W ostatnich dniach na Ukrainie zakończyło się kilka głośnych procesów kolaborantów. W Charkowie miejscowy mężczyzna został skazany na dożywocie za wycelowanie rosyjskiej rakiety w budynek Obwodowej Administracji Państwowej w Charkowie w pierwszych dniach inwazji. Dzień wcześniej podobny wyrok zapadł na mieszkańca obwodu kirowogradzkiego, który przekazał rosyjskim służbom specjalnym dane dotyczące ukraińskich resortów obrony.
Jednak nie wszyscy skazani za współpracę z wrogiem odbywają swoje wyroki. Wielu zdrajców otrzymuje wyroki zaoczne, jak np. obecny gauleiter okupowanej części obwodu chersońskiego Władimir Saldo, na którego sąd skazał go na 15 lat więzienia.
Współpracownicy cywilni
Wśród skazanych za współpracę z wrogiem jest wielu całkiem zwyczajnych cywilów, którzy znajdując się na terenach czasowo okupowanych, postanowili współpracować z wrogiem w celu zdobycia określonej władzy i pieniędzy.
Biuro Prokuratora Generalnego zgłosiło ostatnio jeden z najbardziej uderzających przykładów tego zjawiska. W okupowanym Kupiańsku mieszkaniec współpracujący z okupantem został skazany na 13 lat więzienia za zdradę stanu. Historia jest dość typowa: mężczyzna był kiedyś na emeryturze, a wcześniej był pracownikiem służb transportu drogowego Ukrainy w służbie policji. Jednak po rozpoczęciu w 2022 r. tymczasowej okupacji części obwodu charkowskiego mężczyzna dobrowolnie poszedł do pracy na rzecz okupantów, obejmując stanowisko inspektora tzw. służby patrolu drogowego.
Do jego obowiązków należało sprawdzanie dokumentów na punktach kontrolnych, a także rejestrowanie wypadków drogowych. Gdy tylko Kupiańsk został okupowany, kolaborant uciekł do Charkowa, gdzie zamieszkał ze swoimi przyjaciółmi. W kwietniu 2023 roku o podejrzeniu poinformowano go zaocznie, a już latem tego roku mężczyzna został zatrzymany i osadzony w Areszcie Śledczym. Któregoś dnia spotkała go zasłużona kara.
I nie są to odosobnione przypadki, gdy decyzją sądu na obywateli Ukrainy za współpracę z okupantem nakładane są realne kary. Przykładowo w październiku 2023 roku w Winnicy mieszkaniec Bachmuta został skazany za zdradę stanu na 15 lat więzienia z konfiskatą mienia, który latem 2022 roku dobrowolnie stał się członkiem sieci agentów działającej na terenie Doniecka, Ługańska, Nikołajewa , Zaporożu i Odessie. Nawiasem mówiąc, tę siatkę zorganizował były policjant z Krymu, a agenci sami za opłatą zbierali informacje wywiadowcze, przekazując je wrogowi. Śledztwo wykazało, że skazany w przededniu rozpoczęcia obrony Bachmuta w zeszłym roku zebrał informacje o lokalizacjach ukraińskiego wojska i jego wyposażeniu. Następnie informacje te wpadły w ręce sił okupacyjnych, które wykorzystały je do ataków artyleryjskich i rakietowych na Siły Zbrojne Ukrainy. Następnie mężczyzna został zatrzymany przez SBU w miejscu zamieszkania i przewieziony do obwodu winnickiego, gdzie otrzymał 15 lat więzienia.
W ogóle tworzone przez Rosjan siatki wywiadowcze nie służą jedynie przyciąganiu do siebie części ukraińskiej ludności cywilnej. W ostatnich latach ukraiński wywiad zdemaskował nawet swoich wysokich rangą pracowników, którzy pracując dla Rosji okazali się zdrajcami.
