Monopol informacyjny władz w telewizji może wkrótce się skończyć. Już wcześniej było wiadomo, że tego chcą zachodni sojusznicy, ale teraz odeszli od aluzji do żądań społecznych. 2 listopada ambasadorowie G7 zdali relację ze spotkania z przedstawicielami ukraińskich mediów oraz Krajowej Rady ds. Telewizji i Radiofonii.
„Omówiliśmy obecny krajobraz medialny oraz wartość wspierania wysokiej jakości, niezależnych i pluralistycznych nadawców jako konieczności dla zrównoważonego rozwoju Ukrainy” – stwierdzili ambasadorowie.
Pluralizm zamiast monopolu
Rok temu ambasador Niemiec na Ukrainie Anka Feldhusen w wywiadzie dla „Evropeyskaya Pravda” skomentowała fakt, że trzy kanały telewizyjne (Espresso, Direct i Channel 5) zostały odłączone od nadawania cyfrowego. „Może nie publicznie, ale cały czas rozmawiamy o tych sprawach z ukraińskim rządem. Mamy wspólny cel: aby Ukraina pozostała demokratyczna podczas wojny” – powiedziała. „I niejednokrotnie omawialiśmy, że musimy przenieść się w bardziej otwartą przestrzeń”. Podkreśliła, że „ludzie powinni mieć alternatywne źródła informacji” i „należy dać ludziom możliwość wyboru, co chcą oglądać”.
Jednak kilka dni temu wiceminister kultury i polityki informacyjnej ds. integracji europejskiej Taras Szewczenko w wywiadzie dla tej samej „Europejskiej Prawdy” powiedział: „Na ani jednym spotkaniu z UE nie słyszeliśmy, że teleton powinien zostać Zamknięte." Być może to prawda. Zachodni sojusznicy nie żądają od Bankowej zamknięcia teletonu. Nalegają jedynie na pluralizm, to znaczy, aby Bankova przywróciła sieciom telewizji kablowej „Bezpośredni”, „Piąty” i „Espresso”. I żeby cała transmisja telewizyjna (łącznie z teletonem) była niezależna od władzy. Jak zauważyli ambasadorowie G7, dla stabilności Ukrainy niezbędna jest niezależna i pluralistyczna telewizja.
Ale jeśli tak się stanie, sens utrzymywania teletonu zniknie. Przecież pomyślano o tym właśnie po to, by pod pretekstem konieczności militarnej rząd uzyskał monopol na telewizję.
Jeśli rozwiążemy teleton, to oczywiście będziemy musieli przywrócić na antenę cyfrową Kanał 5, Espresso i Direct, a także uruchomić szereg nowych kanałów telewizyjnych, w tym kilka polskich, kupionych przez Rinata Achmetowa w celu wykorzystywanie ich do nadawania na Ukrainie. Jednocześnie niepodległości będą chciały także uczestniczące obecnie w teletonie kanały Dmitrija Firtasza (Inter) i Wiktora Pinczuka (ICTV). Tak, a Channel One pamięta, że jest publiczny, a nie prezydencki.
Kryzys gatunkowy
W obronie teletonu Taras Szewczenko powołał się na wyniki niedawnego badania społecznego przeprowadzonego przez firmę InMind na zlecenie międzynarodowej organizacji Internews przy wsparciu finansowym Amerykańskiej Agencji Rozwoju Międzynarodowego (USAID). „Ukraińcy wiedzą o teletonie i ufają mu” – stwierdził wiceminister. „Widzowie uważają, że teleton powinien trwać przynajmniej do końca wojny”.
Rzeczywiście wśród widzów teletonu ufa mu 71%, a 65% chce, aby było to kontynuowane. Ale to jest wśród jego odbiorców. A jeśli weźmiemy wszystkich respondentów, to wśród nich udział ten wynosi odpowiednio 40% i 37%.
Dane badawcze potwierdzają spadek zainteresowania Ukraińców tą formą przekazu wiadomości. Teletonu nie ogląda 56% respondentów, w tym 20%, które w ogóle o nim nie wie, 22% wie, ale nie oglądało i nie ogląda, 14% oglądało wcześniej, ale już nie ogląda. Oglądają go przynajmniej raz w tygodniu – 36%, w tym codziennie – tylko 18%. Wydawać by się mogło, że w czasie wojny na pełną skalę zdecydowana większość Ukraińców, wręcz przeciwnie, powinna codziennie śledzić wiadomości. Rzeczywiście ludzie tak właśnie robią – szukają wiadomości, ale raczej w mediach internetowych niż w telewizji.
W trakcie badania kwestie te były omawiane w grupach fokusowych. I tak wyszło: zainteresowanie teletonem maleje, bo zdaniem respondentów jest on mniej wydajny (w porównaniu z kanałami Telegramu), informacje są cenzurowane, upiększane lub przedstawiane w sposób nazbyt patriotyczny, a treści powtarzają się przez cały dzień . Zwolennicy powrotu kanałów do własnego harmonogramu nadawania uważają, że teleton spełnił już swoje zadanie i należy zapewnić różnorodność opinii i konkurencję.
