poniedziałek, 23 grudnia 2024 r
spot_imgspot_imgspot_imgspot_img

W centrum uwagi

Kto uciekł z Ukrainy z sierotami? W następstwie skandalu, który rozpoczął Rzecznik Praw Obywatelskich

Komisarz ds. praw człowieka Dmitrij Lubinets oskarżył władze stolicy i teraz twierdzi, że jego słowa zostały przekręcone

Na początku lipca komisarz ds. praw człowieka Dmitry Lubinets dokonał nieoczekiwanego „demaskowania”. Rzecznik wydał komunikat pod głośnym nagłówkiem „Pozbyli się mobilizacji”, który rozpowszechniał na swoich stronach w portalach społecznościowych.

Lubinets od początku wzbudzał intrygę, ogłaszając historię o tym, „jak sieroty i dzieci pozbawione opieki rodzicielskiej stały się przykrywką dla bliskich kijowskich urzędników, aby nielegalnie wyjeżdżali za granicę i unikali mobilizacji”. A potem opowiedział prawdziwą historię detektywistyczną.

Wspomnieni w tym ujawnieniu urzędnicy Miejskiej Administracji Państwowej Kijowa szybko dostrzegli w notatce urzędnika szereg niespójności, zaprzeczyli wszystkim zawartym w niej faktom i obecnie żądają oficjalnego obalenia tej informacji od Rzecznika Praw Obywatelskich. Jeśli nie poczekają, pójdą do sądu.

Jednak rozwój tej historii w dużej mierze został niezauważony przez media, które miesiąc temu masowo rozpowszechniły jej początek – wiadomość z oskarżeniami pod adresem Lubineta.

Wersja Rzecznika

Historia, którą Rzecznik opowiedział w swojej nocie, dotyczy samego początku inwazji na pełną skalę. Wszystkie wydarzenia miały miejsce w marcu 2022 r., kiedy pusty Kijów znajdował się w stanie półzamkniętym, zagrożonym zajęciem przez rosyjskich okupantów.

Monitoring prowadzony przez pracowników Biura Rzecznika Praw Obywatelskich wykazał, że w tym czasie szefowie stołecznego Biura ds. Dzieci i Spraw Rodziny w Kijowie oraz dyrektor Centrum Rehabilitacji Społeczno-Psychologicznej Dzieci nr 1 w Kijowie następnie wysłał ewakuowane dzieci do Kijowa. Następnie skierowano Kijów do ewakuacji dzieci za granicę; mówimy o sierotach i dzieciach pozbawionych opieki rodzicielskiej, które trafiły do ​​obozu młodzieżowego w niemieckim mieście Wuppertal. Wśród osób towarzyszących, zdaniem Rzecznika, znajdowały się także cztery inne osoby, bliscy krewni urzędników stołecznych, których przyczyny wyjazdu wymagają dodatkowych badań.

Lubinets zwrócił uwagę, że osoby towarzyszące nie były związane z daną dziedziną i dopiero na dzień przed wyjazdem zostały pracownikami wyspecjalizowanych instytucji, a niektóre w ogóle nie były zatrudnione. Co więcej, wszyscy mężczyźni po wyjeździe za granicę odeszli z pracy i nigdy nie wrócili na Ukrainę.

Zespół Rzecznika Praw Obywatelskich skarżył się również, że próbowali dostać się do obozu w Niemczech, ale nie zostali wpuszczeni. Powodem było to, że na jej terytorium nie było eskorty z Ukrainy, a dzieci znajdowały się pod wyłączną opieką strony niemieckiej. Jednak przedstawicielom Rzecznika udało się w jakiś sposób dowiedzieć, że w obozie „nie było wystarczającej liczby” dzieci: jeśli według dyrektora Ośrodka od samego początku ewakuowano do Niemiec 68 dzieci, to z jakiegoś powodu tylko 55 przybył do obozu.

Rzecznik doszedł do wniosku, że strona ukraińska po prostu zapomniała o swoich zarzutach.