Sprawa byłego generała Szaitanowa
Jeszcze przed rozpoczęciem wojny na pełną skalę, wiosną 2020 roku, kontrwywiad SBU zatrzymał ówczesnego generała dywizji Służby Bezpieczeństwa Ukrainy Walerija Szaitanowa. Podejrzewano go o zdradę stanu, gdyż według śledztwa Szaitanow był zwerbowanym agentem rosyjskiej FSB.
Sam Szaitanow był dość znaną postacią w ukraińskim wywiadzie. Na przykład to on był jednym z przywódców grupy sił specjalnych Alpha, która 18 lutego 2014 r. podczas Rewolucji Godności szturmem wdarła się do Izby Związków Zawodowych. Następnie podczas szturmu zginęło kilku protestujących na Majdanie. Po zmianie władzy w kraju pod koniec zimy 2014 r. Szaitanow nie tylko pozostał w SBU, ale także otrzymał stopień generała. Media pisały także, że wiosną 2014 roku, kiedy Rosja rozpoczęła agresję w Donbasie, to Walery Szaitanow, jako przedstawiciel sił specjalnych Alfa, negocjował z jednym z przywódców terrorystów Aleksandrem Chodakowskim. Jesienią 2015 r. Szaitanow stał na czele operacji mającej na celu zatrzymanie ówczesnego zastępcy przewodniczącego Obwodowej Administracji Państwowej w Dniepropietrowsku Giennadija Korbana.
A wiosną 2020 roku okazało się, że według śledztwa Szaitanow to agent FSB o znaku wywoławczym „Bobyl”, który utrzymywał tajne kontakty z pewnym pułkownikiem FSB Jegorowem, pracującym w Departamencie Operacji Kontrwywiadu I Służby FSB. Jednostka ta specjalizowała się w planowaniu i prowadzeniu działań rozpoznawczo-dywersyjno-rozpoznawczych na Ukrainie i w innych państwach.
Jednocześnie SBU stwierdziła, że do obowiązków zwerbowanego Szaitanowa należało planowanie i przeprowadzanie aktów terrorystycznych na Ukrainie, za co FSB obiecała mu 200 tys. dolarów i paszport obywatela rosyjskiego. Szaitanowowi przypisywano także planowanie zabójstwa Adama Osmajewa, ochotnika i szefa batalionu sił pokojowych imienia Dżochara Dudajewa, który walczył z najeźdźcami w Donbasie. W Rosji ten ostatni był nawet podejrzany o zamach na Putina.
Do pierwszego zamachu na samego Osmajewa i jego żonę Aminę Okujewą, która również była wolontariuszką ATO, doszło w czerwcu 2017 r. w Kijowie. Jednak wtedy parze udało się przeżyć. Jednak pod koniec października 2017 r. w rejonie Kijowa doszło do drugiej próby. Następnie ostrzelano samochód, w którym Osmajew podróżował z Aminą Okuevą. Kobieta zginęła od otrzymanych strzałów, a sam Osmajew otrzymał rany postrzałowe, ale przeżył.
Z kolei Szaitanow, zdaniem śledczych, przekazał rosyjskim służbom specjalnym okoliczności niektórych operacji w strefie Operacji ATO i Sił Połączonych, które miały miejsce przed 2020 rokiem, a także zwerbował do pracy wyższych oficerów służb specjalnych i wywiadu Ukrainy. dla FSB. Można przypuszczać, że sam Szaitanow został zwerbowany przez rosyjskie służby specjalne za czasów Janukowycza, gdyż w tym czasie rosyjskie służby specjalne często „wymieniały doświadczenia” z ukraińskimi kolegami i faktycznie czuły się na Ukrainie jak w domu.
Latem 2023 roku Walerij Szaitanow został skazany na 12 lat więzienia za zdradę stanu i dokonaną próbę popełnienia aktu terrorystycznego. Jak się okazało po inwazji na Federację Rosyjską na pełną skalę pod koniec zimy 2022 roku, „szaitanów” na wysokich stanowiskach w ukraińskich służbach specjalnych jest całkiem sporo.
