poniedziałek, 23 grudnia 2024 r
spot_imgspot_imgspot_imgspot_img

W centrum uwagi

Po Shufrichu o stanowisko szefa komisji ds. wolności słowa rywalizuje dwóch kandydatów

W najbliższym czasie Rada wybierze nowego przewodniczącego komisji i tradycyjnie stanowisko to przypada opozycji. Tym samym nowy przewodniczący komisji zostanie wybrany spośród przedstawicieli opozycji.

Kto ściga Shufricha? Debata dwóch kandydatów w sprawie impeachmentu szefa Komisji Wolności Słowa

Rada Najwyższa zrobiła wreszcie pierwszy krok w kierunku obsadzenia wakatu szefa komisji ds. wolności słowa. Miejsce to było puste jeszcze we wrześniu, kiedy jego poprzedni szef Nestor Szufrich, reprezentujący w parlamencie zdelegalizowaną obecnie OPZZH, został zatrzymany pod zarzutem zdrady stanu. I dopiero wtedy Rada Najwyższa niezwłocznie zwolniła ze stanowiska szefa komisji zastępcę niegodziwego ludu.

Minęły ponad dwa miesiące, odkąd parlamentarzyści przypomnieli sobie o luce kadrowej w niezbyt pysznej komisji (do tej pory obowiązki jej szefa pełnił „sługa” Jewgienij Bragar). W Radzie zarejestrowano kolejno dwie uchwały w sprawie zgłoszenia kandydatów na stanowisko odwołane po Szufrichu. Obie propozycje, tradycyjnie dla tej komisji, pochodzą od opozycji. Pierwsza pochodzi z frakcji „Głos”, która zaproponowała zastępcę ludowego Jarosława Jurczyszyna. Drugi pochodzi z Solidarności Europejskiej, która deleguje zastępcę ludowego trzech zgromadzeń (Udar, BPP, UE) Rostisława Pawlenkę. Znamienne jest, że obaj kandydaci nie są członkami komisji, której planują stanąć na czele i nigdy nie mieli bezpośredniego kontaktu z mediami (jak Shufrich). Yurchyshyn jest byłym dyrektorem wykonawczym organizacji antykorupcyjnej Transparency International Ukraine i pierwszym zastępcą przewodniczącego komisji ds. polityki antykorupcyjnej. Pawlenko to politolog, były szef Administracji Prezydenta Poroszenki, członek Komisji Edukacji, Nauki i Innowacji.

Rozpatrzenie tej kwestii przez komisję regulaminową zakończyło się w środę miniaferą. Komitet poparł uchwałę o przedstawieniu na sali obrad kandydatury Jurczyszyna sześcioma głosami (cztery ze „sług ludu”, po jednym z „Batkiwszczyny” i „Platformy Życia i Pokoju”). Jednocześnie komisja nawet nie rozpatrzyła uchwały w sprawie Pawlenki. Jak można się było spodziewać, wywołało to lawinę emocji w europejskiej solidarności. Deptający po piętach Pawlenko oskarżył władze o „niesportowe” zachowanie i „segregację według linii partyjnych”. Współprzewodnicząca frakcji „UE” Irina Geraszczenko powiedziała, że ​​z całym szacunkiem dla Jurczyszyna część „Głosu” „śpiewa” z Kancelarią Prezydenta: mianowicie głosowali za przeznaczeniem miliardów hrywien budżetowych na rzecz oligarchów kanałów w ramach teletonu oraz pomógł w dzierżawie kanału „Rada”. Geraszczenko zauważyła, że ​​jej frakcja będzie nalegać na rozważenie na sali dwóch uchwał, pomimo decyzji komisji. Jednak nawet jeśli kierownictwo Rady spotka się z UE w połowie drogi, szanse Pawlenki, które wcześniej wydawały się skromne ze względu na ostry konflikt partii Poroszenki z Bankową, stają się obecnie całkowicie iluzoryczne. Ostateczne głosowanie na sali sesyjnej może odbyć się już w tym tygodniu.

