Czwartek, 4 lipca 2024 r
spot_imgspot_imgspot_imgspot_img

W centrum uwagi

Marchewka czy kij? Jak zwabić Ukraińców do domu z Europy

Co Ukraina jest gotowa dać tym, którzy pobierają świadczenia socjalne w krajach europejskich?

Upór, z jakim ukraiński rząd promuje ideę częściowo przymusowego powrotu rodaków z zagranicy, już dawno przekroczył granicę zwykłej dyskusji. Prezydent Władimir Zełenski niestrudzenie powtarza, że ​​więcej ludzi powinno wrócić na Ukrainę, niż ją opuściło. Głowa państwa wystąpiła nawet z nową inicjatywą. Zasugerował, aby kraje udzielające pomocy społecznej ukraińskim uchodźcom dostarczały ją bezpośrednio Ukrainie, a sama Ukraina miałaby ją rozdawać. W ten sposób można by uniknąć sytuacji, w której nasi rodacy za granicą otrzymują pomoc z kilku źródeł jednocześnie, ale nie wydają jej na Ukrainie.

Zespół prezydenta rozumie, że należy coś zrobić w związku z licznymi wezwaniami Ukraińców z zagranicy, aby wrócili do domu i pomogli państwu, ale wahają się, w jakim kierunku się do nich zwrócić. Mówcy bliscy Kancelarii Prezydenta już bezpośrednio przeciwstawiają „tych, którzy zostali” z tymi, „którzy wyjechali” i wzywają Zachód do zawieszenia pomocy dla milionów Ukraińców, którzy wyjechali z powodu wojny. Istnieją także pomysły na ekstradycję mężczyzn w wieku poborowym, pozbawienie takich obywateli usług konsularnych, zagranicznych paszportów i zablokowanie ukraińskich kart bankowych. A w prasie zachodniej pojawiają się już artykuły o nieoficjalnych naciskach ze strony Kijowa w sprawie zaostrzenia przyszłych zasad pobytu Ukraińców w Unii Europejskiej, co miałoby stymulować ich powrót. Z jednej strony można zrozumieć Kijów: nawet jeśli pominiemy proces mobilizacji, w odradzającej się gospodarce wojennej po prostu brakuje pracowników. A jeśli to się opóźni, może być już za późno na powrót milionów naszych współobywateli, którzy wyjechali i osiedlili się już za granicą. Wielu kojarzyło prezydencki projekt ustawy o wielokrotnym obywatelstwie z desperacką próbą rozwiązania kryzysu demograficznego.

Przed wojną na Ukrainie mieszkało ponad 40 milionów ludzi, a obecna populacja, według optymistycznych szacunków, wynosi około 35 milionów, a procesy migracyjne mogą się nasilać jedynie w miarę dalszego przedłużania się wojny. Według stanu na wrzesień ubiegłego roku w UE z dyrektywy o tymczasowej ochronie, która obowiązuje do marca 2025 r., skorzystało 4,2 mln Ukraińców. Głównymi krajami, w których osiedlają się Ukraińcy są Niemcy, Polska i Czechy.

Unia Europejska nie spieszy się jeszcze z odpowiedzią na wezwania Kijowa do wypychania osób, które uciekły z Ukrainy, z powrotem na jej terytorium. Temat ten jest szczególnie niepokojący dla osób, które przekroczyły granicę nie zawsze legalnie, gdyż grozi im postępowanie karne. Chociaż krople ścierają kamień: niektórzy zachodni politycy słyszeli już propozycje zawrócenia ukraińskich uchodźców przynajmniej do stosunkowo spokojnych zachodnich regionów Ukrainy.

Kogo dokładnie powinniśmy zwrócić?