Agent Kulinich
Jedną z najgłośniejszych spraw w walce z rosyjskimi agentami w SBU jest zatrzymanie na Krymie byłego szefa SBU Olega Kulinicza pod zarzutem zdrady stanu. Stanowisko otrzymał jesienią 2020 r., a tydzień po 24 lutego 2022 r., kiedy Rosjanie zajęli większość południowej Ukrainy, prezydent zwolnił Kulinicza ze stanowiska szefa SBU na Krymie. Latem 2022 roku został zatrzymany pod zarzutem zdrady stanu.
Po zakończeniu śledztwa prowadzonego przez Państwowe Biuro Śledcze okazało się, że Kulinicz był powiernikiem Władimira Siwkowicza, byłego zastępcy sekretarza Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy, ukrywającego się od 2014 roku w Rosji. Nawiasem mówiąc, latem 2022 r. Sivkovich został również poinformowany o podejrzeniu o zdradę stanu. Zatem Kulinich, zdaniem śledczych, aktywnie współpracował z tzw. „biurem politycznym” utworzonym przez FSB i Sivkovicha, którego zadaniem było wprowadzanie „właściwych ludzi” do różnych organów rządowych i organów ścigania. Oczywiście tacy „niezbędni ludzie” ostatecznie w taki czy inny sposób pracowali dla rosyjskich służb wywiadowczych. Kulinicz musiał także na polecenie swoich kuratorów prowadzić działalność rozpoznawczą i dywersyjną przeciwko Ukrainie, a także nawoływać obywateli Ukrainy do zdrady stanu.
Najważniejsze jest jednak to, że – jak wynika ze śledztwa – Oleg Kulinicz wiedział z wyprzedzeniem, że Rosjanie zaatakują południe Ukrainy z tymczasowo okupowanego Krymu. Jednak starannie ukrył tę informację przed wyższym kierownictwem SBU. Co więcej, gdy ofensywa najeźdźców już się rozpoczęła, Kulinicz w ogóle nie podjął żadnych działań w celu ochrony południowych obwodów kraju, a także świadomie nie poinformował swoich przywódców o rzeczywistym stanie rzeczy na południu Ukrainy. Warto zauważyć, że podczas inwazji rosyjskiej 24 lutego 2022 r. sam Kulinicz uciekł do Kijowa. Obecnie przebywa w areszcie tymczasowym i oczekuje na wyrok, a jego sprawa trafiła do sądu latem tego roku.
Ogólnie rzecz biorąc, Kulinicz był dość ważnym elementem wywrotowej działalności Rosjan przeciwko Ukrainie. Według funkcjonariuszy miał on przemycić innego potencjalnego rosyjskiego agenta, Andrieja Naumowa, na stanowisko jednego z szefów SBU.
Były generał Naumow, który uciekł za granicę
Tak więc kolejną „grubą rybą” podejrzaną o zdradę stanu jest były szef Głównej Dyrekcji Bezpieczeństwa Wewnętrznego SBU Andriej Naumow, który dosłownie na kilka godzin przed inwazją Rosji na pełną skalę opuścił Ukrainę. Kiedyś Naumow był nazywany prawie drugą osobą w SBU, ponieważ miał takie wpływy, kierując Dyrekcją Spraw Wewnętrznych służb specjalnych. Przy okazji, pod koniec marca 2022 roku prezydent Władimir Zełenski w przesłaniu wideo poinformował, że Naumow został pozbawiony stopnia generała, ponieważ okazał się zdrajcą. W czerwcu 2022 r. Naumov został zatrzymany przez serbskich funkcjonariuszy organów ścigania za przemyt niezadeklarowanych wartościowych przedmiotów. Jednocześnie strona serbska otrzymała wniosek o ekstradycję Naumowa, jednak jeszcze do tego nie doszło. Ponadto pod koniec września serbski sąd skazał Naumova na rok więzienia za pranie pieniędzy. Dlatego jest mało prawdopodobne, aby w nadchodzącym roku były urzędnik SBU został sprowadzony na Ukrainę.
