Niedziela, 6 października 2024 r
spot_imgspot_imgspot_imgspot_img

W centrum uwagi

Specjalny status polskich rolników i sposób, w jaki Kreml próbuje go wykorzystać do wywołania rozłamu

Waga polityczna rolników w Polsce opiera się na kilku czynnikach: ich statusie prawnym, systemie wsparcia rolników i samej liczebności tej grupy społecznej. Ich manipulacyjne wypowiedzi na temat ukraińskiego zboża powtarzają nawet odpowiedni politycy i media głównego nurtu.

Dziennikarze publikacji „Teksty” szczegółowo zbadali status, przywileje i wpływy polityczne polskich rolników. Ich manipulacyjne wypowiedzi na temat ukraińskiego zboża powtarzają nawet odpowiedni politycy i media głównego nurtu. Dowiedzmy się dlaczego.

Od niemal dwóch miesięcy w Polsce trwa protest rolników, którzy domagają się od rządu i władz UE rezygnacji z planów zaostrzenia wymogów wobec producentów rolnych w ramach zielonej polityki UE oraz wprowadzenia ograniczeń, jeśli nie całkowitej blokady, w sprawie importu produktów rolnych z Ukrainy.

W ramach protestu rolnicy faktycznie „wzięli zakładników” punkty kontrolne na granicy z Ukrainą, zadając poważny cios ukraińskiej gospodarce. W odróżnieniu od reszty Polski, gdzie blokady odbywają się raz na 10-14 dni, granica z Ukrainą jest blokowana całą dobę i bez zakłóceń. Rolnicy w swoich działaniach opierają się na swoim szczególnym statusie w polskim społeczeństwie i wyjątkowej atrakcyjności jako grupy wyborczej.

Waga polityczna rolników w Polsce opiera się na kilku czynnikach: ich statusie prawnym, systemie wsparcia rolników i samej liczebności tej grupy społecznej.

Spójna i aktywna grupa wyborców

Na pierwszy rzut oka rolnicy nie są najliczniejszą grupą społeczną w strukturze polskiego społeczeństwa. Według ostatnich szacunków socjologów stanowią oni około 10% ludności wiejskiej i około 4% ludności Polski. Według Głównego Urzędu Statystycznego w IV kwartale 2023 r. liczba pracowników rolnych w Polsce wyniosła 1,2 mln osób.

Jeśli przyjąć, że część właścicieli lub pracowników gospodarstw rolnych ma w rodzinie osoby, które w nich nie pracują, ale podzielają poglądy swoich bliskich, to mówimy o kilku milionach wyborców, czyli o dość znaczącej grupie dla polskiej polityki. Jednocześnie mówi się o rolnikach jako o grupie dość jednorodnej – konserwatywnej, mającej wspólne poglądy na temat swoich praw i statusu społecznego.

Wyłączne prawa do gruntu

W odróżnieniu od Ukrainy, w Polsce rolnik to nie tylko zawód czy zawód, to także określony status prawny. Status ten przejawia się w kilku aspektach, z których najważniejszymi są preferencyjne traktowanie w zakresie opłacania składek na ubezpieczenia społeczne oraz przywileje w zakresie nabywania gruntów rolnych.

Polskie ustawodawstwo faktycznie definiuje rolnictwo jako odrębną kondycję społeczną. Warunek ten wynika ze specyfiki funkcjonowania rynku gruntów rolnych oraz bezpośrednich wzmianek o rolnikach w kilku podstawowych dla Polski aktach prawnych, w tym w Konstytucji. Formalnie w kraju istnieje rynek gruntów rolnych, jednak jest on bardzo ściśle ograniczony i regulowany, aby zapobiec nabywaniu gruntów rolnych przez obcokrajowców i przedstawicieli dużego kapitału.

Zgodnie z art. 23 Konstytucji RP uchwalonej w 1997 r. „podstawą struktury agrarnej państwa jest gospodarka rodzinna”. Przepis ten rozwinął ustawa o kształtowaniu ustroju rolnego, przyjęta w 2003 roku, w przededniu przystąpienia Polski do UE.

Preambuła ustawy wyraźnie stwierdza, że ​​jej celem jest przeciwdziałanie koncentracji nieruchomości rolnych. Ustawa wprowadziła zasadę, zgodnie z którą dzierżawcy mieli pierwszeństwo w nabywaniu ziemi, zdefiniowała rolnictwo rodzinne i wprowadziła granice własności gruntów do 300 ha.

