Niedziela, 22 grudnia 2024 r
spot_imgspot_imgspot_imgspot_img

W centrum uwagi

Skandal z wyciekiem danych z NABU. Upadek Agencji Antykorupcyjnej?

Gizo Uglava, pierwszy zastępca dyrektora Narodowego Biura Antykorupcyjnego (NABU), został zwolniony. Komisja dyscyplinarna większością głosów uznała, że ​​przyłożył się on do wywarcia presji na detektywa, który ujawnił oskarżonym swój udział w wycieku materiałów, a próbując w jakiś sposób wpłynąć na przebieg sprawy, naruszył szereg przepisów prawa i kodeksów etycznych z przeciekami w „Wielkiej Budowie”.

Przedstawiciele NABU głosowali za winę Uglavy, a przedstawiciele „Demsokiry” z Rady Kontroli Publicznej NABU byli podzieleni: jeden z nich opowiadał się za winą, byli w mniejszości i ostatecznie „akt” został złożony na stole dyrektora biura Siemiona Krivonosa. Krivonos mógł wybrać dowolną karę: od ostrzeżenia po zwolnienie. Jednak pozostawienie Uglavy w pracy, nawet w roli zwykłego dozorcy, oznacza pozostawienie w ciągłym cieniu podejrzeń, więc faktycznie nie było wyjścia: 3 września zwolniono pierwszego zastępcę. Ale to nie koniec historii

Uglava zapisał się w tej decyzji i pozostawił sobie możliwość odwołania się od niej do sądu. Złożył skargę do Krajowej Agencji ds. Zapobiegania Korupcji (NACP) w sprawie konfliktu interesów w działaniach Krivonos. Twierdzą, że był stronniczy i chciał zwolnić Uglavę bez względu na wynik śledztwa.

Na poparcie swoich słów Uglava posiada nagranie rozmowy z Krivonosem, które nagrał na własnym dyktafonie bez żadnego pozwolenia. Rozmowa ta miała miejsce w czerwcu, po ukazaniu się w serwisie Bigus.info artykułu o tym, jak materiały ze sprawy NABU przeciwko koordynatorowi Big Construction Jurijowi Golikowi trafiły do ​​samego oskarżonego. W tamtym czasie Uglava i Krivonos wyglądali na wspólników. Ale wtedy coś się wydarzyło.

Według niektórych doniesień doszło do pewnego wglądu w struktury międzynarodowe, które do tej pory uważały Uglavę za symbol i filar NABU. To spostrzeżenie jest zrozumiałe. Jeśli jesteście symbolem NABU, a NABU zamieniło się w sito, przez które wszystko przepływa do skorumpowanych urzędników, to kto jest winny?

Co więcej, w samym lipcu i sierpniu detektywi przeprowadzili dwie duże historie, w których nie było znanych już przecieków do biura prezydenta.

Pierwsza to podejrzenie szefa Komitetu Antymonopolowego Pawła Kirilenki o nielegalne wzbogacenie. Biuro oczywiście o tym wiedziało; po ukazaniu się dziennikarskiego śledztwa „Schematy” nikt nie ukrywał samego faktu jego odkrycia. Jednak detektywi i prokurator zrobili nieoczekiwany krok dla klientów biura Kirilenko. Nie wystąpili o ekspertyzę mieszkań, samochodów i gruntów pozwanego w celu obliczenia, ile to wszystko kosztuje.

Zwykle taki apel daje przeciwnikom NABU szansę na przeciwstawienie się. Na przykład sprawa Rotterdam+ toczy się w sądzie od kilku lat. Jednak w sprawie AMCU oficjalna cena nieruchomości, którą Kirilenko i jego krewni wskazali w umowach sprzedaży, wystarczyła, aby dochodzenie wykazało, że nabył on nieruchomość nabytą przy nieistniejących dochodach za kwotę znacznie przekraczającą 10 milionów UAH. I to jest właśnie próg, powyżej którego urzędnikowi grozi konfiskata i więzienie. Dlatego OPD pominęła ten etap dochodzenia. A prawnik Tatarowa już naśmiewa się z Kirilenko w sądzie za wersję o zakupie mieszkań za dziesiątki milionów hrywien za pieniądze, które rodzice jego żony zarobili, sprzedając na targu maliny z ogrodu.