Jeszcze przed posiedzeniem Komisji Regulaminowej „Naczelny Wódz” poprosił obu kandydatów na przewodniczącego Komisji ds. Wolności Słowa o udzielenie odpowiedzi na listę pytań. Interesowało nas, w jaki sposób deputowani ludowi wyciągną tę komisję z obiegu, co uważają za główne zagrożenia dla ukraińskiej przestrzeni medialnej i kogo uważają za głównego wroga wolności słowa w kraju.

„Zdecydowana większość obywateli nie otrzymuje informacji z teletonu”

Jarosław Jurczyszyn, frakcja „Gołos”.

Oczekuje się, że ekscytujący nowy szef Komitetu Wolności Słowa uporządkuje gruzy po Shufrichu – naczelny dowódca

Twoja biografia nie jest bezpośrednio związana z Twoją działalnością medialną. Dlaczego frakcja zdecydowała się oddelegować Cię na to stanowisko i dlaczego się zgodziłeś?

Tak naprawdę kluczowym aspektem pracy komisji ds. wolności słowa jest ochrona praw dziennikarzy na dwóch frontach. Pierwszym z nich jest dostęp do informacji, związany w szczególności z monitorowaniem wdrażania ustawy o dostępie do informacji publicznej. Drugim jest ochrona praw związanych z profesjonalną działalnością dziennikarską. To już pewien kierunek praw człowieka i coś, z czym aktywnie współpracowałem w obszarze walki z korupcją. Cóż, ogólnie rzecz biorąc, działania antykorupcyjne na poziomie międzynarodowym są uważane właśnie za działania na rzecz praw człowieka. Nawet gdy byłem dyrektorem wykonawczym Transparency International Ukraina, mieliśmy więcej niż jeden wspólny projekt z różnymi stowarzyszeniami dziennikarzy, więc ten obszar jest dla mnie jasny.

Szef komisji jest stanowiskiem bardziej administracyjnym, zarządzającym i organizującym procesy. Mianowicie, zawsze można dokooptować komponent zawodowy poprzez utworzenie prawdziwej rady ekspertów w ramach komisji. W jej skład wchodzi obecnie Siergiej Szwec, który ma doświadczenie medialne i faktycznie udział mediów w pracach komisji nie powinien stanowić problemu.

W Radzie Najwyższej istnieje jedyna frakcja, która nie ma lidera komisji – „Głos”, podczas gdy ta sama „Batkiwszczyna” ma przynajmniej reprezentację w prezydium Rady Najwyższej, a „Solidarność Europejska” przewodniczy Komisji ds. Integracja europejska. Logiczne jest więc, że gdy ustąpiło stanowisko szefa komisji ds. wolności słowa, my, jako partia opozycji, o to zabiegaliśmy.

Jakie są według Ciebie główne problemy w obszarze wolności słowa? Czy Ukraińcy mają wystarczający dostęp do informacji, aby wyrobić sobie obiektywny obraz tego, co się dzieje?

Największym problemem jest to, że nikt w ostatnim czasie nie zajmował się problemami dziennikarzy i dziennikarstwa. Aresztowaliśmy dziennikarzy, okresowo ulegaliśmy presji związanej z ich działalnością zawodową (m.in. Michaił Tkach, Natalia Ligaczowa) i nie ma nad tym kontroli parlamentarnej. Komisja Wolności Słowa została znacząco ograniczona w swoich uprawnieniach, w związku z czym regulacja sfery medialnej została przeniesiona głównie do Komisji Polityki Humanitarnej.

Mamy jednak nowe wyzwanie, jakie stwarza krótkowzroczna polityka informacyjna – niska jakość oficjalnego produktu medialnego. Zdecydowana większość obywateli informacje czerpie z kanałów „telegramowych”, a co najgorsze – anonimowych. To znacznie upraszcza procedurę manipulacji rosyjską propagandą. Temat ten wymaga pilnego zrozumienia i należy znaleźć w nim mechanizmy, które nie będą miały wyłącznie charakteru karnego, ale pozostaną w równowadze ze środowiskiem dziennikarskim. Aby znalezione mechanizmy ułatwiające weryfikację źródeł informacji nie zostały uznane za cenzurę i atak na wolność słowa. Ta ostatnia, przypominam, jest jedną z podstawowych wolności, która podlega monitorowaniu w procesie spełniania wymogów prawa do członkostwa w Unii Europejskiej.

