Uczestnicy przeciętnej operacji specjalnej zostali za karę wysłani „na front”. Jak to wygląda w przypadku tych, którzy bronią kraju z bronią w ręku, ochotniczo i tych, którzy nie ukrywali się, nie uciekali, ale przyszli się zmobilizować? Nie jako substytut kary kryminalnej, nie jako substytut pobytu w areszcie śledczym.
Historia pierwotnej organizacji i realizacji inwigilacji redakcji Bigus.info od tygodni zaskakuje nowymi szczegółami dotyczącymi zawodowej działalności wywiadu i zapewnia nowe możliwości informacyjne.
Jedną z najnowszych zabawnych wiadomości przekazywanych przez dziennikarzy są instrukcje dla funkcjonariuszy wywiadu w stylu: „Panie, nie wycierajcie nosa w zasłony”. W tym sensie, że jeśli pracownicy tajnej jednostki naprawdę muszą wyjaśniać wszystko, co się tam mówi, to kogo tam w ogóle zrekrutowali?
W innych okolicznościach można by powiedzieć, że Denis Bigus ujawnił bazę i pokazał tajny personel wojskowy. To prawda. Okazało się jednak, że nikt nie jest w stanie wyrządzić Służbie większej szkody niż jej własni, nieutalentowani pracownicy. Jeśli więc na podstawie wyników nagle zostaną wyciągnięte odpowiednie, adekwatne wnioski, Bigus powinien zostać nagrodzony za znaczący wkład w rozwój i wzmocnienie Służby.
Wszyscy szczegółowo omawiali już inwigilację dziennikarzy w stylu Ganby, a także złożyli hołd pomysłowości szefa projektu medialnego, który wykazał się błyskotliwymi umiejętnościami w agresywnej samoobronie i informacyjnym aikido.
Przypomnijmy tylko, że niezależnie od tego, jak bardzo byłoby to dla kogoś nieprzyjemne, zadanie nadzorowania mediów jest właśnie jedną z funkcji jednostki, która prowadziła głośną działalność operacyjną. Ale Służba – jej działalność i jej odpowiedzialność – zaangażowała w to 30 lub 50 pracowników. Ale tylko wtedy, gdy wszystko to odbyło się zgodnie z prawem, a nie ot tak, na gwizdek OP lub gdzie indziej.
Aby móc prowadzić działalność podobną do tej organizowanej przez pracowników Służby na „Wiosce Ukraińskiej”, musi istnieć zadanie, które dawniej można było uzyskać wyłącznie w ramach systemu, teraz musi zostać usankcjonowane przez sąd. Odpowiedni dokument podpisują najwyżsi urzędnicy wydziału.
Dawno minęły czasy, gdy inni koledzy nie znali i nie mogli znać pracowników podobnych wydziałów, a nawet studiowali na oddzielnym wydziale. A szef, dla zachowania tajemnicy, spotkał się z nimi w parku na ławce. W takim przypadku teoretycznie na tę ławę powinny trafiać zadania i dokumenty podpisane przez odpowiedzialnych urzędników.
Wszystko to jest przekazywane przez rejestr - przyjęte, przekazane, kartka papieru z podpisem. Oznacza to, że jest to proces wielokrotnie rejestrowany, a nie tylko telefon do kierownika działu z prośbą o zaopiekowanie się „niepasującymi” dziennikarzami, którzy sprawiają komuś kłopot.
Czy w przypadku przeprowadzenia notorycznej operacji bez podstaw przewidzianych przez prawo, czy można od razu wziąć kalkulator i dokładnie obliczyć, ile pieniędzy obywateli Służba roztrwoniła nielegalnie? Kalkulacja powinna zaczynać się od kosztu dziennej pracy każdego uczestnika wydarzenia, które miało działać, ale zamieniło się w imprezę rozrywkową, wynajem domów, montaż i demontaż specjalnego sprzętu oraz dobry obiad, kończąc na kosztach paliwa. Cokolwiek by nie powiedzieć, okazuje się, że jest to duży rozmiar, a nawet w specjalnym okresie, co poważnie komplikuje sytuację w sensie prawnym.
Chyba nie mamy nic do dodania w dyskusjach o „niestandardowych śledztwach” czy „złym zachowaniu redakcji”, które w przededniu Nowego Roku pracowicie i zwyczajowo poszerzają świadomość. Ale poza wątpliwościami co do legalności działalności SBU warto byłoby poruszyć kwestię profesjonalizmu jej pracowników.
Jeżeli to, co zarejestrowały ukryte kamery, jest ścigane przez prawo (a tak właśnie jest), to gdzie jest postępowanie karne? Jeżeli działania były prowadzone zgodnie z ustawą o wywiadu operacyjnym, to dlaczego nie doszło do realizacji i aresztowań? Jeżeli zdarzenie zostało przeprowadzone w ramach prawa, realizacja powinna nastąpić w momencie przekazania znanych substancji. Nie robiąc tego, agenci zataili przestępstwo.
Wygląda na to, że funkcjonariusze wywiadu obserwowali popełnianie przestępstwa w Internecie i mając możliwość jego zapobiegnięcia, być może poprzez zatrzymanie dilera, nie ruszyli się?
Jeśli nie toczy się postępowanie karne, okazuje się, że marnowanie środków na dużą skalę na cele nieprzewidziane przez prawo to koszt filmu dokumentalnego, którego głównym celem, sądząc po wynikach, jest zebranie obciążających dowodów na redakcję z jego dalszym użytkowaniem.
