Zachodni partnerzy Ukrainy przygotowują wielomiliardowy pakiet pomocy finansowej dla naszego kraju. Nie wszystkie kwestie związane z tym pakietem zostały rozwiązane, ale w zasadzie osiągnięto już w tej sprawie porozumienie między Stanami Zjednoczonymi a Niemcami. Czy powinniśmy się z tego cieszyć? Wyjaśnia dziennikarz apostrof Wiktor Avdeenko.
Ukraina z entuzjazmem przyjęła wiadomość, że Niemcy w zasadzie zgodziły się na amerykańską propozycję wykorzystania w interesie naszego kraju rosyjskich aktywów zamrożonych na Zachodzie.
Ta wiadomość od Bloomberga mogła stać się sensacją, ponieważ propozycja Stanów Zjednoczonych złożona swoim europejskim partnerom polegała na przekazaniu nam wszystkich zamrożonych aktywów kraju agresora. I oczywiście zgoda takiej wagi ciężkiej jak Niemcy, która słynie z superostrożności, zwłaszcza w stosunkach z Federacją Rosyjską, byłaby wyraźnym sygnałem dla pozostałych członków UE.
Niestety, sensacji nie było. Jak na razie Stany Zjednoczone i Niemcy zgodziły się, że na Ukrainę nie zostaną przekazane same zamrożone rosyjskie aktywa, a jedynie dochody z nich płynące.
Czyli okazuje się, że Niemcy znów elegancko odeszli od tematu, godząc się na pewien kompromis.
W zasadzie Niemców i w ogóle Europejczyków można zrozumieć. Przecież w Stanach Zjednoczonych suwerenne aktywa Federacji Rosyjskiej wynoszą około 6-7 miliardów dolarów, podczas gdy w Europie – ponad 200 miliardów. A UE poważnie – i, jak zauważamy, całkiem słusznie – obawia się, że Rosja może zastosować środki lustrzane w odniesieniu do aktywów europejskich na swoim terytorium. A ponieważ Rosja jest zdecydowanie krajem krzywych luster, takie działania mogą okazać się niezwykle bolesne. Poza tym Europejczycy boją się procesów Federacji Rosyjskiej przed własnymi sądami, które, jak wiadomo, stoją na straży suwerennej własności. Nigdy nie wiadomo, jakie ostatecznie wyda werdykty – w końcu demokracja. I wreszcie Europa naprawdę nie chciałaby, aby miliardy dyktatorów i skorumpowanych urzędników wszelkiej maści zaczęły wypływać z rachunków w jej bankach, które słusznie uważane są za najbardziej wiarygodne na świecie, gdyż konfiskata pieniędzy putinowskiej Rosji stałaby się pewien precedens.
Niemcy zgodziły się więc na amerykańską propozycję wykorzystania dochodów z zamrożonych aktywów Federacji Rosyjskiej na pomoc naszemu krajowi. Unia Europejska, w tym oczywiście Niemcy, zgodziła się już na przekazanie nam środków otrzymanych w formie dochodów z suwerennych dochodów Rosji. Ostateczną decyzję w tej sprawie Rada UE podjęła 21 maja. Oczekuje się, że nasz kraj otrzyma w tym roku około 3 miliardów euro. Pieniądze powinny zacząć napływać w lipcu. Podaje się, że w 2024 roku zostaną nam przekazane dochody z rosyjskiego majątku otrzymane po 15 lutego – wynika to oczywiście z faktu, że to właśnie wtedy, w połowie lutego, UE zatwierdziła podstawę prawną stosowania dochody z tych aktywów. Wszystko, co otrzyma przed 15 lutego, pozostanie w europejskim depozycie Euroclear do ewentualnego wykorzystania w postępowaniu sądowym, jeśli Rosja zdecyduje się na podjęcie kroków prawnych.
Jaka więc właściwie jest wiadomość, która – przypomnijmy – miała wszelkie szanse stać się sensacją? Niemcy zgodziły się na to, co już zrobiły? To nie ma żadnego sensu. Dlatego problem najwyraźniej leży w czymś innym. I tu nasuwa mi się kilka przemyśleń.
