Trzy filary rosyjskiej dominacji to pieniądze, centra i agenci wpływu, którzy promują program skoncentrowany na Rosji i kultywują lojalność społeczeństw zachodnich wobec Rosji.
Kiedy pracowałem nad tym tekstem, Instytut Ukraiński we Francji podpisał memorandum z Sorboną „w sprawie rozwoju programów studiów ukraińskich”. Studia ukraińskie na słynnym francuskim uniwersytecie zostały zamknięte w 2012 roku. Ale studenci mieli możliwość studiowania na... stopień magistra rusycystyki. Dziesięć lat nieobecności Ukrainy we Francji podczas zawirowań, które wstrząsają dziś całą Europą. Dekada, podczas której pokolenia dorastały, ucząc się języka rosyjskiego, a nie ukraińskiego.
Ukraina została zastąpiona przez Rosję na długo przed tym. A raczej, trzeba przyznać: prawie nie było nas na akademickiej mapie świata. Pytanie dotyczyło jedynie tego, „czy Ukraina ma historię?”, jak pytał Mark von Hagen w 1995 roku.
Jest to oczywiście argument do dyskusji o bezrefleksyjnej optyce kolonialnej dawnych imperiów, ich słabym zainteresowaniu narodami wschodniej flanki Europy „pod skrzydłami” Rosji, które, jak się wydaje, niewiele wzrosło od czasów Kundery „Tragedia Europy Środkowej”. Ale w ciągu trzydziestu lat niepodległości my także znaleźliśmy coś, o czym warto pomyśleć. Zwłaszcza o to, czy możemy liczyć na wsparcie tam, gdzie o nas wiedzą jedynie fakty dotyczące naszego pokrewieństwa z Rosją, które Rosja dyktuje.
Zamiast wstępu: macki rosyjskiej ośmiornicy
Co najmniej trzy oficjalne organizacje soft power promują Rosję na świecie, szczególnie w zachodnim świecie akademickim. Są to „Federalna Agencja do Spraw Wspólnoty Niepodległych Państw, Rodaków Mieszkających Za Granicą i Międzynarodowej Współpracy Humanitarnej (Rossotrudnichestvo)”, fundusz sankcjonowany „Świat Rosyjski” i „Fundusz Wspierania Dyplomacji Publicznej im. A. M. Gorczakowa” , których nazwy noszą znamiona agresywnego imperializmu. Opierając się na kolosalnych funduszach, pracują na rzecz politycznych i militarnych ambicji imperium.
Teraz Rossotrudnichestvo, ten wielogłowy smok (ponad sto międzynarodowych przedstawicielstw), walczy przeciwko zniesieniu rosyjskiej kultury na Zachodzie. Fundacja Putina Russkij Mir finansowała wcześniej kampanie antyukraińskie wśród Cerkwi Prawosławnej Patriarchatu Moskiewskiego, projekt „ruchu rusińskiego” na Zakarpaciu, konferencje Świata Rosyjskiego w Charkowie i Doniecku, mając komórki na całej Ukrainie przed Rewolucją Godności.
Wspólnie z Fundacją Gorczakowa opracowuje obecnie program stażowy dla młodych politologów i specjalistów ds. spraw międzynarodowych InteRussia20 oraz posiada program wizyt naukowych „Nowe Pokolenie”. Fundacja Gorczakowa żywi się bezpośrednio z rąk usankcjonowanych przez Putina oligarchów. Ma obszerną listę wydarzeń dla zagranicznych naukowców, na przykład forum rosyjsko-słowackie i rosyjsko-niemiecką konferencję „Spotkania podamskie”. Kompetentna promocja, praca z młodymi naukowcami, przepływ propagandy i dezinformacji oraz oczywiście pieniądze robią swoje.