Jak ożywi Pan pracę tej komisji, która w ostatnich latach uległa osłabieniu? Jakie będą Twoje pierwsze kroki na swoim stanowisku?

Pierwszym będzie zainicjowanie spotkania ze stowarzyszeniami dziennikarzy, ponowne uruchomienie Rady Ekspertów, przygotowanie wspólnie ze środowiskami dziennikarskimi działań w kilku obszarach – monitorowanie przypadków utrudniania działalności dziennikarskiej, ułatwianie uwalniania przetrzymywanych dziennikarzy, poszukiwanie mechanizmów skutecznego dostępu do informacji w stanie wojennym i gwarantujący lepszą równowagę informacyjną. Jako kluczowego partnera widzę stowarzyszenia dziennikarzy i organizacje działające w obszarze monitoringu mediów. W zasadzie sektor ten jest dość aktywny. Ukraińscy śledczy dość często występują jako partnerzy międzynarodowych sieci dziennikarzy śledczych. Myślę, że całkiem możliwe jest przywrócenie komisji funkcji głównej platformy komunikacji dziennikarzy, mediów i władz.

Promowania bardziej wyważonych informacji nie można oczywiście osiągnąć w żaden sposób poprzez ingerencję rządu w politykę redakcyjną, ale jednocześnie należy komunikować, wyjaśniać i promować pewne kwestie organizacyjne, takie jak bardziej przejrzysty system akredytacji na linii demarkacyjnej . Obecnie komunikacja z nowym zespołem ds. komunikacji Ministerstwa Obrony Narodowej, na którego czele stoi pan Illarion Pavlyuk, jest dość skuteczna, a on sam rozumie to wyzwanie i jest gotowy do pomocy. Przy pomocy komitetu możliwe jest opracowanie systemu zrozumiałego dla dziennikarzy i chronionego z punktu widzenia wojska. A punktów, w których funkcje kontroli parlamentarnej są właściwe, jest znacznie więcej.

Jest mało prawdopodobne, aby komisja miała dużą liczbę inicjatyw legislacyjnych, ale jeśli np. niektóre władze nie dostarczają systematycznie odpowiednich informacji, należy zwrócić na to uwagę i zastosować funkcje kontroli parlamentarnej.

Czy będzie Pan domagał się zwrotu uprawnień komisji odciętych w 2019 r. i przekazanych Komisji Polityki Humanitarnej i Informacyjnej?

Myślę, że wycięto je przede wszystkim dlatego, że na czele komisji został Nestor Shufrich. Bo kto przyjedzie do Szufricz, aby chronić prawa dziennikarzy, jeśli nie kanały wydalenia Medwedczuka? Najpierw trzeba zrozumieć możliwości i obowiązki istniejące w komisji, a po wykazaniu efektywności pracy można oczywiście przejść do kolejnych kroków.

Rozmawiałem z panią Svetlaną Ostapą, która obecnie stoi na czele Rady Nadzorczej Spółki. Monitorowała prace Komisji Wolności Słowa przez kilka posiedzeń w rzędzie przywódców różnych sił politycznych. I wyjaśniła, dlaczego nastąpiła reorientacja środowiska dziennikarskiego w kierunku komitetu humanitarnego i dlaczego w komitecie humanitarnym, ze względu na ogromną liczbę innych dziedzin (rozwój wydawnictw książkowych, polityka językowa, sprawy muzealne itp.), dziennikarstwo będzie nie zajmować miejsca, w którym powinien się znajdować, jak w odpowiedniej komisji.

W tym momencie naprawdę myślę o współpracy z Komitetem ds. Polityki Humanitarnej. Prawdopodobnie odbędą się wspólne posiedzenia komisji dotyczące nakładania się kompetencji i wtedy znajdziemy opcję optymalnego podziału obowiązków. Jeśli z czasem dla większej efektywności konieczne stanie się zadanie pytania o zwrot mocy, oczywiście, że je zadamy. Ale to, czy tak się stanie, jest szerszą decyzją polityczną.

Czy w czasie wojny powinna obowiązywać cenzura mediów? Jeżeli tak, to gdzie powinna przebiegać jego granica?

