W sierpniu ubiegłego roku Rosjanie nielegalnie zatrzymali 52-letniego Nikołaja Szałamowa z Kupiańska-Uzłowoja ze względu na jego proukraińskie stanowisko. Mężczyzna przez dwa tygodnie przebywał w przepełnionej celi bez dostępu świeżego powietrza.
Rosjanie poprosili mężczyznę o informacje na temat lokalnych działaczy i wieców proukraińskich. Ale za każdą odpowiedź, która im się nie podobała, bili Mikołaja w głowę i bali się, że użyją porażenia prądem i zabiorą go do Rosji. Nikołaj opowiedział filmom dokumentalnym ZMINA o swoich dwóch tygodniach w rosyjskiej niewoli.
Szukaliśmy flag, ale znaleźliśmy szalik i „dowód osobisty”
Rankiem 10 sierpnia 2022 roku do mieszkania Mikołaja przybyło trzech uzbrojonych Rosjan w kominiarkach.
„W mundurze wojskowym. Są bardzo dobrze wyposażeni - nie jak zwykli żołnierze. Najstarszy znak wywoławczy był francuski. Był jak ich dowódca” – mówi mężczyzna.
Wojsko w pierwszej kolejności szukało w mieszkaniu flag narodowych.
„Dali mi flagę USA, przywieźli ją z Nowego Jorku. Dużo mnie o niego pytali. Ale wcześniej schowałem flagi, żeby ich nie znaleźli – dodaje mężczyzna.
Mężczyzna uważa, że mógł o nich powiedzieć Rosjanom jeden z miejscowych.
Mikołaja oskarżano także o przynależność do grup narodowych i organizacji nacjonalistycznych.
„Nasz Internet zniknął pod koniec marca. Nie było też komunikacji. Dlatego nie mogli już w jakiś sposób sprawdzać moich subskrypcji na Facebooku ani moich polubień” – wspomina Nikołaj.
W końcu Rosjanie znaleźli żółto-niebieskie szaliki charkowskiej drużyny piłkarskiej „Metalist”, której mężczyzna od dawna był kibicem. Znaleźli także zdjęcia z meczów piłki nożnej, na których Mikołaj miał na sobie ten szalik. Każde takie odkrycie bardzo rozgniewało Rosjan.
Jednak przede wszystkim byli wściekli i jednocześnie zachwyceni, gdy w starym notatniku znaleźli własnoręcznie wykonaną „tożsamość” uczestnika Rewolucji Godności.
„Torturowali mnie paralizatorem i szczypcami”. Policjant z Izyum przeżył lochy rasistów i nie zdradził
„Wygenerowałem go w Internecie i wydrukowałem. Chociaż nie byłem na Majdanie – mówi mężczyzna.
Odbierali ten „zaświadczenie” jako potwierdzenie jego zaangażowania w proukraińskie wiece.
„Powiedzieli mi: „Więc cię złapali”, „Nic nie dzieje się przez przypadek” – wspomina Nikołaj.
Podczas 40-minutowego przeszukania Rosjanie nie znaleźli nic poza szalikiem i własnoręcznie wykonanym „dowodem osobistym”. Następnie zabrali laptop i telefon Nikołaja i zabrano go do samochodu - jeepa bez tablic rejestracyjnych, na którym namalowano białą farbą duże litery Z.
„Związali mi ręce wzmocnioną taśmą. Chcieli założyć sobie worek na głowę, ale prosiłam, żeby tego nie robić. Powiedział, że zamknę oczy i nie będę patrzeć” – wspomina mężczyzna.
Zamiast tego wciągnęli Nikołaja na głowę lekką sportową kurtkę i wepchnęli go do samochodu.
Od czasu do czasu udawało mu się dostrzec drogę przez szczeliny. Mężczyzna zrozumiał, że zabierają go do Kupiańska.
Po drodze Rosjanie pytali o lokalnych działaczy:
„Dojazd z Uzlovaya do Kupyańsk zajmuje 10-15 minut. I przez całą drogę nazywali mnie różnymi imionami. Powiedziałem, że nie znam nikogo takiego. I to prawda: większości z wymienionych przez nich osób nie znałem – dodaje Nikołaj.
Wtedy wojsko zaczęło grozić mu torturami. Powiedzieli, że podczas tortur powie im wszystko.
Półtora dnia na ulicy
Nikołaj został przewieziony do tymczasowego aresztu w obwodzie kupiańskim. Tam zabrali mu łańcuszek z krzyżykiem, pierścionek, elegancki zegarek i pieniądze.
„Pracownikami byli częściowo mieszkańcy Ługańska, a częściowo nasi skorumpowani gliniarze – wszyscy młodzi chłopcy” – mówi Nikołaj.
