Dopóki sytuacyjni technokraci i systemowo skorumpowani urzędnicy u władzy nie zostaną zastąpieni specjalistami uzbrojonymi w ideę narodową, państwo pozostanie na kolanach.
Nasi reformatorzy to „bańka głównego nurtu”, która koncentruje swoje wysiłki na zachowaniu modelu surowcowego, niezrównoważonym wykorzystaniu zasobów naturalnych i utracie kapitału ludzkiego w kraju. Dzieje się tak nieprzerwanie od sierpnia 1991 roku.
Najniebezpieczniejszy obecnie neokolonializm ma charakter biosferyczny, a dokładniej antroposferyczny, polegający na wyobcowaniu obiektu niekolonialnego wpływu części jego potencjału antroposferycznego. Czyli przestrzeń życiowa.
Uderzającym przykładem takiej polityki są kwoty emisji dwutlenku węgla i podatek od emisji dwutlenku węgla. Na przykład w wyniku „podatku ekologicznego” kraje rozwijające się tracą znaczną część horyzontu własnego rozwoju.
Chociaż wszyscy rozumieją, że największymi trucicielami i użytkownikami potencjału biosfery planety są kraje rozwinięte, a nie rozwijające się. Kolonializm antroposferyczny jest najwyższym etapem praktyk kolonialnych.
Przekracza on „kolonializm litosferyczny” (wykorzystanie cudzego podłoża), neokolonializm hydrosferyczny (wykorzystanie zasobów wodnych dopiero nadejdzie) i neokolonializm atmosferyczny (te same emisje dwutlenku węgla i ich wielkości). Oznacza to, że kolonializm antroposferyczny jednoczy wszystkie powyższe podtypy praktyk neokolonialnych.
Na przykład ochrona monokulturowego systemu rolniczego na Ukrainie. To także kolonializm litosferyczny (uszczuplenie żyzności ziemi na skutek uprawy monokultur – kukurydzy, słonecznika, rzepaku).
Zatruwanie ludności i biosfery herbicydami, glifosatem, zakazanymi w Europie. Jest to także neokolonializm hydrosferyczny, kiedy zasoby wody wyczerpują się w trakcie wydobycia tego samego litu.
Na Ukrainie jest to wyczerpywanie się zasobów wody w hodowli drobiu i sam monokulturowy system rolniczy. Eksport kukurydzy - eksport składników odżywczych (ziemia + nawozy) i wilgoci (zasoby wodne).
Atmosferyczny neokolonializm ma miejsce wtedy, gdy sprzedajesz swoje uprawnienia do emisji dwutlenku węgla i kupujesz za te pieniądze importowane samochody. Oczywiście dobrze jest być Tajwanem czy Koreą Południową, które porzuciły agrarny tryb życia, uszczuplając swoje zasoby naturalne i tracąc kapitał ludzki.
Kiedy produkujesz chipsy, Twoja ziemia nie ulega wyczerpaniu, zasoby wody nie są tracone, a atmosfera nie jest zanieczyszczona. A Twój kapitał ludzki staje się coraz lepszy...
Co ciekawe, te dwa wymienione kraje azjatyckie znajdują się w zachodnim, globalnym podziale pracy, ale przestały być przedmiotem praktyk niekolonialnych. Choć po wojnie domowej (1950-1953) konsultanci ze Stanów Zjednoczonych sugerowali, aby Korea Południowa skupiła się na specjalizacji rolniczo-surowcowej: „trzech białych” (cukier, ryż i mąka) plus cenne surowce mineralne (nikiel, kobalt).
Dlatego niekolonializm nie jest zagładą ani globalnym losem, który nieubłaganie czeka biedne kraje produkujące zasoby. Chodzi tu przede wszystkim o dojrzałość narodu i jego elit politycznych.
Czy uda im się zdać egzamin na zarządzanie majątkiem, czy nie? A potem albo droga Korei Południowej, albo, jak mawiał starożytny kronikarz kijowski: „Nasza ziemia jest bogata i nie ma w niej porządku… Przyjdźcie, aby rządzić i rządzić nami…”.