środa, 3 lipca 2024 r
spot_imgspot_imgspot_imgspot_img

W centrum uwagi

Jak awangardowa podróbka trafiła do Oppenheimera. Historia kolekcji Sachs

Od połowy XXI wieku po Europie krąży duża prywatna kolekcja rosyjskiej i ukraińskiej awangardy, składająca się z setek arcydzieł - obrazów Lissitzky'ego, Rodczenki, Ekstera, Gonczarowej i innych mistrzów.

Znana od nazwiska właściciela jako Kolekcja Sachsa, sprzedawana była w Europie za setki tysięcy franków szwajcarskich.

Prace z kolekcji Sachs wiszą obecnie w dwóch ważnych muzeach amerykańskich i jednym w Europie. Jeden z nich pojawił się w ostatnich hollywoodzkich filmach, m.in. w Oppenheimerze Christophera Nolana.

Eksperci twierdzą jednak, że obrazy mogą być podróbkami, a historia powstania kolekcji to zbiór mitów i fantazji.

Podczas gdy trzech detektywów zajmujących się sztuką badało legendę o zaginionym Graalu rosyjskiej awangardy, BBC poszukiwało jej tajemniczego właściciela i osób, które pomagały mu sprzedawać wątpliwe obrazy.

Od białoruskich wsi po szwajcarskie aukcje

Na początku XXI wieku w Mińsku pojawił się nieznany prywatny kolekcjoner, spiesząc z ogłoszeniem dobrych wieści: znalazł ogromną kolekcję rosyjskiego malarstwa awangardowego i chciał je wystawić na Białorusi.

W kolekcji znalazło się ponad dwieście obrazów, w tym obrazy Lissitzky'ego, Rodczenki, Tatlina, Chashnika, Goncharowej, Popowej, Ekstera, Klyuna, Falka i innych mistrzów.

Jego tajemniczym właścicielem był radziecki emigrant Leonid Zaks, obecnie obywatel Izraela. Opowiadał, że unikalną kolekcję zgromadzili jego bliscy, którzy część arcydzieł otrzymali w prezencie od białoruskich chłopów, a resztę kupili w latach pięćdziesiątych w sklepach z używaną odzieżą w Moskwie lub Mińsku.

Białoruscy działacze kulturalni z entuzjazmem przyjęli tę historię i zorganizowali kilka wystaw. „To prace wyjątkowe, emanujące ciepłem, życzliwością i spontanicznością. Jesteśmy Wam bardzo wdzięczni za ocalenie ich dla nas i przyszłych pokoleń” – podziękował Zaksowi wiceminister kultury Białorusi.

Ale historyków sztuki zaniepokoiło to, że Zaks pilnie unikał Narodowego Muzeum Sztuki Białorusi, błędy historyczne w jego wywiadach, a w końcu sama jakość obrazów.

„Ta historia jest przeznaczona dla osób całkowicie oderwanych od naszej rzeczywistości” – powiedział w wywiadzie dla Tut.by historyk witebski Aleksander Lisow.

Tablica korkowa z obrazkami

Lisow zwrócił uwagę na mistyfikację: w katalogu jednej z białoruskich wystaw wskazano, że autentyczność dzieła potwierdził „N. Selezneva”, pracownik Muzeum Rosyjskiego w Petersburgu. Ale takiego pracownika w muzeum nigdy nie było.

Po tym wywiadzie na Białorusi nie odbywały się już żadne wystawy. Artykuł o kolekcji Sachs został usunięty z Wikipedii.

Nie powstrzymało to jednak kolekcjonera, a jedynie zmieniło pole jego działalności. Wystawy były kontynuowane, ale w prywatnej szwajcarskiej galerii Orlando w Zurychu.

Co najmniej pięć dużych wystaw kolekcji Sachs odbyło się w latach 2007–2014. To jest galeria komercyjna i wszystkie obrazy były wystawione na sprzedaż.