Pierwsza z nich nie należy do najprzyjemniejszych, a polega na tym, że Unia Europejska (czytaj Niemcy) nie podjęła jeszcze w pełni decyzji o konfiskacie dochodów z majątku Federacji Rosyjskiej w celu przekazania ich Ukrainie. Dlatego też, aby wprowadzić tę decyzję w życie, potrzebne było wsparcie i wola polityczna Stanów Zjednoczonych.
Swoją drogą wyszedł na jaw bardzo ciekawy szczegół – okazuje się, że dochody z rosyjskich aktywów w UE nie zostaną wycofane, ale będą opodatkowane stawką 100%. Jeśli ktoś myśli, że takich podatków nie ma, to bardzo się myli – w USA w latach 50.-60. XX wieku maksymalna stawka podatku sięgała 94%, a w Wielkiej Brytanii w czasie wojny (a teraz jesteśmy w stanie wojny) nadwyżka dochodów opodatkowane stawką 99,25%.
Formalnie więc nie mówimy nawet o konfiskacie dochodów, a co dopiero samego majątku. Jak to mówią: „doceń piękno gry”. A z prawnego punktu widzenia jest to idealne rozwiązanie. Chociaż ostrożni Europejczycy nadal zarabiali na potencjalnych kosztach prawnych.
Dlatego wysoce wątpliwe jest, aby Europejczycy przez cały ten czas wodzili nas za nos, kierując się zasadą: „obiecać nie znaczy wyjść za mąż”. Co więcej, Unia Europejska niezwykle skrupulatnie podchodzi do oficjalnych sformułowań i jeśli w dokumencie jest napisane, że pieniądze zostaną przekazane, to jest to już definitywnie przesądzone.
Europejczycy mogli jednak uwolnić się od nadmiernego ciężaru odpowiedzialności. I przenieś to na tradycyjnego starszego partnera – USA. Co więcej, swoją pomoc zaoferował sam starszy wspólnik. Nawiasem mówiąc, dla Stanów Zjednoczonych takie rozwiązanie jest również korzystne – pomoże zneutralizować osad, który powstał w czasie, gdy Waszyngton rozważał i przez długi czas nie mógł zatwierdzić pomocy w wysokości 61 miliardów dolarów dla Ukrainy. Teraz Stany Zjednoczone po raz kolejny wezmą sztandar głównego partnera naszego kraju, zdolnego przyciągnąć nim bardziej nieśmiałych sojuszników.
I oczywiście inicjatywa amerykańska podniesie rangę umowy w sprawie przyznanej nam pomocy z czysto europejskiej na globalną. Oczekuje się, że zostanie on omówiony przez ministrów finansów G-7 na spotkaniu we włoskim mieście Stresa, które rozpoczyna się 23 maja. A ostateczna decyzja powinna zostać podjęta na spotkaniu przywódców G7 w dniach 13–15 czerwca – dokładnie w przededniu Światowego Szczytu Pokojowego. Tym samym połowa przyszłego miesiąca powinna być kulminacją międzynarodowej solidarności politycznej i gospodarczej z naszym krajem.
Na co w takim razie możemy liczyć? Oczekuje się, że począwszy od 2025 roku dochody przekazywane nam z rosyjskich aktywów będą wynosić około 5 miliardów euro rocznie. A co najważniejsze, fundusze te powinny stanowić część pakietu ratunkowego o wartości 50 miliardów dolarów, za którym lobbują także Stany Zjednoczone. Planowane jest opracowanie mechanizmu udzielania tej pomocy tak, aby nie była ona uzależniona od sojuszy politycznych w Waszyngtonie – subtelna aluzja do możliwego powrotu Donalda Trumpa do Białego Domu.
Na razie jednak nie ma żadnych konkretów na temat tego pakietu pomocowego – być może pojawi się on w czerwcu. Dla nas ważne jest, aby udzielana pomoc od naszych partnerów, za co jesteśmy im oczywiście bardzo wdzięczni, nie ugrzęzła w biurokratycznym bagnie, jak to niestety miało miejsce nie raz.