Prezydent Ukrainy i osoby z jego otoczenia coraz częściej wypowiadają się o swojej gotowości do negocjacji z agresorem. Jednocześnie w przestrzeni medialnej coraz głośniej pojawia się temat tranzytu gazu przez Ukrainę.
Jeśli wydaje Ci się, że są to dwa równoległe procesy, to się mylisz. W geometrii nieeuklidesowej linie równoległe przecinają się. W naszym przypadku linie te chcą się przeciąć w punkcie zwanym „korupcją gazu”.
Wycieczka w historię
Jeśli ktoś obchodził 20. rocznicę spotkania prezydentów Ukrainy i Rosji w Jałcie, to być może był to „więzień wiedeński” Dmitrij Firtasz. To wtedy, 26 lipca 2004 roku, Leonid Kuczma i Władimir Putin doszli do porozumienia w kwestiach uregulowania dostaw i tranzytu gazu ziemnego oraz ogłosili obecnym przedstawicielom biznesu utworzenie spółki RosUkrEnergo (RUE), która rozwiąże wszystkie problemy stosunków dwustronnych w sektorze gazowym. I już 29 lipca podpisano pakiet umów na okres 25 lat – do 2028 roku, a w szwajcarskim kantonie Zug utworzono odpowiednią radę koordynacyjną wskazanej spółki. (Kiedyś „Mirror of the Week” ujawnił wszystkie schematy i dokumenty RUE.)
Ale nie tylko elegancki szwajcarski projekt powstał w Jałcie. Jak donosiły wówczas media, z „Wojskowej doktryny Ukrainy” wyłączony został zapis o przystąpieniu Ukrainy do NATO i UE jako ostatecznym celu integracji euroatlantyckiej i europejskiej.
To, co wydarzyło się później, po Jałcie, jak sądzę, że wielu wciąż pamięta, to Pomarańczowa Rewolucja, która zablokowała polityczny dryf Ukrainy w kierunku Rosji, uniemożliwiając utworzenie w Kijowie promoskiewskiego reżimu. Nie przeszkodziło to jednak w realizacji schematu gazowego, z którego Rosja skorzystała: poprzez schemat RUE praktycznie przejęto krajowy rynek gazu, promowano ceny gazu dla państwowej NJSC Naftogaz Ukrainy, w latach 2006 i 2009 istniały dwa „gazowe ataki” skierowane przeciwko Ukrainie i UE. W dalszej kolejności Rosja, wykorzystując i podsycając konfrontację polityczną na Ukrainie „tanim gazem”, pomimo zastąpienia schematu RUE umową dwustronną ze zniewalającymi dla ukraińskiej firmy warunkami, wywołała zawirowania polityczne w naszym kraju. I to ostatecznie doprowadziło do władzy promoskiewski reżim regionalistów, którego rdzeniem jest marionetkowa grupa Firtasz-Bojko. Potem były porozumienia w Charkowie, status pozablokowy, utrata Naftohazu na rzecz spółki RUE w arbitrażu w Sztokholmie, odmowa integracji europejskiej rządzącej grupy regionalistów pod przewodnictwem Wiktora Janukowycza i logiczna konsekwencja – Rewolucja Godności, które zburzyły prorosyjski marionetkowy reżim gazokracji i rosyjską agresję na Ukrainę w 2014 roku.
Wszystko nowe jest dobrze zapomniane
Skorumpowany schemat gazowy, zainicjowany i realizowany według instrukcji KGB-FSB, 20 lat temu działał znakomicie, choć nie przetrwał wyznaczonego ćwierćwiecza. Można oczywiście zauważyć, że było to w czasie, gdy ukraińska gospodarka w około trzech czwartych napędzana była rosyjskim gazem, ale obecnie sytuacja jest zupełnie inna – wykorzystuje się wyłącznie gaz wydobywany w kraju, który w 100% zaspokaja potrzeby kraju . Zależności nie było, została ona przezwyciężona już w 2015 roku, kiedy 25 listopada sprowadzono ostatni metr sześcienny niebieskiego paliwa od Gazpromu. Tranzyt gazu od Gazpromu w ramach umowy z 2019 r., która dobiega końca w tym roku, obejmuje jedynie niewielki wolumen tranzytu gazu i nie będzie przedłużenia.
