Skandal „przecieków” spowodował kryzys w organizmie, któremu patronowali nasi zachodni partnerzy
Do końca września 2024 roku Ukraina musi przeprowadzić niezależny audyt Narodowego Biura Antykorupcyjnego. Kijów złożył takie zobowiązanie wobec Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Dyrektor Narodowego Biura Antykorupcyjnego Siemion Krivonos zapowiedział już w lutym, że kontrolę przeprowadzą niezależni eksperci powołani przez partnerów międzynarodowych. Ale teraz, jak się wydaje, chętnie przełożyłby ten test na lepsze czasy…
Tak naprawdę w ciągu 10 lat swojego funkcjonowania NABU było uwikłane w kilka afer. Jednak mimo wszystko Biuro nadal uchodziło za organ pozostający poza wszelkim wpływem: nawet w czasie otwartego konfliktu pierwszego dyrektora Biura Artema Sytnika z pierwszym szefem Wyspecjalizowanej Prokuratury Antykorupcyjnej Nazarem Chołodnickim, a nawet po Sytnyk trafił na listę skorumpowanych urzędników... Działacze społeczni mimo wszystko stanęli za górą NABU. Znaczące jest, że po zwolnieniu z NABU Sytnyk nadal był zaangażowany w sprawy rządowe – najpierw objął stanowisko zastępcy dyrektora Narodowej Agencji Przeciwdziałania Korupcji, a obecnie podobne stanowisko objął w Agencji Zamówień Obronnych Ministerstwo Obrony. I to również wywołało wielkie zachwyt wśród społeczności antykorupcyjnej.
Jednak dotychczasowe incydenty z Sytnikiem wydają się teraz błahe w porównaniu z aferą, w którą uwikłani są obecni najwyżsi urzędnicy Biura. Najnowsza historia wydaje się mieć gorsze konsekwencje dla przywódców NABU niż dla ich poprzedników. Historia „wycieków” informacji z Biura spowodowała już poważny kryzys w tym organie i skłóciła dyrektora tego organu Siemiona Krivonosa z działaczami antykorupcyjnymi opowiadającymi się wcześniej za Biurem oraz z deputowanymi ludowymi.
Prysznic „odpływów”
Skandal rozpoczął się 22 maja, kiedy Wyspecjalizowana Prokuratura Antykorupcyjna wspólnie z Policją Krajową przeprowadziła przeszukanie u jednego z detektywów Biura, a kilka dni później szef NABU Krivonos usunął ze swojego stanowiska pierwszego zastępcę Gizo Uglavę. obowiązków na własne życzenie. Sformułowanie brzmi: „w celu zapewnienia obiektywnego dochodzenia przedprocesowego wszczętego w sprawie możliwego wycieku informacji”. Istnieje podejrzenie, że to weteran NABU Ugława (prawie jedyny przedstawiciel „gruzińskich reformatorów”, który od 2014 roku przebywa na Ukrainie) przez długi czas przekazywał osobom z zewnątrz informacje z głębi Biura. Okazało się to dość przypadkowe: po wielu próbach udało nam się „odszyfrować” iPhone'a skonfiskowanego w 2023 roku byłemu tajnemu kuratorowi projektu „Big Construction”, odrażającemu Jurijowi Golikowi.
Sprawa, w którą zaangażowani byli Golik i były gubernator obwodu dniepropietrowskiego Walentin Rezniczenko, dotyczyła przetargu na 1,5 mld UAH na remont dróg w obwodzie dniepropietrowskim, w przypadku którego NABU podejrzewała szkody dla państwa na kwotę 300 mln UAH. Pomimo poważnych zabezpieczeń cyfrowych, jakie zastosował Golik, detektywom udało się wydobyć z gadżetu ślady korespondencji Golika z doradcą Kancelarii Prezydenta Gieorgijem Birkadze oraz anonimową górę z NABU. Teraz wszystkie ścieżki prowadzą do wydzielonej Uhlavy.