Po „akceptacji” został zabrany w głąb miejsca. Kazali mi opuścić głowę i nie rozglądać się.
„To było lato. Upał był tak straszny, że jeśli podajniki (dziury w drzwiach cel, przez które podawano więźniom jedzenie – przyp. red.) były otwarte, ciepło wydobywało się z nich jak z pieca – wspomina mężczyzna.
Ale strażnicy przeszli przez wszystkie cele i wyprowadzili go na dziedziniec, żeby poćwiczyć.
„Nie ma dachu, zamiast sufitu jest krata. Kiedy mnie tam zabrali, ze wsi Gusinka było już sześciu, siedmiu chłopaków” – mówi Mikołaj.
Według niego ci goście zostali zatrzymani za rzekome zabranie broni z rozbitej kolumny Rosjan w pobliżu ich wioski.
Niektórzy byli związani na stojąco przez strażników lub Rosjan.
„Gdzieś na wysokości twarzy wystawały żelazne rurki do podciągania – jakiś sportowy poziomy drążek. I tak przykuli chłopaków do tych rur” – kontynuuje mężczyzna.
Na dziedziniec sprowadzano także tych, którzy łamali godzinę policyjną. Zwykle wypuszczano je następnego ranka.
Nikołaj był tam przetrzymywany przez półtora dnia. Na dziedzińcu nie było żadnych udogodnień, więźniowie spali na betonowej podłodze.
W komorze bez powietrza
Mężczyzna został przeniesiony z placu ćwiczeń do celi nr 3. Jest ona przeznaczona dla czterech osób, ale Mikołaj był tam już 20. osobą.
„W celi przetrzymywano przede wszystkim 21 osób. Potem trochę go rozładowali – było 18–19 osób – opowiada były więzień.
W ciągu 16 dni przetrzymywania Mikołaja w celi ani razu nie wyprowadzono go na zewnątrz.
„Innych chłopaków zabierali na przymusowe roboty. Ale nigdzie mnie nie zabrali – wspomina.
W celi było bardzo gorąco i prawie nie było świeżego powietrza.
Trzeciego dnia na rękach i nogach mężczyzny pojawiły się czerwone pęcherze. Z biegiem czasu pękły i zaczęły krwawić.
„Zaczęło się od ciągłego upału, od potu, który się ze mnie lał. To płynęło, płynęło, płynęło ze mnie – zarówno w nocy, jak i w dzień – wspomina mężczyzna.
Prosił o zbadanie przez lekarza, lecz okupanci nie zareagowali. Jedyne co mnie uratowało to woda w umywalce:
„Miałem poduszkę - dwulitrową butelkę. Napełniłem go wodą, żeby w nocy nie strzelał i nie grzechotał, i tak spałem – wspomina mężczyzna.
Oprócz niego w celi przetrzymywano byłego uczestnika ATO oraz pracowników biura rejestracji i poboru do wojska.
„Jeden z tych pracowników leżał ciężko pobity. Wszystko było niebieskie” – mówi Nikołaj.
Wspomina, że po przesłuchaniach prawie wszyscy wrócili pobici. Wielu więźniów torturowano prądem elektrycznym, po którym nie pozostały prawie żadne ślady – jedynie czerwone plamy.
„Przymocowali druty do ciała, uszu, nóg i genitaliów. Krzyki były tak głośne…” – wspomina Nikołaj.
Według niego znęcanie się nad więźniami najczęściej odbywało się wieczorem: wyprowadzano ich na przesłuchanie około godziny 21:00 - 22:00 i można było tam przetrzymywać do pierwszej w nocy.
Siódmego lub ósmego dnia zatrzymania Mikołaj słyszał, jak Rosjanie brutalnie bili jednego mężczyznę. Według niego facet nie chciał podać Rosjanom hasła do swojego telefonu:
„O ile rozumiem, trzykrotnie podał im błędne hasło, a telefon został zablokowany. Więc go tak pobili” – wspomina mężczyzna.
Usłyszał, jak facet zaczął sapać od bicia, a potem umilkł. Nikołaj nadal nie wie, kto to był i co się z nim stało.
Przesłuchiwany i zastraszany, aby zabrać go do Rosji
Po raz pierwszy Mikołaj został zabrany na przesłuchanie pięć dni po aresztowaniu, 15 sierpnia.
„Jak tylko wyszedłem z celi, od razu założyli mi na głowę czarny worek, strasznie śmierdziało. Wszyscy zakładali te torby, ktoś do nich zwymiotował... Uff, pamiętam tę torbę” – Nikołaj krzywi się na to wspomnienie.
Mężczyzna nic nie widział, ale przypuszcza, że został zabrany do pokoju na pierwszym piętrze. Francuz i dwóch kolejnych wojskowych już tam było.