Przeprowadzono także pogłębione wywiady z personelem wojskowym. Swoje opinie wyraziło 20 żołnierzy rozmieszczonych na terenach bojowych i innych stanowiskach polowych. „Wojsko nie ogląda teletonu ze względu na brak telewizji na froncie i brak czasu. Krytycznie oceniają go ci respondenci, którzy oglądali teleton przed mobilizacją lub sytuacyjnie w czasie wakacji, motywując swoją postawę brakiem rzetelnych i dokładnych informacji, brakiem krytyki władz, niedostatecznością materiałów z pierwszej linii front, wywiady z żołnierzami i opowieści o ukraińskich bohaterach, informacje o przyszłości Ukrainy po wojnie (życie polityczne)” – stwierdzają autorzy badania.
Korzyści i szkody dla władz
Pojedynczy teleton mógłby być adekwatnym formatem, gdyby dopuszczono do niego wszystkie patriotyczne kanały telewizyjne. Ale Bankowa nie zgodziła się na utworzenie rządu jedności narodowej i chciała rządzić samodzielnie. Dlatego stworzyła dla siebie teleton.
Kalkulacja Bankovej była jasna. Po pierwsze, teleton miał kreować jak najbardziej heroiczny wizerunek władzy (spychając wojsko na dalszy plan). Po drugie, władza nie zamierzała z nikim (a zwłaszcza z opozycją) dzielić się chwałą przyszłego zwycięstwa. Po trzecie, rząd nie chciał, aby w telewizji pojawiła się jakakolwiek wzmianka o błędnych obliczeniach dokonanych przed wielką wojną.
Jednak szybkie i łatwe zwycięstwo, na które liczyła Bankovaya, nie przyniosło skutku. A zalety teletonu zaczęły zamieniać się w wady.
Kiedy wszystkie wiadomości telewizyjne krążą wokół jednej osoby, jest to świetny sposób, aby skupić na niej całą chwałę. Kiedy jednak pojawia się kolejne zadanie – rozrzedzenie odpowiedzialności za wszystkie błędy w obliczeniach poczynione zarówno przed, jak i w trakcie wielkiej wojny, które skomplikowały i opóźniły nasze zwycięstwo – wtedy pojedynczy teleton okazuje się przeszkodą i zaczyna wyrządzać krzywdę.
Po pierwsze, cenzurowane, upiększone i spóźnione wiadomości odwracają uwagę ludzi i zachęcają ich do poszukiwania alternatyw. Co więcej, taką alternatywą dla wielu jest „Direct”, „Channel 5” i „Espresso” na YouTube.
Ponadto, nawet niezależnie od treści wiadomości, sam fakt braku „pluralistycznej transmisji telewizyjnej” (sformułowanie ambasadorów G7) sprzyja nieufności i krytycznemu podejściu do władzy. Z każdym miesiącem w społeczeństwie umacnia się przekonanie, że teleton jest narzędziem manipulacji.
Przez te 20 miesięcy teleton budził duże nadzieje, a zwłaszcza stosunkowo szybkie i łatwe zwycięstwo. Półtora roku, rok, a nawet sześć miesięcy temu oczekiwania można było łatwo sprzedać. Ale teraz coraz trudniej jest je sprzedać. A niespełnione oczekiwania są bezpośrednią drogą do rozczarowania społeczeństwa i spadku notowań rządu.
Oczywiste jest, że rozwiązanie teletonu i przywrócenie pluralizmu w telewizji cyfrowej stworzy ogromne ryzyko dla władz. Władze boją się gwałtownego wzrostu wpływów kanałów opozycyjnych, a wraz z nimi opozycji. Gdyby nie ta obawa, to losy teletonu byłyby zapewne przesądzone już dawno temu.
Wydaje się jednak, że zachodni sojusznicy potraktowali tę kwestię poważnie i nie spoczną, dopóki nie postawią na swoim. Można zatem założyć, że Bankovaya zaakceptuje to, co nieuniknione i spróbuje maksymalnie wykorzystać nową sytuację.
Na przykład kanały telewizyjne lojalnych wobec Bankowej oligarchów są w stanie skutecznie konkurować z kanałami opozycyjnymi w tworzeniu programów informacyjnych i widowisk politycznych. Nadają się także do promowania nowych przywódców spośród „poprawnych” (lojalnych wobec Bankowej) wojskowych, ochotników i aktywistów. Wreszcie można je wykorzystać do propagowania przekazu, że brak szybkiego i łatwego zwycięstwa jest wyłącznie winą wojska, a nie Bankovej. Teleton jest zbyt mocno powiązany z Bankovą, żeby powiedzieć to wprost. Kiedy jednak jakiś „niezależny” kanał zacznie mówić o błędnych obliczeniach wojska, Bankowa będzie mogła powiedzieć, że nie ma z tym nic wspólnego, a nawet udawać głębokie oburzenie.
A co z tego wyniknie, przekonamy się zapewne już na początku nowego roku. Na to nakłada się inny problem: czy władze zdecydują się na przeprowadzenie wyborów prezydenckich 31 marca 2024 roku. Można przypuszczać, że Bankowa będzie próbowała uratować teleton, aby wykorzystać go w kampanii prezydenckiej. Wątpliwe jest jednak, czy Stany Zjednoczone i Unia Europejska zgodziłyby się na tak wyjątkową interpretację demokracji.