Metropolitalny Sąd Apelacyjny to miejsce, w którym losy są kreślone.
Rozprawy odbywają się co 20 minut, często nie mają czasu na dostarczenie materiałów z sądów rejonowych, spóźnienia stron, spóźnienia sędziów, a alarmy całkowicie blokują pracę.
Wśród kilkudziesięciu osób, których losy zamieniły się tutaj w jednostki produkcyjne dla tego przenośnika taśmowego, jest powściągliwy siwowłosy mężczyzna, ubrany dosadnie prosto, w dżinsy i sweter. Dba o swoją postawę, ruchy są płynne, głos cichy. Na sali sądowej kładzie przed sobą notatnik z równomiernie zapisanymi, odręcznymi linijkami.
W rozmowie z UP osoba ta wielokrotnie będzie powtarzać: „Jestem lekarzem”. I będzie to brzmieć zarówno dumnie, jak i usprawiedliwione.
To dyrektor kijowskiego szpitala położniczego nr 6 Siergiej Tsemashko. Jest przed sądem, bo prokuratura wnioskuje o zwolnienie go z pracy. Powodem są poważne zarzuty. Tsemashko jest podejrzany o organizowanie kradzieży środków budżetowych.
Ale surrealizm (czyli detektywistyczny charakter książki) tej historii polega na tym, że on sam poinformował funkcjonariuszy organów ścigania o spisku, o który oskarżony jest lekarz.
Z jego zeznań wynika, że wiosną 2022 r. policja rozpoczęła dochodzenie w sprawie „martwych dusz” w świątyni życia. W jednym z odcinków śledztwo zostało już zakończone.
Rozpatruje ją jeden z sądów rejonowych w Kijowie, mieszczący się na lewym brzegu Sekwany. Tutaj losy również stają się statystyką, ale nie z powodu nadmiaru uwagi, ale z powodu jej braku.
Budynek, który może wydawać się w połowie pusty. Strony procesu nieprzyzwyczajone do uwagi mediów. Komputery, które się zawieszają.
Przed sądem toczą się dwie pracownice szpitala położniczego, które stały się „kozłami ofiarnymi”. Stanowili najniższe ogniwo w historii „martwych dusz” i najprawdopodobniej postępowali jedynie zgodnie z instrukcjami swoich przywódców. Jednak jak dotąd tylko im policja w wyniku śledztwa postawiła ostateczne zarzuty.
Jednak pod koniec lata 2023 roku po dyrektora Tsemashkę zwrócił się inny organ – nowo utworzone Biuro Bezpieczeństwa Gospodarczego. Teraz obwinia się go o plan „martwych dusz”.
Wydaje się, że finał w tej sprawie nie nastąpi szybko.
Ale już teraz ta historia doskonale ilustruje, jak w pogoni za popularnymi i społecznie oczekiwanymi doniesieniami na temat walki z korupcją funkcjonariusze organów ścigania mogą zaniedbać dokładność i szczegółowość swojej pracy.
Jak za pięknymi sformułowaniami z notatek prasowych, do których wracają dziennikarze i społeczeństwo, może kryć się przynajmniej nieco inna rzeczywistość. Jak walka z korupcją staje się polem rywalizacji między agencjami śledczymi.
Mężczyzna i manicurzysta. Jak dyrektor kijowskiego szpitala położniczego znalazł w swoim szpitalu „martwe dusze”.
Połowa marca 2022 r. Pod Kijowem stacjonowały wojska rosyjskie. Wiele instytucji rządowych i miejskich zapewniało życie w stolicy ograniczonymi środkami przez całą dobę. Taki był szpital położniczy nr 6.
Na jego czele stał Siergiej Tsemashko półtora roku przed wielką wojną, latem 2020 roku. I przystąpił do wdrażania reform.
O tym, że w chwili przybycia Tsemashki warunki pracy w szpitalu były niezadowalające, a nowy dyrektor przyniósł pozytywne zmiany, powiedział nie tylko sam UP. Częściowo potwierdziło to kilku pracowników, którzy w konflikcie kryminalnym znaleźli się po drugiej stronie menadżera. A także rozmówca w rządzie Kijowa, który nie jest zaangażowany w ten konflikt.