Gazprom to już nie ten sam Gazprom, który tryskał zyskami z gazu dzięki hojnym wypłatom dywidend i szwajcarskiej praktyce eleganckiej korupcji poprzez akcje na okaziciela. Rosyjski „skarb narodowy” jest obecnie nierentowny i znajduje się w niezwykle problematycznej i pogarszającej się sytuacji finansowej, nawet według krzywych danych oficjalnych statystyk. Gazprom praktycznie stracił unijny rynek, nie dogaduje się z Chinami tak, jak by chciał, Azja Centralna nie chce dużych wolumenów rosyjskiego gazu, tureccy szantażyści stają się niezwykle bezczelni, żądając coraz większych rabatów. Ale nie powinniśmy zapominać, że dyrektor generalny rosyjskich firm siedzi na Kremlu i nadal działa zgodnie z metodologią FSB. Innego sposobu nie zna, jak to mówią, tylko grób poprawi garbusa.
Oczywiste jest, że remake RUE w czystej postaci jest niemożliwy. Ale faktem jest, że dzięki kreatywnemu podejściu można dokonać pewnej modyfikacji obwodu, ulepszyć go i jeszcze bardziej zamaskować. Ważne jest, aby poprawnie postawić zadanie i zamienić słabość Gazpromu w atut, który będzie można wykorzystać w wojnie z Ukrainą i Europą, działając od wewnątrz.
Konie trojańskie Kremla w służbie
Nagła aktualizacja tematu tranzytu gazu przez Rosję nie jest przypadkowa, nie tylko w kontekście finalizacji porozumienia Naftohazu z Gazpromem. W Moskwie zaczęto z wyprzedzeniem pracować nad dwutorowym planem ratowania „skarbu narodowego” i gazowej porażki Ukrainy. Jeśli chodzi o Ukrainę, stawiamy na to, że w taki czy inny sposób u władzy są ludzie bliscy duchem regionalistom na czele z Janukowyczem. Swego rodzaju „młodzi regionaliści”, którym „nic co ludzkie nie jest obce”. Ważne jest, aby wszystko dobrze „zapakować”. Właściwe „opakowanie” jest europejskie i pokojowe. Z tym ostatnim wszystko jest w porządku – ze wszystkich źródeł napływają informacje, że Rosja jest gotowa do negocjacji, ale Ukraina nie jest gotowa. „Europejskość” schematozy gazowej powinny zapewnić rosyjskie długoterminowe i powtarzające się konie trojańskie w UE i NATO – na Węgrzech i Słowacji. Wątpliwości nie powinno budzić także źródło pochodzenia gazu tranzytowego – powinno ono być nierosyjskie.
Cóż, jak widzimy, puzzle są układane w całość. W czerwcu „nagle” w mediach pojawiła się informacja o gotowości Azerbejdżanu do zwiększenia dostaw gazu do UE. Prawdopodobnie o przykrywce Azerbejdżanu dla rosyjskiego gazu dyskutowano podczas spotkania na Kremlu Putina z Alijewem 22 kwietnia, którego okazją była 50. rocznica uruchomienia magistrali Bajkał-Amur. Wspaniałe obchody tej daty odbyły się właśnie wspólnie z przywódcą Azerbejdżanu pod pretekstem, że kuratorem budowy był jego zmarły ojciec Hejdar Alijew. Za kulisami uroczystego wydarzenia nie chodziło już o BAM...
A po kilku tygodniach, 7 maja, w Baku pojawia się gość z UE. Premier Słowacji Robert Fico i prezydent Azerbejdżanu Ilham Alijew nie tylko podpisują deklarację o strategicznym partnerstwie, ale także dzielą się planami gazowymi. Alijew opowiada o swoich zamiarach zwiększenia dostaw gazu do Europy z obecnych 8 miliardów m3 do 12 miliardów w tym roku, a w przyszłości – mówią – planuje się osiągnąć 20 miliardów m3 w 2027 roku. Fico odpowiada, zauważając: „Rosja i Ukraina z oczywistych powodów nie mogą już eksportować gazu do Europy. Jesteśmy naturalnie zainteresowani dostawami dużych ilości gazu na Słowację. Mówimy o około 20 miliardach metrów sześciennych gazu rocznie. W znaczący sposób przyczyni się to do dywersyfikacji dostaw gazu do Europy.”