A obawy przed kapitałem zagranicznym i kupcami z zagranicy były tak duże, że polscy negocjatorzy uzyskali zgodę na moratorium zabraniające cudzoziemcom zakupu gruntów rolnych w Polsce do 2016 roku. W 2016 roku, gdy kończyło się moratorium, ustawodawcy zaostrzyli zasady nabywania ziemi, wprowadzając mechanizm, w ramach którego jedynie rolnik – mieszkaniec gminy, w której się ona znajdowała – mógł faktycznie kupić działkę, z obowiązkiem jej uprawy to przez co najmniej pięć lat.

Normy te zostały nieco osłabione w 2023 r., zwiększając do 1 hektara powierzchnię gruntów, które mogli kupować osoby niebędące rolnikami.

Zatem zgodnie z prawem tylko rolnik indywidualny może nabyć w Polsce grunty rolne o powierzchni większej niż 1 hektar. Oczywiście są pewne wyjątki, głównie w sytuacjach, gdy grunty wykupują przedsiębiorstwa państwowe lub gdy konieczne jest pozyskanie gruntów pod budowę infrastruktury strategicznej, takiej jak infrastruktura energetyczna czy transportowa. Ziemię można odziedziczyć także po członku rodziny, który był rolnikiem.

W tym miejscu pojawia się koncepcja rolnika jako stanu prawnego. Zgodnie z prawem rolnikiem jest osoba posiadająca gospodarstwo rolne i nim zarządzająca. Status rolnika może uzyskać (i nabyć grunt rolny) także osoba, która posiada wykształcenie w odpowiednim kierunku lub odbyła urzędowy płatny staż lub szkolenie w rolnictwie. Istnieje również wymóg prawny, że nowy właściciel musi uprawiać ziemię przez co najmniej pięć lat od daty zakupu.

Tło historyczne

Większość obecnych polskich rolników lub ich przodków otrzymała ziemię w wyniku dwóch głównych reform rolnych, które miały miejsce w Polsce w XX wieku.

W ramach pierwszej reformy, w latach 1920-1939, rząd wykupywał ziemię od wielkich właścicieli ziemskich (zmniejszeniu podlegały gospodarstwa o powierzchni przekraczającej 180 ha), a także rekwirował ziemie instytucji związanych z imperiami, do których ziemie polskie należały przed 1918 rokiem. i stworzył mechanizmy swoich programów zakupów ze zniżkami i prezentów.

Druga reforma rolna, przeprowadzona na ogół w latach 1944-1950, polegała na dalszej redystrybucji gruntów rolnych, które zostały już bezpłatnie przejęte od dużych właścicieli ziemskich (osoby posiadające do 50 hektarów ziemi mogły opuścić ziemię w własność prywatna), a także przy podziale gruntów na tereny zabrane do Polski w wyniku II wojny światowej.

Skonfiskowano około 6,1 mln hektarów ziemi, z czego 3,7 mln na terenach włączonych do Polski w wyniku II wojny światowej. Około połowa z nich stała się własnością państwa (w szczególności utworzono na nich polskie kołchozy lub państwowe przedsiębiorstwa rolne). A resztę rozdano biednym chłopom. Pojawiły się setki tysięcy nowych gospodarstw do „normy państwowej” wynoszącej 5 hektarów. W sumie ziemię otrzymało 1,1 miliona rodzin chłopskich.

Choć powierzchnia gospodarstw na nowych terenach Polski była większa niż na starych (około 7,5 ha), to jednak liczba 5 jest nadal kluczowa dla polskiego rolnictwa. Według Powszechnego Spisu Rolnego przeprowadzonego przez Główny Urząd Statystyczny w 2020 r., 52% gospodarstw rolnych w kraju uprawia ziemię do 5 ha.

Wśród polskich rolników są też tacy, którzy uprawiają bardziej widoczne pola, ale wspomnianego już ograniczenia 300 hektarów na gospodarstwo nie da się obejść. Jednocześnie przeciętna wielkość gruntów przypadająca na gospodarstwo różni się dość wyraźnie w zależności od województwa.