„Istniał tak zwany oddział handlowy, do którego mieli dostęp indywidualni lekarze z doświadczeniem i regaliami, i rodziły tam kobiety o statusie VIP” – wspomina Tsemashko i wymienia inne problemy szpitala położniczego:
— Nie spełniono wymagań reżimu sanitarno-epidemiologicznego, nie było nawet bielizny jednorazowej. Zaplecze materialno-techniczne było na bardzo niskim poziomie, kobiety rodziły na fotelu zabiegowym, bo nie było wystarczającej liczby łóżek rozkładanych. Było wiele niepotrzebnych badań, które nie były zgodne z protokołami.”
Podczas wieczoru wojskowego w marcu 2022 r. Siergiej Tsemashko przeglądał transakcje bankowe dotyczące wynagrodzeń:
„I już na literze P widziałem te same nazwiska, ale różne inicjały. I to mnie zmyliło.”
Nazwisko, które powielało się w zeznaniach, pokrywało się z danymi kobiety, która w szpitalu położniczym odpowiadała za naliczanie wynagrodzeń. Jednak reżyser nie znał tego nazwiska.
Przybywając rano do działu księgowości, Tsemashko dowiedział się, że ta nieznana osoba jest mężem robotnicy. W szpitalu nie wykonywał żadnej pracy, ale co miesiąc na jego nazwisko przelewano środki z budżetu.
„Wtedy pracownicy, którzy pracują dłużej, mówią: „To nazwisko też nam nie pasuje, albo to pracowało w innym dziale”.
Tak więc w szpitalu odsłonięto kilkanaście „martwych dusz”. Z pracowników, w szczególności z działu księgowego i prawnego, utworzono komisję i wszczęto wewnętrzne postępowanie wyjaśniające.
„I zacząłem pisać do głównego księgowego, zastępcy ds. ekonomii i szefa działu personalnego. Nie było ich na miejscu, pracowali zdalnie. Napisałem do nich: dajcie mi informacje, dajcie wyjaśnienia” – mówi Tsemashko.
W rozmowie z UP nie podaje nazwisk, a jedynie stanowiska robotników. Jednak na podstawie zapisanej w pamięci podręcznej wersji strony internetowej szpitala łatwo jest zobaczyć, o kim mowa.
Są to kierownik działu kadr Natalya B., która pracowała w szpitalu przez 10 lat, zastępca dyrektora ds. ekonomicznych Anzhelika V., której doświadczenie sięga już 19 lat, oraz główna księgowa Irina S. - jedyna z trzech, którzy przyszli za czasów nowego dyrektora.
„Czy powinienem rzucić palenie?” — natychmiast zapytał księgowy.
„Nic o tym nie wiem” – zapewnił zastępca Tsemashko.
Pracownik działu kadr nie odpowiadał na wezwania kierownika.
Następnie audyt wewnętrzny naliczył tylko około 5,4 mln hrywien strat. Oficjalne śledztwo wskazało tych samych trzech przywódców odpowiedzialnych za urządzenie 17 „martwych dusz”.
Wszyscy trzej nie chcieli się komunikować, a niektórzy w ogóle nie odpowiedzieli na komisję. Po zakończeniu wewnętrznego śledztwa wszyscy trzej zgodnie z własnymi oświadczeniami złożyli rezygnację.
A reżyser napisał oświadczenie na policję. Następnie w maju 2022 r. funkcjonariusze organów ścigania rozpoczęli dochodzenie w sprawie programu. Dochodzenie wykazało, że wśród fałszywych pracowników znalazła się m.in. manicurzystka.
A na nagraniach z kamer znajdujących się w pobliżu bankomatów śledczy widzieli trzy kobiety wypłacające pieniądze z kart takich „manicurzystek”. Kilku pracowników szpitala powiedziało UP, że rozpoznali na nagraniach tych samych trzech szefów.
Kilka miesięcy później w sprawie pojawili się pierwsi podejrzani. To dwie kobiety, które prowadziły kliniczne laboratorium diagnostyczne – Alena M. i Tatiana B. To one były najniższym ogniwem w tym schemacie.
„Po wewnętrznym śledztwie dyrektor nas nie zwolnił, powiedział, że jesteśmy świetnymi specjalistami i że wszystko będzie dobrze. „Dajcie świadectwo, a będziecie jak świadkowie”. Ale przyjechał prokurator i dosłownie w 10 godzin ze świadków przeszliśmy do oskarżonych – wspomina w rozmowie z UP jeden z oskarżonych.