Rosja utrzymuje uprzywilejowaną pozycję w zachodnim środowisku akademickim zarówno w odniesieniu do innych studiów regionalnych, których kraje i narody deklaruje jako ortodoksyjny „świat rosyjski” i terroryzuje wojną w przypadku oporu, jak i w odniesieniu do samych badań zachodnich. Nagle stało się jasne, że są one przesiąknięte rosyjską propagandą i tradycją kolonialną, a rusycystyka bezwstydnie zastąpiła sowietologię, slawistykę, studia kaukaskie, wschodnioeuropejskie i inne, w tym ukraińskie, na rzecz instytucji zachodnich.
Studia ukraińskie i inne badania regionalne na Zachodzie
Dwa lata temu Instytut Ukraiński liczył na świecie ponad 160 ośrodków studiów ukraińskich (wraz z pracowniami Tatarów Krymskich). Mówimy o ośrodkach, wydziałach i programach uniwersyteckich, których mapa obejmuje ponad 30 krajów (spośród 195 obecnie istniejących). Analiza projektu Ukraine Studies Go Global wykazała, że studia ukraińskie są reprezentowane jedynie na 57 uniwersytetach z globalnej listy dwustu wiodących uniwersytetów, a siedem oferuje pełne programy... Niewiele z nich to pełnoprawne ośrodki akademickie.
W ZSRR badania regionu skupiały się na rusycystyce i sowietologii. W 1957 roku ukraiński uczony Clarence Manning, ówczesny kierownik Katedry Slawistyki na Uniwersytecie Columbia, pisał o moskiewskocentryczności zachodniosłowiańskich studiów. Od Ukraińców, którzy uciekli z sowieckiego obozu koncentracyjnego, oczekiwano, że zrobią karierę w rosyjskich pracowniach, podobnie jak Asja Gumetska, niedawno zmarła córka pisarza Siergieja Pilipenko i siostra rzeźbiarki i poety Myrtaly. W latach 60. Gumetskaya zaczęła uczyć języka rosyjskiego na Uniwersytecie Michigan w Ann Arbor, a w czasie niepodległości tłumaczyła siostrzane wiersze z rosyjskiego na ukraiński. Oboje początkowo słabo znali język, mając za sobą okres rusyfikacji Charkowa i tułając się w strachu po ZSRR jako rodzina osoby represjonowanej.
Podczas zimnej wojny Stany Zjednoczone inwestowały w rozwój sowietologii – w oparciu o zasadę „poznaj wroga z widzenia”. Stopniowo branża zaczęła retransmitować propagandę kremlowską – lub natychmiast nią stała się. Kiedy Związek Radziecki niespodziewanie upadł, jak napisała Oksana Zabużko, „zawodowi sowietolodzy podstępnie „zdegradowani” przez los” mieli nadzieję, że nie potrwa to długo.
Przez trzydzieści lat narody i regiony wokół Rosji pozostawały bez należytej uwagi, a ośrodki rusycystyki i sowietologii w niektórych miejscach sprawiają wrażenie inkluzyjnych. Im bardziej otwierano wyspecjalizowane wydziały i instytuty, tym bardziej rosła sieć rosyjskich miękkich wpływów, ale wiedza o licznych narodach i cechach charakterystycznych regionów nie pogłębiała się. Co więcej, wiedza ta często była utrwalana i obrastana stereotypami, niczym łódź na dnie morskim z muszlami.
To jest odpowiedź na pytanie, dlaczego w dziewiątym roku wojny hybrydowej Rosji z Ukrainą zachodni naukowcy byli zszokowani inwazją na pełną skalę, a tym bardziej ukraińskim oporem. I dlaczego eksperci, którzy od dziesięcioleci zarabiają na swojej wiedzy na temat Rosji, przewidywali rosyjską sympatię dla nazizmu i ludobójstwa.
W opisach departamentów słowiańskich, w trzecim roku wojny, znajduję bezkrytyczny podziw dla Rosji. Na Facebooku właśnie reklamują kurs o Lwie Tołstoju na Uniwersytecie Ivy League w Brawnie, którego witrynę slawistyczną zdobi zdjęcie Kremla.