Najśmieszniejsze jest to, że jeden nie ma wolnych zasobów gazu (pole Shah Deniz osiągnęło plateau wydobycia, a Shah Deniz 2 jest w dużej mierze napisane widłami), a drugi nie potrzebuje aż tak dużo gazu, bo Słowacja zużywa ok. 4,5 miliarda metrów sześciennych. Zatem jasne jest, co się mówi, ale nie stwierdza. Tak naprawdę gazu jest nadmiar i dość łatwo go zdobyć, korzystając ze schematu tranzytu przez Rosję i Ukrainę. I nie ma znaczenia, że nie ma bezpośredniego rurociągu z Azerbejdżanu na Ukrainę, będzie system zastępczy, a rosyjski gaz pod przykrywką gazu azerbejdżańskiego trafi do Europy.
Zarówno z Budapesztu, jak i Bratysławy słychać było głosy, że kraje te nie mogą obejść się bez rosyjskiego gazu i ropy. Do kampanii włączył się także Wiktor Orban, choć bardziej w segmencie naftowym, ale konkurując z Fico, postanowił nie pozostawać w tyle w „aktywnych działaniach”. Nagle i nieprzypadkowo pojawił się 6 lipca na forum... Organizacji Państw Tureckich w Azerbejdżańskiej Szuszy i widać, że celem jego udziału nie było tylko pochlebne przemówienie
Tymczasem na Ukrainie
Niewiele osób zwróciło uwagę na oficjalny komunikat Bankowej po rozmowie telefonicznej Zełenskiego z Alijewem 21 maja: „Mamy obiecujące projekty w energetyce, handlu i innych obszarach. Poinstruowaliśmy zespoły, aby zintensyfikowały wysiłki w celu ich wdrożenia i koordynowały przyszłe wspólne wydarzenia. Strona azerbejdżańska zauważyła, że to Zełenski dzwonił do Alijewa, a nie odwrotnie.
W połowie czerwca w mediach, w tym rosyjskich, zaczęły pojawiać się informacje o azerbejdżańskim gazie dla Europy przesyłanym tranzytem przez Rosję i Ukrainę. I w tej prezentacji: negocjacje prowadzą niektórzy „urzędnicy unijni” i są kraje, które są zainteresowane gazem azerbejdżańskim, aby zastąpić nim gaz rosyjski, a także uratować ukraiński system przesyłu gazu, gdyż bez gazu tranzytowego nie będzie mógł działać.
Początkowo Kijów nie komentował tej sytuacji. Jednak już na początku lipca sam Zełenski potwierdził, że jedną z obecnie omawianych propozycji jest porozumienie w sprawie zastąpienia rosyjskiego gazu dostawami z Azerbejdżanu, nad którym obecnie pracują urzędnicy. „Obecnie rozważa się alternatywne kroki dotyczące wykorzystania gazociągu z innym dostawcą gazu, z innego kraju. Negocjacje trwają” – powiedział Zełenski. „Nie chcemy kontynuować kontraktu gazowego z Federacją Rosyjską”. Nie chcemy, żeby tu zarabiali”.
Cóż, to brzmi pretensjonalnie. Ale to właśnie program z „azerbejdżańskim” gazem nie tylko utrzyma Gazprom na rynku, ale także zapewni dodatkowe dochody do budżetu wojny Rosji z Ukrainą. Co więcej, w proporcji około 1:10-15 (w zależności od cen na rynku unijnym), czyli za każdego dolara wpłaconego ukraińskiemu operatorowi za usługi tranzytu od europejskich klientów Gazpromu, ten ostatni otrzyma 10-15 dolarów w dochodach. Oczywiście coś trafi do strony azerbejdżańskiej w ramach zapłaty za „dach”.