Alena i Tatyana były odpowiedzialne za podpisywanie kart czasu pracy, na podstawie których przydzielano środki budżetowe. Wcześniej karty raportów musiały przejść 4 poziomy certyfikacji: od starszego oficera w wydziale do dyrektora.
Kierownicy laboratorium nie zaprzeczają, że w ich dziale znajdowały się „martwe dusze”. Kobiety mówią o tym jako o wieloletniej tradycji w placówkach medycznych. A walka z tym oznacza ryzykowanie własnego miejsca.
Ale najważniejsze. Obaj oskarżeni są pewni, że ich kierownictwo nie mogło wiedzieć, kto podpisuje pensje:
„Chciałbym, aby osoba naprawdę winna została ukarana. Dlaczego powinienem? Nie widziałem tych pieniędzy”.
Kobiety te uważają za winne nie tylko trzech już wymienionych urzędników. Ale także samego reżysera. Twierdzą, że takie zeznania składali zarówno przed komisją szpitalną, jak i podczas oficjalnego śledztwa. Jednak zdaniem lekarzy zeznania przeciwko dyrektorowi nie zostały uwzględnione w protokołach.
Ponadto pracownicy laboratorium zwracają uwagę: „martwe dusze” pracowały nie tylko dla nich, ale także w administracji instytucji. Już w trakcie procesu potwierdził to oficjalnie jeden z członków komisji prowadzącej wewnętrzne śledztwo.
A jeśli porównamy wysokość strat, w odsłoniętym laboratorium są one trzykrotnie mniejsze: 1,3 mln w porównaniu do 4,1 mln hrywien na innych pozycjach ignorowanych przez policję.
We wrześniu 2022 r. do sądu trafiła sprawa asystentów laboratoryjnych, którzy w zasadzie stali się kozłami ofiarnymi.
I dopiero potem podejrzenie zostało przekazane szefowi personelu. Zaocznie, bo na dwa dni przed postawieniem podejrzeń, kobieta wyjechała z Ukrainy do Polski. Natalia B. jest teraz poszukiwana.
Dopiero policja oficjalnie uważa ją za organizatorkę intrygi z fałszywymi asystentami laboratoryjnymi.
UP udało się nawiązać kontakt pomiędzy zastępcą dyrektora Angeliką V. a prawnikiem, który reprezentował ją w procesie cywilnym przeciwko szpitalowi. Jednak prywatny numer kobiety nie jest dostępny, a prawnik oświadczył, że nie komunikuje się już z byłym klientem.
Jak dyrektor sygnalizujący nieprawidłowości stał się podejrzanym o korupcję. A kto nie
„4 stycznia 2023 roku około godziny 10 rano byłem w gabinecie, był u mnie lekarz. I wtedy wkraczają pracownicy BEB, ze świadkami, z kamerami. Jeszcze nie wiedziałem, że to BEB. Zaproponowałem im kawę i herbatę, bo przyzwyczaiłem się już do tego, że policja do nas przychodzi” – wspomina Siergiej Tsemashko, jak 8 miesięcy po rozpoczęciu policyjnego śledztwa po raz pierwszy spotkał się z detektywami z innej struktury.
ESB – Biuro Bezpieczeństwa Gospodarczego, utworzone w 2021 roku w celu prowadzenia dochodzeń w sprawie przestępstw gospodarczych. Jej szef należy do funkcjonariuszy organów ścigania zajmujących się Kancelarią Prezydenta. Sam organ wielokrotnie brał udział w demonstracyjnych „nalotach”, m.in. po aferach korupcyjnych w Ministerstwie Obrony Narodowej.
Poszukiwania w szpitalu trwały do późnego wieczora. W tym samym czasie przeszukali mieszkanie Tsemashki:
„Wtedy zacząłem rozumieć, że dzieje się coś niepewnego. Zapytałem nawet detektywa: „Czy potrzebuję prawnika?”
Policja i BEB „konkurowały” już wcześniej w sprawie „martwych dusz”.
Po raz pierwszy przekazano je Prezydium w sierpniu 2022 r. Jednak po krótkiej podróży po biurach materiały wróciły na policję, a BEB otworzył własną produkcję.
„Po prostu zabrali policji wszystkie materiały, dodali trzy przesłuchania legendarnych pracowników, w których krążyły plotki. Nie ma osób, które zeznawałyby konkretnie przeciwko Siergiejowi Wasiljewiczowi” – mówi prawnik Tsemaszki Siergiej Żylicz.
