Niedziela, 22 grudnia 2024 r
spot_imgspot_imgspot_imgspot_img

W centrum uwagi

Uważaj na swoje ręce. Rosyjski gaz zamienia się w azerbejdżański...

Baku jest gotowe dostarczyć do Europy dodatkowe ilości gazu, jednak kluczowe pytanie brzmi: skąd je weźmie?

9 września węgierski gigant energetyczny MOL, kontrolujący rafinerie ropy naftowej na Węgrzech i Słowacji, wydał niespodziewane oświadczenie. Wynikało z tego: spółka przejmuje odpowiedzialność za dostawy rosyjskiej ropy do krajów UE z granicy Białorusi i Ukrainy. Wcześniej strona rosyjska odpowiadała za dostawy ropy ukraińskim odcinkiem ropociągu Przyjaźń do granicy z krajami UE.

Jednak w lipcu tranzyt ropy rosyjskiego koncernu Łukoil został zablokowany w związku z sankcjami nałożonymi przez Ukrainę na Łukoil. Teraz formalnie przez terytorium Ukrainy transportowana będzie ropa nie rosyjska, ale europejska (węgierska), więc wydaje się, że nie powinna ona podlegać sankcjom.

Ukraina pompuje rosyjską ropę rurociągiem Przyjaźń w ramach dziesięcioletniego kontraktu z 2019 roku zawartego pomiędzy ukraińską Ukrtransnaftą a rosyjską Transnieftią. Po nałożeniu przez Unię Europejską sankcji na rosyjską ropę wyjątek do 2025 roku zrobiono jedynie dla Przyjaźni, do czasu, aż Węgry, Słowacja i Czechy znajdą inne źródła dostaw ropy.

Istnieją podejrzenia, że ​​historia z ropą stała się rodzajem próby do przyszłych porozumień w sprawie tranzytu rosyjskiego gazu do Europy, który przechodzi przez terytorium Ukrainy i nie został zatrzymany pomimo wojny. Umowa wygasa z końcem tego roku, a strona ukraińska wielokrotnie dawała do zrozumienia, że ​​nie będzie kontynuowana. Logika takiego kroku jest oczywista: dochody z energii są głównym źródłem zmilitaryzowanego budżetu Rosji, z którego opłacana jest wojna.

Mimo to istnieją możliwości kontynuowania przepływu rosyjskiego gazu ukraińskim rurociągiem w przyszłym roku. Prezydent Zełenski otwarcie zapowiedział taką możliwość już na początku lipca. Odmawiając kontynuacji bezpośredniego kontraktu z Federacją Rosyjską, głowa państwa wspomniała o „alternatywnych krokach, w jaki sposób możemy wykorzystać rurę z innym dostawcą gazu, z innego kraju”.

W szczególności wyjaśnił, że urzędnicy omawiają propozycję zastąpienia rosyjskiego gazu gazem azerbejdżańskim, aby zachować status kraju tranzytowego i pomóc zachodnim sąsiadom w zapewnieniu bezpieczeństwa energetycznego. Ważnym niuansem jest to, że w tym przypadku tranzyt azerbejdżańskiego gazu nadal będzie odbywać się przez terytorium Rosji, więc bez jej zgody projekt ten nie zostanie zrealizowany.

Wielki kłopot

Azerbejdżan dostarczył w zeszłym roku do Europy 11,8 miliarda metrów sześciennych. m, to połowa całkowitego eksportu gazu. Baku nie jest przeciwne zwiększaniu tych wolumenów kosztem ukraińskiego systemu przesyłu gazu. W Europie są już klienci tego gazu – „przyjaciele” Ukrainy i najwięksi lobbyści Kremla w Unii Europejskiej, Słowacji i Węgrzech. Słowacji w odróżnieniu od innych krajów UE nie spieszyło się z odejściem od rosyjskiej igły gazowej, a Węgry odbierające gaz przez Turkish Stream chcą wrócić na rosyjski szlak, z którego korzystały do ​​2021 roku.

Austria i Włochy nadal odbierają rosyjski gaz przez Ukrainę, ale to Słowacja i Węgry biją na alarm najgłośniej. To zainteresowanie Budapesztu specyficznie rosyjskim gazem i ropą tłumaczy się tym, że kupuje je po cenach niższych niż przeciętnie europejskie. „Cud gospodarczy” węgierskiego premiera Viktora Orbana i dobrobyt jego partii rządzącej w dużej mierze opierają się na taniej rosyjskiej ropie.