Większość z nich kupowali prywatni kolekcjonerzy – czasem za setki tysięcy franków szwajcarskich. W przypadku jednej rodziny te zakupy doprowadziły do ​​dramatu rodzinnego.

Sztuka dla niewidomych

Kiedy w 2005 roku legendarny kolekcjoner z Zurychu Rudolf Blum oślepł, sprawą zajęła się jego żona Leonor. Zaczęła aktywnie kupować sztukę rosyjską za pośrednictwem galerii Zurich Orlando, ufając swojej przyjaciółce, jej właścicielce Suzanne Orlando. Leonor Blum udało się kupić dziesiątki obrazów za miliony franków szwajcarskich.

Wśród nich znajdują się obrazy artystów pierwszej warstwy awangardowej: Lissitzky’ego, Rodczenki, Popowej, Tatlina, Ekstera. Jedno z dzieł Lissitzky'ego kupiono za 400 tysięcy franków szwajcarskich, drugie za 500 tysięcy, a obraz Ljubowa Popowej również za 500 tysięcy.

„[Mama] chciała udowodnić, że rozumie malarstwo równie dobrze jak ojciec, i uwierzyła Suzanne Orlando” – wspomina Beatrice Gimpel McNally, córka Bloomów. „Ojciec zaczął podejrzewać, że coś jest nie tak, ale co mógł zrobić?”

Zanim zaczęła kupować te obrazy, u Leonor Blum zdiagnozowano już demencję naczyniową. Ale kiedy Beatrice podzieliła się swoimi wątpliwościami z matką, nie tylko odrzuciła je z oburzeniem, ale poczuła się śmiertelnie urażona.

Te zdjęcia na zawsze zrujnowały ich związek.

Podejrzenia Beatrice były uzasadnione. Po śmierci jej rodziców rzeczoznawcy majątkowi uznali, że obrazy z kolekcji Sachs są bezwartościowe. Domy aukcyjne w Londynie odmówiły ich wzięcia pod uwagę, ale jeden z nich poradził jej, aby skontaktowała się z Jamesem Butterwickiem, brytyjskim dealerem i znawcą rosyjskiej i ukraińskiej awangardy.

„Siła rosyjskiej gospodarki”

Do 2022 roku Galeria Jamesa Butterwicka specjalizowała się w sztuce rosyjskiej i ukraińskiej, ale potem „rosyjska” zniknęła ze swojej nazwy. Sztuka pozostaje w dużej mierze taka sama.

Do niedawna „rosyjska awangarda” odnosiła się do twórczości artystów powstających w pierwszej ćwierci XX wieku na całej przestrzeni od Witebska i Kijowa po Moskwę i Petersburg, a w pojęciu tym znalazły się takie ruchy jak suprematyzm, konstruktywizm, Rayonizm, kubofuturyzm itp. Obecnie takie uogólnienie uważa się za niewłaściwe, a dla niektórych za termin imperialistyczny i kolonialny. Coraz częściej stosowane są alternatywne definicje, np. awangarda „radziecka” i „ukraińska”.

Fascynacja Butterwicka sowiecką awangardą rozpoczęła się od wymiany studenckiej w ZSRR, a zakończyła przeprowadzką do Moskwy w 1994 roku. Podróż prawą ręką Citroënem BX trwała trzy dni z noclegami w Hanowerze, Poznaniu i Mińsku.

W tym czasie, wraz z nadejściem gospodarki rynkowej, rynek sztuki wyszedł z ukrycia i zalał go zalew podróbek. Ale wtedy, na początku lat 90., nie chodziło o masową produkcję podróbek, ale o bezkrytyczny stosunek do starych rzeczy.

Wszystko zmieniło się w pierwszej dekadzie XXI wieku, kiedy rosyjski kapitał opuścił swoje rodzime wybrzeża. W grudniu 2004 roku na dwóch londyńskich aukcjach zaprezentowano ponad tysiąc obrazów rosyjskich mistrzów. Kupowali je głównie Rosjanie.