Są najmniejsze w województwie małopolskim – średnio 4,31 ha, a największe w dawnym „Poniemskim”: zachodniopomorskie – 32,9 ha, warmińsko-mazurskie – 23,88 ha, lubuskie – 23,18 ha. Oprócz dużych działek rozdanych chłopom w socjalistycznej Polsce, rolę odegrała także prywatyzacja państwowych przedsiębiorstw rolnych w latach 90. XX w., która wprowadziła na rynek dodatkową ziemię.

Konsekwencje gospodarcze i społeczne

Powierzchnia uprawianych gruntów bezpośrednio determinuje opłacalność ekonomiczną gospodarstwa, a także jest wskaźnikiem perspektyw jego rozwoju. Jak wynika z badania reprezentacyjnego „Polska Wieś” z 2023 r., zaledwie 1,7% właścicieli gospodarstw o ​​powierzchni do 5 ha stwierdziło, że dochody, jakie z nich uzyskują, są dla nich wystarczające. Kolejne 23,9% stwierdziło, że wolałoby przeżyć dzięki gospodarstwu domowemu.

Wśród gospodarstw o ​​powierzchni od 5 ha do 10 ha było ich odpowiednio 6,5% i 36,4%. A te dwie kategorie łącznie stanowią ponad 70% wszystkich gospodarstw w Polsce. Jednocześnie w 2023 r. 23% właścicieli gospodarstw stwierdziło, że pracuje także poza gospodarstwem. Wskaźnik ten jest nierównomierny dla poszczególnych grup wiekowych rolników. Większość z nich dotyczyła najmłodszej grupy wiekowej, do 34 roku życia. Wśród młodych rolników 33% miało dodatkową pracę.

Właściciele małych gospodarstw rolnych mają też często słabsze wykształcenie czy umiejętności, co uniemożliwia im skorzystanie z dodatkowych źródeł finansowania. Zdaniem autorów raportu „Polska wieś. Sprawozdanie o stanie wsi” za rok 2020 to przedstawiciele gospodarstw dużych mogli pozyskać dodatkowe środki (poza dopłatami bezpośrednimi do hektara uprawianej ziemi) z różnych programów unijnych wspierających rolnictwo.

Mówimy o preferencyjnych pożyczkach lub dotacjach na budowę dodatkowych budynków gospodarczych, zakup dodatkowego wyposażenia i tym podobne. Większość tych gospodarstw znajduje się w zachodniej Polsce. W zachodnich województwach: zachodniopomorskim, warmińsko-mazurskim, lubuskim, pomorskim, opolskim i dolnośląskim większość użytków rolnych skupiona jest w gospodarstwach o powierzchni powyżej 50 ha.

Polskie ustawodawstwo przyczynia się zatem do „ochrony” majątku rolnika. Ponieważ ziemia jest trudna do zdobycia, rolnictwo jest w dużym stopniu dziedziczne. Ponadto wielkość gospodarstw pozostaje bardzo mała, co utrzymuje liczbę rolników na dość wysokim poziomie.

Odrębna ochrona socjalna

Oprócz prawa do zakupu ziemi, status polskiego rolnika uzupełnia istnienie odrębnego systemu ubezpieczeń społecznych. Ochroną socjalną i zabezpieczeniem emerytalnym rolników w Polsce zajmuje się odrębna struktura – Kasa Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego (KRUS).

Stawki ubezpieczeń społecznych i emerytalnych dla rolników są niższe niż dla indywidualnych przedsiębiorców czy pracowników. Od 2024 r. rolnik płaci kwartalnie 180 zł z tytułu ubezpieczenia społecznego i 429 zł z tytułu emerytury, co daje łącznie 203 zł miesięcznie.

W przypadku przedsiębiorcy indywidualnego (analogicznie do osoby prowadzącej jednoosobową działalność gospodarczą) stawki składek zależą od poziomu dochodów i wynoszą co najmniej tysiąc złotych miesięcznie. Natomiast w przypadku pracownika stawka ubezpieczenia emerytalnego wynosi 9,76% wynagrodzenia, które będzie płacić zarówno pracownik, jak i pracodawca. Dodatkowo pracownik będzie płacił 9% dochodu na ubezpieczenie zdrowotne. A on i pracodawca będą płacić nieco mniejsze składki na fundusz dla bezrobotnych lub na ubezpieczenie w przypadku czasowej niezdolności do pracy.