Moje pytanie do nich pozostało bez odpowiedzi: jak dokładnie w wykładach omawiane są przerażające, nieludzkie obrazy z Anny Kareniny, a także kolonialne zachowania Tołstoja, fakty dotyczące jego przemocy wobec żony i licznych nieślubnych dzieci niedawnych poddanych, co skłania do przypuszczeń o gwałcie i garrasment.
Znajduję potwierdzenie wniosków Vox Ukraine: opisy kursów języka rosyjskiego na amerykańskich uniwersytetach charakteryzują się sztywnością, stereotypami i propagandą rosyjskiej „wielkości”. Inne narody są często spychane jak irytująca mucha jednym lub dwoma daniami, „oświadczeniem” na stronie internetowej lub warsztatem etnograficznym.
Studiuję slawistykę na Uniwersytecie Yale, kolejnej uczelni należącej do Ligi Bluszczowej, którą znamy pod nazwiskiem przyjaciela Ukrainy Timothy’ego Snydera. Spośród czternastu profesorów zatrudnionych w tej placówce dwunastu (!) to specjaliści rosyjscy. Jeden z badaczy jest absolwentem Uniwersytetu Lwowskiego, tłumaczy literaturę ukraińską, ale poszedł na rusycystykę – być może ze względu na brak możliwości kariery na ukrainistyce, choć to też kwestia gustu i wyboru.
Studia magisterskie na wydziale dotyczą Rosji, a do niedawna prace magisterskie ze slawistyki broniono albo w ramach programu o literaturze i kulturze rosyjskiej, albo z historii sztuki i slawistyki, które skupiały się na... sztuce i literaturze rosyjskiej. Dlaczego więc wydział rości sobie prawo do nazwy „Języki i literatury słowiańskie”?
Sieć rosyjskich wpływów jest rozległa i lepka. Nic dziwnego, że po 24 lutego 2022 roku naukowcy zaczęli mówić o ponownym przemyśleniu moskiewskocentrycznego podejścia i długotrwałym zaniedbywaniu kultur nierosyjskich. Zaskakujące jest, jak długo społeczność akademicka unikała tych drażliwych kwestii.
Wydaje się jednak, że znowu najbardziej zaniepokojeni są ukraińcy, a najmniej rosyjscy, sowietolodzy, Rosjanie, a granice między nimi czasami się zacierają. Drugie zmartwienie dotyczy dyskomfortu i przeszkód w codziennym życiu. W rozmowie z Radiem Liberty rosyjski specjalista Mark Steinberg z University of Illinois powiedział, że debata o dekolonizacji nie jest nowa, ale coś trzeba będzie zmienić, bo „teraz ludzie z tego powodu umierają” (poziom cynizmu pozostawiam bez komentarza).
To Steinberg, który wraz ze zmarłym rosyjskim emigrantem Nikołajem Ryazanowskim napisał niezwykle popularny podręcznik. Ich „Historia Rosji” zaczyna się od wielkiego imperialnego zwrotu Rosji Kijowskiej. Steinberg obiecał reporterom zmianę „prostych założeń” na temat ciągłości między Kijowem a Moskwą. Aż strach pomyśleć, jak propagandowa narracja podręcznika, który uczył pokolenia amerykańskich studentów zniekształconej historii regionu, stanie się bardziej skomplikowana.
Ostatecznie, gdy w czasie wojny zaistniała potrzeba dodania do programu nauczania czegoś z ukrainistyki, zajęli się tym rosyjscy specjaliści, którzy całe życie poświęcili pisaniu o powieściach Tołstojewskiego. Wynika to z hegemonii Rosji, ospałości systemu akademickiego i prawdopodobnie braku kadr – ale na Ukrainie jest wystarczająco dużo kompetentnych profesorów, którzy stracili pracę w wyniku wojny. Mogłyby także wzmocnić zdolność zachodnich uniwersytetów do nauczania o Ukrainie i regionie. Na przykład na Ogólnorosyjskim Studium Rosyjsko-Slawistycznym na Uniwersytecie w Arizonie profesor rosyjski, autor jedynej książki o pieśni rosyjskiej, uczy obecnie o Ukrainie i bada „pamięć przeszłości” Rosji i Ukrainy.
