poniedziałek, 23 grudnia 2024 r
spot_imgspot_imgspot_imgspot_img

W centrum uwagi

Jak „słudzy ludu” wygrywają na froncie

Rada większościowa nie może utworzyć większości jednostkowej i oto dlaczego…

Przedłużająca się historia z ustawą mobilizacyjną po raz kolejny pokazała głębokość ukraińskiego kryzysu parlamentarnego. W zeszłym tygodniu Rada Najwyższa nie zebrała się na zaplanowane posiedzenia. Nie planowała tego także w tym tygodniu, choć istnieje możliwość zorganizowania spotkania jednodniowego. Ostatni raz parlament zebrał się 23 lutego, kiedy posłom udało się uchwalić kontrowersyjną ustawę o lobbingu, ale dalsze głosowanie nie odbyło się. I w ogóle od początku roku Rada obraduje niecałe dziesięć dni, co stanowi uderzający kontrast z romantycznym „trybem turbo”, który został uruchomiony na początku kadencji tego parlamentu.

Opozycja celowo podnosi kwestię nieudolności najwyższego organu ustawodawczego i zwraca uwagę na stopniowy rozkład monowiększości na strzępy. Jednocześnie opozycja nie domaga się wyborów; ponadto wszystkie siły parlamentarne podpisały dokument, w którym zapewniają, że nie będą poruszać tematu ich przeprowadzenia do czasu zakończenia stanu wojennego. Ale porozumienie koncepcyjne nie chroni przed mniejszymi i bardzo demonstracyjnymi „pojedynkami”: na przykład kierownictwo parlamentu pod naprawdę naciąganymi pretekstami opóźnia wydawanie zezwoleń na wyjazdy zagraniczne członkom opozycji, w odpowiedzi szantażowanie polegające na blokowaniu ustaw poprzez rozpatrywanie po kolei wszystkich ich poprawek.

Jednocześnie opozycja skarży się, że deputowani ludowi z ugrupowań parlamentarnych lojalnych Bankowej (w szczególności byłej OPZZH) nie mają problemów ze swobodnym przemieszczaniem się i w ramach premii za niezbędne głosy korzystają z wyjazdów poza Ukrainę, a nie tylko w podróżach służbowych. I za bardzo to wykorzystują. Wszystkie te czynniki doprowadziły do ​​zablokowania prac parlamentu.

„Przebiegłe plany” i ich demaskatorzy

W zeszłym tygodniu porządek obrad był przeładowany dziesiątkami ważnych ustaw, w tym bezpośrednio związanych z potrzebami wojskowymi. Natomiast ministrowie obecni na posiedzeniu rady pojednawczej w dniu 4 marca osobiście poprosili o nie zwlekanie z ich przyjęciem. Jednak kierownictwo parlamentu i jednowiększość, po naradzie pojednawczej, niespodziewanie zdecydowały, że deputowani ludu… pójdą na linię frontu. Co więcej, można było odnieść wrażenie, że wyjaśnienie takiego kroku wymyślono dosłownie „w locie”.

Szef jednej większości David Arakhamia zauważył, że analogicznie do pracy w okręgach, posłowie będą w większym stopniu współpracować z wojskiem – na linii frontu, w ośrodkach szkoleniowych i punktach stałego rozmieszczenia.

„Teraz w tym kierunku stoi przed naszymi zastępcami pilne i ważne zadanie, które bezpośrednio wpływa na pomoc naszych partnerów. Po jego zakończeniu wrócą do pracy w sali sesyjnej” – wyjaśnił, nie precyzując, dlaczego te wszystkie sprawy mają się ze sobą kolidować. „Ważne zadanie” dla posłów, zdaniem Arakhamii, wiązało się z koniecznością kompleksowego raportu dla Senatu USA, a tak nagły wyjazd parlamentarzystów poza stolicę tłumaczono względami bezpieczeństwa.

Przypomnijmy, że Senat, któremu „słudzy” przygotowują raport, jest jedną z dwóch izb Kongresu USA i podjął już decyzję o przyznaniu pomocy Ukrainie, jednak sprawa utknęła w drugiej izbie – Izba Reprezentantów.