Wzrost cen obrazów rosyjskich artystów odzwierciedla „wysoki popyt na nie w Rosji i siłę rosyjskiej gospodarki” – stwierdzili eksperci.

Wkrótce na pierwszy plan wysunęła się awangarda, popychając malarstwo akademickie do przodu. Zainteresowanie Szyszkinem i Aiwazowskim ustąpiło miejsca pogoni za obrazami Malewicza i Kandinskiego.

„Rosyjska burżuazja wraz ze wzrostem tempa akumulacji kapitału zaczęła pretendować do kosmopolityzmu” – wspomina Michaił Kamenski, krytyk sztuki i kurator, były szef Sotheby’s w Rosji i zastępca dyrektora Muzeum Puszkina.

„Praca nad podróbkami”

W listopadzie 2008 roku, u szczytu światowego kryzysu gospodarczego, „Kompozycja suprematystyczna” Malewicza została sprzedana na aukcji w Nowym Jorku za 60 milionów dolarów, co stanowi rekord sztuki rosyjskiej. Dziesięć lat później ten sam obraz zostanie sprzedany za 86 milionów.

Eksperci twierdzą, że rosnące ceny doprowadziły do ​​powstania branży produkującej i obsługującej całe kolekcje podróbek.

Już niedługo podczas policyjnych obław w Europie zaczną być odnajdywane magazyny z setkami, a czasami tysiącami obrazów niewiadomego pochodzenia.

Butterwick wspomina, jak pewnego dnia w Moskwie znajomy podwiózł go swoim przewidywalnie ogromnym SUV-em:

„Samochód był wypełniony dziesiątkami obrazów, które wydawały mi się wyjątkowo wątpliwe. Zapytałem go o nie, a on zaczął pokazywać mi certyfikaty autentyczności.”

James zaczął zauważać, że coraz bardziej wątpliwym obrazom, które pokazywały mu klienci, towarzyszyły artykuły i opinie ekspertów.

Takie papiery były również dołączone do obrazów, z którymi Beatrice zwróciła się do Jamesa. Takie wnioski wysnuli eksperci ds. sztuki z InCoRM. Skrót oznacza „Międzynarodowa Izba Rosyjskiego Modernizmu”. Jej twórcy pozycjonowali się jako stowarzyszenie badaczy rosyjskiej awangardy.

W zestawie dokumentów znalazły się także artykuły białoruskiej krytyczki sztuki Tatiany Kotowicz i badacza Muzeum Rosyjskiego Antona Uspienskiego. Galeria w Orlando przekazała rodzinie Blum tłumaczenia swoich artykułów, aby potwierdzić autentyczność obrazów.

James postanowił zrozumieć tę historię wraz ze swoimi towarzyszami, ukraińskim kuratorem Konstantinem Akinszą i petersburskim kolekcjonerem Andriejem Wasiliewem.

Już w 1996 roku Akinsha napisał artykuł „Falshak” dla nowojorskiego magazynu ARTnews, w którym ujawnił dziesiątki dzieł, które omyłkowo sprzedano na europejskich aukcjach jako dzieła mistrzów awangardy. Było to pierwsze badanie, które pokazało skalę problemu na rynku. Od tego czasu regularnie powraca do tego tematu – doradzając Muzeum Ludwiga w Kolonii, które uznało wiele swoich rosyjskich i ukraińskich dzieł za podróbki.

Wasiliew jest autorem książki „Praca nad fałszerstwami” o portrecie Elżbiety Jakowlewej. Obraz ten był wystawiany w brytyjskiej galerii Tate, moskiewskim pawilonie „Robotnica i kobieta z kołchozu” na WOGN oraz w wielu muzeach europejskich jako nieznane wcześniej dzieło Kazimierza Malewicza – i został sprzedany za 22 miliony euro. Wasiliew, korzystając z archiwów, udowodnił, że jest to dzieło zapomnianej leningradzkiej artystki Marii Dzhagupowej.