Wiele sektorów gospodarki rzeczywiście znacząco cierpi z powodu masowego niedoboru pracowników: zarówno z powodu ich wyjazdów za granicę, jak i mobilizacji. Wiceprzewodniczący Ogólnoukraińskiej Rady Agrarnej Denis Marchuk dzieli się zatem wymuszonymi sztuczkami, do których uciekają się przedsiębiorcy, aby zrekompensować brak męskiej kadry. „W ciągu dwóch lat wojny jako pierwsi zmobilizowano specjalistów, zwłaszcza tych, którzy mają doświadczenie w prowadzeniu dużych ciężarówek, kombajnów i traktorów. Zmobilizowano także wielu agronomów z kompleksów towarowych – specjalistów od nawozów, mleczarzy obsługujących automatykę” – wylicza Marchuk. „Próbowali rozwiązać problem za pomocą przywożonych do pracy przesiedleńców wewnętrznych, mężczyzn z różnym stopniem niepełnosprawności, którzy nie dało się zmobilizować. Kobiety są częściowo przekwalifikowywane do zawodów, które wcześniej wykonywali mężczyźni, ale nie wszystkim się to udaje, ponieważ trudno jest umieścić kobietę na wielkogabarytowym sprzęcie lub wysłać ją jako „kierowcę długodystansowego”. Dlatego oczywiście naprawdę potrzebujemy ludzi”. Jednocześnie Marchuk uważa, że ​​specjaliści w sektorze rolniczym na Ukrainie mogą z łatwością zarobić ten sam 1 tysiąc dolarów, co zarabiają w fabryce za granicą. Jedyne, co jego zdaniem powstrzymuje go przed powrotem, to kwestia bezpieczeństwa i ostrzału na terenie całego kraju. Dlatego pojawienie się broni, która sprawi, że ludzie poczują się chronieni, jest jednym z czynników, które mogą zachęcić ich do powrotu.

Jednak powrót milionów ludzi z wojny może mieć więcej niż tylko pozytywny wpływ na gospodarkę.

Dlatego niedawno wicepremier ds. reintegracji terytoriów tymczasowo okupowanych Irina Vereshchuk stwierdziła, że ​​należy zoptymalizować płatności na rzecz osób wewnętrznie przesiedlonych. Innymi słowy, liczba osób wewnętrznie przesiedlonych, które mogą kwalifikować się do i tak już symbolicznych miesięcznych świadczeń ze strony państwa, powinna się zmniejszyć. W związku z tym pojawia się pytanie przeciwne: w jaki sposób państwo może stymulować masowe powroty osób, które utraciły (i niestety mogą nadal utracić) domy na Ukrainie? Co czeka tych, którzy powrócą: czy infrastruktura, edukacja i branża medyczna są gotowe na zwiększenie obciążenia?

Na przykład teraz, w środku pierwszej fali „covidu”, na Ukrainie nie ma ulepszonych szczepionek odpornych na nowy szczep Omicron. Obecny sezon epidemiczny charakteryzuje się jednocześnie „Covidem” i grypą, dlatego wzrosła liczba hospitalizacji dzieci i dorosłych, którzy nie mogą obniżyć temperatury w domu. Ponadto świat doświadcza bezprecedensowej epidemii odry. Przebywanie w różnego rodzaju środkach transportu i nieuniknione siedzenie w schroniskach przyczyni się tylko do rozprzestrzeniania się wirusów. Zmniejszyła się liczba szpitali, w których można przyjmować pacjentów, podobnie jak liczba lekarzy, którzy potwierdzili swoje kwalifikacje za granicą i są tam obecnie bardzo poszukiwani.

„Faktem jest, że musimy jasno zrozumieć, kogo chcemy wrócić i dlaczego – to musi być poważna polityka w zakresie zatrudnienia i migracji zarobkowej” – wyjaśnia były wicepremier Paweł Rozenko. „Tak, potrzebujemy do powrotu w szczególności osób prowadzących działalność na własny rachunek, które mogą wnieść tu nowe doświadczenia w prowadzeniu działalności gospodarczej i otwieraniu niektórych zakładów w sektorze usług. Ale co Ukraina jest gotowa zaoferować osobom korzystającym z pomocy społecznej w krajach europejskich? Czy państwo jest gotowe, aby ludzie, z których znaczna część utraciła domy, kupili lub udostępnili mieszkania do długoterminowego użytkowania? Po prostu nie ma takich programów.