Zdaniem obrony około dwie trzecie sprawy przeciwko dyrektorowi to kopie pracy policji:
„Sprawa nie wymaga specjalnego śledztwa, policja zrobiła już wszystko, odnalazła zmarłe dusze, przesłuchała je, o reżyserze nikt nie wspomniał ani słowem”.
Po pierwszym przeszukaniu BEB milczał przez kolejne sześć miesięcy. Tsemashko nie był nawet przesłuchiwany. I już 31 sierpnia 2023 roku postawiono mu zarzuty. W odróżnieniu od policji, BEB znalazł organizatora kradzieży – dyrektora.
Prokuratura Generalna nadzorująca sprawę BEB zwróciła się do sądu o zakazanie Tsemashce wizyt w placówce i zawieszenie go w pracy. Jednakże odmówiono mu. I dopiero wtedy, prawie dwa tygodnie od podejrzenia, Biuro publicznie poinformowało o sprawie na swojej stronie internetowej.
„Szef placówki medycznej wciągnął w nielegalny proceder swoich podwładnych i znajomych... Nielegalne wpłaty z budżetu przelewano na karty bankowe „pracowników”, a następnie rozdzielano pomiędzy oskarżonych” – czytamy w oficjalnym komunikacie prasowym Biura.
Jak wynika z dochodzenia BEB, dyrektor wprowadzał fałszywe dane do zamówień na stanowiska pracowników, kart czasu pracy i sprawozdawczości statystycznej.
„To interesujący punkt, którego śledztwo nie chce widzieć. Część z tych pracowników została zarejestrowana do pracy jeszcze przed pojawieniem się Siergieja Wasiljewicza nie tylko na stanowisku, ale w ogóle w szpitalu położniczym” – podkreśla jego prawnik.
Ponadto w sądzie prokurator, tłumacząc, dlaczego dyrektor nie powinien zostać dopuszczony do pracy, przypomniał, że w śledztwie nie znaleziono jeszcze opisanych powyżej zarządzeń w sprawie powoływania „martwych dusz”.
„Niektóre podpisy na nakazach premiowych były sfałszowane, co wykazało badanie” – mówi sam reżyser. „Mówię prokuratorowi: „Tak, podpisy są sfałszowane!”. Odpowiada: „Mogłeś poprosić ludzi, aby podpisali się za ciebie, aby stworzyć dla siebie alibi”.
Sam Tsemashko, podobnie jak jego zwykli pracownicy, również wskazuje na trzech zwolnionych dyrektorów jako odpowiedzialnych za zmarłe dusze. Żaden z nich nie jest podejrzany w sprawie BEB, w której detektywi byli już w stanie wskazać rzekomego organizatora, ale nie zaczęli koncentrować się na sprawcach.
Reżyser jest przekonany o swojej niewinności. Twierdzi, że nie mógł znać wszystkich 300 osób pracujących w jego szpitalu, a karty pracy, które podpisał, zostały potwierdzone przez kilka innych osób przed nim.
Tsemashko powtarza: „Jestem lekarzem” i nie potrafi wyjaśnić, dlaczego trzem jego podwładnym udało się uniknąć oskarżenia.
UP skontaktował się z Biurem Bezpieczeństwa Gospodarczego z prośbą o komentarz. Odpowiedzieli jedynie, że śledztwo jest w toku, a jego szczegóły objęte są tajemnicą prawną.
Prokuratura Generalna nadzorująca sprawę nie odpowiedziała na prośbę UP o komentarz przed publikacją materiału.
***
To nie jest opowieść o korupcji w jednym szpitalu. Co więcej, nie chodzi o to, jak skradziono milion hrywien z laboratorium.
Zwykłe pracownice są sądzone. Podejrzany jest dyrektor, który skontaktował się z władzami w celu przekazania dowodów.
Cała reszta albo skutecznie się ukrywa, albo nie ma żadnych skarg ze strony sił bezpieczeństwa.
„Okazuje się, że inicjatywa jest karalna” – uśmiecha się jeden z trzech sędziów, którzy decydują, czy Tsemashko powinien zostać zawieszony w pracy.
Niezależnie od tego, czy wplątani w śledztwo są winni, jest to opowieść o tym, jak stróże prawa dzielą się między sobą gwiazdami za demaskowanie korupcji, puszczanie na taśmę głośnych komunikatów prasowych i walkę z błędami statystycznymi, a nie korupcję jako system.