Dlaczego, do cholery, jakiś rosyjski specjalista może brać udział w dyskusji o Ukrainie tylko, że tak powiem, na ustawieniach domyślnych? Z dystansu jest to przykład podejścia kolonialnego, być może lenistwa umysłowego, a nawet akademickiej arogancji. Wydawałoby się, że w takich sytuacjach wystarczy zastosować technikę przeniesienia: wyobraźcie sobie, że to nie jest Ukrainka czy Rosjanka, ale na przykład ciemnoskóra Amerykanka, której przeżycia chce opisać biała Amerykanka.
Podobnie było w 2018 roku, kiedy amerykański magazyn The Nation opublikował wiersze białego autora pisane w języku afroamerykańskich dzielnic. Bardzo szybko redaktorzy musieli przeprosić. Wrócę do tego magazynu później, ale faktem jest, że na Zachodzie wielu ludziom nadal trudno jest połączyć ukraińskie i rosyjskie doświadczenia, historię, kulturę i tożsamość.
Dorobek naukowy rosyjskich służb wywiadowczych
KGB w swoich operacjach wykorzystywało naukowców i niewątpliwie miało wśród nich agentów. Radziecki Komitet ds. Interakcji Kulturalnych z Rodakami faktycznie zajmował się „walką z wrogami”, czyli emigracyjnymi organizacjami narodowymi i kulturalnymi. Przykłady znajdziemy w wydanym pięć lat temu podręczniku KGB, na który „Texts” jako pierwszy zwrócił uwagę.
Pracownik estońskiego wydziału Komitetu ds. Interakcji Kulturalnych na zlecenie KGB wyjechał do Szwecji w celu nawiązania kontaktów z miejscowymi naukowcami. Na przykład życzliwie pomógł z materiałami profesorowi ekonomii politycznej, który chciał pracować w estońskich archiwach, i przyczynił się do jego podróży do Tallina. Wydaje się, że rosyjskie służby wywiadowcze zawsze interesowały się zachodnimi politologami.
W stolicy Estonii dobrze poinformowanemu agentowi historycznemu przydzielono naiwnego profesora. Później „historyk” na zaproszenie kolegi wyjechał do Szwecji, otrzymując przykrywkę dla misji operacyjnej. Profesor nigdy nie dowiedział się o tych perypetiach.
KGB przeprowadziło operacje przeciwko Ukrainie, a powinno ich być znacznie więcej, niż wiadomo. Przykładowo na początku lat 80. KGB rozpoczęło na Zachodzie kampanię mającą na celu dyskredytację pamięci o Głodzie, aby podważyć zaufanie i uciszyć głos ukraińskiej diaspory, która przygotowywała się do obchodów półwiecza ludobójstwa. 19 maja 1983 roku ukazała się wiadomość o zorganizowaniu sympozjum naukowego na uniwersytetach w Quebecu i Kanadyjskim Instytucie Studiów Ukraińskich na Uniwersytecie Alberta, który jest obecnie głównym ośrodkiem badań nad Wielkim Głodem.
Miesiąc później agenci poinformowali pierwszego sekretarza Komunistycznej Partii Ukrainy Szczerbitskiego, że Jemelyan Pritsak, dyrektor Ukraińskiego Instytutu Naukowego na Harvardzie, chce założyć ośrodek badań nad Hołodomorem na wzór Yad Vashem.