Jednocześnie lider jednej większości niemal oskarżył opozycję o zakłócenie tygodnia sesyjnego: „Część z nich (opozycjoniści) wybiera się na kongresy partii do Rumunii. Niektórzy udali się w podróże służbowe, które obejmowały pracę w Parlamencie Europejskim. Inni chcieli zaangażować się w prawicowy terroryzm, jeszcze inni wygłaszali przemówienia i audycje na TikToku. Zdecydowanie nie tego oczekuje nasza armia i nasi partnerzy. I na pewno nie to przybliża zwycięstwo.”

Z kolei „Solidarność Europejska” Poroszenki natychmiast rozwikłała „przebiegłe plany” władz. Deputowani ludowi wykorzystali tę sytuację, aby przypomnieć, że monowiększość już dawno zniknęła i nie daje więcej niż 170 głosów, a żadna fundamentalna decyzja nie zostałaby podjęta w parlamencie bez wsparcia UE, która wciąż jest gotowa „podaj pomocną dłoń”. W zamian za to „Poroszenkowie” nie chcą niczego – natychmiastowego przeformatowania większości i utworzenia rządu jedności narodowej.

Różne drogi na front

Mimo tak uporczywych wezwań do wspólnej pracy „słudzy” postanowili samodzielnie przygotować raport dla Amerykanów. Dlatego też na wewnątrzpartyjnej pogawędce monowiększości podniesiono krzyk w sprawie wyjazdu na stanowiska wojskowe. Utworzono trzy grupy po 10 posłów, z których każda miała dokonać inspekcji jednego z trzech obszarów – stanu linii frontu, umocnień i sytuacji w zespołach oświatowych. Za organizację grup odpowiadał wiceprzewodniczący Komisji Bezpieczeństwa Narodowego, Obrony i Wywiadu Jurij Mysjagin. Opozycjoniści twierdzili, że próbowali skontaktować się z Mysyaginem w celu zapisania się do tych grup, lecz on zignorował ich prośby.

„Naczelny Wódz” pytał wielu „sług ludu”, czy wykonują oni zadania partyjne, a oni w odpowiedzi tylko wzruszali ramionami i zapewniali, że wykonują swoją zwykłą pracę.

„Ta historia o raporcie dla Amerykanów może w rzeczywistości być wytworem wyobraźni Davida. Nie jest jasne, dlaczego ktoś w Senacie nagle potrzebował naszego niezbędnego „szkolenia” i fortyfikacji” – zdumiał się rozmówca frakcji. Nieoficjalnie jego towarzysze zgodzili się, że prawdziwym powodem jedności posłów z wojskiem był brak głosów w parlamencie. Nie bez znaczenia był wspomniany już wyjazd partnerów rządowych z innych ugrupowań parlamentarnych za granicę. A bez wystarczającej liczby bagnetów gromadzenie się na spotkaniach jest nie tylko bezcelowe, ale i w ogóle niebezpieczne.

Jednak niektórzy przedstawiciele jednej większości faktycznie odwiedzili linię frontu. Tym samym Jegor Czerniew z Komitetu Obrony podczas podróży z kolegami na pozycje w pobliżu Awdijewki stwierdził, że bez pilnej pomocy Stanów Zjednoczonych utrzymanie tych stanowisk byłoby niezwykle trudne. Deputowany Ludowy obiecał uzbroić w otrzymane informacje przyjaciół Ukrainy w Kongresie, którzy starają się nakłonić do udzielenia amerykańskiej pomocy.

„Sługa” Aleksander Kachura wraz ze swoim kolegą z frakcji Aleksandrem Marikowskim sprawdzał fortyfikacje w swoim rodzinnym regionie Sum.

„Uważam, że taką pracę należy stale kontynuować” – mówi „Naczelnemu Wódzowi”. „Zastępcy muszą regularnie podróżować zarówno na linię frontu, jak i na linię kontaktu z państwem agresorem, aby zrozumieć, w jaki sposób dzisiaj się wzmacniają. . Na podstawie wyników podróży opracowano raport, w szczególności zebraliśmy od personelu wojskowego znaczną liczbę problemów, które należy rozwiązać na poziomie regulacyjnym. Przekazaliśmy to wszystko kierownictwu.”