Aby opłacać składki do KRUS zamiast do ZUS, należy posiadać status rolnika lub pomocnika rolnika. Rolnikiem jest osoba będąca właścicielem lub współwłaścicielem gospodarstwa rolnego, która uprawia co najmniej 1 hektar ziemi. Pomocnik rolnika to osoba zatrudniona przez rolnika do wykonywania funkcji pomocniczych w gospodarstwie (np. pomoc przy zbiorach warzyw).

Na koniec 2023 roku składki do KRUS opłacało 1 milion 42 tysiące osób. Jednocześnie status rolnika i związane z nim ubezpieczenie w systemie KRUS nie wykluczają możliwości uzyskiwania przez daną osobę dochodów z pracy najemnej poza rolnictwem, lecz znacząco obniżają koszty ubezpieczeń społecznych z tych dodatkowych źródeł dochodów .

Rolnicy są więc dość atrakcyjnym atutem wyborczym dla każdej partii politycznej, ale mają też, wspierane przez system rządowy i legislację, wyobrażenia o swojej szczególnej roli w społeczeństwie i doświadczeniu w otrzymywaniu świadczeń. Dlatego walka o głosy rolników zawsze wiąże się z odwoływaniem się do ich szczególnego znaczenia w społeczeństwie. Jednocześnie w ostatnim czasie zauważalnie zwiększyło się grono partii i polityków zainteresowanych głosami rolników.

Rolnicy w aktualnej polityce

Tradycyjnie głównym przedstawicielem rolników w polskiej polityce była Polska Partia Ludowa (PSL). Jednak PiS przez dwie kadencje rządów prowadził dość aktywną politykę wciągania chłopów do swojego elektoratu. Ponadto do walki o głosy rolników zaczęły włączać się inne siły polityczne.

Pewnym zwrotem w podejściu głównych sił politycznych do rolników było to, że w wyborach parlamentarnych w 2023 roku nawet Koalicja Obywatelska, tradycyjnie skupiająca się na centrowych i liberalnych mieszkańcach miast, również zdecydowała się walczyć o głosy rolników.

W efekcie na listach wyborczych Kodeksu Cywilnego pojawił się działacz rolniczy Michał Kołodziejczak, który notabene rozpoczynał kiedyś działalność polityczną jako kandydat w wyborach samorządowych z ramienia PiS.

W wyniku wyborów Kołodziejczak został wiceministrem rolnictwa i rozwoju wsi, a w dalszym uznaniu jego wartości agitacyjnych Donald Tusk rozpoczął 16 lutego br. kampanię wyborczą do władz samorządowych spotkaniem w Morągu w województwa Warmińsko-Mazurskiego, gdzie Kołodziejczaka wysłuchał żądań rolników i wyraził dla nich swoje wsparcie.

Oprócz ogólnej atrakcyjności rolników i ich rodzin jako grupy wyborczej, zachowanie rządów i polityków determinuje opinię publiczną w całym społeczeństwie. Jak wynika z opublikowanego w zeszłym tygodniu sondażu Centrum Badania Opinii Społecznej (CBOS), 52% Polaków zdecydowanie popiera protesty rolników, a kolejne 29% – raczej.

Jednocześnie, co nie mniej ważne, wśród zwolenników polskich partii parlamentarnych poziom poparcia dla protestu rolników (bezwarunkowego lub częściowego) wynosi co najmniej 60%. Wśród zwolenników okrytej złą sławą partii Konfederacja na Ukrainie poparcie to wynosi na ogół 100%.

Wśród zwolenników PiS poparcie dla protestu rolników sięga 96%, wśród zwolenników partii rządzącej waha się od 85% dla stowarzyszenia „Trzecia Droga” (partia „Polska 2050” obecnego marszałka Szymona Gołowni i Partia Ludowa) do 63% dla Koalicji Obywatelskiej i 60% dla lewicy. Ważną rolę odegrało tu zwiększenie tła informacyjnego dotyczącego importu produktów rolnych z Ukrainy, które łączyło w sobie emocje z licznymi przypadkami dezinformacji lub wypaczeń.

Narracje emocjonalne

W dyskusjach na temat importu produktów rolnych z Ukrainy pojawiło się wiele emocjonalnych i często nieprawdziwych narracji. Wpadają na sprzyjającą glebę. W Polsce od kilku lat prowadzone są kampanie promujące zakup produktów od lokalnych rolników. Jednym ze spójnych elementów takich kampanii jest narracja o zdrowych i wysokiej jakości polskich produktach. Dlatego nawet produkty pochodzące z innych krajów UE mogą zostać uznane przez polskich konsumentów za gorszej jakości. Zachowanie to jest szczególnie charakterystyczne dla konsumentów ze starszej grupy wiekowej.