Tam mieli zbierać dowody, listy ofiar, organizować wydarzenia naukowe i, co najważniejsze, opracowywać programy i kursy edukacyjne na temat Wielkiego Głodu. W wiadomości archiwalnej KGB znajdują się dwie uchwały: Szczerbickiego – w sprawie nakazu stworzenia strategii przeciwdziałania oraz przewodniczącego ukraińskiego KGB Ukraińskiej SRR Mukha w sprawie zatwierdzenia takiego planu. Było to ogniwo w długim łańcuchu działań KGB mających na celu profanację tematu Wielkiego Głodu.
Centrum zaplanowane przez Pritsaka, znane jedynie z archiwów KGB, nie pojawiło się. Jednak w październiku tego samego roku Pritsak i izraelski historyk Shmuel Ettinger zorganizowali w Kanadzie konferencję „Stosunki ukraińsko-żydowskie w perspektywie historycznej”. Tam utworzono zbiór naukowy o tej samej nazwie i faktycznie zatwierdzono nowoczesny kierunek badań ukraińsko-żydowskich.
Kolejna operacja Faryzeusze zdyskredytowała wpływowe dzieło Roberta Conquesta „Żniwa smutku”. Radziecka kolektywizacja i terror przez głód.” W tym celu utworzyli komisję pseudonaukową i promowali publikacje ze znanymi narracjami o „ukraińskich nacjonalistach”, m.in. w „New York Times Book Review”. W wiadomościach KGB znajdowały się uchwały o opracowaniu planów przeciwdziałania, „promowania” w prasie dyskredytujących materiałów, jednak wysiłki diaspory stopniowo wydobywały to, co ukryte.
W 1987 roku Kongres USA zatwierdził raport zawierający wyniki śledztwa w sprawie oznak sztucznego głodu. Było to zwycięstwo informacyjne ukraińskiej diaspory i pod koniec roku Szczerbitski musiał w swoim raporcie wspomnieć o fakcie głodu. Nie możemy jednak udawać, że kampania zaprzeczeń i milczenia dobiegła końca.
Rosja w dalszym ciągu wywiera presję na rządy, aby blokowały uznanie ludobójstwa, skutecznie promując w środowisku akademickim i mediach narracje KGB: na przykład, że wszyscy radzieccy chłopi umierali z głodu z powodu surowego stylu zarządzania Stalina. Pomimo wieloletnich wysiłków Ukrainy, dopiero wojna na pełną skalę przełamała lody. W ciągu dwóch lat wojny Hołodomor został uznany za ludobójstwo przez 15 krajów, w tym Czechy, Mołdawię, Niemcy, Bułgarię i Francję, które tradycyjnie pozostawały bierne ze względu na silną rusofilię. Ta lawina potwierdziła, że nieuznanie ma charakter polityczny, jest deklaracją, po której stronie się stoi, a nie, jak to przedstawiano, przedmiotem debaty akademickiej.
W 1984 r. Jurij Bezmenow, były agent KGB, który uciekł na Zachód, udzielił wywiadu na temat sabotażu ideologicznego ZSRR. Aby zniszczyć kraj, trzeba wyrównać poziom edukacji, ingerować w system instytucjonalny, życie publiczne, politykę, ekonomię, kulturę i system obronny. Przez ćwierć wieku operacja zamieniła docelowy kraj w posłusznego psa Związku Radzieckiego.
Oczywiste jest, że takich celów nie można osiągnąć bez wpływu na środowisko akademickie. Dlatego KGB intensywnie współpracowało z „postępowymi intelektualistami”: zagranicznymi ekspertami, profesorami, dziennikarzami, pisarzami i pisarzami.
Bezmenow wymienia w tej kohorcie „pożytecznych idiotów” Kremla, którzy zrobili karierę w temacie Rosji. Są wśród nich Henry Kissinger, polityk o ogromnym autorytecie i rzecznik kremlowskiej narracji o Ukrainie; Redaktor „New York Timesa” i zdobywca nagrody Pulitzera za reportaże z ZSRR Gadrick Smith, który przez lata mieszkał w Moskwie; Robert Kaiser, który przez pół wieku pracował jako reporter „Washington Post”, jest autorem pięciu książek o ZSRR.