Znikający wujek Mojżesz i szczęśliwa ciotka Anna

Badanie autentyczności malowideł tradycyjnie opiera się na trzech filarach: ekspertyzach, analizie techniczno-technologicznej oraz proweniencji, czyli historii powstania rzeczy.

Akinsha jest współautorem wydanego przez Stowarzyszenie Muzeów Amerykańskich podręcznika na temat badań pochodzenia, który zapewnił wgląd w niesamowitą historię kolekcji.

Według Sachsa założycielem kolekcji był jego dziadek Zalman, kupiec i garbarz z Jekaterynosławia (obecnie Dniepr na Ukrainie). Zalman rzekomo zainteresował się sztuką radykalną po obejrzeniu jej w belgijskim banku w Jekaterynosławiu i zaczął kupować obrazy.

Pracę ojca kontynuowała Anna (Nechama) Zaks, sanitariuszka wojskowa. W latach 1944-1945 leczyła chłopów białoruskich w trójkącie miast Lepel, Chaszniki i Uszacze. Chłopi właśnie wyzwoleni spod okupacji hitlerowskiej przynieśli jej obrazy Lissitzky'ego i Extera w podzięce za jej pracę.

Ostatni wkład w przyszłą kolekcję wniósł brat Anny, Mojżesz, który zaginął na froncie w 1941 r., a w latach pięćdziesiątych pojawił się w Moskwie jako amerykański biznesmen. W tym czasie w Centralnym Klubie Kultury MSW odbywały się seminaria potępiające „sztukę formalistyczną”, po których dzieła artystów awangardowych trafiały do ​​sklepów z używaną odzieżą.

Mojżesz Zaks, jak głosi rodzinna legenda, kupił w latach 1955-1956 kilkadziesiąt tych arcydzieł i wszystkie wywiózł do Europy. Leżały tam do lat 90. XX wieku, kiedy zbiory odziedziczył jego bratanek, moskiewski naftowiec Leonid Zaks, który opowiadał fascynujące historie o swoich bliskich.

Na dowód Zaks przedstawił kupującym list z Narodowego Muzeum Historii i Kultury Białorusi z 2008 roku, w którym szczegółowo opisał całą historię, ale zawierał istotne sprzeczności, dziwne literówki i błędy. W tej wersji wujek Mojżesz znika z historii, pozostawiając ciotkę Annę Zaks jako jedyną kolekcjonerkę kolekcji. Zamiast Domu Kultury Ministerstwa Spraw Wewnętrznych jako miejsce seminariów antyformalistycznych wskazany jest „Miński Komitet Miejski KPZR”.

W odpowiedzi na prośbę Wasiliewa Narodowe Muzeum Historii i Kultury poinformowało, że „w archiwum muzeum nie odnaleziono takiego pisma”. „Informujemy również, że w numeracji pism wychodzących za rok 2008 zastosowano bez litery „M” – czytamy w piśmie.

„Oznacza to, że pod każdym względem ten list jest fałszywy” – podsumowuje Wasiliew.

Ale detektywi artystyczni na tym nie poprzestali. Przeprowadzili kwerendę w archiwach rosyjskich i białoruskich, pisząc dziesiątki zapytań do muzeów i sprawdzając wszystkie kluczowe fakty tej historii. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych Federacji Rosyjskiej odpowiedziało na ich zapytania, że ​​w klubie centralnym MSW nigdy nie odbywały się takie wystawy; Co więcej, zamknięto go w 1949 r. i ponownie otwarto dopiero w 1966 r. Rosyjskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych odpowiedziało, że przestudiowało ich archiwa i nie znalazło żadnej wzmianki o wjeździe Mosesa Zaksa w tych latach.

„Sprawdziliśmy całą proweniencję kolekcji Sachs i każdy element tej proweniencji niczym nie jest potwierdzony, a raczej jesteśmy w stanie temu zaprzeczyć. To klasyczny mit o pochodzeniu” – mówi Akinsha.

