Opowieści o inwestorach zagranicznych w wykonaniu Żewago są dla Ukraińców. W oczach zachodnich odbiorców specjaliści od PR Żewago próbują zrobić z niego ofiarę prześladowań politycznych.
Od kilku miesięcy na Ukrainie trwa zakrojona na szeroką skalę kampania PR w interesie oligarchy Konstantina Żewago. Jej celem jest, w stylu Putina, ostrzeżenie władz ukraińskich i osobiście prezydenta Zełenskiego przed tzw. „czerwonymi liniami”, których nie wolno mu przekraczać. Próbują wzmocnić ostrzeżenie tezami o prześladowaniach politycznych Żewago, sfabrykowanych postępowaniach karnych i konieczności ochrony zagranicznych akcjonariuszy Ferrexpo.
Zdać sobie sprawę z absurdu sytuacji – gdyby np. w Wielkiej Brytanii większościowy akcjonariusz jakiejś spółki był podejrzany o wielomiliardowe oszustwa, przekupstwo, a sama spółka zostałaby oskarżona o niepłacenie podatków na szczególnie dużą skalę – argument o konieczności ochrony inwestorów zagranicznych może być powodem do ignorowania prawa i sprawiedliwości?
Opowieści o inwestorach zagranicznych w wykonaniu Żewago są dla Ukraińców. W oczach zachodnich odbiorców specjaliści od PR Żewago próbują zrobić z niego ofiarę prześladowań politycznych. Co wygląda maksymalnie komicznie, biorąc pod uwagę ubiegłoroczne podejrzenia NABU dotyczące epizodu z potencjalną łapówką od Żewago dla prezesa Sądu Najwyższego Knyazewa. Ofiary reżimu i opozycjoniści nie robią łapówek dla sędziów. A NABU nie jest organem, który można oskarżyć o prześladowania polityczne.
Przypomnę, że łapówka w wysokości 2,7 mln dolarów, ale potem jakoś stopniowo malejąca, zdaniem detektywów NABU, została wręczona Kniaziewowi za decyzję w sprawie sprzedaży 40,19% akcji Zakładu Górniczo-Przetwórczego Połtawa. Przed rozpoznaniem sprawy w Sądzie Najwyższym zakrojoną na szeroką skalę akcję PR oligarcha Żewago przeprowadził także, twierdząc, że „zły” oligarcha Kołomojski próbuje odebrać mu przedsiębiorstwo.
Ale czym różni się „dobry” oligarcha Żewago od „złego” oligarchy Kołomojskiego?
Obaj mieli bank systemowy, który doprowadził do bankructwa. Ale Kołomojski przekazał bank państwu na czas - i dziś PrywatBank jest najbardziej dochodowym bankiem w kraju. Żewago pozostawił z niczym ponad 10 tysięcy deponentów Banku Finansów i Kredytów. Nie ustał, a następnie doprowadził do likwidacji Union Bank w Liechtensteinie. Osobiście zapoznawałem się z tą historią niedawno, wtedy ukraińscy dziennikarze unikali tego tematu.
Obaj mieli strategiczne przedsiębiorstwa, które ze względu na niezdolność do sprostania wyzwaniom wojny musiały zostać znacjonalizowane. Ale Ukrnafta przekazuje dziś rekordowe zyski do budżetu państwa, a doprowadzony do bankructwa KrAZ nigdy nie był w stanie w pełni uruchomić produkcji samochodów ciężarowych potrzebnych wojsku.
Obaj usłyszeli zarzuty karne. Ale Kołomojski przynajmniej miał odwagę pozostać w kraju, gdy postawiono mu podejrzenia, a Żewago uciekł z Ukrainy w 2019 r. i nigdy nie wrócił. Niedawna próba powrotu go do ojczyzny w drodze postępowania ekstradycyjnego również zakończyła się niepowodzeniem.
