poniedziałek, 23 grudnia 2024 r
spot_imgspot_imgspot_imgspot_img

W centrum uwagi

Reforma regulacji biznesu: „gilotyna” czy czystka?

Gilotyna, narzędzie do natychmiastowego odcinania głów, została wynaleziona jako „humanitarny” środek egzekucji. Jest to oczywiście bardziej humanitarne niż powolne oddzielanie głowy od tułowia za pomocą noża do rzeźbienia lub np. ćwiartowania. Rada Ministrów jednak o tym pomyślała i zrezygnowała z reformy polityki regulacyjnej metodą „gilotynowania”. Postanowiliśmy rozebrać system kawałek po kawałku. To może boleć.

W tym roku z ponad 200 instrumentów regulacyjnych nagrodzonych za uchylenie (w ciągu zaledwie dziesięciu miesięcy zrecenzowano około tysiąca przepisów) przestały istnieć jedynie 54. Mało prawdopodobne, aby biznes odetchnął z ulgą.

Przedsiębiorca jest dojną krową dla różnych działów. Gdyby tylko podatki... Firmy płacą za różne licencje i wiele innych dokumentów regulacyjnych, co jest często powszechną, ale dość kosztowną i uciążliwą formalnością, która na kilometr ma posmak korupcji.

Załóżmy, że produkujesz na przykład pomniki nagrobne. Robisz je z surowców, na które jest już cała masa pozwoleń. Surowce są niejadalne, po co więc badanie sanitarno-epidemiologiczne? Tak, żeby zarobić! Właściwie system regulacyjny jest do tego przeznaczony - do kradzieży pieniędzy. Często wyglądało to na wymuszenie: jeśli nie zapłacisz za fikcyjną karę lub zezwolenie, zatrzymamy przedsięwzięcie.

I tak Gabinet Ministrów, przy pomocy Unii Europejskiej, po raz kolejny podjął się deregulacji.

Centrum Strategii Gospodarczej (CES) odbyło niedawno wspólną odprawę z Ministerstwem Gospodarki Ukrainy. Omówiliśmy projekt deregulacji i wsparcia dla sektora prywatnego. Inicjatywę tę wspiera także Ministerstwo Spraw Zagranicznych Holandii.

Pierwsza wicepremier i minister gospodarki Ukrainy Julia Sviridenko powiedziała, że ​​jest to pierwszy etap dużej deregulacji.

Według Sviridenki zadaniem rządu jest wspieranie inicjatyw przedsiębiorczych i maksymalne ułatwienie otwarcia własnego biznesu, zwłaszcza w czasie wojny.

„Dla nas jednym z priorytetowych narzędzi wspierania biznesu, obok dostępu do finansowania i wsparcia dotacyjnego, jest reforma deregulacyjna” – podkreśliła.

Zdaniem Pierwszego Wicepremiera od początku 2023 roku rządowy zespół międzyresortowy zaczął systematycznie dokonywać przeglądu instrumentów regulacyjnych utrudniających rozwój ukraińskiego biznesu. Sprawdziliśmy ponad 1000 zezwoleń.

„Widzieliśmy, że praca przedsiębiorców jest skomplikowana i uregulowana, i zarekomendowaliśmy, aby w tym roku ponad połowa procedur wydawania zezwoleń została uproszczona lub zdigitalizowana. Zaleciliśmy umorzenie prawie jednej czwartej instrumentów regulacyjnych” – wyjaśniła Julia Sviridenko.

W szczególności nie są już potrzebne wnioski Państwowej Ekspertyzy Sanitarno-Epidemiologicznej do produkcji wyrobów nieżywnościowych, czy też zezwolenia na pośrednictwo pracy za granicą. Tysiące przedsiębiorstw działających w sektorze usług nie ma już obowiązku koordynowania godzin pracy z władzami lokalnymi, a system wydawania zezwoleń na użytkowanie gruntu został uproszczony.

„To jednak tylko część drogi do wolnego pola regulacyjnego” – wyjaśnił Sviridenko. „Nie poprzestaniemy na tym i chcemy, aby biznes postrzegał nas jako partnerów”.

Optymistyczny. Ale jak długo to zajmie? Niestety, wiek szafek jest krótki. Cóż, półreformy są często znacznie gorsze, niż gdyby w ogóle ich nie było.

W niedawnej przeszłości ludzie zaczęli mówić o deregulacji nawet w rządzie Hrojsmana. W marcu 2015 r. rząd przyjął uchwałę nr 357-r „W sprawie zatwierdzenia planu działań na rzecz deregulacji działalności gospodarczej”. W tym planie, podobnie jak w obecnym, nad którym dopiero się dyskutujemy, mówiliśmy o cyfryzacji wydawania pozwoleń, uproszczeniu procedury udziału w zamówieniach publicznych, ograniczeniu ingerencji rządu w ustalanie cen itp. Czy biznesmeni odetchnęli z ulgą? Nie wszystkie, dokładnie.