Rola rosyjskich służb wywiadowczych i ich operacji informacyjnych w zachodnim środowisku akademickim wymaga jeszcze refleksji. Szczególnie ważne są odległe wibracje, fale po trzęsieniu ziemi, które nadal pompują naukę od środka. To propaganda wszczepiona w materię dyskusji akademickiej, narracje antyukraińskie, przywiązanie emocjonalne, które kształtuje lojalność zachodnich naukowców wobec imperializmu i rosyjskiej hegemonii politycznej w regionie.
Dyskusja rozpoczęta przez szwedzko-amerykańskiego eksperta Andreasa Åslunda po przeanalizowaniu „czarnych list” zachodnich naukowców, którym Rosja zabroniła wstępu, ma charakter orientacyjny. Zauważył, że większość listy stanowili ukraińscy naukowcy i pracownicy think tanków, ale prawie nie było na niej rosyjskich specjalistów. Åslund słusznie pyta, czy oznacza to, że Rosja postrzega profesorów akademickich jako lojalnych i „bezpiecznych”?
Oznacza to, że w naukach ścisłych, nauce i służbach wywiadowczych mówiono o kradzieży technologii i osiągnięć, wabiąc naukowców, programistów, powiedzmy sobie szczerze, pilotów zachodnich myśliwców - wszystko, co w przyszłości pomoże dziś Rosji zabijać Ukraińców ze sprzętem. A w humanistyce zorientowanej kulturowo, humanistyce, polowano na ludzkie dusze. Ta inwestycja jest bardziej obiecująca niż projekt rakiety czy samolotu: znajdą się nowe projekty, ale najlepiej kultywować lojalność.
Niedawno w Estonii aresztowano rosyjskiego profesora nauk politycznych pod zarzutem szpiegostwa. A może powinniśmy się przyzwyczaić do rosyjskich agentów w nauce, kulturze i innych dziedzinach, które świat cywilizowany uważa za cywilne i humanistyczne? Czy można się dziwić, że zachodnie uniwersytety postępują tak niepoważnie, nadal zapraszając te „ofiary wojny”.
Miesiąc temu widziałem, jak szanowany rosyjski politolog w Finlandii zrujnował reputację ukraińskiego politologa. Mężczyzna opublikował wspólne zdjęcie z podpisem: „[To] dowód na to, że Rosjanin i Ukrainiec mogą z sukcesem współpracować i współpracować na fińskiej ziemi, podzielając wspólne poglądy naukowe i ludzkie wartości. I tak, pokój dla świata!”
Z powodu publicznej nienawiści ze strony ukraińskich naukowców wiadomość później zniknęła. Przejrzałem dostępne z nim wywiady (z których większość została przeprowadzona przez rosyjskie biuro Radia Liberty) i zapoznałem się z badaniami, a co najważniejsze, z jego wnioskami na przestrzeni tych dziesięciu lat. Z roku na rok, z książki na książkę, ten politolog ciągnie swojego zdechłego konia: problemy w Rosji wynikają z korupcji, bo różne grupy walczą o „czynsz”.
Myśl o odpowiedzialności Rosji za wojnę i zbrodnie przeciwko ludzkości, których jest wiele, nie przyszła mu jeszcze do głowy; nie myśli o tym, jak najlepiej Rosja powinna wypłacić reparacje i nie interesuje go nic poza deklaratywnym sowieckim „pokojem z pokojem”.
Już przemilczam, że na tle całej katastrofy rosyjscy politolodzy powinni natychmiast odejść z zawodu. Zamiast ubiegać się o każde stypendium dla ofiar wojny.