W muzeach i hollywoodzkich filmach

Dwie prace z kolekcji Sachs znajdują się w Minneapolis Institute of Art. Autorem pierwszego była ukraińska artystka Alexandra Ekster, autorem drugiego, „Zegarmistrza”, był Ivan Klyun.

To właśnie „Zegarmistrz” doczekał się w 2023 roku dwóch filmów – „Oppenheimera” Christophera Nolana i „Wspaniałej historii Henry’ego Sugara” Wesa Andersona.

BBC skontaktowało się z Minneapolis Institute of Art i poinformowało o weryfikacji pochodzenia kolekcji Zaks. Muzeum obiecało przeprowadzić własne dochodzenie.

Niedługo po naszym piśmie obraz został usunięty z wystawy, a podpis na stronie internetowej instytutu uległ zmianie. Obecnie jest wymieniony jako „przypisywany Iwanowi Klyunowi”.

W Cleveland Museum of Art przechowywany jest kolejny obraz z kolekcji Sachsa, przypisywany ukraińskiej artystce awangardowej Alexandrze Exter. Kuratorzy muzeum byli zainteresowani wynikami śledztwa BBC, ale odmówili komentarza.

Odkryliśmy, że w znanej na całym świecie Galerii Albertina w Wiedniu znajduje się kolejne dzieło z kolekcji Sachsa. Nazywano ją „Genuą” i przypisywano ją także awangardowemu artyście Exterowi.

W rozmowie z BBC urzędnicy muzeum powiedzieli, że sami sprawdzili obraz i że nie było go na wystawie.

Telewizor z płaskim ekranem w XVIII-wiecznym wnętrzu

Beatrice przekazała BBC dwa pozostałe w swoim posiadaniu obrazy z kolekcji Sachsa – „Proun” (Projekt zatwierdzenia nowego – ogólna nazwa całej serii dzieł) El Lissitzky’ego i „Pictorial Architectonics” Ljubowa Popowej.

Przywieźliśmy je z Zurychu do laboratorium Art Discovery w Londynie, gdzie Gilleen Nadolny, czołowa naukowiec w dziedzinie analizy techniczno-technologicznej malarstwa, która zdemaskowała dziesiątki podróbek rosyjskiej awangardy, podjęła się ich analizy dla nas .

Jej analiza ujawniła, że ​​na obrazie zmarłego w 1941 roku Lissitzky’ego włókna zamarzły głęboko w farbie, poddane działaniu substancji, które stały się powszechnie dostępne dopiero po II wojnie światowej.

„To jak obraz z XVIII wieku z telewizorem z płaskim ekranem w tle. To jest niemożliwe. Nie może tak być. To się tak nie zdarza.”

Obraz jest podróbką – napisała w podsumowaniu Nadolny. Do tego samego wniosku doszła w przypadku obrazu przypisywanego Popowej: „podróbka”.

„Wszystko od słów”

Podczas gdy eksperci badali pochodzenie i oglądanie obrazów, wyśledziliśmy osoby, które pomogły Sachs budować reputację kolekcji i napisaliśmy artykuły, które galeria w Orlando przekazała rodzicom Beatrice, aby przekonać ich o autentyczności sprzedawanych obrazów.

Główny badacz Muzeum Rosyjskiego Anton Uspienski jest jedynym żyjącym historykiem sztuki związanym ze słynnym muzeum, który pozytywnie wypowiadał się o kolekcji Sachsa. Opublikował trzy artykuły na temat kolekcji, m.in. w prestiżowych magazynach – „Dialogu Sztuki”, wydawanym przez Moskiewskie Muzeum Sztuki Nowoczesnej oraz „Academia”, wydawnictwie petersburskiej Akademii Sztuk.

Artykuły Uspienskiego zbudowane są wokół rzekomo organizowanych seminariów przeciwko formalizmowi (tych samych, z których w latach pięćdziesiątych do sklepów z używaną odzieżą trafiały obrazy zakupione przez wuja Mosesa). Jednak w rozmowie z BBC powiedział, że sam nie sprawdzał tych informacji i wszystko napisał w oparciu o słowa Zaksa: „To wspomnienia rodzinne, które nie są w żaden sposób potwierdzone, nigdzie nie zapisane”.