„Gdzie jest schematoza?” – pojawia się pytanie. Podstawowa idea jest taka, że nie będzie tranzytu przez Rosję, a ściślej rzecz biorąc, będzie on sporządzony na papierze; Natomiast tranzyt papieru gazociągami Gazpromu będzie opłacany jakiejś firmie usługowej o kryptonimie „Ros-Az-Ukrtransit-gaz”, zarejestrowanej gdzieś w Szwajcarii lub gdzie indziej. Oznacza to, że ta płatność za nieistniejące usługi stanie się rodzajem „wspólnego funduszu” na płatności dla zainteresowanych. Dlatego słowacki premier zawyżył kwotę za gaz, którego (nie)potrzebuje, a którego Europa podobno tak bardzo potrzebuje.
Co dalej?
Prezydent Ukrainy jest spychany na śliską ścieżkę korupcji gazowej, co stanie się powodem zarówno dalszych oskarżeń, jak i wniosków, do których będzie namawiana rosyjska propaganda naszych zachodnich partnerów: czego się spodziewać po tych Ukraińcach, oni znowu chcą swoich zwyczajny „gazowy raj”. Dlatego jesteśmy gotowi na pokojowe negocjacje z „agresorem”, a Zełenski nie żąda już jako warunku wycofania wojsk rosyjskich z Ukrainy.
Należy zwrócić uwagę, że w ukraińskiej przestrzeni informacyjnej promowana jest teza, że bez gazu tranzytowego kilka regionów kraju może pozostać zimą bez błękitnego paliwa. Co więcej, wśród zwolenników takiej narracji znajdują się nie tylko osoby, które tradycyjnie były kontrahentami grupy Firtasz-Bojko i Gazpromu, ale także te, które obecnie nieświadomie odgrywają rolę pożytecznych idiotów, argumentując, że kontynuacja tranzytu gazu stanie się ubezpieczenie od rosyjskich ataków na obiekty systemu transportu gazu.
Warto pamiętać, że gdy w 2009 roku Gazprom wstrzymał dostawy gazu zarówno na Ukrainę, jak i do Europy, GTS zadziałał w odwrotnej kolejności i w szczytowym okresie zimy przez dwa tygodnie dostarczał gaz z własnej produkcji i z podziemnych magazynów. W żadnym z regionów nie odnotowano przypadków niedoborów gazu. Poprzednie kierownictwo ukraińskiego Operatora GTS przeprowadziło liczne symulacje z udziałem amerykańskich ekspertów na temat funkcjonowania GTS bez gazu tranzytowego. Wnioski były pozytywne: system zachowa swoją funkcjonalność. Z jakiegoś powodu w Naftogazie jest to obecnie wyciszane.
I wreszcie. Rosja przeprowadziła m.in. niedawno, jeszcze na przełomie kwietnia i maja, ataki na podziemne magazyny gazu na obwodzie lwowskim. I to w warunkach, gdy nadal obowiązuje umowa tranzytowa, a Gazprom otrzymuje pieniądze za sprzedaż rosyjskiego gazu w Europie. Oznacza to, że Kreml pokazał, że komercyjne cele zdobycia pieniędzy są dla niego drugorzędne, celem nadrzędnym jest porażka Ukrainy i Europy. Przecież to sygnały nie tylko dla Kijowa, ale i dla europejskich firm, które chcą wykorzystać i wykorzystywać ukraińskie podziemne magazyny gazu, aby je od tego odstraszyć.
Jak wiemy, dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane. Jest jeszcze czas, aby się zatrzymać i zapobiec przecięciu dwóch równoległych linii. Aby to zrobić, musimy podążać drogą prowadzącą do zwycięstwa Ukrainy, a nie dziwacznymi negocjacjami, które mają posmak korupcji w sektorze gazowym i niczego nie gwarantują. Negocjacje w Katarze – i to już osobny temat – to kolejna pułapka dla Sił Obronnych Ukrainy, za pomocą których Moskwa chce ograniczyć ukraińskie „głębokie uderzenia” na swoim terytorium, zachowując jednocześnie swobodę działania na szkodę infrastruktury energetycznej Ukrainy.