Kolejną interesującą rzeczą w historii Naumowa jest to, że tak naprawdę jest on powiązany z tym samym Olegiem Kuliniczem, byłym szefem SBU na Krymie. Faktem jest, że wiosną 2023 r. Państwowe Biuro Śledcze opublikowało przechwyconą rozmowę innego podejrzanego o zdradę stanu, Władimira Siwkowicza, z Kuliniczem. Dyskutowali więc o próbie lobbowania Naumowa o pseudonimie „Ochotnik” na rzecz stanowiska pierwszego wiceprzewodniczącego SBU. Na szczęście tak się nie stało, a sam Naumow latem 2021 roku pozostał nawet szefem Głównej Dyrekcji Bezpieczeństwa Wewnętrznego SBU. Jednak latem 2022 roku SBI wskazało, że Naumow może przekazać rosyjskim służbom specjalnym informacje o systemach bezpieczeństwa w strefie zamkniętej elektrowni jądrowej w Czarnobylu, a informacja ta stanowi tajemnicę państwową. Faktem jest, że przed przybyciem do SBU w 2019 r. Naumow stał na czele przedsiębiorstwa państwowego „Centrum Wsparcia Organizacyjnego, Technicznego i Informacyjnego Zarządzania Strefą Wykluczenia”. Można zatem przypuszczać, że to właśnie na tym stanowisku zbierał dane dotyczące systemu bezpieczeństwa w strefie elektrowni jądrowej w Czarnobylu. Na razie problem w tym, że ukraińscy funkcjonariusze nie mogą postawić byłego generała przed sądem, gdyż – jak stwierdzono – przebywa on w serbskim więzieniu. I nie jest to odosobniony przypadek, w którym nie udało się jeszcze postawić przed sądem byłych urzędników państwowych Ukrainy podejrzanych o zdradę stanu.
Najwięksi zdrajcy w Rosji
Jednym z najbardziej odrażających przedstawicieli tej kohorty jest były poseł ludowy Andriej Derkach. Jesienią 2022 roku trafił na listę osób poszukiwanych pod zarzutem zdrady stanu. Plotka głosi, że Derkach uciekł z Ukrainy jeszcze przed rozpoczęciem inwazji na pełną skalę i przebywa w Rosji. Latem 2023 roku NABU we współpracy z SAPO zakończyła śledztwo w sprawie Andrieja Derkacha, w wyniku którego ustaliła, że w latach 2019–2022 były zastępca ludowy otrzymał od rosyjskich służb specjalnych ponad 500 tys. dolarów za prowadzenie działalność wywrotową przeciwko Ukrainie. Na przykład publicznie działał na rzecz dyskredytacji wizerunku Ukrainy w świecie, a także podejmował wysiłki mające na celu pogorszenie stosunków dyplomatycznych między Stanami Zjednoczonymi a Ukrainą i dalsze komplikowanie integracji Ukrainy z UE i NATO.
Należy zaznaczyć, że ojciec Andrieja Derkacha, śp. Leonid Derkach, służył w KGB ZSRR. Od 1998 do 2001 był prezesem SBU. Można zatem przypuszczać, skąd „wyrastają” powiązania Andrieja Derkacha z rosyjskimi służbami specjalnymi. Nawiasem mówiąc, kiedy w 2006 roku Andrei Derkach został prezesem Energoatomu, dziwnym zbiegiem okoliczności, a może i nie, w tym samym czasie wiceprezesem spółki był ten sam Oleg Kulinich, który teraz oczekuje na wyrok sądu pod zarzutem zdrady stanu.