Pewne ruchy dotyczące przyszłych losów tranzytu rozpoczęły się z wyprzedzeniem. Jeszcze w styczniu premier Słowacji Robert Fico po spotkaniu ze swoim ukraińskim odpowiednikiem Denisem Szmygalem w Użgorodzie wyraził zadowolenie: tranzyt rosyjskiego gazu przez Ukrainę prawdopodobnie będzie kontynuowany. Jednocześnie służba prasowa premiera Ukrainy dała jasno do zrozumienia: na pewno nie będzie przedłużenia kontraktu z Rosjanami. W kwietniu odbyło się kolejne spotkanie Szmygala z Ficą, podczas którego poruszono także kwestie energetyczne.

W sierpniu prezes zarządu NJSC Naftogaz Ukrainy Aleksiej Czernyszow udał się na Słowację, spotkał się z Fico i po spotkaniu stwierdził, że kluczowym tematem jest „współpraca na rzecz wzmocnienia wspólnego bezpieczeństwa energetycznego w obliczu współczesnych wyzwań”.

Jest oczywiste, że pod tymi abstrakcyjnymi ostatecznymi sformułowaniami zamaskowano kwestię ukraińskiego tranzytu gazu i ropy na Słowację.

W tym samym czasie miały miejsce inne wydarzenia, z którymi Ukraina nie miała bezpośredniego związku. Premier Słowacji odwiedził w maju Baku, gdzie omawiał eksport gazu z prezydentem Azerbejdżanu.

Słowacki rząd oświadczył, że dołoży wszelkich starań, aby importować gaz z Azerbejdżanu, aby pozbyć się rosyjskiego gazu.

Następnie węgierski minister spraw zagranicznych Peter Szijjártó udał się w sierpniu do Moskwy, aby negocjować współpracę w sektorze energetycznym i tam stwierdził, że bezpieczeństwa energetycznego Węgier i ogrzewania węgierskich domów nie da się zagwarantować bez rosyjskiego gazu (kraj ma 15-letni kontrakt z Gazpromem).

„To nie jest kwestia ideologii, ale fizyki i matematyki” – zauważył.

Również w sierpniu rosyjski dyktator Władimir Putin i jego świta zostali powitani z honorami w Baku, dla którego każda podróż poza Rosję jest obecnie wielkim wydarzeniem. Efektem wizyty jest porozumienie w sprawie strategicznego partnerstwa Gazpromu z państwowym koncernem naftowym Socar. Wywołało to falę oburzenia na Ukrainie, w tym wezwania do bojkotu sieci stacji benzynowych spółki.

Socar Energy Ukraina odpowiedziała „Naczelnemu Wódzowi”, że nawoływania do bojkotu nie mogą mieć masowego poparcia wśród Ukraińców, ponieważ mają oni oznaki ukierunkowanego ataku. Spółka powołała się na artykuł w jednym ze specjalistycznych źródeł, z którego wynika, że ​​prawdziwym powodem hejtu było wygranie przez dom handlowy Sokar Ukraina przetargów na dostawę oleju napędowego do Ukrzaliznycji.

Prezydent Ilham Alijew nie ukrywał jednak specjalnie, co tak naprawdę stało za porozumieniami Socaru z Gazpromem. Przywódca Azerbejdżanu z samozadowoleniem stwierdził, że wcześniej UE i Ukraina rzekomo zwróciły się do niego z prośbą o ułatwienie negocjacji z Rosją w sprawie umowy o tranzycie gazu i ogłosiły „podstawy przełomu”. „Chcemy po prostu wspierać te kraje (europejskie), a także Ukrainę, ponieważ jeśli tranzyt zostanie zatrzymany, ukraiński system dystrybucji gazu zostanie całkowicie sparaliżowany” – Alijew odgrywał rolę dyplomaty gazowego.

Oczywiście zainteresowanie współpracą energetyczną Baku i Moskwy, która desperacko próbuje wejść przez Turcję na nowe i przynajmniej częściowo odzyskać zamknięte stare rynki, nie ogranicza się tylko do tematu ukraińskiego tranzytu.