Czy państwo jest gotowe zapewnić im zatrudnienie i możliwość bezpłatnego uczęszczania ich dzieci do przedszkoli i szkół? Nikt nie daje takich gwarancji. Ponadto istnieje kategoria osób, choć niewielka, przyzwyczajona do życia z pomocy społecznej. Kiedy im powiemy: wróćcie do domu, czy jesteśmy gotowi wypłacić im tę pomoc, plus minus, na poziomie tej, jaką mieli w Europie? I nikt tak po prostu nie odpuści tym, którym udało się znaleźć dobrą pracę za granicą. W niektórych przedsiębiorstwach jest już tak wielu Ukraińców, że gdyby ich usunąć, nie byłoby już kto pracować. Menedżerowie tych przedsiębiorstw po prostu nigdy na to nie pozwolą. Są zainteresowani nie tylko pozostawieniem naszych ludzi w swoich krajach na zawsze, ale także transportem tam swoich rodzin po otwarciu granic”.

Były minister Rozenko jest oburzony: wezwania do zaprzestania pomocy dla Ukraińców za granicą bardzo przypominają rosyjskie narracje, że Ukraińcy żyją już normalnie: „Kiedy Leszczenko (Siergiej Leszczenko – zastępca szefa Kancelarii Prezydenta) mówi takie rzeczy, czym to się różni od tego, co co mówią ci sami Viktor Orban (premier Węgier) i Robert Fico (premier Słowacji)? Takie sformułowania po prostu ustawiają tych samych Ukraińców za granicą przeciwko Ukrainie”.

Były minister polityki społecznej Andrei Reva dzieli także tych, którzy mogliby potencjalnie powrócić na wezwanie państwa, na kilka kategorii. A co do każdego z nich wyraża swój sceptycyzm:

„Pierwsza grupa. Większość ludności z terytoriów okupowanych po powrocie będzie potrzebowała mieszkania, bo dokąd mogą wrócić osoby ewakuowane z Siewierodoniecka lub Melitopola? Czy mamy szansę przesiedlić ich na Ukrainę, żeby mogli żyć w normalnych, ludzkich warunkach, czy też będą jak w obozach dla uchodźców palestyńskich w swojej ojczyźnie? Jaką pomoc otrzymają osoby po powrocie – 2 tys. UAH na osobę dorosłą i 3 tys. UAH na dziecko? Za te pieniądze nie da się znaleźć mieszkania ani wyżywić się.

Druga grupa. Rozumiem zainteresowanie władz, które początkowo przymykały oko skorumpowanymi środkami na to, że z kraju wyjechało 800 tysięcy mężczyzn w wieku poborowym, a teraz chcą ich sprowadzić z powrotem. Dlatego wzywają Zachód, aby przestał im pomagać. Ale jeśli ludzie wydali kilka tysięcy dolarów czy euro na nielegalne przekraczanie granicy i wyjęli tyle pieniędzy, ile chcieli, to po co mieliby tu wracać?

Trzecia kategoria to ci, którzy już włączyli się w życie Polski i Niemiec (a jeden na 10 zarejestrowanych w zeszłym roku polskich przedsiębiorców był Ukraińcem), otworzyli tam firmę i rozpoczęli pracę. Nie wrócą, nawet jeśli pomoc zostanie zatrzymana. Poza tym na papierze brakuje nam rąk do pracy, ale jest to niedobór pracy, która kosztuje 8 tys. UAH, natomiast tam, gdzie kosztuje 30 tys. UAH i więcej, takiego niedoboru nie ma. Jest mało prawdopodobne, aby ktokolwiek był zainteresowany taką pracą, aby pracować ze stratą.