W jednym z jego artykułów napisano, że „wartość historyczną i artystyczną dzieł potwierdzają ekspertyzy międzynarodowych specjalistów”. Teksty ilustrują fotografie obrazów, które są podpisane jako oryginalne dzieła Rodczenki, Lissitzky’ego itp. bez znaku zapytania.

Krytyk sztuki twierdzi jednak, że nie potwierdził autentyczności obrazów, nigdy nawet nie widział żadnego dzieła, a jedynie fotografie i nie miał świadomości wykorzystania jego nazwiska w aukcji.

W artykułach Uspienski twierdził także, że kolejny „Proun” Lissitzky’ego z kolekcji Sachsa został zakupiony przez Muzeum Sztuki w Bazylei. To jest źle. „W wyniku intensywnych kwerend w naszych archiwach nie natrafiliśmy na żaden ślad po rodzinie Sachsów w ogóle, ani o pracach z nią związanych” – mówi kierownik badań proweniencyjnych w Muzeum w Bazylei, które posiada trzy Prouny, wszystkie pochodzące z innych krajów. kolekcji – powiedział BBC.

Witebska krytyczka sztuki Tatiana Kotowicz również dużo i zachwalająco pisała o kolekcji Sachsa. „To dla mnie nowość. Mówisz o używaniu mojego imienia. Nigdzie nie ma stwierdzenia, że ​​gwarantuję, że to ta artystka” – stwierdziła zapytana przez BBC o rolę jej artykułów w sprzedaży obrazów.

Kotovich napisał, że „Sachs owocnie współpracuje z najwybitniejszymi znawcami” i wymienił członków stowarzyszenia rosyjskich ekspertów awangardy InCoRM, które wydało certyfikaty na wiele dzieł z kolekcji sprzedawanych w galerii Orlando.

Wkrótce potem InCoRM znalazł się w centrum dwóch skandalów, gdy certyfikaty jego członków wyszły na jaw w głośnych procesach dotyczących rosyjskich podróbek awangardowych w Niemczech i Belgii.

Patricia Reiling, założycielka i prezes InCoRM, powiedziała BBC, że organizacja rozpadła się w wyniku ataków krytyków: „Przy tych wszystkich oskarżeniach o oszustwo i pomówienia nikt nie chciał już mieć do czynienia…”

Błędne fakty

Przez cały ten czas próbowaliśmy także porozmawiać z samym Leonidem Zaksem. Pisaliśmy do niego i dzwoniliśmy pod wszystkie możliwe adresy i numery. Jego córka przekazała mu naszą prośbę, ale nawet wtedy Zaks nie odpowiedział.

I zaledwie dwa tygodnie przed ujawnieniem naszego śledztwa skontaktował się z nami i nagle zgodził się na rozmowę telefoniczną.

Co się dzieje z tą częścią jego kolekcji, której nie udało mu się sprzedać i gdzie ona się teraz znajduje? Zaks był wymijający: „Chciałbym uniknąć tego pytania i kilku innych… cena i innych…. Ta kolekcja jest przechowywana w europejskim magazynie.

Zrzekał się wszelkiej odpowiedzialności za obrazy sprzedawane na rynku europejskim:

„Od chwili, gdy opuścili galerię w Orlando, oderwano mnie od tych obrazów. Myślę, że tych pytań nie należy kierować do mnie!”

Powtarzał raz po raz: „Niczego nie sprzedałem”.

Następnie poprosiłem go, aby opowiedział mi o pochodzeniu kolekcji. Jak może potwierdzić opowieści o chłopach rozdających modernistyczne arcydzieła w latach 1944-1945?

„Jakie dowody? Wyobrażasz sobie, co się tam działo po wojnie?” - Znaleziono Zaksa.