Oprócz ogólnej narracji o jakości polskiej żywności, szereg skandalów i jawnych manipulacji informacyjnych na temat importu zbóż z Ukrainy w latach 2023-2024 stworzył u masowego konsumenta wrażenie, że cały import z Ukrainy jest potencjalnie niebezpieczny dla zdrowia.

Do tego doszedł skandal z importem z Ukrainy tzw. zboża technicznego. W polskich publikacjach medialnych często przedstawiano ukraińskie zboże jako z definicji nienadające się do spożycia, a sytuację opisywano tak, jakby przeważającą część importu z Ukrainy stanowiło zboże przemysłowe.

Ponadto po rozpoczęciu protestów rolników na profilach działaczy związanych z partią Konfederacja pojawiły się filmy przedstawiające wozy ze zgniłym zbożem z komentarzem, że to właśnie zboże próbowali sprowadzić do Polski już w 2024 roku. .

W rzeczywistości wideo przedstawiało zboże w wagonach, które utknęły na polskiej granicy po nałożeniu przez polski rząd embargo na import z Ukrainy od dziś do jutra w kwietniu 2023 r. Zboże przeznaczone na polski rynek ze względu na embargo nie mogło zostać odprawione przez odprawę celną, nikt też go nie przywiózł, a kilkadziesiąt wagonów od niemal roku stoi na poboczach w przygranicznych rejonach Polski, a od niedawna służyły jako rekwizyty do nowych filmów.

Ponadto często używany jest argument o rygorystycznych wymaganiach dla produktów rolnych w UE w porównaniu z tymi, które istnieją na Ukrainie. A jeśli prawdą jest, że niektóre pestycydy, które są dozwolone na Ukrainie, są zakazane w UE, to wśród argumentów przeciwko produktom spożywczym z Ukrainy mogą pojawić się twierdzenia, że ​​na Ukrainie rzekomo używa się więcej pestycydów i innych produktów niż w Polsce.

Tezę tę powtórzył w jednym ze swoich komentarzy nawet premier Polski Donald Tusk. Tymczasem oficjalne statystyki Programu Żywnościowego ONZ temu zaprzeczają. Według ONZ od 2021 r. polscy rolnicy zużyli trzy razy więcej pestycydów niż ukraińscy (choć polscy producenci są daleko od liderów tego wskaźnika w UE; znacznie wyprzedzają większość krajów UE).

Ponadto zgodnie z unijnymi przepisami eksportowymi ukraińskie zboże sprawdzane jest na granicy pod kątem zgodności z europejskimi normami, a to, co nie spełnia norm, nie przekracza granicy.

Inną popularną narracją jest to, że rolnictwo na Ukrainie jest zdominowane przez oligarchów i międzynarodowe korporacje. Nawet w rozmowach z przedstawicielami najważniejszych mediów czasami trzeba przypominać, że na Ukrainie drobnych rolników jest ponad 100 tysięcy, są też średnie i małe firmy rolnicze.

Promując narrację, że cały sektor rolniczy na Ukrainie należy do małej grupy osób lub korporacji, politycy stwarzają wrażenie, że blokada jest moralnie słuszna. Konkurencja z ukraińskim importem produktów rolnych jest przedstawiana jako walka Dawida z Goliatem. Narracja ta, jak można zrozumieć, patrząc na dane statystyczne dotyczące polskich gospodarstw, opiera się na manipulacji rzeczywistymi faktami.

Polskie gospodarstwa są małe nawet w porównaniu z indywidualnymi lub małymi gospodarstwami rolnymi na Ukrainie, które mogą uprawiać dziesiątki, jeśli nie setki hektarów ziemi.

Tłumaczenie ulotki: STRAJK ROLNIKÓW

Dlaczego protestujemy

1. Zielona umowa i pakiet Fit For 55 W SMYTNYK

Teraz UE nakazuje nam wycofać z uprawy 4% naszych pól, w 2030 roku ten udział powinien już wynosić 10%. Wprowadzane są różne ograniczenia w produkcji produktów roślinnych i zwierzęcych. Ta polityka uderza w każdy sektor gospodarki! Twoje prawa zostaną ograniczone przez zakaz wjazdu samochodów z silnikami spalinowymi, przymusową termoizolację domów i ogromne rachunki za prąd!

