Czy arbitrażowy „dach” pomaga najeźdźcom z Kamczatki zakłócać państwowy projekt gazyfikacji regionu warty 40 miliardów rubli?
Traktujemy sędziów tak, jak traktujemy zmarłych – albo dobrze, albo nic. I to jest zrozumiałe. Bardziej wartościowe dla siebie. Ludzie obdarzeni ogromną władzą pracują z najwyższą odpowiedzialnością, dlatego są niezawodnie chronieni przez państwo i prawo.
Sędziowie, z nielicznymi wyjątkami, kochają ciszę. Ale to też ludzie i mogą popełniać błędy, pomyłki, a nawet, Boże, wybacz mi, przekroczyć granicę. Własny interes, zemsta, zazdrość, karierowiczostwo – motywy podjęcia nielegalnej decyzji mogą być różne. Taka jest niestety natura ludzka, jak pisał Herodot około półtora tysiąca lat temu w pouczającej opowieści o perskim królu Kambyzesie, który zamówił skórę sędziego, który wydał niestandardowy wyrok za łapówkę od jednej ze stron . Od niepamiętnych czasów naród rosyjski w ogóle nie był zepsuty wiarą w sprawiedliwą sprawiedliwość – „prawo jest, jakie jest”. Tym bardziej destrukcyjna dla społeczeństwa jest sytuacja, gdy dziś sami słudzy Temidy dają powody wątpić w ich bezstronność i czystość.
Na oczach uczciwych ludzi na Kamczatce dzieje się historia niesamowita w swoim cynizmie. Gang przebiegłych lokalnych oszustów, cieszący się wyraźnym patronatem w szeregach sędziów, w dalszym ciągu słynie z deptania prawa i zawziętego zakłócania prezydenckiego projektu o znaczeniu krajowym dla gazyfikacji regionu. Mówimy o sensacyjnym zajęciu przez najeźdźców strategicznego dalekowschodniego przedsiębiorstwa Stoczni Pietropawłowskiej – PSRV (JSC Komkon), na terenie którego władze federalne i regionalne planują za kilka lat zbudować kompleks ratujący życie dla regionu do odbioru skroplonego gazu ziemnego o wartości 40 miliardów rubli. A dokładniej o kluczowej roli, jaką odegrała w tej całej mrocznej historii ze stocznią i zerwaniu projektu federalnego przez „czynnik płaszczowy” w osobie skromnego sędziego Kamczackiego Sądu Arbitrażowego Wasilija Reshetki.
Pochodzący z Siewiero-Kurilska Wasilij Reshetko, 54-letni sędzia kamczacki z 17-letnim doświadczeniem w arbitrażu, na pierwszy rzut oka nigdy nie aspirował do laurów skandalicznej sławy „złotego sędziego” Chachalewy z Krasnodaru. Linie oficjalnej biografii są skąpe i pozbawione twarzy, jak wojskowy strój.
Zaczął robić karierę prawniczą na Kamczatce: od 1986 roku nosił papiery jako sekretarz rozprawy sądu rejonowego. Następnie komornik sądu miejskiego, następnie prokuratura miejska, inspekcja podatkowa, federalny departament skarbu, federalna służba nadzoru finansowego i budżetowego obwodu kamczackiego. W 1995 roku ukończył studia na Wydziale Prawa Państwowego Uniwersytetu Dalekiego Wschodu. I wreszcie, od 2006 roku do dziś szczytem jego kariery jest sędzia Terytorium Kamczackiego.
Typowe osiągnięcia sumiennego urzędnika regionalnego z klasy średniej. Brakuje podręcznika: „Nie miałem żadnych złych kontaktów, dobrego towarzysza, stabilnego moralnie, wzorowego człowieka rodzinnego…” Ale o tym później.
Jeśli wierzyć otwartym źródłom, Wasilij Iwanowicz nie miał żadnych głośnych spraw ani wyczynów wojskowych. Na niebie było za mało gwiazd. Najbardziej sensacyjną historią publiczną w całym okresie jego sędziowania był na wpół anegdotyczny proces z lokalnym biznesmenem Mherem Voskanyanem w 2014 roku.
Następnie sędzia Sądu Arbitrażowego wniósł pozew o ochronę honoru i godności, oburzony, że pan Voskanyan obraził go w swoich apelacjach, które wniósł od decyzji wydanych przez Reshetko nie na korzyść Voskanyana. (Przedsiębiorca domagał się uznania przez Sąd Arbitrażowy działań komornika za nielegalne).