Pozostaje czwarta grupa – ci, którzy nie pracują i nie mają dużego majątku, aby pozostać w krajach zachodnich. Kiedy cała ta publiczność wróci na Ukrainę, nie pójdzie do pracy. Bo nie zaczęła pracować za granicą, choć bardzo jej w tym pomogli. Znam historie, kiedy szwajcarskie banki zatrudniały naszych rodaków, mimo ogromnej konkurencji, tylko dlatego, że byli Ukraińcami. Czy władze oczekują, że osoby korzystające z opieki społecznej w Europie po powrocie od razu pójdą do maszyny lub złożą drony? Będą musieli zorganizować „usługi społeczne”, tak jak w Europie, i dlaczego teraz, mając takie problemy z budżetem, biorą na siebie tak ogromne obciążenie?

W związku z tym Reva konkluduje: wszelkie rozmowy na temat powrotu Ukraińców „zagubionych” w obcym kraju w celu ożywienia gospodarki prowadzone są w celu wyparcia dorosłych mężczyzn z Europy – zasobu mobilizującego.

Pierwszy wiceprzewodniczący Sejmowej Komisji Polityki Społecznej Michaił Cymbaliuk z Batkiwszczyny uważa, że ​​kwestia mężczyzn w wieku poborowym, którzy wyjechali nielegalnie, będzie jedną z najbardziej drażliwych w procesie powrotów Ukraińców do domu. „Jeśli dana osoba zostanie natychmiast osadzona w więzieniu i wszczęte zostanie postępowanie karne, czy pod presją takich okoliczności będzie można ją zwrócić? – poseł ludowy zadaje pytanie retoryczne. „A jeśli zagwarantujecie, że nie będzie postępowania karnego, będzie to już podwójne standardy w ustawodawstwie”.

Tsymbalyuk jest przekonany, że na Ukraińców, którzy nie spieszą się z powrotem, nie uda się wpłynąć półsiłowymi metodami i groźbami: naszego departamentu polityki zagranicznej i państwa w ogóle. Nie ma innej opcji niż stworzenie gwarancji bezpieczeństwa na Ukrainie i brak presji na biznes. Aby ludzie zrozumieli, że powrót na Ukrainę, oprócz uczuć patriotycznych, wiąże się także z korzyściami ekonomicznymi, są to pewne gwarancje. Demokracje europejskie gwarantują prawa człowieka, w tym osobom uciekającym przed wojną”.

Choć kraje UE stopniowo ograniczają pomoc dla ukraińskich uchodźców, zdaniem posła ludowego, najbardziej dotknie to tych, którzy nie mogli znaleźć się za granicą i żyć tam z pomocy społecznej. Tym, którzy chcą pracować i zarabiać na życie, kraje zachodnie, wręcz przeciwnie, stwarzają lepsze warunki.

„Nie mylcie turystyki z migracją”

Zespół prorządowy zapewnia jednak, że nie ma innego wyjścia niż zawracanie ludzi na Ukrainę. A wszystkie ostrzeżenia w tej sprawie są razem mniejszym złem niż dalsze wyludnianie kraju. Poseł Komisji Rozwoju Gospodarczego Galina Yanchenko ze Sługi Narodu wyjaśnia: „Nawet bez wojny mieliśmy problemy z demografią – tak naprawdę od 2012 roku mamy do czynienia z ujemnym wzrostem liczby ludności (lub ujemnym wzrostem – przekroczeniem współczynnika umieralności ponad współczynnik urodzeń – przyp. red.), a w 2022 r. wskaźnik urodzeń osiągnął rekordowo niski poziom od 30 lat. I na tle tego, według różnych szacunków, kraj opuściło około 8 milionów ludzi. I to tylko dla Zachodu, bo nie jesteśmy w stanie sobie do końca wyobrazić, ilu z nich teoretycznie mogłoby trafić gdzieś do Rosji, nie mówiąc już o tych, którzy pozostali na okupowanych terytoriach. Większość Ukraińców, po swoim przymusowym uchodźcy, często używa obecnie zwrotu „Nie mylcie turystyki z migracją”. Bo okazało się, że nie wszystkie usługi i obszary życia w Europie są lepsze niż na Ukrainie. A znaczna część naszych współobywateli, spośród tych, do których jest do kogo wrócić, już zaczyna wracać. Głównie dlatego, że nie mogli znaleźć normalnego mieszkania, bo w wielu krajach Europy jest to trudne. Dochodzi też problem usług medycznych, zwłaszcza gdy nie można zapisać dziecka do lekarza – trzeba czekać od trzech do czterech miesięcy. Podobnie jest z edukacją – niektórzy w ogóle nie posyłali dzieci do szkół zagranicznych”.