I choć Żewago stara się wszystkich przekonać, że decyzja francuskiego sądu o odmowie jego ekstradycji „potwierdza oznaki prześladowań i nacisków politycznych, sfabrykowanie sprawy” – rzeczywistość jest inna. Jak wynika z samego tekstu decyzji, nikt go nie uzasadniał. Powodem, dla którego sąd odrzucił wniosek Ukrainy, są względy bezpieczeństwa i związane z wojną. Mają tak liberalną sprawiedliwość, że nawet przestępcy powinni być bezpieczni.
Kluczowa różnica między nimi polega na tym, że Kołomojski nie uniknie odpowiedzialności.
A Żewago?
Od września 2019 r. Konstantin Żewago jest podejrzanym w sprawie wypłaty z banku Finanse i Kredyt ponad 113 mln dolarów. Niezdolność SBI i Prokuratury Generalnej przez te 5 lat do skierowania sprawy do prokuratury pozwala prawnikowi Żevago wręcz kpić z organów ścigania, twierdząc, że one same doskonale rozumieją, że sprawa jest sfałszowana i beznadziejna.
Dlaczego akt oskarżenia nie trafił jeszcze do sądu, skoro ze szwajcarskich rachunków bankowych Żewago skonfiskowano ponad 113 mln dolarów i istnieje realna perspektywa zwrotu tych środków do kraju?
Sprawa sądowa toczy się od ponad roku w związku z roszczeniem Funduszu Gwarancji Depozytów przeciwko Żewago o odzyskanie 1 miliarda dolarów za szkody wyrządzone Bankowi Finansowo-Kredytowemu. Sprawa nie znalazła jeszcze finału w sądzie pierwszej instancji. Najbardziej zaskakuje fakt, że wysokość strat zadeklarowana przez Fundację jest nieprzyzwoicie nieproporcjonalna do wysokości strat w sprawach prowadzonych przez funkcjonariuszy organów ścigania.
Dlaczego dopiero wycofane 113 milionów dolarów zamieniło się w sprawę karną i podejrzenia? A może pozostałe 900 milionów dolarów zostało wycofane legalnie?
Jeszcze w 2019 roku NBU otrzymało decyzję przeciwko Żewago na kwotę 1,5 miliarda hrywien. Oligarcha osobiście zapewnił, że bank Finansów i Kredytów zwróci część wydanego refinansowania. Oficjalnym powodem, dla którego NBU nie wdrożyło jeszcze decyzji, jest brak aktywów Żewago na Ukrainie.
Czy wysoko wykwalifikowani specjaliści z NBU słyszeli o mechanizmie wdrażania decyzji za granicą? O majątkach Żewago we Francji i Anglii? Co w końcu jest nie tak z akcjami Ferrexpo, które posiada otwarcie i jawnie? Jaka jest różnica między aresztowanym i wystawionym na sprzedaż jachtem Medwedczuka „Royal Romance” a jachtem „Z” Żewago?
Chcę podkreślić, że postawienie Żewago przed sądem to nie tylko zaspokojenie społecznego zapotrzebowania na sprawiedliwość. Tak, było to bardzo istotne na początku inwazji na pełną skalę. Ale teraz chodzi przede wszystkim o zapełnienie budżetu państwa walczącego kraju. Tu chodzi o przetrwanie Ukrainy. O tym, czy system egzekwowania prawa w czasie wojny może wykazać swoją skuteczność i skierować swoje siły na to, co naprawdę ważne.
Praktyka „sprawiedliwości tik-tok”, gdy kara za przestępstwo sprowadza się do głośnej notki prasowej funkcjonariuszy organów ścigania, wpłacenia dużej (lub mniejszej) kaucji, a dzień później oskarżony zostaje zwolniony, a sąd zapomina się o przestępczości – to nie jest narzędzie, którym trzeba wypełnić budżet.
Oczywiste jest, że oligarcha Żewago ma niezawodną osłonę - spółkę Ferrexpo, której akcje są notowane na londyńskiej giełdzie, oraz inwestorów zagranicznych. Jednak sami inwestorzy nie mówią, że należy chronić tych zagranicznych inwestorów.