2. Zatrzymaj produkty spoza UE!

Do Polski trafiają miliony ton zbóż, rzepaku, cukru i innych dóbr konsumpcyjnych wyprodukowanych BEZ zgodności z unijnymi normami. To niszczy produkcję w naszej ojczyźnie. Używają pestycydów ZABRONIonych w UE! Otwarcie granic wspiera agromilionerów, a nie ukraińskich chłopów!

Oprócz obaw o jakość importu z Ukrainy i strachu przed ukraińskimi gigantami rolniczymi, wśród argumentów przemawiających za blokadą granicy pojawia się teza, że ​​pomimo zakazu polskiego rządu import zboża z Ukrainy nie wydaje się ustać .

Wygląda na to, że ciężarówki, które według dokumentów jadą na Litwę lub Łotwę, zaraz za granicą polsko-litewską masowo zawracają i wracają do Polski. Te przekonania są nadal powszechne. Powtórzył je także wiceminister Michał Kołodziejczak, choć według jego własnych wypowiedzi nie odnaleziono dotychczas dokumentów ani innych dowodów potwierdzających te tezy.

Biorąc pod uwagę wyniki sondaży i ogólny rozkład sympatii przedwyborczych, można postawić tezę: nawet jeśli protesty rolników zawierają elementy „poszerzenia” granic legalności, jak np. blokowanie wjazdu ciężarówek na teren Polski z produktami rolnymi, nawet jeśli miałyby one znajdować się w tranzycie do krajów trzecich, jak ma to miejsce na przejściu kontrolnym w Grebenne, obecny rząd będzie skłonny przymykać oczy na nieuprawnione kontrole dokumentów kierowców przeprowadzane przez osoby blokujące granice, przynajmniej do czasu koniec maratonu wyborczego.

A większość polskich wyborców nie będzie o tym wiedzieć, bo polska prasa ogólnokrajowa niewiele donosi o szczegółach blokady na granicy, w przeciwieństwie do protestów w pozostałej części kraju. W najbliższym czasie w Polsce odbędą się dwa wielkie głosowania. Wybory samorządowe zaplanowano na 7 kwietnia, a wybory do Parlamentu Europejskiego odbędą się 9 czerwca.

Echo w ukraińskiej przestrzeni informacyjnej

Ciekawe, że w ukraińskiej przestrzeni informacyjnej krążą tezy, które przypominają te głoszone przez „Konfederację”, na przykład, że nieznani handlarze kupowali zboże po niskiej cenie i sprzedawali je w Polsce z kosmicznymi zyskami.

Za pomocą siły semantycznej ustaliliśmy, kto zainicjował wiadomość i w jaki sposób została ona rozpowszechniona. Został on po raz pierwszy opublikowany na koncie na Facebooku, które pozycjonuje się jako krytyk obecnego rządu. Oto pierwszy post. Potem zajął się promocją. Zwracaliśmy na niego uwagę, bo często przyciągał nasz wzrok.

Piki na wykresie pokrywają się z wydarzeniami związanymi z blokadą granicy z Ukrainą i problemem zbożowym. 18 września 2023 r., kiedy ukazał się post, Zełenski miał spotkać się z prezydentem Polski Dudą w Nowym Jorku (do spotkania nie doszło). Koniec grudnia - zniesiono i odnowiono blokadę na punkcie kontrolnym Doroguisk, tamtejsze władze cofnęły przewoźnikom zezwolenie na protest, ale sąd ponownie na to pozwolił. Ostatni szczyt to początek zakrojonej na szeroką skalę blokady przez polskich rolników dróg w Polsce i granicy z Ukrainą.

Czyli widzimy, jak ktoś prowadzi kampanię informacyjną w ukraińskiej przestrzeni informacyjnej. A ta kampania jest powiązana z wydarzeniami w Polsce. Ponieważ blokada jest korzystna dla Rosji i tylko ona ma możliwość prowadzenia takich skoordynowanych kampanii informacyjnych, to w tym przypadku padają na nią podejrzenia.

I to jest powód do przemyśleń i zbadania, w jakim stopniu rosyjska machina dezinformacyjna może wpłynąć na wewnętrzny polski dyskurs. O prorosyjskim charakterze „Konfederacji” napisano już wiele. Widzimy jednak, że korzystne dla Rosji tezy rozpowszechniają odpowiedni politycy i wpływowe media.