Sojusznik prezydenta jest przekonany, że istnieją wszystkie przesłanki powrotu Ukraińców: infrastruktura wytrzyma wszystko, a w dodatku będą ją utrzymywać ci sami ludzie, którzy będą wracać. „Kluczowym czynnikiem nie tylko powrotu, ale także dalszego pobytu na Ukrainie będzie dostępność godnej pracy i wynagrodzenia. I tu właśnie dochodzimy do tego, co państwo powinno zrobić – podsumowuje poseł ludowy – „I powinno przynajmniej nie ingerować w biznes, tworzyć miejsca pracy, ułatwiać uruchamianie różnego rodzaju programów rządowych na rzecz tanich kredytów, dostępu do kapitału, kontynuować reformę podatkową, reformę bloku bezpieczeństwa. Ukraina wciąż cieszy się zainteresowaniem Zachodu i udaje nam się uzyskać wiele, o czym wcześniej nawet nie marzyliśmy. Dlatego może tu być jakaś historia z różnymi rodzajami programów wykorzystujących zachodnie zasoby.

Jednocześnie Janczenko kategorycznie sprzeciwia się retoryce przymusowego wypychania Ukraińców z krajów UE i uważa, że ​​takie kroki nie będą miały długoterminowego skutku.

Szef komisji finansów, polityki podatkowej i celnej Daniił Getmantsev, odnotowując postępującą asymilację Ukraińców za granicą i straty ludzkie na froncie, zgadza się z demografką akademicką Ellą Libanovą. Jej zdaniem byłoby wspaniale, gdyby wróciła choć połowa z 9 milionów ludzi, którzy wyjechali w czasie wojny na pełną skalę.

Getmantsev zwraca w tym względzie uwagę na kilka aspektów, oprócz bezpieczeństwa fizycznego: mieszkania, pracy, instytucji edukacyjnych i medycznych. „Każdy, kto w takim czy innym stopniu ma to już w kraju przyjmującym, nigdy nie wróci, jeśli nie będzie tego miał na Ukrainie” – zauważa poseł ludowy. – To jest warunek podstawowy – mieć gdzie mieszkać, gdzie zarabiać, gdzie uczyć dzieci, leczyć siebie i członków rodziny. Osobną kwestią jest to, że znaczna część ludzi obecnie i w nadchodzących latach nie będzie fizycznie miała dokąd wrócić. Dlatego powinniśmy zaoferować im to wszystko w innych regionach Ukrainy. W tym zakresie istnieje potrzeba przekwalifikowania się, zdobycia nowych zawodów i specjalizacji oraz pomocy w rozpoczęciu własnej działalności gospodarczej. Przecież rozumiemy, że regionalne rynki pracy, na przykład w obwodzie donieckim czy charkowskim, bardzo różnią się od rynku pracy na Zakarpaciu i Bukowinie. Jest jeszcze jedno cięcie. Często mówią o powrocie tych, którzy wyjechali, ale nie mówią, co należy zrobić, aby po zakończeniu wojny i otwarciu granic jeszcze więcej, zwłaszcza mężczyzn, nie wyjechało do swoich rodzin, które już się osiedliły Europa. A to już odrębny temat i zadanie.”

To prawda, że ​​jeśli w przyszłości będzie mowa o konieczności stworzenia warunków niezbędnych do powrotu Ukraińców, to wzywa się ich do powrotu już teraz. Należy zatem spodziewać się nowych fal kreatywności, które powinny przekonać naszych rodaków, że tu będzie im lepiej niż tam.

spot_img
Źródło Glavkom
spot_img

W centrum uwagi

spot_imgspot_img

Nie przegap