W zasadzie cenzury nie powinno być, bo jest to zjawisko nieefektywne. Zakaz mówienia o czymś powoduje jedynie chęć mówienia o tym więcej. Osiągnięcie tego zakazu jest możliwe jedynie metodami karnymi, co dla władz prowadzi do jednego rezultatu – sytuacja z Reznikowem pokazała to bardzo wyraźnie.

Jeśli chodzi o ograniczenia, nie można powiedzieć, gdzie znajdują się nasze jednostki wojskowe, z jakiego rodzaju środków łączności korzystają, kto jest odpowiedzialny za określone operacje... Dostęp do innych jawnych informacji musi być absolutnie konkurencyjny. W czasie wojny wymagania dotyczące bezpieczeństwa i weryfikacji informacji są większe, ale jeśli ludzie po prostu ograniczą do nich dostęp, to będą szukać ich tam, gdzie są dostępne, ale najprawdopodobniej niezweryfikowane. Na przykład obecnie obserwujemy wzrost popularności kanałów „telegramowych”.

Sprawa rozwiązania „telegramu”, uznanego niemal za zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego, jest poruszana na szczeblu Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji oraz Rady Bezpieczeństwa... Jak Pana zdaniem należy to rozwiązać ?

Jeśli jest to zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego, to jaki poziom stwarza zagrożeń i jak mu przeciwdziałać, jest już dla służb wywiadowczych legendą. Ale zdecydowanie musimy przeanalizować te kampanie informacyjne rosyjskiej propagandy, które zostały już przeprowadzone za pośrednictwem telegramów. I zrozumieć, na jakim etapie państwo może interweniować i jak domagać się większej weryfikacji informacji. Chociaż wiele tutaj zależy nie tyle od państwa, ile od świadomości ludzi, że szkodliwość szybkich, niezweryfikowanych informacji często sprowadza się do złych nawyków, takich jak palenie czy nieograniczone spożywanie alkoholu. Oznacza to, że wpływa na inne parametry życiowe. Ogólnie rzecz biorąc, kwestia weryfikacji informacji z portali społecznościowych jest paląca nie tylko dla Ukrainy. Dlatego bardzo ważne jest studiowanie doświadczeń międzynarodowych i wymiana doświadczeń innych krajów w zakresie regulacji tego obszaru. Tak, w Parlamencie Europejskim odbywają się obecnie przesłuchania na ten temat... My na Ukrainie musimy dołączyć do tych trendów, biorąc pod uwagę fakt, że nasze zagrożenie jest jeszcze większe.

W szczególności komisja może odbywać spotkania robocze z przedstawicielami mediów tradycyjnych, serwisów internetowych i odpowiednich oficjalnych kanałów telegramowych. W rezultacie można zrozumieć, jakie ograniczenia lub wymagania dotyczące weryfikacji informacji można ustanowić w ustawodawstwie ukraińskim jako pewien obowiązek. Komisja może także wysłuchiwać informacji i otrzymywać od Służby Bezpieczeństwa sugestie. Taki przykład mieliśmy już w parlamencie podczas dyskusji na temat rosyjskiej siatki agentów pod przykrywką organizacji religijnej tzw. Patriarchatu Moskiewskiego. Oznacza to, że pod dachem komisji można zebrać wszystkie zainteresowane strony i opracować politykę dotyczącą sposobu reakcji na problem.

Kto jest obecnie największym wrogiem wolności słowa w kraju?

Słabej jakości polityka informacyjna, która stara się kierować zasadą zakazów i ograniczeń według wzoru sowieckiego, zamiast tworzyć lepszą komunikację na konkurencyjnych zasadach. Władze ukraińskie w dalszym ciągu kierują się zasadą, że lepiej o problemie milczeć, niż zajmować aktywne stanowisko i komunikować błąd oraz sposoby jego rozwiązania. Ten problem systemowy odziedziczyliśmy po Związku Radzieckim i niestety wiele osób gra w ramach tego paradygmatu.

Czy można powiedzieć, że problem wpływu oligarchów na przestrzeń informacyjną został już rozwiązany?