Mołdawia również przyłączyła się do zamieszek gazowych. Okupowane Naddniestrze jako jego część istnieje wyłącznie kosztem rosyjskiego gazu. I to właśnie Naddniestrze, posiadające rosyjski gaz, jest głównym dostawcą energii elektrycznej po cenach znacznie niższych od cen rynkowych dla kontrolowanego przez Kiszyniów prawego brzegu. Przez 30 lat żadnemu rządowi Mołdawii nie udało się pozbyć tego „energetycznego uścisku” Rosji. Prozachodni rząd prezydent Mai Sandu nie był wyjątkiem. To nie przypadek, że wszechobecny szef węgierskiego MSZ Szijjarto złożył wizytę w Kiszyniowie, podczas której oskarżył Ukrainę o podważanie bezpieczeństwa energetycznego jej europejskich partnerów. Już sam fakt wygłoszenia takiego oświadczenia w Mołdawii wskazuje, że Kiszyniów solidaryzuje się w tej kwestii ze swoimi węgierskimi „partnerami”.

Silna „Przyjaźń”

Losy tranzytu gazu dopiero się rozstrzygają, ale dość nieoczekiwane wyjście z sytuacji z transportem objętej sankcjami rosyjskiej ropy, która po prostu formalnie zmieniła właściciela, rodzi po stronie ukraińskiej szereg pytań. Wydaje się, że Kijów uległ naciskom rządów Węgier i Słowacji oraz ich manipulacjom wokół braku alternatywy dla ropy Łukoil dla bezpieczeństwa energetycznego swoich krajów. Ukrainie groziły nawet konsekwencje w związku z blokadą tranzytu; w szczególności węgierski minister spraw zagranicznych Peter Szijjártó zaczął go szantażować, blokując 6,5 mld euro w ramach Europejskiego Funduszu Pokoju, z którego finansowane są dostawy broni na Ukrainę.

Znamienne, że Komisja Europejska, do której Budapeszt i Bratysława zwróciły się z prośbą o rozpoczęcie konsultacji w ramach umowy handlowej z Ukrainą, umyła ręce: twierdzi, że winą za to, że przez lat nie znaleźli innych źródeł dostaw ropy. Komisja Europejska generalnie dystansuje się od sprawy tranzytu, gdyż UE, poza kilkoma wymienionymi krajami, już dawno pozbyła się zależności od rosyjskich surowców energetycznych.

„Dla Orbana ta ropa jest tak ważna, bo są długoterminowe kontrakty po specjalnych cenach” – wyjaśnia Michaił Gonchar, prezes centrum Strategii XXI. „Była 20% obniżka na surowce Łukoilu, czyli bardzo dobrze margines. Jeśli chodzi o rzekomy niedobór ropy, o którym mówią Węgrzy i Słowacy, ten sam MOL jeszcze w 2015 roku, kiedy zaczęły się nasze problemy, głośno ogłaszał, że zakończył prace nad modernizacją i rozbudową ropociągu Przyjaźń–Adria. Dzięki temu węgierskie i słowackie rafinerie ropy naftowej mogą odbierać całą ropę z rynku śródziemnomorskiego z Morza Adriatyckiego, a jeszcze trochę więcej może trafić do Czechów”.

Strona ukraińska na węgiersko-słowackie „zwycięstwo” zareagowała milczeniem i dopiero następnego dnia po donośnej zapowiedzi MOL premier Denis Szmygal powiedział na konferencji prasowej, że o istnieniu tych porozumień dowiedział się… aktualności.

„Węgierska firma MOL ogłosiła, że ​​jest teraz właścicielem produktu, który jest tranzytem przez Ukrainę” – oznajmił premier. — To nam odpowiada, to nie jest rosyjska firma. Jeśli MOL będzie tranzytem swoich produktów ukraińskim systemem rurociągów, Ukraina wypełni swoje zobowiązania wynikające z Układu Stowarzyszeniowego z UE. I dla Węgier, być może dla Słowacji, Austrii…”

Jeżeli rząd jest całkiem zadowolony z transakcji zawartej przez MOL z ropą objętą otwartymi sankcjami, to dlaczego miałby nie być zadowolony ze schematu tranzytu rosyjskiego gazu, zwłaszcza jeśli jest pozycjonowany jako azerbejdżański? Co ciekawe, na tej samej konferencji prasowej Szmygal zwrócił uwagę na „odpowiedzialne przewodnictwo” Węgier w Radzie UE i mówił o konstruktywnym dialogu z Budapesztem, podając jako przykład otwarcie pierwszej ukraińskiej szkoły na Węgrzech.

