środa, 3 lipca 2024 r
spot_imgspot_imgspot_imgspot_img

W centrum uwagi

Ukraińscy wolontariusze są zjawiskiem globalnym i głównym argumentem za przetrwaniem Ukrainy

Na Ukrainie niewiele osób zdaje sobie sprawę, że zasięg ruchu wolontariackiego w kraju jest w pewnym stopniu zjawiskiem globalnym.

Naprawdę trudno znaleźć drugi kraj na świecie, w którym systematycznie pracują dziesiątki tysięcy wolontariuszy, którym miliony ludzi nieustannie przekazują pieniądze (datki) na niezbędne cele. To wyjątkowa sytuacja, zauważa pisarz Andriej Łubka.

Wiadomo, że ta wyjątkowość jest podyktowana okolicznościami – wojną i słabością naszego państwa, czyli koniecznością przejęcia przez obywateli odpowiedzialności tu i teraz.

Jednak dla wielu zachodnich obserwatorów, ekspertów i decydentów siła ukraińskiego ruchu ochotniczego jest jednym z głównych powodów, aby wierzyć, że Ukraina nie upadnie.

Pomimo wertykalnego i scentralizowanego systemu organizacji państwa, który jest dziś bardzo silny (i w tej scentralizowanej sile leży jego kruchość), mamy w społeczeństwie rozbudowany system horyzontalnych powiązań, przenikający wszystkie sfery życia, wszystkie regiony i warstwy społeczeństwa. To w istocie wewnętrzne ramy Ukrainy, na których wszystko się opiera.

A ruch wolontariacki to nie tylko znane, duże fundacje, organizacje czy wolontariusze systemowi, którzy działają od trzech, wielu lat z rzędu. Tak, to są mocne struktury, ale takich funduszy jest wiele w różnych krajach i to tylko typowa historia.

Co jest wyjątkowe?

To, co czyni Ukrainę wyjątkową, to wolontariusze, którzy nie nazywają siebie wolontariuszami i nie uważają się za wolontariuszy. To ludzie, którzy w pewnym momencie po prostu otwierają zbiórkę i przeprowadzają ją w swoim (przeważnie małym) kręgu znajomych. Do hełmów i krótkofalówek, do kół samochodów, do samych samochodów i dronów, elektronicznych systemów bojowych i Starlinków, do ratowania ludzi i zwierząt przed ostrzałem.

Taka osoba żyje swoim normalnym życiem, ma główną pracę, ale w pewnym momencie ktoś zwraca się do niej z prośbą lub prośbą i ta osoba bierze na siebie ten ciężar i odpowiedzialność. Organizuje zbiórkę, kupuje najpotrzebniejsze rzeczy lub przekazuje pieniądze wojsku, składa raporty ludziom i wraca do normalnego życia. Taka osoba może ogłosić kolejny obóz przygotowawczy za pół roku albo wcale.

To ochotnicy, których nazywam „poetami i poetkami”. Ponieważ robią to na wezwanie swojej duszy, gdy mają natchnienie lub gdy panuje nastrój.

Ale ochotnicy systemowi zamienili się w mrówki, które zarządzają tymi sprawami 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu i mają długoterminowe, praktycznie ciągłe i niekończące się planowanie.

Największą siłą Ukrainy są właśnie tacy „poeci i poetki” z wolontariatu. Dokładniej, w tę niewidzialną substancję, która dodaje im odwagi, aby zacząć kolekcjonować i wziąć na siebie taką odpowiedzialność.

Ta magiczna substancja nazywa się zaufaniem. Bo osoba, która nagle ogłasza zbiórkę, ma nadzieję, że inni ją wesprą. Będą nas wspierać, bo mówimy o wspólnej sprawie, która jest ważna dla wszystkich. Nie osobisty, ale ogólny, dla dobra społeczeństwa (w sensie wspólnoty, społeczeństwa). I taka osoba ma podstawy do nadziei, bo obserwuje około setek i tysięcy innych spotkań, które może toczą się powoli, ale jednak poruszają się i zamykają.

Tak naprawdę wszyscy jesteśmy świadkami, uczestnikami, a nawet współtwórcami cudu. Bo to cud, że ktoś - niespodziewanie, niespodziewanie - może przekazać własne pieniądze innej osobie, której nawet nie zna, aby pomóc kolejnej osobie, której też nigdy nie widział ze swoimi oczy.

Może się to zdarzyć raz w roku, ale gdy zdarza się to codziennie przez trzy lata z rzędu, jest to prawdziwy cud.

Na Ukrainie cuda zdarzają się codziennie

Coraz częściej w moich wystąpieniach za granicą mówię konkretnie o wolontariacie. Przecież widzę, jak ten temat znajduje szczery odzew, zaskakuje i inspiruje zagraniczną publiczność, wywołuje prawdziwy zachwyt.

Ukraińcy żyją wewnątrz tego procesu i dlatego go nie zauważają, ale za granicą ta spirala poziomych powiązań w społeczeństwie ukraińskim jest oszałamiająca i fascynująca. W końcu to ideał!

Każda świadoma osoba działająca w tym obszarze – spraw społecznych, polityki, działalności charytatywnej – marzy o społeczeństwie, które się wspiera, ufa sobie. A teraz można to zobaczyć na własne oczy na Ukrainie. A to daje nam kolosalny kapitał moralny, dzięki któremu nadal szczerze nas wspierają.

Bo bez względu na to, co ktoś mówi, światem rządzą dobrzy ludzie i dobre intencje. A kiedy niemiecki mieszczanin lub francuski rolnik usłyszy o emerytowanej nauczycielce z Użgorodu, która w dniu wypłaty skromnej emerytury natychmiast przekazuje część pieniędzy na wsparcie wojska, to ich rozbraja. Bo chcę wspierać takiego człowieka – a więc takie społeczeństwo i takie państwo.

Wielu Ukraińców śmiało się, że spiker amerykańskiej Izby Reprezentantów Mike Johnson uklęknął i modlił się, zanim podjął decyzję o wsparciu Ukrainy. Ale – niezależnie od religii – wojna naprawdę stanowi imperatyw moralny dla ludzi i społeczeństw.

Każdy podejmuje przede wszystkim osobistą decyzję o wsparciu Ukrainy, która następnie przekłada się na uchwały rządu i dekrety prezydenta. A ta osobista decyzja podyktowana jest nie geopolityką, ale zrozumieniem konieczności wspierania narodu, w którym nawet emerytka przeznacza swoje skromne kilka hrywien na szczytny cel.

Uwierzcie mi, z punktu widzenia geopolityki już dawno zostalibyśmy wymienieni i porzuceni, ale wsparcie trwa, bo w tej wojnie jest coś bardzo realnego, ludzkiego, co dotyka wszystkich.

Moralny imperatyw dobrego uczynku i bystrzy ludzie, którzy wspierają się nawzajem w apokaliptycznej sytuacji, ufają sobie nawzajem. To nasza magia i nasza siła!

spot_img
ARGUMENT źródłowy
spot_img

W centrum uwagi

spot_imgspot_img

Nie przegap