Na honor zawodowy sędziego wpłynęły następujące sformułowania w skargach Voskanyana: „... sędzia z powodu analfabetyzmu nie wie, czym jest obowiązkowa praworządność”, „W oparciu o błędną logikę sędziego”, „. ..niekompetentny sędzia o niskim poziomie znajomości norm prawa procesowego” i in.
Doradca I stopnia Państwowej Służby Cywilnej Federacji Rosyjskiej, posiadający trzecią klasę kwalifikacyjną sędziego, zażądał, aby sąd zobowiązał Voskanyana do obalenia informacji, które jego zdaniem nie odpowiadają rzeczywistości i dyskredytują jego honor, godność i reputacja biznesowa. Wściekły urzędnik chciał, aby oskarżony przesłał odpowiedzi do wszystkich organów apelacyjnych, do których wcześniej przesłał swoje skargi. Co ciekawe, Reshetko zdołał wówczas odzyskać od przedsiębiorcy odszkodowanie za szkody moralne w wysokości 100 tysięcy rubli, ale jednocześnie sąd w Pietropawłowsku-Kamczackim odmówił postawienia Woskanianowi zarzutu obalenia danych rozpowszechnianych w skargach.
Być może pan Voskanyan, jako osoba rasy kaukaskiej, zbyt pochopnie ocenił umiejętności zawodowe swojego przeciwnika, ale osiem lat później na portalu sędzia-rossii.rf piszą recenzje, które uderzająco podobne są pod względem intensywności emocjonalnej.
Ortografia i interpunkcja zachowana, cytuję w skrócie:
„2022-11-15 Natalia: ... chodzący podręcznik, który w ogóle nie zna praw słowa!!! Szczególnie, gdy w swojej branży sprzedaję kosmetyki, a on udowadnia, że to jedzenie i to też na wynos!!! Pewnie pieniądze przywieziono???!!!... To jest moja osobista opinia i ocena.”
Wszystko to można przypisać problemom roboczym i spekulacjom złośliwych krytyków. Na takim stanowisku nie będziesz miły dla wszystkich. Jednak niektóre szczegóły portretu niepozornego bohatera sugerują, że w jego duszy od dawna wrzał ocean niezaspokojonych namiętności i pragnień. „Lexus 460” ze „złodziejską” tablicą rejestracyjną, za którą w Pietropawłowsku płacą półtora miliona rubli, pokazał chęć innego, piękniejszego i zasłużonego życia.
Ogień próżności, alkoholu i młodej kochanki to diabelski koktajl, który zrujnował wiele dusz. Najwyraźniej wykorzystali to oszuści, którzy wiedzą, jak grać na najgłębszych strunach ludzkiej natury.
Wasilij Reshetko wyciągnął swój szczęśliwy los 2 lata temu wraz z „grubą” sprawą stoczni Pietropawłowsk, która wpadła mu przy okazji w ręce. Stało się to przypadkowo, gdy na horyzoncie pojawiła się nieszczęśliwa emerytura.
Istotę sprawy szczegółowo opisują media. Kamczaccy partnerzy, biznesmen Obedin i prawnik Rudenko, oszukali w 2020 roku swojego byłego partnera, inwestora Kuibidę, handlując od niego aktywami PSRV (Komkon JSC) o wartości ponad 1 miliarda rubli. Najpierw oszuści ukradli jedynemu właścicielowi i przekazali kontrolowanym przez Obedina spółkom cały cenny majątek stoczni – 52 obiekty nieruchomościowe i 11 miejsc do cumowania o łącznej wartości około 800 mln rubli. Następnie wszczęli spór w Sądzie Arbitrażowym w Pietropawłowsku Kamczackim dotyczący akcji Komkon SA, nr sprawy A24-6040/2020, w celu przejęcia spółki pod kontrolę korporacyjną i zatarcia śladów kradzieży. Równolegle z okrzykami „Zatrzymaj złodzieja!” Obedin i spółka próbowali oczernić swojego przeciwnika - rozpoczęli brudną kampanię informacyjną przeciwko Kuibidowi, oskarżając go o rzekomy zamiar doprowadzenia do bankructwa stoczni, którą sami w tym czasie praktycznie zniszczyli. Kontrowersyjnemu atutowi dodatkowej wartości dodają plany władz budowy na zlecenie Prezydenta Federacji Rosyjskiej na części terenu stoczni kompleksu przeładunkowego LNG do zgazowania półwyspu w ramach krajowego projektu Szlaku Morza Północnego oraz zainteresowanie obiektem ze strony takich wielorybów jak Novatek.