Głośna dekolonizacja slawistyki
Jak to się mówi, pusty cadib brzmi głośno. W zeszłym roku dekolonizacja, być może najpopularniejszy temat dyskusji branżowych od lutego 2022 roku, stała się tematem konferencji Stowarzyszenia Studiów Słowiańskich, Wschodnioeuropejskich i Eurazjatyckich (ASEEES). Jest to organizacja z coroczną konferencją z setkami paneli i wieloma ludźmi z całego świata. Miało chodzić o polityczną ponowną ocenę „rosocentrycznych stosunków władzy i hierarchii w regionie oraz sposobu ich badania”.
ASEEES podkreśliło, jak trudno jest zmienić punkt ciężkości (tzn. zacząć zastanawiać się nad własną rolą we wzmacnianiu kolonializmu i ambicjami imperium, które zabija naukowców i niszczy uniwersytety w sąsiednim kraju). Dobrze, że w końcu zwrócili uwagę na Czarnobyl i Odessę, czyli pomysł nieużywania kolonialnych nazw miejscowości.
Niezbyt dobre jest to, że większość raportów i paneli poświęcona była Rosji i nie jest faktem, że wszystkie dotyczyły krytycznej refleksji, a tym bardziej dekolonizacji. Propozycje referatów na obecnej konferencji są ponownie zdominowane przez tematykę rosyjstyki, bez śladu zmiany akcentów.
Przyjrzałem się także mniej oczywistym miejscom, żeby zrozumieć, jak przebiega głośno zapowiadana dekolonizacja. Przykładowo ASEEES dwa razy w roku przekazuje dotacje na pierwszą książkę – jest to wsparcie dla młodych naukowców, którzy podejmują się eksploracji krajów słowiańskich i euroazjatyckich. W ramach subwencji na lata 2022–2023 wsparto osiem opracowań, z których siedem zostało napisanych przez badaczy rosyjskich, a jedno – ukraińskiego badacza architektury sowieckiej.
To dzieło ponad roku: czyli o muzyce rosyjskiej, rosyjskiej kulturze robotniczej, Rosjanach w Weimarze w Berlinie pisało nowe pokolenie specjalistów „Rosja, którą straciliśmy” (taki też jest tytuł książki), zaś prawdziwa Rosja toczyła wojnę hybrydową i przygotowywała się do wojny na pełną skalę — i nawet nie zauważyła intensywnie pogłębiających się uskoków tektonicznych.
Tymczasem w poczcie przychodzi list od ASEEES z informacją o stypendium w wysokości 25 tysięcy dolarów na studiowanie historii Rosji. Program ten nosi imię Cohena-Tuckera i choć nie jest jedyny w rusycystyce, warto o nim wspomnieć. Została założona w 2015 roku przez Katrinę van den Heuvel i Stevena Cohena, parę znaną z rozpowszechniania rosyjskiej propagandy na temat Ukrainy.
Ze względu na protesty wewnątrz Stowarzyszenia propozycja została odrzucona; ale później zarząd głosował na tak. Cohen, jeden z najbardziej szanowanych rosyjskich historyków w Stanach Zjednoczonych, zasłynął pod koniec życia jako częsty gość „Russia Today” i zwolennik Putina. Od początku rosyjskiej inwazji hybrydowej obwiniał Stany Zjednoczone za „kryzys ukraiński”, stawał w obronie Janukowycza, wątpił, czy okupacja Krymu jest „nielegalna”, stwierdził, że to Ukraina zestrzeliła malezyjskiego Boeinga nad rzeką obwodu donieckiego i że na Ukrainie trwa „wojna domowa”.