Rok 2019. 4 grudnia. Kolejna uchwała w sprawie deregulacji (nr 1413-r). Ostatnia zmiana uchwały obowiązuje od 31 stycznia 2023 roku. I znowu nie ma odetchnięcia z ulgą. Musimy założyć, że nowa deregulacja jest tuż za rogiem…

Jak powiedział starszy ekonomista CES Dmitrij Goryunow, po raz pierwszy na ścieżkę deregulacji weszli w Holandii w 2003 roku. Obciążenia administracyjne oszacowano na 16,4 miliarda euro, czyli 3,6% PKB. Próba zmniejszenia obciążenia zakończyła się sukcesem. Do 2007 roku jego koszt spadł o 25%. Oznacza to, że jedna czwarta kosztów wszelkiego rodzaju licencji i zezwoleń nie uległa petryfikacji i nie spadła na barki konsumentów, ale pozostała w branży. Za Holandią podążyły inne kraje europejskie.

Należy pamiętać, że ich deregulacja i nasza deregulacja nie idą w parze, więc jeśli ich pozostałe regulacje zostaną nałożone na nasze, otrzymamy wiele regulacji, ale nie na odwrót.

Jeśli chodzi o Ukrainę, koszt regulacji w naszym kraju, według Dmitrija Gorionowa, szacuje się na około 3-4% PKB. Przed kampanią deregulacyjną proponowano zastosować tzw. gilotynę deregulacyjną – aby za jednym zamachem odciąć niepotrzebne dokumenty regulacyjne. Jednak później pomysł „gilotyny” został porzucony. Powołano międzyresortową grupę roboczą, która przeanalizowała instrumenty regulacyjne w celu ustalenia, czy są one potrzebne, czy nie. Przeanalizowałem 1000 dokumentów. Postanowili anulować 235, a wymienić ponad pół tysiąca. Jednak dotychczas wdrożono jedynie… 54 decyzje grupy roboczej. Hmmm! Tak, to wcale nie jest gilotyna...

Badacze CES uważają za konieczne przeprowadzenie pełnej lub przynajmniej selektywnej kalkulacji kosztów regulacji biznesu oraz, w procesie dalszej deregulacji, zmniejszenie kosztów regulacji. W swoim wystąpieniu Dmitrij Goriunow nie wykluczył powrotu do idei „gilotyny regulacyjnej”.

Czy jest to zatem nadal „gilotyna” czy przemyślane odgarnięcie istniejących narzędzi regulacyjnych? Na to pytanie odpowiedział wiceminister gospodarki Aleksiej Sobolew.

Jego zdaniem to, co zostało zrobione, to dopiero początek i wiele standardów regulacyjnych wymaga przeglądu. Ale nie odcinaj tego.

„Nie bardzo wierzę w gilotynę” – wyjaśnił. „Nie mogę powiedzieć, że to, co robiliśmy przez dziesięć miesięcy, powinno zostać anulowane. Istnieją obiektywne powody istnienia tego lub innego rozporządzenia. Wiele procesów można jednak zdigitalizować i uprościć, aby osoba mogła udać się do jednego okienka i otrzymać niezbędne certyfikaty (tak, czytaliśmy o tym już w uchwale Gabinetu Ministrów z 1915 r. - V.K.). Ale te certyfikaty są potrzebne.

Jednak zdaniem Aleksieja Sobolewa ministerstwo zawsze chętnie przyjmuje prośby od przedsiębiorców, gdyż grupa robocza, mimo że przeszła już wiele, wciąż ustala szczegóły, które przeoczyła. Jego zdaniem powinniśmy kontynuować pracę w tym samym rytmie, co w poprzednich dziesięciu miesiącach. Zwrócił także uwagę na pozytywną rolę moratorium na inspekcje w okresie stanu wojennego. Jego zdaniem jest to dobry eksperyment. „Teraz zastanowimy się, jak zoptymalizować inspekcje” – obiecał.

Zatem grupa robocza, w imieniu której wypowiadał się wiceminister gospodarki, jest przeciwna natychmiastowemu ograniczaniu liczby aktów prawnych w oparciu o zasadę „gilotyny”. Ministerstwo Gospodarki dostrzega jednak destrukcyjną rolę częstych kontroli przedsiębiorców i zamierza się ich pozbyć. I ogólnie wchodź w interakcję z biznesem w trybie dialogu. Wydaje się normalne...

Jednak w międzyczasie Państwowa Służba Audytu prawie miesiąc temu prawie wstrzymała działalność biura projektowego Luch, w którym opracowywane są precyzyjne bronie krajowe. Powód: przedsiębiorstwo państwowe wliczało zyski do ceny swoich produktów. „Jak mogłoby być inaczej?” - pytasz. - „Przy zerowym zysku przedsiębiorstwo strategiczne, jak i każde inne, pójdzie na marne”. Skandal stał się publiczny. Zdecydowanie nie jest to dialog z biznesem i zdecydowanie nie jest to dialog we właściwym czasie.

Może więc to nadal „gilotyna”? A następnie, od czystej karty i mając na uwadze praktykę UE, przekształcić politykę regulacyjną z karnej i represyjnej na wspierającą usługi?

spot_img
Źródło ZN
spot_img

W centrum uwagi

spot_imgspot_img

Nie przegap