Lubinets generalizował, że przypadki stosowania takich schematów nie są odosobnione i grozi w przyszłości jeszcze dokładniejszym sprawdzaniem dokumentów związanych z zagranicznymi wyjazdami służbowymi. Obiecał także włączenie Biura Prokuratora Generalnego, Policji Krajowej, Ministerstwa Polityki Społecznej, Krajowej Służby Społecznej i Miejskiej Administracji Państwowej Kijowa w dochodzenie w sprawie stwierdzonych faktów.

Wersja urzędników stolicy

Na tak głośne oskarżenia natychmiast zareagowali ci, w stronę których faktycznie polecieli. Kijowska Służba ds. Dzieci i Rodziny odrzuciła interpretację wykorzystywania dzieci w celu uniknięcia mobilizacji, którą przyjęła Lubinets. Szef Służby Walery Tantsyura zauważył z podium Rady Miejskiej Kijowa, że ​​jego syn Artem faktycznie przekroczył granicę jako osoba towarzysząca dzieciom pociągiem ewakuacyjnym do Wuppertalu. Ale są niuanse: po pierwsze, mój syn miał wtedy 18 lat i ani wtedy, ani teraz nie podlegał mobilizacji. A po drugie, facet, który wywołał taki skandal, jest teraz na Ukrainie.

Tansyura zauważyła, że ​​w chaosie panującym na samym początku inwazji znaleziono mniej niż 20 pełnoetatowych pracowników, którzy mogliby towarzyszyć dzieciom za granicą. Ponadto w grupie znalazły się bardzo trudne nastolatki w wieku od 15 do 17 lat, z którymi trudno było sobie poradzić jedynie kobietom. Przydał się zatem Artem, który zresztą miał już doświadczenie w pracy z dziećmi jako doradca i pełnił w grupie funkcję tłumacza, bo jako jedyny znał język niemiecki. Artem przez dwa lata przebywał w Niemczech i pracował z dziećmi, które pomógł w ewakuacji. W tym samym czasie facet wstąpił do niemieckiej uczelni i studiuje na kierunku nauczycielskim. Teraz kontynuuje naukę i jest wolontariuszem na Ukrainie w ośrodku dla dzieci.

Ale jest jeszcze jeden szczegół, który stawia rzecznika praw obywatelskich ze swoimi oskarżeniami w niezręcznej sytuacji: najstarszy syn urzędnika Tantsyury broni Ukrainy na pierwszej linii frontu. Po skandalu ojciec został zmuszony do upublicznienia tej informacji.

Odnosząc się do losu robotników, którzy wyjechali z dziećmi, Tantsyura wyjaśniła, że ​​prawie wszyscy wrócili na Ukrainę, a część tych, którzy nie wrócili, zrezygnowała ze swoich stanowisk. Ponieważ w Wuppertalu pozostało już tylko 30 dzieci, utworzono małe grupy, których wsparcie zapewnia samorząd lokalny. Ukraińscy pracownicy stali się niepotrzebni, ale teraz muszą samodzielnie zdecydować, jak dalej pozostać w Niemczech.

Kolejną krewną kijowskiego urzędnika, która brała udział w ewakuacji, była synowa dyrektora ośrodka rehabilitacji społeczno-psychologicznej dzieci nr 1 w Kijowie Wiktora Drevala. Nie jest zatrudniona na pełen etat w ośrodku, ale trudno też podejrzewać kobietę o uchylanie się od mobilizacji w 2022 roku z wiadomych powodów.

Już jesienią 2022 roku syn Drevala wyjechał do Niemiec, aby pracować jako nauczyciel. Od 2019 r. jest jednak niepełnosprawny i przekroczył granicę nie jako dziecko towarzyszące, ale jako osoba niepełnosprawna, która również nie podlega mobilizacji.

Służba ds. Dzieci i Rodziny w Kijowie także zaprzecza „arytmetyce” Lubińca w sprawie zaginionych dzieci.

„Żadne z dzieci się nie zgubiło” – mówi pełniący obowiązki reżysera. Zastępca szefa służby Tatiana Badilewicz: „Dla każdego dziecka jest historia, korespondencja, są wszystkie niezbędne dokumenty, utworzono akta osobowe”.