O tym, że władze nie mają jasnego stanowiska w sprawie przyszłości „Przyjaźni” lub że nie jest ono przekazywane wszystkim w ekipie rządowej, świadczy nie tylko wywód Szmygala, ale także bardzo wymowne wahania doradcy szef Kancelarii Prezydenta Michaił Podolak. Najpierw kategorycznie oświadczył w jednej z telewizji, że rurociąg Przyjaźń przestanie działać 1 stycznia 2025 roku (jest to okres, jaki Unia Europejska dała swoim członkom na odmowę rosyjskiej ropy). Ale potem był zmuszony wyjaśnić, że Ukraina będzie wypełniać swoje zobowiązania wobec partnerów europejskich zgodnie z wcześniej zawartymi umowami aż do ich zakończenia.

Co więcej, dla Ukrainy korzyści z politycznie toksycznego tranzytu rosyjskiej ropy, o którym tyle się mówi, są „mierne”: mówimy o kwocie około 250 milionów dolarów rocznie. A jednak można wytłumaczyć pewną niekonsekwencję w działaniach urzędników państwowych, którzy albo twierdzą, że pomaganie agresorowi w prowadzeniu wojny z nami jest nielogiczne, albo nie sprzeciwiają się już przemieszczaniu rosyjskich surowców energetycznych przez terytorium Ukrainy pod inną etykietą .

Węgrzy i Słowacy oprócz metodycznego tworzenia przeszkód w integracji europejskiej Ukrainy, dysponują także innymi „sąsiedzkimi” dźwigniami nacisku na Kijów. I mogą stać się jasne dla naszych krajowych odbiorców, jeśli rosyjski gaz będzie nadal płynął ukraińską „rurą”.

Mówimy o wymuszonym uzależnieniu Ukrainy od importu energii elektrycznej, w tym z krajów sąsiednich. Przed trudną zimą trwają negocjacje z europejskimi partnerami w sprawie zwiększenia mocy importowych z obecnych 1,7 GW do 2,2 GW. Poza tym Orban i Fico, w przeciwieństwie do swoich polskich przyjaciół, nie stosowali tak bolesnego narzędzia, jak blokowanie granic rękami i nogami „troskliwych” lokalnych obywateli.

Ale Ukraina również zachowuje swoją siłę oddziaływania. „Nadal wykorzystujemy każdą okazję, aby zatrzymać ten tranzyt” – mówi Siergiej Kujun, dyrektor firmy doradczej A-95. „Możemy po prostu dołączyć do europejskich sankcji wobec rosyjskiej ropy (ponieważ nie są one skierowane przeciwko konkretnym firmom). Dzięki temu przypisaniu nie przestało obowiązywać samo embargo z 2025 roku dla Słowacji i Węgier. Poza tym codziennie mamy ostrzał i nagle coś może się zepsuć.

Bolesny punkt Kremla

Jednak kwestia tranzytu gazu jest dla Rosjan znacznie bardziej bolesna niż tranzytu ropy. Ten ostatni nie będzie miał szczególnych problemów ze sprzedażą, nawet w przypadku niepowodzenia bezpośrednich dostaw do krajów Europy Wschodniej. Utrata przez Gazprom tych resztek na unijnym rynku gazowym, na którym jeszcze niedawno ten monopolista rządził, będzie poważnym ciosem dla zbankrutowanego rosyjskiego giganta.

Według europejskiej komisarz ds. energii Kadri Simson udział rosyjskiego gazu w UE wynosi obecnie 15% w porównaniu z przedwojennymi 45%. Rzeczywisty wolumen rosyjskiego gazu tłoczonego ukraińskim systemem przesyłu gazu wynosi około 15 miliardów metrów sześciennych rocznie, choć w 2021 roku było to około 40 miliardów.

W przypadku wstrzymania tranzytu przez Ukrainę Gazprom niemal całkowicie straci Europę, a chińscy partnerzy, w których Putin pokładał wielkie nadzieje, uparcie odmawiają uzależnienia się od Moskwy w zakresie gazu.