„Po głosie poznałem, że byli tacy, którzy mnie zabierali” – wspomina.
Związali Nikołajowi ręce za plecami, posadzili go na krześle i ponownie zaczęli go wypytywać o działaczy i to, jak rzekomo organizuje wiece.
„Myśleli, że jestem jednym z głównych uczestników tych wieców. Pytali, jak ich zorganizowałem. Odpowiedziałem, że nie byłem na żadnych wiecach – opowiada mężczyzna.
Jednak Rosjanie nadal naciskali, rzucając w niego koszulkami z trójzębami, ukraińskimi flagami, a nawet znalezioną w mieszkaniu nazwą Wi-Fi – „Putin Khuilo”.
Za każdym razem, gdy mężczyzna udzielał odpowiedzi, które nie podobały się wojsku, był bity.
„Nie rękami, ale jakimś przedmiotem, może książką. Straszyli mnie, że porażą mnie prądem, że zabiorą mnie do Rosji, do Biełgorodu, jeśli nie powiem tego, co trzeba. Rozmowa trwała około godziny, ale wydawała się nie mieć końca” – mówi Nikołaj.
Mężczyźnie grożono także zatrzymaniem jego żony.
Pod koniec przesłuchania Rosjanie powiedzieli, że Mikołaj musi spisać w swojej celi wszystkie znane mu nazwiska lokalnych działaczy oraz zapisać, kiedy i gdzie ich spotkał.
„Pytali na przykład o Nikołaja Masliję. Kandydował na burmistrza Kupiańska. Aktywista, bardzo silny patriota. Znał go prawie cały Kupyańsk. Ale były nazwiska, których w ogóle nie znałem” – mówi mężczyzna.
Musiał także spisać wszystko, co wiedział o wiecach w Kupiańsku na początku okupacji.
„Wyprowadzili mnie z pokoju i kazali strażnikowi dać mi kartkę papieru, ale nikt mi nic nie dał” – mówi Mikołaj.
Wrócili po niego pięć dni później – 20 sierpnia. Worków nie zakładano już na głowę i zabierano do urzędu paszportowego, który pracował w budynku wydziału okręgowego.
„Był tam znowu Francuz i jeszcze jeden – po raz pierwszy widziałem jego twarz, bo nie miał na sobie maski. A Francuz zakrył twarz – miał na sobie maskę, która pasowała na niego jak pończocha” – wspomina Nikołaj.
Według mężczyzny podczas przesłuchań nazywali Putina „carem-ojcem”:
„Mówią, że car Ojciec kazał im przywrócić porządek na Ukrainie”.
Według Mikołaja nie był to sarkazm ani nic w tym rodzaju. Wręcz przeciwnie, mówili to z dumą.
Drugie przesłuchanie również trwało około godziny. Tym razem jednak mężczyzna nie został pobity. Rosjan interesowali przede wszystkim wiece:
„Poprosili mnie o przeczytanie wierszy, które rzekomo czytałem podczas tych demonstracji i wieców. Odpowiedziałem, że nie czytałem poezji, bo nie byłem na żadnych wiecach”.
Pytali także o kartkę papieru, na której miał napisać o swoim udziale w wiecach i znajomości z działaczami. Mikołaj odpowiedział jednak, że nic nie pisze, bo nikt mu gazety nie dał.
„Pytają, dlaczego nie przypomniałem strażnikowi o prześcieradle. A ja odpowiedziałem, że my, więźniowie, nie możemy rozmawiać ze strażnikami” – mówi Mikołaj.
Następnie sam Francuz dał mu kartkę i kazał mu napisać w szczególności, gdzie był 2, 14 maja:
„Postanowili mnie oskarżyć, że byłem w Odessie, kiedy palili ludzi w Izbie Związków Zawodowych. W tym samym czasie odbył się mecz pomiędzy Czernomorec i Metalist. Chcieli, żebym przyznała, że byłam w to zamieszana. Ale nie przyznałem się, nie było mnie tam – wspomina mężczyzna.
Według Mikołaja podczas przesłuchania Rosjanie nie zachowali żadnych protokołów – wszystko było tylko słowne.
Po przesłuchaniu mężczyzna został zabrany z powrotem do celi i otrzymał polecenie „dalszego przemyślenia”.
Dzień Niepodległości w areszcie
Tego dnia Mikołaj myślał, że umrze. Wyprowadzono go z celi i zaprowadzono na dziedziniec, skąd samochodem wywożono więźniów. Postawiono mnie twarzą do ściany, a strażnik kazał mi zamknąć oczy i wyszedł. Po pewnym czasie przyszedł Francuz i kazał zawrócić w jego stronę.
„Odwróciłem się, on stał z bronią. Taki duży, srebrny pistolet. I mówi, że jestem khambetem” – wspomina ten moment mężczyzna.