Problem ten został tymczasowo zmniejszony, ale nie rozwiązany. Wiodące kanały telewizyjne są obecnie zjednoczone w Zunifikowany Teleton, a podczas wojny państwo faktycznie zyskało możliwość wpływania na politykę tych kanałów. Nadal jednak pozostają one własnością grup finansowych i przemysłowych i nie przekształciły się w cywilizowane korporacje biznesowe z radami nadzorczymi i niezależną polityką redakcyjną. Ale wojna daje szansę na normalne rozwiązanie tej kwestii i pewne kroki zostały już podjęte w tym kierunku.

Co dalej z teletonem? Zwłaszcza teraz, gdy dla wszystkich stało się już oczywiste, że wykorzystując środki budżetowe, po prostu trzymał widza w przesadnie różowej bańce?

Jak w przypadku każdego mechanizmu informacyjnego, maraton musi zapewnić lepszą prezentację. O tym, że nie jest to monopol, świadczy fakt, że zdecydowana większość obywateli nie czerpie informacji z tego źródła. Niestety dla tych, którzy to poczęli. Należy zatem zadbać o jego jakość, o jego modyfikację, tak aby spełniał funkcje kluczowego kanału komunikacji, dla którego został stworzony.

Czy negocjuje Pan z siłami parlamentarnymi poparcie swojej kandydatury?

Oczywiście mają miejsce pewne nieoficjalne komunikaty. Myślę jednak, że o wiele uczciwiej byłoby formalnie rozważyć dwa konkurencyjne zgłoszenia na sali, gdzie każdy będzie mógł przedstawić swoje stanowisko i plan pracy. Znając Rościsława Pawlenkę z jego pracy w sektorze publicznym i polityce, mogę powiedzieć, że jego kandydatura jest całkiem godna. A ponieważ głosowanie na siebie jest nielogiczne, z radością zagłosuję na swojego konkurenta.

„Zamiast dyskusji społeczeństwu podaje się melasę”

Rostisław Pawlenko, frakcja Solidarności Europejskiej

Zastępca trzech kliknięć Rostisław Pawlenko: „Telegram” to o wiele ważniejsze, niższe rosyjskie środki społeczne”.

Twoja wstępna biografia nie jest bezpośrednio związana z działalnością medialną. Dlaczego frakcja zdecydowała się oddelegować Cię na to stanowisko i dlaczego się zgodziłeś?

Zagadnienie wolności słowa jest złożone – dotyczy praw człowieka, praw dziennikarzy, reżimu istnienia mediów i wsparcia tych wolności, o które na Ukrainie walczy się od bardzo dawna, a które obecnie pod wieloma względami potrzebują do przywrócenia. Walczyłem o to w trzech parlamentach, zarówno na poziomie propozycji legislacyjnych, jak i na poziomie pracy politycznej, więc uważam, że mam wystarczającą wiedzę, kontakty i umiejętności, aby skutecznie wypowiadać się w obronie wolności słowa.

Jakie są według Ciebie główne problemy w obszarze wolności słowa? Czy Ukraińcy mają wystarczający dostęp do informacji, aby wyrobić sobie obiektywny obraz tego, co się dzieje?

Władze pod różnymi pretekstami starają się ograniczać wolność słowa i dostęp obywateli do informacji i zastępować je pewnym namiastką. Zdrowa dyskusja w społeczeństwie jest ograniczona i zamiast niej oferowana jest słodka melasa. Jest to niebezpieczne, bo dopiero ujawnianie błędów i praca nad nimi to jedna z przewag demokracji nad autorytaryzmem. Wielokrotnie mówiono, że mała autokracja nie pokona dużej. Pokonać ją może jedynie demokratyczny kraj europejski, a wolność słowa jest jednym z bardzo poważnych fundamentów demokracji, która może ujawnić swoje zalety.

Jeśli mówimy o konkretnych problemach, jest ich wiele: począwszy od ograniczeń w pracy dziennikarzy, takich jak sztuczne wykluczenie ich z marginesu Rady Najwyższej, po usunięcie z nadawania cyfrowego trzech niezależnych kanałów telewizyjnych władz. Kanały te pozostają w YouTube i sieciach kablowych, ale nie można ich oglądać w wielu małych wioskach i miasteczkach. Oznacza to, że jest to obiektywne ograniczenie gwarantowanego prawa obywateli do dostępu do informacji.