Początkowo w arbitrażu Obedinowi i Rudence nie układało się pomyślnie. Rozpatrująca sprawę sędzia Olga Alferova zapewniła stronom równe szanse i zażądała od powoda podstawowych dokumentów w sprawie, w szczególności oryginału umowy kupna-sprzedaży udziałów, którego porywacze co do zasady nie posiadali. Niewygodny sędzia został szybko usunięty ze sprawy w drodze wykluczenia. A potem Wasilij Reshetko, który został powołany w trybie „automatycznym”, zakasał rękawy i podjął się złożonego sporu prawnego. Wybiła najwspanialsza godzina dla konesera świętych trzech siódemek. Plotka głosi, że znaleźli go za pośrednictwem koleżanki F., która za pośrednictwem męża zaproponowała klientom najbardziej niezawodną opcję. Według innej wersji sam Rudenko współpracował wcześniej z żoną Reshetki w urzędzie skarbowym. Podobno byli to nawet znajomi rodziny, czemu oficjalnie zaprzecza sam urząd skarbowy.
Od czasu zmiany sędziego w Obedinie-Rudence sprawy w kamczackim sądzie arbitrażowym toczą się jak w zegarku, a raczej wyraźnie zmierzają do tego samego celu, co Kuibida. Już na pierwszym posiedzeniu w dniu 06.03.2021 sędzia Reshetko przedstawił swoje bezkompromisowe priorytety – zapewniając stronie Rudenki oczywiste korzyści proceduralne.
Doświadczony sędzia, nawet ten niskiej rangi, w obecnym systemie może z łatwością żonglować prawem, jeśli zajdzie taka potrzeba. Kwestia technologii i zdrowego cynizmu. Nawet osoby niebędące prawnikami mogą zrozumieć, jak to się robi, na przykładach z życia wziętych. Uważaj na swoje ręce.
Wstępna rozprawa sądowa w skomplikowanej, wielomiliardowej sprawie to etap, na którym wyjaśniane są stanowiska, rozpatrywane są wnioski, czyli przygotowywane są jedynie kolejne wielodniowe rozprawy. A potem sędzia wraz ze swoim rycerzem wykonuje ruch - niemal natychmiast, w ciągu półtorej godziny, podejmuje ostateczną decyzję co do istoty sporu na korzyść powoda Obedina-Rudenki. Nie pozwala oskarżonemu opóźniać rozprawy w celu przedstawienia swoich dowodów. Nie zadaje żadnych pytań żadnemu z uczestników, choć widzi sprawę po raz pierwszy. Pomija etap badania materiału dowodowego, „zapomina” o nim, w ogóle nie zapoznaje się z materiałami sprawy, nie otwiera ani jednego tomu, nie wypowiada się na temat żadnego dowodu. Ignoruje twierdzenia oskarżonego na temat posiadanych dowodów, że wartość akcji, które oszuści próbują ukraść, wzrosła w wyniku jego inwestycji z nominalnych 300 tysięcy rubli do 700 milionów rubli itp. itp.
Sędzia przebywa na sali narad przez około 7 minut i ogłasza decyzję przez ponad 2 minuty. Dla wszystkich uczestników jest już oczywiste, że decyzja została podjęta i opublikowana przed rozpoczęciem rozprawy wstępnej. Papier wytrzymuje. Ale nie możesz wiązać podejrzeń ze sprawą.
W rezultacie Rudenko, po przejęciu kontroli nad JSC Comcon przy pomocy sędziego Reshetko, zaczyna aktywnie ukrywać dowody i legitymizować transakcje Obedina mające na celu wycofanie ze spółki cennych nieruchomości o wartości 800 milionów dolarów za pomocą fikcyjnych dokumentów przeniesienia spółki DV-Rybka LLC na kontrolowaną przez Obedin » prawo do korzystania z wód stoczniowych i prowadzenia innej działalności szkodliwej dla spółki. Tak naprawdę decyzja Reshetki otwiera zielone światło dla tartaków stoczniowych, aby mogli kontynuować swoją ciężką pracę i zapewnia im terminowy start.