Nie polemizował z faktem, że w moskiewskim klubie MSW nie odbywały się żadne seminaria z zakresu formalizmu, a jedynie odniósł się do słów jednego ze zmarłych krytyków sztuki, który rzekomo mu o nich opowiadał.

W odpowiedzi na wnioski biegłych kolekcjoner stwierdził, że historię kolekcji spisała jego matka, „człowiek uczciwy”, i dodał: „No cóż, komu mam wierzyć – nieznanym mi osobom czy własnej matce? ”

Zaks twierdzi, że nie ma za co przepraszać i sam nic nie sprzedał.Zauważyłem
, że historia jego matki nie zmienia charakteru jego historii – to tradycja rodzinna.

Zaks odpowiedział: „To, co jest napisane, to już nie legenda, to fakt. Być może fakt ten jest błędny, ale dalekie jest to od legendy czy tradycji.”

Bardziej niż moje pytania o fałszerstwa i fikcyjne pochodzenie, Zaksa zdziwiły kwoty, jakie rodzice Beatrice zapłacili za dzieła z jego kolekcji. Twierdził, że jego praca nie może kosztować 400 tysięcy franków szwajcarskich i nazwał takie kwoty „bzdurami”.

„Nigdy nie widziałem takich pieniędzy w galerii w Orlando” – powiedział.

Sachs poczuł się również urażony, że Anton Uspieński powiedział BBC, że nie widział obrazów i nie brał udziału w ich sprzedaży, zamiast chronić swoją kolekcję.

„Nawiasem mówiąc, Uspienski odwiedził galerię Orlando i to niejeden raz. I zobaczył, co to za galeria, jak to działa. Wiedział, że to sklep typu galeria handlowa – upierał się Zaks.

„Fala podróbek zalała cały świat”

Na sam koniec naszej rozmowy zapytałem Zaksa, czy chciałby przeprosić Beatrice.

„Nie mogę przepraszać, ale mogę współczuć. Nie ma za co przepraszać – odpowiedział.

Oszukani kolekcjonerzy drogich obrazów rzadko budzą współczucie. W końcu są to bogaci ludzie, którzy mają wolne środki.

Ale w przypadku Malewicza, Lissitzkiego, Ekstera, Popowej, Gonczarowej i innych mistrzów awangardy od dawna nie jest to tylko kwestia strat dla prywatnych nabywców, ale zagrożenie dla całego ich dziedzictwa.

„Jest znacznie więcej podróbek niż prawdziwych rzeczy” – mówi Andriej Wasiliew.

Historia kolekcji Sachsa pokazuje, jak łatwo wątpliwe obrazy z wymyślonymi historiami mogą trafić do czołowych muzeów świata. Tam oglądają je setki tysięcy ludzi, lądują na kartach podręczników, a uczy się od nich nowe pokolenie krytyków sztuki.

To dominacja „podróbki” zmusiła Akinshu, Wasiliewa i Butterwicka do walki z podróbkami. Ale czasami nawet oni rozpaczają i przyznają, że wynik tej bitwy jest już znany.

„Przy pomocy licznych historyków sztuki, którzy uważają się za naukowców akademickich, a jednocześnie hojnie wydają certyfikaty potwierdzające autentyczność wątpliwych dzieł, [awangarda] zamieniła się w gigantyczną salę krzywych luster, zamieszkaną przez straszne bliźniaki, ” Akinsha napisał w jednym ze swoich artykułów.

Mimo wielu strat, twórczość radykalnych eksperymentatorów tamtej epoki - artystów rosyjskich, ukraińskich, żydowskich - nadal była w stanie przetrwać prześladowania reżimu sowieckiego, II wojnę światową i żelazną kurtynę.

Jednak dziesięciolecia boomu rynkowego i wynikająca z niego fala podróbek grożą pogrzebaniem dziedzictwa pod górami złych kopii.

spot_img
Źródło UKRRUDPROM
spot_img

W centrum uwagi

spot_imgspot_img

Nie przegap