I oczywiście głównym problemem ograniczającym wolność słowa jest inwazja rosyjska na pełną skalę. Na Ukrainie nieskoordynowane demonstracje pracy bojowej, przemieszczania i rozmieszczania wojsk itp. są karalne. Widzimy, że w czasie inwazji na pełną skalę media i dziennikarze nauczyli się dość umiejętnie i odpowiedzialnie realizować te przepisy. Jednak wszelkie ograniczenia w dostępie obywateli do informacji pozamilitarnych są nadmierne i ograniczają zdolność demokracji do wykazania swojej przewagi nad autorytaryzmem. Trzeba spojrzeć na przykład Izraela, gdzie istnieje Rząd Jedności Narodowej i wszyscy politycy dzielą się władzą i odpowiedzialnością za stan rzeczy w kraju, a jednocześnie przy zachowaniu bardzo poważnej pracy utrzymywana jest swobodna dyskusja na tematy polityczne w sprawie bezpieczeństwa jest przeprowadzana.

Jak ożywi Pan pracę tej komisji, która w ostatnich latach uległa osłabieniu? Twoje pierwsze kroki są odpowiedzialne.

Mając przed oczami doświadczenia poprzednich przewodniczących komisji, mogę stwierdzić, że pierwszym krokiem powinno być wznowienie prac komisji jako platformy interakcji dziennikarzy i polityków. Konieczne jest włączenie w jej prace zainteresowanych przedstawicieli wszystkich komisji parlamentarnych, władzy wykonawczej, dziennikarzy i ekspertów medialnych, którzy z pewnością mają wiele pytań. Komisja powinna przekształcić się z formalnego połączenia kilku zastępców ludowych oddelegowanych przez frakcje w stałą platformę omawiania problemów i rozwiązywania ich w roboczym formacie. Myślę, że w ten sposób możemy przywrócić go do życia.

Czy będzie Pan domagał się zwrotu uprawnień komisji odciętych w 2019 r. i przekazanych Komisji Polityki Humanitarnej i Informacyjnej?

Wydaje się, że byłoby to logiczne, biorąc pod uwagę, że polityka informacyjna jest bezpośrednio związana z wolnością słowa. Będziemy zadawać w tej sprawie pytania, ale jest mało prawdopodobne, aby większość oraz zależne od niej frakcje i grupy zgodziły się na to. Jednym z czynników wpływających na skuteczność prac komisji widziałbym zaangażowanie kolegów z innych komisji w rozstrzyganie kwestii merytorycznych. A następnie, jeśli stanie się oczywiste, że istnieje potrzeba przywrócenia kwestii polityki informacyjnej do kompetencji tej komisji, myślę, że uda nam się to osiągnąć.

Czy w czasie wojny powinna obowiązywać cenzura mediów? Jeżeli tak, to gdzie powinna przebiegać jego granica?

Cenzura jest zakazana przez naszą Konstytucję. Inny przepis konstytucji stanowi, że prawo obywateli do informacji może być ograniczone jedynie ustawą, kierując się względami porządku publicznego i zdrowia publicznego, a nie dekretem Prezydenta lub zarządzeniem Rady Ministrów. A dyskusje o tym, jak najlepiej skierować środki publiczne na organizację obronności, są moim zdaniem tylko pożyteczne.

Jeśli chodzi o autocenzurę w czasie wojny, odpowiedź na to pytanie powinna mieścić się w ramach polityki redakcyjnej mediów i stosunku samych dziennikarzy do informacji, których z tego czy innego powodu nie rozpowszechniają. Bo trzeba przyznać, że zdecydowanie jest różnica pomiędzy szerzeniem „zdrady” a odpowiedzialną dyskusją o konkretnych sprawach z obowiązkowym wnioskiem, co zamiast tego należało zrobić.

Sprawa rozwiązania „telegramu”, uznanego niemal za zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego, jest poruszana na szczeblu Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji oraz Rady Bezpieczeństwa... Jak Pana zdaniem należy to rozwiązać ?