„Rosjanie po prostu nie mają gdzie załadować gazu w takich ilościach: wszystkie rurociągi są objęte kontraktem i nie ma możliwości zwiększenia eksportu” – mówi Kujun. „Nie mogą też przesyłać większej ilości gazu drogą morską, a to oznacza zmniejszenie wydobycia oraz wzrost cen dla krajowych konsumentów, których trzymano w ciepłej kąpieli właśnie ze względu na eksport. I naprawdę mam nadzieję, że nasi przywódcy wykorzystają to w pełni”.

Właściwie, wyłącznie w kategoriach pieniężnych, Ukraina otrzymuje o rząd wielkości mniej z tranzytu ropy i gazu niż Rosja. Jeśli Moskwa płaci za tranzyt gazu około 800 mln dolarów rocznie, z czego znaczna część jest zużywana na utrzymanie GTS, to na sprzedaży gazu zarabia 5–5,5 mld dolarów. Nie zapominajmy o jeszcze jednym ważnym dla Kremla punkcie, z którego jest przyzwyczajony gaz jako narzędzie: Chociaż Słowacja, Węgry i Austria są uzależnione od taniego rosyjskiego gazu, pozwala to na manipulowanie nimi i wpływanie na politykę UE.

„Kiedy rozmawialiśmy o tej samej rosyjskiej ropie z Węgrami i Słowakami, mogliśmy postawić pytanie – ok, zgadzamy się na tranzyt do Was, ale skoro macie tak dobre relacje z Putinem, to poproście go, żeby opuścił Zaporoże elektrownia jądrowa, — Michaił Gonchar podaje przykład możliwego porozumienia polityczno-gospodarczego „Jakoś wątpię, aby zaproponowano takie warunki”.

Już przez to przeszliśmy

Były Minister Mieszkalnictwa i Usług Komunalnych, Pierwszy Zastępca Przewodniczącego Parlamentarnej Komisji ds. Energii oraz Mieszkalnictwa i Usług Komunalnych Aleksiej Kuczerenko (Batkiwszczyna) zauważa: obecny program gazowy umożliwia dotowanie nie tylko konsumentów rosyjskich, ale także ukraińskich. Jego zdaniem, jeśli tranzyt zostanie zatrzymany, ten brak środków zostanie uwzględniony w rachunkach.

„Stopniowo dochodzimy do wniosku, że według gazet wejdzie jakiś inny gaz – w rzeczywistości będzie to śmierdzący „Gazprom”, ale według dokumentów będzie czysty” – potwierdza Kuczerenko i przypomina, że ​​taka zamiana zostało już praktykowane – nie ma co udawać cnotliwej dziewczyny: to samo zrobili byli przywódcy Naftohazu Kobolew i Witrenko – przez Słowację przepuszczono bardzo duże ilości gazu i było to legalne Gaz europejski, ale tak naprawdę fizycznie rosyjski gaz”.

Siergiej Nagorniak, członek komisji ds. energii ze Sługi Narodu, przyznaje, że zdecydowanie nie ma dobrego rozwiązania dylematu z kontynuacją tranzytu, przed którym stoją władze. „Dla zachowania systemu przesyłu gazu ważne jest, aby służył on do tranzytu, ale biorąc pod uwagę obecną sytuację, oczywiście nie może to być tranzyt rosyjskiego gazu” – kategorycznie. — Oznacza to, że należy podpisać umowę, mówiąc relatywnie, między Austrią a Azerbejdżanem i zapewnić tranzyt przez Ukrainę. Moim zdaniem na tej opcji skorzystałaby zarówno Ukraina, jak i kraje europejskie, które zimą miałyby dostęp do gazu, a także nasz potencjalny partner Azerbejdżan.

Nagorniak zauważa jednak, że nie można pozwolić na dalszy przepływ rosyjskiego gazu przez Ukrainę pod przykrywką gazu azerbejdżańskiego: „Jeśli nie ma takiej gwarancji, konieczne jest całkowite wstrzymanie tranzytu do czasu podpisania jakichś porozumień pokojowych z Rosją i wycofania się Rosji. swoich żołnierzy z Ukrainy. Myślę, że wstrzymanie tranzytu byłoby dla nas bardziej słuszne na krótką metę niż umożliwienie Rosjanom dodatkowego zarobienia”.

Azerbejdżański gaz...który nie istnieje?