Drugim jest rozwinięcie historii z ministrem energetyki Niemcem Galuszczenko. Po pierwsze, SBU zaangażowała NABU w sprawę wiceministra Aleksandra Cheila, który żądał od państwowych górników łapówki za możliwość transportu sprzętu dla kopalń z obwodu donieckiego na Wołyń. Tak właśnie było, gdy SBU ogłosiła, że ​​wiceminister został zatrzymany dzięki pomocy ministra Galuszczenki, choć minister dowiedział się o zatrzymaniu już po fakcie. Co więcej, detektywi nie poprzestali na poście i poszli dalej w poszukiwaniach, aż do samego ministra. I znowu nikt z kierownictwa ich nie powstrzymał.

Kontrastuje z obrazem, który widzieliśmy ostatnio w NABU. Takie osobistości jak szef Narodowego Banku Polskiego K. Szewczenko i Funduszu Majątku Państwowego S. Sennichenko uciekły bezpiecznie na długo przed wydaniem zgody na aresztowanie. Zastępca szefa OPU A. Smirnow i Państwowa Służba Łączności Specjalnej Yu Szchigol złożyli rezygnację ze stanowiska jeszcze przed ogłoszeniem podejrzeń. Były minister budownictwa A. Czernyszow uniknął rewizji po spotkaniu z szefem NABU S. Krivonosem.

A to tylko gwiazdorzy biorący udział w paradzie hitów. Czy możesz sobie wyobrazić, czym stała się NABU w wyniku długiego procesu dostosowania?

Historia choroby NABU

Biuro takie nie było. W 2015 roku, po Majdanie, na podstawie wyników konkursu wybrano ponad stu zmotywowanych detektywów, którzy już wkrótce zaczęli przynosić rezultaty. To detektywi „pierwszego zgromadzenia” dotarli do obecnego szefa Służby Podatkowej R. Nasirowa, filaru energetyki nuklearnej frakcji premiera „Front Ludowy” N. Martynenko, prawnego „handlarza” frakcji prezydenckiej BPP A. Granowski. Tradycyjne organy antykorupcyjne poradzieckiej Ukrainy – policja, SBU, Prokuratura Generalna – nigdy wcześniej nie miały dostępu do danych tego szczebla.

Ludzie cieszyli się z sukcesu.

Amerykanie klaskali, słysząc takie reklamy w ramach inwestycji w demokrację.

Najwyżsi skorumpowani urzędnicy posmutnieli i poruszyli temat: detektywi od lat starali się o prawo do samodzielnego podsłuchiwania, ale wciąż nie otrzymali niezależnego badania z Banku.

A podwykonawcy przeżywali „trudne czasy”. „Ryby akwariowe” w biurze szefa Wyspecjalizowanej Prokuratury Antykorupcyjnej N. Chołodnickiego usłyszał, że przekazuje sprawy oskarżonym. Szef Prokuratury Generalnej Yu Łucenko osobiście przekazał opinii publicznej informacje o tajnych agentach NABU, a SBU zatrzymała ich za „prowokowanie łapówki” pracownikom Ministerstwa Sprawiedliwości Petrenko z Narfrontu.

Później SBU Bakanov, GPU Venediktova i policja narodowa Avakov zakończyły sprawę korupcyjną przeciwko zastępcy szefa Kancelarii Prezydenta Tatarowa, który kontrolował wszystkie organy ścigania z wyjątkiem NABU.

Ta presja zewnętrzna stała się jednym z elementów napięcia w NABU. Z biegiem czasu doszedł do tego wewnętrzny dyskomfort.

Kiedy pierwszy szef NABU R. Sytnyk podał się do dymisji, część detektywów była po prostu zmęczona chronicznym sabotażem z zewnątrz i od wewnątrz.

Było oczywiste, że ktoś spuszczał wyniki swoich badań w toalecie. W wielu przypadkach detektywi przyjeżdżali na przeszukania, a już na nich czekały wysprzątane lokale lub oczyszczone z korespondencji telefony. Poza tym część millenialsów (tak, wśród detektywów też nie wszyscy są ze stali i badziewia) była zszokowana surowymi metodami zarządzania szefa Głównego Wydziału Detektywistycznego.

W ten sposób środowisko detektywistyczne zostało fraktalizowane, a niektórzy zdemotywowani. Tymczasem dźwignie realnej władzy gromadziły się w rękach pierwszego zastępcy szefa NABU, Gizo Uglavy.