Oczywiście wiąże się to z pewnym niebezpieczeństwem. Sekretarz NSDC Daniłow powiedział, że ten komunikator jest aktywnie wykorzystywany przez różne rosyjskie IPSO. Musisz tylko zrozumieć, że za pomocą kosmetycznych środków, podobnie jak w przypadku zwykłego zakazu, niewiele można osiągnąć. Nie chodzi tu o proste wyłączenie rosyjskich portali społecznościowych, jak miało to miejsce w 2017 roku – ten sposób komunikacji znacznie trudniej jest wyłączyć.

To właśnie rozpowszechnianie różnych punktów widzenia i różnych mediów w „telegramie”, pod własną banderą i na własną odpowiedzialność, mogłoby pomóc zneutralizować niebezpieczeństwo, jakie stwarzają anonimowe kanały szerzące mowę nienawiści. Istotna byłaby tu interakcja różnych mediów o różnych orientacjach, różnych ekspertów i polityków pod wspólnym mianownikiem, jakim jest ochrona bezpieczeństwa narodowego. Jednym z zadań komisji ds. wolności słowa byłoby znalezienie skutecznego sposobu na przezwyciężenie tych zagrożeń, bez wylewania dziecka z kąpielą i robienia rzeczy, które w oczywisty sposób nie działają.

Kto jest obecnie największym wrogiem wolności słowa w kraju?

Pierwszym wrogiem jest oczywiście Putin i Rosja, którzy rozpoczęli wojnę w 2014 r. i kontynuowali inwazję na pełną skalę w 2022 r. Tu właśnie leżą największe problemy z wolnością słowa. No cóż, drugą grupą są ci, którzy próbują wykorzystać tę wojnę do wprowadzenia niedemokratycznej i jednostronnej komunikacji zamiast wolności słowa. Oczywiście władze mają w tym zakresie większe uprawnienia – to one wyłączają kanały i wprowadzają, moim zdaniem, teleton, który już dawno stracił na aktualności. Działania te należy zwalczać poprzez ochronę wolności słowa.

Czy można powiedzieć, że problem wpływu oligarchów na przestrzeń informacyjną został już rozwiązany?

Oligarchia to wykorzystanie pozycji ekonomicznej w celu zdobycia wpływu na rząd. Jak dotąd w przypadku teletonu wszystko skupiało się na jednym punkcie, a problem ten nie tylko nie został rozwiązany, ale wręcz przeciwnie, się pogorszył. Zarówno władze, jak i otaczający ich oligarchowie połączyli zasoby, aby każdy mógł zobaczyć jeden słodki obraz. Widzieliśmy takie rzeczy w Rosji i na Białorusi i jednym z pierwszych punktów wyjścia do pozbawienia oligarchów wpływu na media byłoby podzielenie tego maratonu i wydzielenie kanałów dla niezależnej wypowiedzi. Przynajmniej wtedy stanowisko wszystkich będzie widoczne, a widzowie będą mogli w miarę spokojnie stwierdzić, kto i dlaczego mówi.

Co dalej z teletonem? Zwłaszcza teraz, gdy dla wszystkich stało się już oczywiste, że wykorzystując środki budżetowe, po prostu trzymał widza w przesadnie różowej bańce?

Istnieje poczucie, że już dawno przeżył swoją użyteczność. Nie ma już potrzeby kierowania tam środków budżetowych, ani nawet ratowania tego pojedynczego potwora. Dziennikarze niemal wszystkich mediów w dość odpowiedzialny sposób podchodzą do rozpowszechniania informacji, zwłaszcza dotyczących kwestii bezpieczeństwa. Zatem każde z mediów mogło dość łatwo powrócić do niezależnego nadawania, jednak zostały one nieco skorumpowane przez środki budżetowe i zmuszone do stosowania jednego szablonu informacyjnego. Dlatego dość trudno będzie go odczarować.

Czy negocjuje Pan z siłami parlamentarnymi poparcie swojej kandydatury?

Osobiście nie, ale dziękuję za możliwość takiej dyskusji poza witryną. Myślę, że takie rzeczy są po prostu zdrowsze, żeby zarówno społeczeństwo, jak i ci, którzy będą podejmować decyzje, mogli ocenić, jak i co oferują kandydaci.

spot_img
spot_img

W centrum uwagi

spot_imgspot_img

Nie przegap