Propaganda kremlowska ma na celu wykorzystanie dla własnych celów całych dyskursów istniejących w kraju, przedstawiając określone argumenty w korzystnym dla Rosji świetle. „Dobra” dezinformacja to taka, która wykorzystuje istniejące uprzedzenia i jest rodzajem dezinformacji, którą warto się dzielić. Wydaje się, że w tym przypadku Rosjanie znaleźli słabe ogniwo w ogólnie antyrosyjskiej Polsce – rolników – i zaczęli wszczepiać swoje interpretacje w swoje zwykłe tezy i grać na ich obawach przed ukraińską konkurencją.

Nadchodzące wybory

Ważną rolę odgrywają wybory samorządowe. Tradycyjnie kontrola nad budżetem lokalnym przez partie o określonej ideologii ma praktyczne znaczenie dla ludności. Na przykład bardziej liberalne miasta mogą dotować programy zdrowia reprodukcyjnego dla swoich mieszkańców. Ponadto sejmiki wojewódzkie (analogicznie do sejmików regionalnych na Ukrainie) odgrywają ważną rolę w podziale środków pochodzących z funduszy unijnych. To oni decydują o podziale dotacji.

Ale w tym roku wybory samorządowe w Polsce nabrały dodatkowego znaczenia. Dla Partii Konfederacji, która „nie zrealizowała” swojego planu dotyczącego liczby mandatów w parlamencie, zdobywając nieco ponad 7% zamiast przewidywanych 15%, jest to szansa na zemstę i podniesienie swojego prestiżu dzięki wysokim wynikom w niektórych regiony.

Partia ta cieszy się najwyższym poziomem poparcia w regionach graniczących z Ukrainą. Dla Koalicji Obywatelskiej i premiera Donalda Tuska wybory samorządowe są sposobem na potwierdzenie, że dni rządów PiS już minęły i utrwalenie ich wyborczego sukcesu w 2023 roku. Dla „imiennej” partii „Polska 2050” Szymona Gołowni jest to sposób na rozszerzenie swojej obecności w polskiej polityce.

Partia Polska 2050 została zarejestrowana w 2021 r., a jej udział w wyborach parlamentarnych w 2023 r. jest pierwszym krokiem do rządu krajowego. A teraz partia stara się zaistnieć we władzach lokalnych. Ponadto wyniki obecnych wyborów mogą stać się odskocznią dla jej lidera Szymona Gołownii do udziału w kampanii prezydenckiej w 2025 roku. Gołownia była już kandydatką w wyborach prezydenckich w 2020 roku, ale nie dostała się do drugiej tury. Obserwatorzy polityczni są przekonani, że chciałby on ponownie spróbować ubiegać się o fotel prezydenta.

Biorąc to wszystko pod uwagę, a także ważną rolę Parlamentu Europejskiego w zatwierdzaniu polityk UE, wybory do niego będą nie mniej ważne. Ponieważ rolnicy, oprócz importu z Ukrainy, protestują także przeciwko zielonej polityce UE, wszyscy główni gracze będą chcieli „przekuć” swoje nastroje na głosy w wyborach. Daje to podstawy do przypuszczenia, że ​​blokada granicy potrwa co najmniej do wyborów do Parlamentu Europejskiego, które zaplanowano na początek czerwca 2024 roku.

Ale nawet po wyborach możliwości importu ukraińskich produktów rolnych do Polski będą ograniczone. Na dzień dzisiejszy w Komisji Europejskiej trwa dyskusja nad pakietem ograniczeń (a właściwie zwrotu ceł importowych) na produkty wrażliwe importowane z Ukrainy (te, o które producenci ukraińscy najbardziej konkurują z europejskimi, a zwłaszcza polskimi). Ponadto kwestia rolnictwa stanie się jedną z najtrudniejszych w procesie negocjacji w sprawie przystąpienia Ukrainy do UE. Jednak zadaniem, które należy wykonać w najbliższej przyszłości, jest doprowadzenie do odblokowania granicy ukraińsko-polskiej i wprowadzenie mechanizmów, które zapobiegną ponownemu wystąpieniu takich blokad.

spot_img
ARGUMENT źródłowy
spot_img

W centrum uwagi

spot_imgspot_img

Nie przegap