Kluczowe pytanie brzmi jednak: jak odróżnić gaz rosyjski od gazu nierosyjskiego? Były szef ukraińskiej spółki GTS Operator Siergiej Makogon udowadnia, że ​​darmowy azerbejdżański gaz do ukraińskiej „rurociągu” po prostu nie istnieje.

„Azerbejdżan eksportuje obecnie około 24 miliardów metrów sześciennych. m: 10 – do Turcji, niecałe 13 – do Europy i 1,5 – do Gruzji” – argumentuje Makogon – „To znaczy, że produkowany przez nich gaz jest już eksportowany przez Turcję, gazociągiem TANAP, w którym rura jest w 60 proc. był właścicielem samego Azerbejdżanu. Gdyby miał darmowy gaz, sensowne byłoby jego eksportowanie nie przez Rosję, ale własnym gazociągiem. Zdolność przerobowa TANAP-u wynosi obecnie 16,2 miliarda metrów sześciennych, ale bez układania dodatkowych rur jego przepustowość może zostać prawie podwojona. Budowa czterech dodatkowych tłoczni wymagałaby nieco ponad 1 miliarda dolarów i dysponowałaby własną rurą, niezależną od Rosji. Przez terytorium Rosji będzie odbywał się także ukraiński tranzyt azerbejdżańskiego gazu. Zastanówmy się więc, dlaczego Rosjanie mieliby pozwolić konkurentom na dostarczanie gazu do Europy? To nonsens.”

W związku z tym Makogon stwierdza, że ​​jedyną możliwością realizacji tych dostaw jest nazwanie rosyjskiego gazu azerbejdżańskim, podobnie jak miało to miejsce w przypadku „węgierskiej” ropy Łukoilu.

Ekspert rysuje inny, nieco bardziej złożony scenariusz: „Azerbejdżan zużywa 10 miliardów metrów sześciennych. m własnego gazu i to właśnie ten można zastąpić tanim gazem rosyjskim, a nasz darmowy gaz można eksportować”.

Co stanie się z GTS?

W przypadku wstrzymania tranzytu ukraiński system przesyłu gazu będzie wykorzystywany do zapewnienia krajowego zużycia (poniżej 20 mld m3 w 2023 r.) i tłoczenia gazu do podziemnych magazynów. Te ostatnie straciły obecnie na atrakcyjności wśród partnerów europejskich ze względu na to, że stają się celem regularnych ataków rosyjskich rakiet. Poseł Ludowy Nagorniak nie wyklucza, że ​​w przypadku odmowy tranzytu wzrośnie ryzyko rosyjskich ataków na inną infrastrukturę gazową, ale przekonuje, że nie jest tak, że należy ulegać szantażowi.

„W zasadzie system transportu gazu jest przygotowany na takie okoliczności i przygotowuje się do pracy w lżejszym trybie” – mówi.

Były szef ukraińskiej spółki GTS Operator Siergiej Makogon potwierdza: takie przygotowania trwają od 2020 roku, kiedy Rosjanie prawie zakończyli budowę Nord Stream 2, który miał puścić gaz omijający Ukrainę.

„Część naszych ekspertów twierdzi, że podobno w systemie trzeba stale utrzymywać jakieś ciśnienie, gaz buforowy w nim czymś zastąpić – to wszystko bzdury” – mówi Makogon. „Obecnie Ukraina produkuje 20 miliardów metrów sześciennych, który będzie pompowany przez nasz GTS. Będzie działać idealnie, ale wymaga optymalizacji - zamknięcia niepotrzebnych tłoczni, które mają już 40 lat. Jeśli tranzyt zostanie zatrzymany (a z biznesowego punktu widzenia nie ma to sensu), to system będzie tańszy w utrzymaniu – teraz mamy 74 tłocznie, a bez tranzytu wystarczy nam tylko 10.”

Kijów ma aż nadto czasu do rozwiązania „problemu roku 2025”, zwłaszcza jeśli przypomnimy sobie wieloletnie ukraińskie precedensy rozwiązywania kwestii gazowych „w jodełkę”. Władze ukraińskie będą jednak musiały zachować się bardzo delikatnie w społecznie rezonującej historii tranzytu, w której splata się zbyt wiele interesów.

spot_img
spot_img

W centrum uwagi

spot_imgspot_img

Nie przegap