„Tristanowicz” (patronimik Gizo Uglavy, który stał się pseudonimem) został przydzielony do NABU w 2015 roku. Pełnienie funkcji pierwszego zastępcy nie zapewniało dostępu do akt sprawy. Ale to od niego zależały nominacje na stanowiska administracyjne (jak Uglava zhakował NABU od środka, zobacz artykuł „Kto kieruje detektywami w nowej strukturze NABU i co w tym złego?”). Dlatego wielu utrzymywało z nim nieformalne stosunki. Teraz, podczas dochodzenia dyscyplinarnego wobec Uglavy, stało się jasne, że do wydziału dochodzeń wewnętrznych i jednostki tajnych detektywów przedostały się różne groźne wirusy.

Jeszcze przed konkursem na szefa NABU słyszałem wersję, jakoby Uglava zawarł z Ermakiem milczący pakt, że bez interwencji Bankowej zapewni, że zwycięzcą konkursu będzie jakaś słaba postać, kontrolowana przez doświadczonego odtwarzacz.

Rozsądne pytanie: „Dlaczego Uglava sam nie poszedł do konkurencji i nie sprzedał swojego biznesu tak, jak mu się podobało?” ma prostą odpowiedź. Tak naprawdę nie nauczył się jeszcze języka ukraińskiego, co uniemożliwia mu przejście jakichkolwiek konkursów na urząd publiczny. Stanowisko zastępcy dyrektora NABU nie ma charakteru wybieralnego i konkurencyjnego, a także nie podlega kadencji. Tak naprawdę Uglava jest już rekordzistą wśród najwyższych urzędników Ukrainy pod względem długości sprawowania urzędu – prawie dziesięciu lat.

Pomimo tego, że detektywi dokonali już zamachu na A. Tatarowa i chodzili po Yu Goliku z „Wielkim Projektem Budowlanym” pod dachem gabinetu prezydenta, nie można było rażąco ingerować w rywalizację o głowę. NABU, gdyż biuro pozostało dla Amerykanów świętą krową. Dlatego zadanie nie było trywialne.

Później wydarzenia potoczyły się w następujący sposób. Do konkursu zgłosił się członek ekipy Saakaszwilego Siemion Krivonos. Był w zespole szefa Obwodowej Administracji Państwowej w Odessie (czy ktoś jeszcze pamięta, że ​​był tam Saakaszwili?) i odpowiadał za niektóre kwestie celne. Następnie kierował Biurem Prostych Rozwiązań, a stamtąd przeszedł do Państwowego Inspektoratu Architektury i Urbanistyki. Krivonos nie rozwinął tu istotnego śladu korupcji, gdyż bardzo trudno było mu wykazać selektywność w przeprowadzaniu lub nieprzeprowadzaniu przez swoich inspektorów kontroli niektórych placów budowy.

Komisja konkursowa ds. wyboru dyrektora NABU składała się w połowie z ekspertów międzynarodowych i Ukraińców. Choć formalnie na jego czele stał Ukrainiec Nikołaj Kuczeriavenko, nieformalnym liderem został zagraniczny ekspert Drago Kos, pracujący w Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD). Głosował na Krivonos, choć nie wszyscy międzynarodowi eksperci głosowali na tego kandydata. Na przykład była agentka FBI Karen Greenway była temu przeciwna.

Jednak Kos był za Krivonosem i ostatecznie został mianowany dyrektorem NABU. Z kolei Saakaszwili stwierdził, że „wszelkie próby obalenia jego kandydatury zostały wyeliminowane dzięki Andriejowi Ermakowi i Aleksiejowi Czernyszewowi” (wspomnianemu ministrowi, który uniknął rewizji). Dziennikarze odkryli także, że żona Krivonosa współpracowała z zastępcą Ermaka Aleksiejem Kulebą, obecnym kuratorem polityki regionalnej (a czasem budowlanej) w OPU.

Potem dla doświadczonego Uglavy kwestią techniki było przyjęcie nowicjusza w dziedzinie ceł i budownictwa pod swoje skrzydła. A komunikatorka Polina Łysenko, dobra przyjaciółka Uglavy, która komunikowała się z OECD i innymi organizacjami międzynarodowymi, została skandalicznie mianowana zastępcą dyrektora NABU.

Dla wielu detektywów stało się to wyzwalaczem.

Niektórzy wkrótce odeszli, zdając sobie sprawę z braku perspektyw w projekcie tego Biura.