Co oprócz śmiesznego filmu dostał ukraiński podatnik?Jak wzmocnione zostało bezpieczeństwo informacyjne i inne państwa w związku z tym, że grupa funkcjonariuszy wywiadu próbowała przeprowadzić operację na dość dużą skalę najlepiej jak potrafiła ?
Ile kosztowała ukraiński budżet bezcenna informacja, że część redakcji Bigus.info ma złe nawyki? Dlaczego doszło do tej strzelaniny? Czy zamierzali zaczepić redakcję i wykorzystać ją do własnych celów? W tej sytuacji pojawia się pytanie, na które Serwisowi byłoby lepiej, gdyby udzielił szczerej odpowiedzi, przynajmniej sobie: w jaki sposób ten film trafił do publicznej wiadomości? Kto to ujawnił, skoro wszystkie należały do nich? Jeżeli właśnie taki był cel – usunięcie obciążających dowodów i upublicznienie ich, to bardzo interesujące jest, jak zostało to sformułowane w zadaniu, które otrzymali pracownicy.
Pocieszenie jest jedno, choć słabe: „film” o poruszaniu się statystów SBU po terenie kompleksu i jego okolicach to wizualny materiał edukacyjny, czego nie robić.
Kto jest odpowiedzialny za organizację takiego wydarzenia operacyjnego? Wydawało się, że sprawca zostanie przedstawiony opinii publicznej, ale natychmiast „szczupak został wrzucony do rzeki”. Bo według przedwojennych wyobrażeń „zwolniony” oznacza ukarany. Ale dziś, zgodnie z prawem, tysiące ludzi, którzy dawno temu zasłużyli na prawo do wolności, nie mają szans na uwolnienie.
Ludzie, wobec których państwo i społeczeństwo mają niespłacany dług. Ale w tym przypadku, jak w dowcipie o zającu, który błagał, żeby z nim cokolwiek zrobić, żeby tylko nie wrzucić go w krzaki, z jakiegoś powodu pracownika po prostu... wypuszczono. Chociaż szef wydziału, który oszukał cały kraj, jest zastępcą szefa SBU. Ma wystarczające uprawnienia, aby ustosunkować się do działań osób odpowiedzialnych za tak rażącą dyskredytację Serwisu.
Jeśli chodzi o inne aspekty profesjonalizmu funkcjonariuszy wywiadu. Ze wszystkich podstaw kamuflażu zaangażowany zespół SBU zdaje się uczyć jedynie popularnego stwierdzenia, że coś w najbardziej widocznym miejscu często pozostaje niezauważone. Tutaj dłoń powinna zostać oddana jasnożółtej marynarce pracownika wyłaniającej się przed kamerami, a nagroda specjalna powinna trafić do właścicielki czarno-białej spódnicy w „szachownicę”.
Zwykłe dziewczyny uwielbiają ten kolor, ponieważ nigdy nie przejdziesz w nim niezauważona. Zastanawiam się, dlaczego dziewczyny ze służb specjalnych ją kochają? Nagroda motywacyjna powinna była zostać przyznana agentowi, który przebierając się w celu zachowania tajemnicy przed ponownym wejściem na teren kompleksu, nie mógł rozstać się ze swoimi ulubionymi tenisówkami o dość oryginalnym wyglądzie, po których był identyfikowany.
W końcu garderoba operacyjna to nie jaskrawy wygląd, dzięki któremu przyciągniesz strzelanie w każdym tłumie, ale specjalnie dobrane elementy, które pozwolą Ci odmienić swój wygląd i pozostać jak najbardziej niezauważalnym.
Krótkie wstępne streszczenie tej sensacyjnej historii jest następujące. Niezależnie od tego, czy towarzysze działali w ramach prawnych, czy też wykonywali czyjeś dobrowolne ustne polecenia, w każdym razie ich sprawy układały się źle. Cóż, przynajmniej powinno być. Bo „widelec” leży tu przynajmniej pomiędzy nadużyciem władzy, wydatkowaniem środków na wielką skalę, zaniedbaniami urzędników i współudziałem w ukrywaniu przestępstw.
Odnośnie najnowszej odpowiedzi SBU na wniosek Bigus.info, który informuje o podróży służbowej pracowników w celu przeprowadzenia operacyjnych misji bojowych w strefie działań bojowych. Jest niewielka szansa, że to prawda, a nie tygodniowy wyjazd służbowy na front, którego efektem będzie uzyskanie statusu UBD. Znając naszą praktykę, nie ma wątpliwości, że rzeczywiście są one chowane, rzekomo wysyłane na linię frontu. Nie będzie ich tam. W najgorszym przypadku gdzieś w pobliżu.
Zwieńczeniem tej strategii polityki personalnej państwa jest jeszcze jeden aspekt. Uczestnicy przeciętnej operacji specjalnej zostali za karę wysłani „na front”. Jak to wygląda w przypadku tych, którzy bronią kraju z bronią w ręku, ochotniczo i tych, którzy nie ukrywali się, nie uciekali, ale przyszli się zmobilizować? Nie jako substytut kary kryminalnej, nie jako substytut pobytu w areszcie śledczym. Dziesiątki tysięcy bohaterów, którzy stanęli w naszej obronie podczas rosyjskiej inwazji, są tam, a zatem na linii frontu – po co?