Sam Derkach, jak niedawno stwierdzili ukraińscy funkcjonariusze organów ścigania, był częścią grupy przestępczej zorganizowanej przez rosyjski wywiad na Ukrainie. Mówimy o tak zwanej „sprawie Dubińskiego”. To właśnie obecnego zastępcę ludowego Aleksandra Dubińskiego zatrzymała w listopadzie SBU pod zarzutem zdrady stanu.
Jak zatem wynika ze śledztwa, Dubinski wraz z Derkachem otrzymywali od rosyjskich służb specjalnych polecenia mające na celu podważenie sytuacji społeczno-politycznej na Ukrainie, a także podjęcie działań na rzecz podważenia wizerunku Ukrainy w świecie. Przykładem może być seria konferencji prasowych, podczas których Derkach stwierdził, że syn obecnego prezydenta USA Joe Bidena, Hunter, rzekomo prowadził działalność korupcyjną na Ukrainie, będąc jednym z członków zarządu ukraińskiej spółki energetycznej Burisma Group. , należący do ministra epoki Janukowycza Nikołaja Złoczewskiego.
W kręgu podejrzanych znalazł się także wspomniany już Dubinski, który jednak w odróżnieniu od Derkacha został zatrzymany i przebywa już w areszcie śledczym na czas trwania postępowania przygotowawczego.
Jak więc widzimy, ukraińscy funkcjonariusze organów ścigania mają jeszcze wiele do zrobienia, jeśli chodzi o państwowych zdrajców Ukrainy. Rosja od lat tworzy na Ukrainie sieci wywiadowcze, w których skład wchodzą nie tylko cywile, ale także wysocy rangą urzędnicy różnych szczebli z różnych agencji rządowych. A jeśli ci agenci, którzy są na Ukrainie, mogą zostać zatrzymani i skazani za zdradę stanu, to jest wiele przypadków, gdy ci zdrajcy państwa przebywają za granicą.
Co więcej, jeśli znajdują się w Rosji, jak Derkach czy Sivkovich, obecnie prawie niemożliwe jest ich odesłanie na Ukrainę. Nie zapominajcie, że kilka lat temu ogłoszono podejrzenia o zdradę stanu na przykład byłym ministrom obrony Ukrainy Pawłowi Lebiediewowi i Dmitrijowi Salamatinowi. Pierwszy stał na czele Ministerstwa Obrony Narodowej od 2012 do 2014 roku, drugi był jego poprzednikiem, kierującym resortem w 2012 roku, a wcześniej stał na czele Ukroboronpromu. Teraz zarówno Lebiediew, jak i Salamatin są poszukiwani i ukrywają się w Rosji.
Przypomnijmy, że takie samo podejrzenie o zdradę stanu otrzymał były szef rządu Ukrainy Mykoła Azarow. W sumie Janukowycz decyzją sądu w 2019 roku otrzymał 13 lat więzienia za zdradę stanu, ale nie przebywa w więzieniu właśnie dlatego, że ukrywa się w Rosji.
Ponadto, według dostępnych informacji, były przewodniczący frakcji Partii Regionów Aleksander Jefremow ukrywa się obecnie w Rosji, a jeden z przywódców OPZZH Wadim Rabinowicz przebywa w Izraelu.
Jak widzimy, ukraińscy funkcjonariusze i sądy może nie działają zbyt szybko, ale pracują i wydają wyroki na zdrajców. Jednak nie każdemu grozi prawdziwa kara. Dotychczas tym, którym udało się uciec poza Ukrainę, udało się uniknąć odpowiedzialności. Albo jeszcze przed rozpoczęciem inwazji na pełną skalę, co jest typowe dla wielu wysokich rangą kolaborantów, albo uciekł wraz z siłami okupacyjnymi przed Siłami Zbrojnymi Ukrainy.
Jednocześnie tysiące spraw przeciwko kolaborantom jest obecnie na etapie dochodzeń i bardzo ważne jest, aby sprawy te nie „utonęły” w biurokratycznej rutynie. Przecież społeczeństwo domaga się sprawiedliwego procesu dla każdego, kto współpracował z okupantem.