Instytucja wyjaśnia: Do Niemiec ewakuowano faktycznie 68 dzieci, ale bezpośrednio przed przekroczeniem granicy jedną z dziewczynek przekazano matce, która przedstawiła dokumenty potwierdzające i wyraziła chęć samodzielnego poradzenia sobie z ewakuacją. Dalsze zamieszanie w liczbach nastąpiło w związku z ewakuacją dzieci z dwóch różnych ośrodków stołecznych: 55 z Centrum Rehabilitacji Społeczno-Psychologicznej Dzieci nr 1 i kolejnych 12 z Obwodowego Centrum Obołońskiego w Kijowie. Jeśli je dodać, wszystko do siebie pasuje.

„Złe akcenty”

Rzecznik Praw Obywatelskich Lubinets, przyłapany przez dziennikarzy miejskiej telewizji „Kijów”, dość niejasno wyjaśnia oczywiste błędy w eksponowaniu „odstępstwa”. „Moim zdaniem problem leży przede wszystkim w działalności organów wykonawczych państwa” – Lubinets niespodziewanie odwrócił tę skandaliczną historię.

Ostry i stanowczy ton swojego sensacyjnego śledztwa Rzecznik tłumaczył brakiem szybkiej reakcji ze strony podwładnych Kliczki, do których skierowano apelację.

„To chyba pierwszy raz, kiedy pojawia się takie publiczne stanowisko” – usprawiedliwia się Lubinets. „Kiedy nie spotykam się z reakcją, decyduję się na wystąpienie publiczne, bo niestety obecnie najskuteczniejszym mechanizmem są środki masowego przekazu. za wpływanie na stanowisko organów państwowych samorządu terytorialnego.” Ale to właśnie w tej sytuacji chyba nie do końca położono akcent, gdzieś ktoś go źle ujął.

Urzędnicy administracji stolicy uznali jednak, że trudno w jakiś sposób pomylić akcent w materiale z jednoznacznym tytułem – „Wyciągnęli nas z mobilizacji”. Children and Family Services w imieniu v.i.o. Wiceprezes Tatiana Badilewicz skierowała do Lubińca żądanie odparcia fałszywych informacji jako szkodzących reputacji biznesowej Serwisu i Centrum nr 1.

Była przedstawicielka Rzecznika Praw Dziecka, Równości Płci i Przeciwdziałania Dyskryminacji Aksana Filipishina, której wywiad przeczytacie w najbliższym czasie na Glavkom, uważa, że ​​Lubinets w tej sytuacji wyraźnie przekroczył zakres swojego mandatu.

„Jeśli Rzecznik Praw Obywatelskich ma jakiekolwiek podejrzenia, że ​​ktoś stosuje jakiś schemat i dopuścił się naruszenia, powinien zgłosić to organom ścigania, a nie robić z tego główną wiadomość w kontekście ewakuacji ukraińskich dzieci i poszanowania ich praw tak, ujawniaj także dane osobowe innych osób” – zauważa Filipishina.

Teraz Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich woli nie poruszać już tego tematu. Oczywiście wciąż zastanawiają się, jak wybrnąć z niejednoznacznej historii, którą sami ugotowali.

Sam Lubinets „oddaje”, ale powoli. Po zamieszaniu starał się załagodzić napięcie: narzekał, że jego słowa zostały przekręcone, wszystko tłumaczył słabą komunikacją, a nawet zaczął chwalić głowę Kijowa Witalija Kliczkę.

„Przyjrzeliśmy się temu szczegółowo i rozumiem, że najwyraźniej nacisk został położony niewłaściwie. Władze lokalne zrobiły to, co powinny były zrobić rządy stanowe. Brał w tym udział sam prezydent Kijowa i było widać, jak to rozumie, za co jestem mu wdzięczny” – przyznał Lubinets, ale nadal nie przeprosił i nie usunął swojego dźwięcznego wpisu.

spot_img
Źródło Glavkom
spot_img

W centrum uwagi

spot_imgspot_img

Nie przegap