Andrei Kaluzhinsky i kilku innych znanych detektywów zostało faktycznie zmuszonych do rezygnacji w wyniku śledztwa prowadzonego przez Departament Kontroli Wewnętrznej NABU. Na jego czele stoi Roman Osipchuk, który był jednym z dwóch „konkurentów” Krivonosu w finałowej trójce konkursu na dyrektora NABU.

A potem wybuchł skandal: jeden z detektywów NABU złożył w SAP oświadczenie w sprawie oznak wycieku materiałów śledczych na temat „Wielkiej Budowy” na najwyższym szczeblu. Okazało się, że doradca Kancelarii Prezydenta Gieorgij Birkadze przesłał informację o śledztwie NABU w jego sprawie do koordynatora Big Construction Jurija Golika.

Z czysto matematycznego punktu widzenia Gizo Uglava idealnie pasuje do definicji kogoś, kto może ujawnić dane Birkadze i nie tylko jemu. Insider musiał długo pracować na wysokich stanowiskach w NABU, bo przecieki zdarzały się zarówno za kadencji starego, jak i nowego dyrektora biura.

Po przemówieniu detektywa kamery, reflektory i uwaga ludzi wdarły się do sennego królestwa NABU. Rozpoczęły się śledztwa parlamentarzystów i krytyczne publikacje w mediach. Równolegle SAP rozpoczął badania nad innymi sprawami w biurze. Szef zaczął popełniać błędy.

Początkowo rzekomo dał do zrozumienia OPU, że będzie je szantażował poprzez ujawnienie niektórych danych, jeśli się do niego nie „zapiszą”. I wtedy tak naprawdę zaczął szantażować, nagrywając na magnetofonie swoją rozmowę z Krivonosem. Uglava stwierdził, że jest niewinny i musi po prostu wyjść z tej historii z nieskazitelną reputacją, aby móc znaleźć pracę u przyzwoitych pracodawców. A Krivonos wyjaśnił mu, że przy skali danych publikowanych w mediach nie jest to już realne.

W tym czasie ukazało się śledztwo ZN.UA i Bigus.info w sprawie wycieku do Golika informacji o sprawie NABU, a także artykuł Michaiła Tkacha w „Ukraińskiej Prawdzie” o udziale Krivonosa w sabotowaniu sprawy NABU o możliwym udziale Aleksiej Czernyszew w umowie o budowę gruntów.

Wydruk tej rozmowy Uglavy z Krivonosem rozesłał się kilka dni temu wśród zagranicznych partnerów Ukrainy. Uglava przekazała także swoje nagranie członkom Komisji Dyscyplinarnej, która rozpatrywała kwestię jego udziału w ujawnianiu oskarżonym informacji.

Ostatecznie przekazał go NAPC w celu wszczęcia sprawy przeciwko Krivonosowi. Na czele NAPC stał ostatnio inny były detektyw NABU, Pavluschik, który również współpracował z Uglavą. Był entuzjastycznie nastawiony do ogłoszenia swojego byłego szefa i rozpoczął produkcję. Jeśli na podstawie wyniku zostanie podjęta określona decyzja, Uglava będzie mogła odwołać się do sądu od decyzji Krivonosa o zwolnieniu go. A jeśli sąd otrzyma również instrukcje od Bankowej, aby zadowolić skarżącego, Uglava wróci na swoje stanowisko.

Wtedy wszyscy będziemy musieli się zastanowić, czego byliśmy świadkami. Albo Krivonos naprawdę starał się pozostać po jasnej stronie historii, albo był po prostu pionkiem ciemnej strony.

Najgorsze jest to, że dla Amerykanów pozostanie to zagadką. Przez wiele lat uważali Uglavę za osobę zapewniającą prawidłowe funkcjonowanie NABU. Ostatnio jednak dotarło do nich wiele informacji o minusach bycia zastępcą dyrektora. Teraz Amerykanie rozumieją, że kwestia Ugławy nie jest kwestią żywotności symbolu reform na Ukrainie. To tylko trwający remont jednego posterunku i kilku innych działów w przeciętnym NABU, gdzie w rogach wykwitła pleśń. Oznacza to, że nie mówimy o ataku na instytucję, a jedynie o ukierunkowanych zmianach mających na celu wyrównanie sytuacji.

spot_img
Źródło CRIPO
spot_img

W centrum uwagi

spot_imgspot_img

Nie przegap