Według niego Francuz zaczął przeładowywać pistolet i wycelował w głowę Mikołaja.
„Powiedział, że teraz mnie zastrzeli. I zaczyna strzelać z pistoletu. Stoję i myślę, że to już mój koniec – wspomina była więźniarka.
Jednak po pewnym czasie Rosjanin oznajmił, że wypuszcza Mikołaja.
To właśnie podczas tej rozmowy Francuz przypomniał sobie FSB: powiedział, że dadzą mężczyźnie wszystkie rzeczy, które mu odebrano, „aby później nie powiedział, że został okradziony przez Efesbe”.
Wojskowy postawił Nikołajowi ultimatum - zostanie zwolniony, jeśli obieca pójść do kościoła i zapalić zniczkę w intencji „zdrowia Władimira Władimirowicza Putina” oraz wywiesić rosyjską flagę przy wejściu do mieszkania.
Następnie mężczyzna został zabrany z powrotem do celi. Już następnego wieczoru około godziny 17 dali mu krzyż, pierścionek, zegarek, pieniądze i wypuścili.
„Pobiegłem do minibusa. Ledwo mogłem, bo w tej celi nie mogliśmy chodzić – mięśnie zanikły” – mówi Nikołaj.
Następnego dnia Francuz wraz z dwoma Rosjanami – w cywilnym ubraniu, ale w kominiarkach i z karabinami maszynowymi – przybyli do mieszkania mężczyzny i zostawili tam rosyjską flagę.
„Francuz powiedział, że mnie «przekuł»” – wspomina Nikołaj.
Po tej wizycie mężczyzna zdecydował się opuścić swoją wioskę:
„Około tydzień później spakowaliśmy z żoną nasze rzeczy, znaleźliśmy tych, którzy przewozili przez Rosję do krajów bałtyckich, zapłaciliśmy i wyjechaliśmy”.
Wjazd do Rosji jest zabroniony do 2052 roku
Małżonkowie opuścili okupację 3 września przez okupowane przejście graniczne Peski-Łogaczewka.
Na granicy zabrano im paszporty, a po chwili Mikołaja wezwano do biura straży granicznej. Tam, jak mu się wydaje, Ethesboita zaczął dopytywać, gdzie służył, kiedy służył i jak długo:
„I służyłem jako żołnierz kontraktowy w armii od 1988 do 1995 roku”.
Rosjanina bardzo zainteresowały także informacje o synu Mikołaja, który obecnie mieszka w Danii:
„Zapytałem, jak sobie tam radzi, ile tam zarabia”.
Po przesłuchaniu mężczyzna został poinformowany, że ma 30-letni zakaz wjazdu do Rosji, a on i jego żona zostali zabrani z punktu kontrolnego.
„Była już godzina policyjna, więc nie mogliśmy stamtąd wyjść. Więc tam zostali. Padało i do rana siedzieliśmy na polu” – wspomina Mikołaj.
Następnego dnia para wróciła do domu.
6 września w obwodzie charkowskim rozpoczęła się kontrofensywa Sił Zbrojnych Ukrainy. Ale w Kupiańsku-Uzłowie ludzie ukrywali się w piwnicach jeszcze przed 26 września, ponieważ ostrzał nie ucichł.
Nikołaj z żoną pozostali w domu do 30 września, a następnie wolontariusze zabrali ich do Charkowa, gdzie mieszkali przez prawie rok – do sierpnia tego roku. Co jakiś czas wracaliśmy do domu, czasem zostawając tam na dwa, trzy dni.
„Ostatni raz byliśmy 20 sierpnia i o 6:30 rano znaleźliśmy się pod ostrzałem w Kupiańsku, w pobliżu policji. Bardzo się baliśmy. A potem postanowiliśmy wyjechać z kraju” – wspomina Nikołaj.
Jego żona ma orzeczenie o niepełnosprawności drugiej grupy, więc mógł wyjechać za granicę. Rodzina jest obecnie na drugim etapie integracji w Norwegii.
„Mieszkamy teraz w schronisku – jedna z lokalnych gmin zgodziła się zapewnić nam mieszkanie. Pod koniec listopada muszą przenieść się za koło podbiegunowe. Po prostu tam zamieszkamy – dodaje mężczyzna.
Nikołaj nadal nie może w pełni dojść do siebie po rosyjskim areszcie.
Kiedy został po raz pierwszy zwolniony, zaczął leczyć konsekwencje:
„W tym więzieniu też zaraziłam się jakąś paskudną rzeczą – skóra zaczęła mi schodzić z rąk. Nie wiem, co to było: jakaś choroba grzybicza czy coś w tym rodzaju. Z czasem to minęło” – mówi Nikołaj.
Jednak nadal ma ataki paniki i ma koszmary w nocy.