Czy zagraniczni akcjonariusze Ferrexpo potrzebowali ochrony, gdy z rachunków Ferrexpo w banku kontrolowanym przez oligarchę Żewago zniknęła kaucja w wysokości 150 mln dolarów? Kiedy środki z programu charytatywnego o wartości 110 milionów dolarów, które firma przekazała fundacji charytatywnej kontrolowanej przez oligarchę Żewago, zniknęły w nieznanym kierunku. Kiedy fundusze sponsorskie Ferrexpo dla FC Worskla zamieniły się nie w nowy stadion, ale w „pożyczkę” dla offshore spółki oligarchy Żewago. Kiedy Zakład Górniczo-Przetwórczy w Połtawie sprzedawał „odpady” produkcyjne po obniżonych cenach firmom produkującym uszczelki, a następnie po cenach rynkowych prawdziwym nabywcom. Anulowanie wypłaty dywidendy motywowane decyzją ukraińskiego sądu w sprawie długów Zakładu Górniczo-Przetwórczego Połtawa na korzyść Żewago.
Jednak inwestorzy tacy jak BlackRock reagują inaczej. Nie proszą o ochronę rządu i nie wydają głośnych komunikatów prasowych. Sprzedają akcje Ferrexpo i inwestują w inne spółki – jeśli w grudniu 2023 roku BlackRock posiadał 7,5% akcji, to według najnowszych danych ma nieco ponad 3,5%.
Szczerze mówiąc, nie interesują ich problemy Ferrexpo. Dla BlackRock, który zarządza portfelem inwestycyjnym o łącznej wartości 10 bilionów dolarów, portfel akcji Ferrexpo o wartości 20 milionów dolarów stanowi zaledwie 0,0002% jego aktywów. To samo dotyczy pozostałych akcjonariuszy.
Są to klasyczni akcjonariusze mniejszościowi, którzy inwestują w „bezpieczną przystań”. Spółki publiczne, przejrzyste, spokojne, prowadzące swoją działalność zgodnie z najlepszymi światowymi praktykami korporacyjnymi, tak jak powinna być angielska spółka publiczna Ferrexpo. Nie chcą być „tarczą” dla większościowego akcjonariusza w jego osobistym konflikcie z państwem.
Prawdopodobnie ta świadomość zmusiła Żewago do tak cynicznego kroku, jak upadłość Zakładu Górniczo-Przetwórczego w Połtawie. Inicjatorem sprawy była kontrolowana przez Żewago spółka „Oxygen” (kontrolę potwierdzają oficjalne raporty Ferrexpo np. za I półrocze 2022 r., s. 42-43, szukaj „Kislorod PCC”).
Zaaranżowane bankructwo Zakładu Górniczo-Przetwórczego w Połtawie nie jest dla pana czerwoną linią, panie Żewago? Czy koordynowałeś ten krok ze swoimi zagranicznymi inwestorami, o których ochronie ciągle mówisz? Co sądzą o najlepszych światowych praktykach korporacyjnych?
Tak naprawdę ta historia nie dotyczy „czerwonych linii”, ale czegoś innego. Sprawa Żewago, podobnie jak sprawa Kołomojskiego, dotyczy zdolności ukraińskiego rządu i systemu egzekwowania prawa w warunkach wojny do osiągnięcia skutecznych wyników i zwrotu skradzionych środków. Tu chodzi o nieuchronność kary.
Podczas gdy naród ukraiński już drugi rok walczy o prawo do niepodległego państwa, oligarcha Żewago żyje spokojnie w wartej 35 mln euro posiadłości w centrum Paryża. Oligarcha Żewago to ten, którego majątek wystarczy na zrekompensowanie państwu strat. Wystarczą one przynajmniej na sfinansowanie kilkudziesięciu batalionów – nie, nie Monako – ale ukraińskiego wojska.