Rada Najwyższa uważnie śledziła te głośne wydarzenia i ostatecznie zdecydowała się poznać szczegóły z pierwszej ręki. Parlamentarna Komisja ds. Polityki Antykorupcyjnej, na której czele stoi Anastasia Radina, wezwała szefa NABU do komunikacji. Krivonos jednak w ostatniej chwili odmówił, powołując się na fakt, że wszczęte przez niego postępowanie przedprocesowe jest w toku, a jego pośrednie i końcowe wyniki nie mogły być omawiane bez szefa Wyspecjalizowanej Prokuratury Antykorupcyjnej. Chociaż NABU wcześniej zapewniało, że jej Departament Kontroli Wewnętrznej ma wystarczające zasoby, aby niezależnie przeprowadzić przedprocesowe dochodzenie w sprawie możliwego wycieku informacji. Krivonos odpowiedział także posłom, że nie chce „koncentrować wysiłków na procesie politycznym”.
Tak gwałtowna zmiana planów szefa NABU podejrzanie zbiegła się z publikacją tuż przed posiedzeniem dziennikarskiej komisji śledczej dotyczącą bezpośredniego udziału samego Krivonosa w „przeciekach”. Z śledztwa wynika, że rzekomo podzielił się on informacjami z szefem NJSC Naftogaz Aleksiejem Czernyszewem, dlatego też przeszukania w domu Czernyszewa zostały przerwane w kolejnej sprawie dotyczącej możliwego otrzymywania nielegalnych świadczeń. Radina znalazła jedyne wyjaśnienie zignorowania przez Krivonos zaproszenia komisji właśnie w tych nowych okolicznościach.
Jednocześnie dyrektor NABU wdał się w spór z działaczami antykorupcyjnymi na czele z szefem Centrum Antykorupcyjnego Witalijem Szabuninem. Zaczęli kategorycznie domagać się natychmiastowej rezygnacji Krivonosa z Uglavy, nie czekając na zakończenie śledztwa przedprocesowego, które może trwać latami. Krivonos z kolei skarżył się, że stał się ofiarą kampanii dyskredytującej, i oskarżył Shabunina o „polowanie na czarownice”. Szybko jednak zdał sobie sprawę, że w słownych zmaganiach na tym polu jego szanse są iluzoryczne i po opublikowaniu jego „złośliwych powiązań” z Czernyszowem zamilkł.
Czekam na audytorów
Biuro, które zawsze było absolutnym faworytem i liderem zaufania Zachodu i ukraińskich działaczy społecznych, nigdy nie przeżyło kryzysu na taką skalę. Sposób rozwiązania tego problemu jest nadal całkowicie niejasny. Jeżeli Sytnik był traktowany bardzo lojalnie w zachodnich ambasadach i wśród antykorupcyjnych organizacji grantowych, to obecny dyrektor NABU, mimo pierwszych sukcesów w sprawie byłego szefa Sądu Najwyższego Wsiewołoda Kniaziewa, nie powinien już oczekiwać takiego wsparcia. Można mu teraz przypomnieć wszystkie podejrzenia dotyczące powiązań z Kancelarią Prezydenta, które pojawiły się, gdy z zaskakującą łatwością wygrał konkurs.
„Instytut NABU uporał się z problemem: zwykły detektyw, który dostrzegł przeciek u pierwszego zastępcy dyrektora, tak jak powinien, poinformował o tym dyrektora i bezpieczeństwo wewnętrzne” – mówi szef Wydziału Antykorupcyjnego Centrum Witalij Szabunin: „A teraz mam dla nich kluczowe pytanie: czy mogą wykonać swoją pracę? Jeśli sobie poradzą i Uglava zostanie zwolniony, oznacza to, że instytucja odniosła sukces”.
Szabunin, stawiając takie ultimatum, jest przekonany, że niezależny audyt, który odbędzie się w najbliższej przyszłości, raczej nie będzie w stanie przymknąć oka na tę historię. Dlatego jego zdaniem dyrektorowi NABU powinno zależeć na jak najszybszym jego rozwiązaniu, aby nie otrzymać rozczarowującego wyroku.
„Niestety, w instytucji panuje już nieufność” – stwierdza zastępczyni Ludowej Anastasia Radina. „NABU nie odpowiedziała na pytania dotyczące wewnętrznego dochodzenia, zwolnień ani wewnętrznych środków administracyjnych, które uniemożliwiłyby powtórzenie takiej sytuacji. Oczywiście w tej sytuacji następuje kryzys zaufania, a NABU, bądźmy szczerzy, jest ostatnim organem, który może sobie na to pozwolić”.