Teraz wdowa po Cohenie, van den Heuvel, była redaktorka „The Nation”, szerzy prokremlowskie narracje w „The Washington Post”. Przeglądałem jej felietony z 15 lutego 2022 r.: van den Heuvel ostrzega przed „ekspansją NATO” z powodu Ukrainy, żąda rozpoczęcia negocjacji między Ukrainą a Rosją, podnosi temperaturę emocjonalną w związku z rzekomo strasznym wpływem sankcji nałożonych na Rosję na UE gospodarkę światową, straszy katastrofą w Europie bez rosyjskiego gazu, nową „zimną wojną” Stanów Zjednoczonych z Rosją i Chinami oraz energią nuklearną "incydent".
Na koniec przyjrzyjmy się, o czym piszą rozprawy doktorantów z katedr i instytutów słowiańskich, którzy objęli swoje stanowiska w czasie wojny rosyjsko-ukraińskiej na pełną skalę. Tematyka rozpraw doktorskich odzwierciedla trendy naukowe w najbliższej przyszłości. Młodzi naukowcy w USA, Wielkiej Brytanii i Niemczech kontynuują poszukiwania tajemnic „rosyjskiej duszy”. Na przykład większość obecnych doktorantów na Ohio State University zajmuje się rusycystyką, w tym absolwenci Uniwersytetu w Żytomierzu. Zasadniczo otrzymały odpowiednie wykształcenie, uczą języka rosyjskiego, podróżują do Rosji lub są Rosjankami.
Jeden doktorant nie wykazał zainteresowania rusycystyką. Jednak w swoich publicznych profilach on, absolwent kijowskiego uniwersytetu, nazywa siebie „rosyjczykiem” z Zaporoża i organizuje rosyjskojęzyczne wydarzenia dla niewiadomej jakiej diaspory w Stanach Zjednoczonych. Na Uniwersytecie Waszyngtońskim nagrodę za najlepszą pracę magisterską zdobyła studentka z Moskwy Swietłana Ostroverkhova: miała studium życzliwości księcia Myszkina z powieści Dostojewskiego, które było niezwykle aktualne w 2023 roku. Te przykłady pokazują, jak złożona jest sytuacja.
Na szczęście ośrodki słowiańskie, takie jak Cambridge, udowadniają, że nowe rozprawy doktorskie nie muszą zawierać przestarzałych tematów o Rosji. Zatem pewne procesy powoli zachodzą. I nie wszystkie ośrodki słowiańskie promują Rosjan i rosyjskie narracje. Są myśli, które przywracają wiarę w nauki humanistyczne i społeczne jako przestrzeń intelektualnej dyskusji i krytycznej refleksji, przeciwstawiając się polityce fałszerstwa i nienawiści.
Jednak hegemonia Rosji w zachodnim środowisku akademickim wymaga rejestracji badań, krytycznego podejścia i, co ważne, niewygodnej samooceny zachodnich instytucji i środowisk. Dlatego zamiast wyciągać wnioski w trzecim roku wojny na pełną skalę, oddajmy się zadaniu: pracy nie ma końca, a emocjonalnemu zainteresowaniu Ukrainą, które było w pierwszych miesiącach po inwazji, ustąpiło. I to dobrze, bo pozwala porównać zegarek z rzeczywistością.
W 2022 roku Ukraińska Liga Studentów (USL) nawiązała współpracę z Fundacją Rassvet, założoną przez rosyjskiego oligarchę Michaiła…
W Rosji zdemaskowano menedżerów i pracowników „oddziału” międzynarodowej sieci call center. Poinformowała o tym RBC-Ukraina...
Michaił Żernakow to jedna z najbardziej publicznych postaci w dziedzinie reformy sądownictwa na Ukrainie, która...
Ministerstwo wydało dziesiątki milionów na drukowanie niepotrzebnych książek w „swoich” wydawnictwach. Ministerstwo Kultury podczas...
W ciągu ponad 30 lat niepodległości Ukrainy za granicę wycofano co najmniej 100 miliardów dolarów,...
Pamiętajcie o byłym szefie Służby Podatkowej Ukrainy Romanie Nasirowie, który owinął się kocem, udając, że jest poważnie chory…
Ta strona korzysta z plików cookies.