoś, kto przywłaszczył sobie naszą własność – komentuje pod warunkiem zachowania anonimowości osoba z byłego otoczenia Wiktora Juszczenki.
„W 2004 roku Nedyak miał romans z moim kolegą z urzędnika... Między innymi za jej pomocą przekazano Niedyakowi starożytne ukraińskie artefakty ze zbiorów muzealnych w różnych regionach Ukrainy. Przecież zależność dyrekcji muzeum od ministerstwa była wówczas całkowita. Tak jakby coś zginęło, czegoś nie udało się odzyskać, coś zostało niedostatecznie opisane... W ten sposób wiele eksponatów „zagubionych” z funduszy muzeum trafiło do Nedyaka” – mówi Oksana (imię zmienione ze względów bezpieczeństwa).
Innym źródłem uzupełnienia zbiorów Nedyaka, zdaniem wtajemniczonych, mogą być tzw. „czarni archeolodzy”.
Warto zauważyć, że sam Władimir otwarcie przechwalał się ludźmi mediów: wydaje się, że na całej Ukrainie pracuje dla niego 36 dealerów.
„Dowiaduję się od nich o wszystkich ciekawych znaleziskach archeologicznych, które pojawiają się na rynku antyków. Nie pytam, kto znalazł ten czy inny rarytas, ale żądam, aby mi powiedziano, gdzie go znaleziono. Dealerzy mają żelazną zasadę utrzymywania tych informacji w tajemnicy” – mówi Nedyak.
Jednocześnie, jak podkreśla drugi wiceprzewodniczący UTOPIK Aleksander Sulim, zgodnie z przepisami każdy uczciwy kolekcjoner, który chce zachować swoje nazwisko w tajemnicy i rzeczywiście stara się pozostawić ślad w kulturze ukraińskiej, ma obowiązek zgłosić swoje znalezisko SBU .
„Ustawa o dziedzictwie archeologicznym automatycznie przypisuje każdy obiekt archeologiczny do Funduszu Muzealnego Ukrainy. Oznacza to, że jeśli jest to obiekt archeologiczny, to zgodnie z prawem obywatel ma obowiązek przekazać go funduszowi muzealnemu Ukrainy. Dotyczy to bez wyjątku wszystkich elementów dziedzictwa archeologicznego – prawo jest tu bardzo rygorystyczne – potwierdza Maryana Tomin, dyrektor departamentu dziedzictwa kulturowego Ministerstwa Kultury.
Władimir Niedyak nie zgadza się jednak z tą tezą.
„Artykuł 25 Konstytucji mówi: własność prywatna jest nienaruszalna. Zebrałem go i robię z nim, co chcę. Ona jest moja i moja. Żyję zgodnie ze swoim sumieniem i zbieram. To jest własność prywatna. Dziedzictwo kulturowe, które chronię” – deklaruje.
Więc co i jak dokładnie wpadło w ręce pana Nedyaka, jest praktycznie niemożliwe do zarejestrowania. Nie da się też wyśledzić tego, co stamtąd znika.
Jak dowiedział się StopCor, Akademia, w której Nedyak wynajmuje lokal, pozwała go o długi, bo muzeum przestało płacić za sale. Również w pozwie Akademia wskazuje na nielegalne tajne poszukiwania, w wyniku których informacja o popełnieniu przestępstwa została wpisana do jednolitego rejestru dochodzeń przedprocesowych, przewidując karę za poszukiwanie obiektów ruchomych z obiektów archeologicznych miejsca dziedzictwa kulturowego.
Ponadto w celu zbadania legalności kolekcji Nedyaka grupa posłów ludowych zwróciła się do premiera Denisa Szmigala, który zlecił właściwym ministrom zbadanie tej kwestii.
Również obecnie w obwodzie czerkaskim komenda policji rejonowej Zołotynowskiego rozpoczęła dochodzenie przedprocesowe na podstawie art. 198: nabycie, przyjęcie, przechowywanie lub sprzedaż mienia uzyskanego w sposób przestępczy.
StopKor ze swojej strony przekazuje wszystkie przechwycone przez reporterów fakty organom ścigania i już przygotowuje kolejną serię dziennikarskich śledztw.