Radina twierdzi, że parlamentarna komisja antykorupcyjna wymienia obecnie listy z NABU w sprawie odbycia jej posiedzenia na miejscu bezpośrednio w Prezydium: „Obecnie toczą się dwa równoległe procesy. Istnieje sprawa karna, którą można prowadzić przez określony czas. Jeśli się nie mylę, średni czas od rozpoczęcia śledztwa do wydania wyroku w drugiej instancji w sprawach NABU wynosi 5–7 lat. Nie chcemy tak długo czekać, w związku z tym NABU wszczęło wewnętrzne dochodzenie, którego wyniki mogą skutkować zwolnieniem osób, które dopuściły się naruszeń. Zgodnie z prawem wewnętrzne dochodzenie musi trwać dwa miesiące. Jeżeli dochodzenia te rozpoczęły się natychmiast po upublicznieniu informacji, powinny wkrótce się zakończyć. Dlatego nie będzie można po prostu przeczekać, ponieważ obowiązują jasne terminy”.
Radina bardzo liczy na audyt NABU, którego wyniki dadzą nam odpowiedź na pytanie: czy praca Biura i jego szefa była skuteczna? Komisja składa się z trzech niezależnych ekspertów z międzynarodowym doświadczeniem. Negatywny wynik kontroli stanowi podstawę do wcześniejszego zwolnienia przez Radę Ministrów dyrektora NABU. Możliwość odebrania mu uprawnień decyzją rządu została zapisana w ustawie przyjętej w 2021 r.
Osobną intrygą jest zachowanie Kancelarii Prezydenta, z którą rzekomo porozumiewał się doradca (Birkadze) Uglava. Zgodę na potencjalne odwołanie szefa NABU przez Radę Ministrów może uzyskać jedynie Bankova. Aktywiści obawiają się, że Urząd będzie w miarę zadowolony z obecnej zawieszonej sytuacji, gdy praca jednego z najbardziej irytujących dla władzy organów została już znacząco zdyskredytowana, a zaufanie do jego kierownictwa podważone.
Inna sprawa, że zachodni partnerzy, dla których NABU jest kamieniem węgielnym architektury antykorupcyjnej, mogą nie pozwolić na tak łatwe paraliżowanie tej struktury. A próby neutralizacji Biura były już wcześniej podejmowane przez władze – warto przypomnieć choćby konkluzję Trybunału Konstytucyjnego z 2020 roku w sprawie wniosku grupy posłów ludowych w sprawie niekonstytucyjności powołania Sytnyka na dyrektora NABU. To prawda, że nie doprowadziło to do zmiany jego statusu.
Wymiana spinek do włosów
Jeżeli Bankowaja po skandalu pośrednio stanie po stronie kierownictwa Biura, może to wywołać kolejny etap wzajemnych oskarżeń władz i środowiska antykorupcyjnego. Publiczna wymiana „szpilek” wywołała już komunikat szefa Kancelarii Prezydenta Andrieja Jermaka. De facto zastępca dowódcy w państwie był oburzony faktem, że walkę z korupcją zaczęto zastępować manipulacją. Ermak zarzucał „niektórym osobom” celowe powiększanie problemu, w przeciwnym razie zatracony zostałby sens ich pracy. Szef Urzędu stwierdził, że „ci ludzie” pomagają Rosjanom snuć narrację o Ukrainie jako „najbardziej skorumpowanym państwie”.
Znaczące jest, że wpis Ermaka ukazał się zaraz po opublikowaniu w „Politico” publikacji na temat prześladowań i nacisków władz ukraińskich na dziennikarzy śledczych i działaczy publicznych. I choć szef Urzędu nie podał konkretnych nazwisk ani organizacji, do których miał skargi, działacze antykorupcyjny od razu wzięli jego słowa do siebie.
Oczywiście intrygi wokół przyszłości NABU tylko dodają tej batalii nowych barw: jest tu miejsce na ewentualne oskarżenia władz o upadek struktur antykorupcyjnych i ukrywanie swoich protegowanych oraz na nerwowe reakcje w stylu „nie kołysaj łodzią”. Ale władza, w odpowiedzi na wszystkie głośne zarzuty dotyczące tolerancji dla korupcji, zawsze może wyciągnąć z kieszeni wzmocniony, konkretny argument: wszystkie kontrole Amerykanów dotyczące korzystania z ich pomocy nie wykazały dotychczas rażących naruszeń. Chociaż wydaje się, kto powinien bardziej martwić się o integralność funduszy niż ci, którzy je bezpośrednio przekazują?