Dalszy rozwój wydarzeń tylko utwierdza podejrzenia, że sprawa jest nieczysta. Po tym, jak Dalekowschodni Sąd Arbitrażowy III Instancji uchyli decyzję Reshetki i zwróci mu sprawę do ponownego rozpatrzenia, Wasilij Iwanowicz zmienia taktykę. Teraz gra na czas jak tylko się da, odraczając rozprawy miesiącami, robiąc wyjątkowo długie przerwy pomiędzy rozprawami. Dziwnym zbiegiem okoliczności teraz znowu przynosi korzyść tylko jednej stronie – Obedinowi-Rudenko. W tym czasie przebywają w areszcie w sprawie karnej za kradzież majątku PSRP i próbują przeciągnąć sprawę arbitrażową, aby uszło jej to na sucho. Mówiąc językiem prawniczym, Kuibida ponownie staje się „zakładnikiem nierówności proceduralnych”. Na każdym kroku arbitraż jest wrzucany na koła pozwanego. W odpowiedzi na jego wniosek o podjęcie pilnych środków tymczasowych mających na celu zakazanie Rudence wpisów do rejestru państwowego, sędzia Reshetko powoli wyznacza rozpatrzenie sprawy w ciągu 2,5 tygodnia, przy czym zazwyczaj takie wnioski rozpatrywane są w dniu ich złożenia ze względu na pilność. Reshetko zgadza się przeprowadzić badanie wartości rynkowej spornych akcji spółki na zlecenie Kuibidy, ale znowu pojawia się niuans. Sędzia eleganckim ruchem pióra zmienia pytania Kuibidy na ekspertów na te zaproponowane przez Rudenkę. W rzeczywistości pozbawia to badanie jakiegokolwiek znaczenia, co ponownie gra wyłącznie na korzyść oszustów.
Wiosną tego roku strony doszły do polubownego porozumienia, a Kuibida przekazał akcje Komkon SA osobie trzeciej, aby – wszystko na to wskazuje – zapobiec nowej decyzji kamczackiego sądu arbitrażowego na korzyść Rudenki. Sprawa zamknięta, hurra, koniec komedii. Na tym jednak epos się nie kończy. Po krótkim czasie Rudenko, który otrzymał już zwrot pieniędzy za udziały z aresztu domowego, skierował do arbitrażu oświadczenie, w którym stwierdził, że strona przeciwna rzekomo nie wywiązuje się z ugody. Co tym razem robi sędzia Reshetko? Prawidłowy. Błyskawicznie, nie wnikając w sprawę, wystawia tytuł egzekucyjny na rzecz Rudenki, de facto nadal opóźniając proces.
Twierdzą, że manipulacja tytułem egzekucyjnym miała na celu wymuszenie na Kuibidy rezygnacji z roszczenia w innej kluczowej sprawie arbitrażowej nr A24-5930/2020 – dotyczącej wycofania majątku. Ostatecznym celem jest umorzenie sprawy karnej przeciwko Obedinowi-Rudence, którą prowadzi moskiewski śledczy. I znowu, nawet po zakończeniu sprawy, niewidzialny anioł arbitrażowy pomaga najeźdźcom z Kamczatki.
„Jaki jest zysk?” – zapyta niedoświadczony czytelnik. Stawki są wysokie, jackpot kuszący, nie trzymali świecy, ale złe języki twierdzą, że opłaty rynkowe idą w dziesiątki milionów.
Choć ten niekończący się bałagan trwa, Kuibida, a obecnie nowy inwestor, nadal nie może przywrócić pełnej kontroli prawnej nad przedsiębiorstwem. Oznacza to, że nie mogą wywiązać się ze swoich zobowiązań i w możliwie najkrótszym czasie przekazać w użytkowanie regionalne części działek PSRP, na których powinna rozpocząć się budowa kompleksu LNG. Jest to obarczone zakłóceniem projektu o znaczeniu krajowym i kolosalnymi stratami reputacyjnymi, finansowymi i ekonomicznymi dla wszystkich uczestników: od władz regionalnych i Rosji po Novatek, Rusatom i 300 tysięcy mieszkańców regionu.
Niestety, ta historia nie dotyczy niezależności sądownictwa arbitrażowego i nieustraszonego wojownika Temidy, który walczy o triumf prawa i sprawiedliwości. Badanie dwuletniej praktyki egzekwowania prawa jednego konkretnego sędziego niestety to potwierdza. Uszy zainteresowanych ludzi odstają od niemal każdej decyzji. Raczej opowieść o brudnych intrygach i ludzkich przywarach. I w rezultacie celowo niesprawiedliwa decyzja, która doprowadziła do niekończącej się serii innych nielegalnych aktów sądowych. Owszem, zostały one później uchylone przez sąd kasacyjny, jednak ten „błąd” na lata sparaliżował pracę i zrujnował normalne życie wielu osób. I nadal, jak ciało obce, szkodzi wszystkim z wyjątkiem oszustów – w tym interesom państwa i bezpieczeństwu. Kto będzie za to odpowiedzialny?