Deputowani ludowi „Solidarności Europejskiej”, których przeważająca większość „nie odbierała telefonu”, sami zaniepokoili się stanem fortyfikacji. Frakcja wysłała w rejony przygraniczne oddział desantowy, na którego czele stanęli jej współprzewodniczący Irina Geraszczenko i Artur Gierasimow.

Na podstawie wyników podróży Geraszczenko skrytykował ogólną sytuację z konstrukcjami ochronnymi. Zwróciła uwagę na brak betonowych podłóg i zauważyła, że ​​konfiskata podatku dochodowego od osób fizycznych społecznościom lokalnym prowadzi do problemów z utrzymaniem wojska. Aby usprawnić procesy obronne, UE domaga się utworzenia w Radzie Najwyższej tymczasowej komisji specjalnej, która będzie nadzorować prace fortyfikacyjne.

Innych frakcji parlamentarnych nie zauważono w masowych wyjazdach, natomiast posłowie małego „Głosu” i „Batkiwszczyny” twierdzą, że zajmują się już sprawami militarnymi, chociaż takich występów z tego nie robią.

„Wszyscy jesteśmy stale zaangażowani w wojnę, a w zeszłym tygodniu było to zwykłe tanie przedstawienie „sług ludu”, aby uniknąć wstydu z powodu niepowodzenia głosowania” – stwierdził kategorycznie poseł ludowy z Gołosa Andriej Osadczuk. rozmowa z Glavkomem. Jego frakcyjny kolega Jarosław Żeleznyak powiedział, że pomimo oświadczeń władz o wyjeździe posłów monowiększości na front, większość z nich pozostała w Kijowie, jednak ze względu na „wymówkę” wymyśloną przez kierownictwo, uwzględnienie europejskich zakłócono w szczególności projekty ustaw integracyjnych.

Mobilizacja w marszu

Właściwa Komisja Bezpieczeństwa Narodowego, Obrony i Wywiadu, pomimo wszystkich wcześniejszych przecieków dotyczących rozpatrywania poprawek, dopiero w tym tygodniu oficjalnie rozpoczęła rozpatrywanie cierpliwego projektu ustawy o mobilizacji. A zanim zacznie głosować na podstawie, parlamentarni „kuratorzy” muszą z kolei zmobilizować wszystkie rezerwy. Choć „słudzy Narodu” w pierwszym czytaniu za ustawą nr 10449, całkiem niezłą, nie zostałaby przyjęta jako podstawa, gdyby nie poparcie posłów ludowych byłej frakcji OPZZH „Służby Narodu” .

Oto paradoks: przedstawiciele niegdyś prokremlowskich sił nagle zaniepokoili się możliwością werbowania ukraińskiej armii, podczas gdy frakcje patriotyczne zaatakowały ustawę druzgocącą krytyką. Nie jest już tak jednoznaczną kwestią, czy te 243 głosy zostaną zachowane w warunkach, gdy do drugiego czytania zgłoszono ponad 4 tysiące poprawek, w większości zgłoszonych przez samych „sług ludu”. Szczególnie, gdy wśród tysięcy editów ukryte są tak kontrowersyjne, jak możliwość księgowania mężczyzn według poziomu dochodów, co – delikatnie mówiąc – będzie dyskusyjną normą. W hałaśliwym rozpatrywaniu tej ustawy można zapomnieć o nagłym odwołaniu posiedzeń Rady i dziwnym powodzie wezwania posłów „na pola”.

Źródła w parlamencie sugerują, że ten sam raport dla Senatu, za którym ukrywało się kierownictwo „sług”, zostanie przesłany do Waszyngtonu najprawdopodobniej nie w imieniu Rady Najwyższej, ale od jej bezpośrednich inicjatorów – mono -frakcja większościowa. Jeśli pakiet pomocowy dla Ukrainy zostanie przeforsowany przez Kongres, posłowie ludowi zawsze będą mogli powiedzieć, że przyłożyli do tego rękę.

spot_img
Źródło Glavkom
spot_img

W centrum uwagi

spot_imgspot_img

Nie przegap