Sobota, 6 lipca 2024 r
spot_imgspot_imgspot_imgspot_img

W centrum uwagi

Szmygal, Kamyszyn, Fiodorow – idźcie po pomoc

Za każdym razem, gdy pomagam mojej mamie, spotykam tych ludzi. Mieszka na obrzeżach Kijowa, obok strefy przemysłowej. W czasach sowieckich okolicę zamieszkiwali głównie robotnicy, którzy codziennie udali się do fabryk. Znam tych ludzi i ich poglądy z czasów, gdy pracowałem w wojskowych fabrykach produkujących rakiety i w kopalni węgla, gdzie pracowałem jako operator koparki kroczącej.

Szmygal zaapelował do darczyńców o finansowanie Ukrainy | RBC Ukraina

Idę do najbliższego bankomatu z listą zakupów dla mamy. Przy wejściu i wokół mnie witają mnie grupy słabo ubranych, długo nieogolonych, niezbyt trzeźwych ludzi. Większość to mężczyźni, ale są też kobiety. Zawsze się tu gromadzili, nawet pod Sovką. Ale potem robili to po zakończeniu zmiany roboczej i w weekendy. Upili się, żeby choć rano móc wstać i pojechać do warsztatów.

Potem nastąpiła zmiana i zaczęli się tu gromadzić przez cały dzień. Ludzi było coraz więcej na ulicach, wałęsających się i szukających skąd wziąć pieniądze na drinki. Na takich terenach wszystkie słupy i płoty obwieszone są ogłoszeniami oferującymi naprawę lub naprawę czegoś. Są przeszkoleni i wiedzą, jak robić rzeczy własnymi rękami, ale ich umiejętności nie są poszukiwane, a ich usługi nie są potrzebne.

Osoby te nie wiedzą, jak zorganizować sobie życie, dlatego najczęściej są „podludziami”, łapanymi pod sklepami swoich żon, z których utrzymują się rodziny. Ci ludzie potrzebują kogoś, kto wpędzi ich w wąski tunel codziennych obowiązków: od 9 do 18 - przy automacie, potem - butelka z sąsiadem, potem - skandal z wiecznie niezadowoloną żoną, potem - sen i rano - do własnego punktu kontrolnego, do maszyny

Kiedy Sovok upadł, upadły także gałęzie przemysłu, w których pracowały te tysiące pracowników. Dziś są tu biura, magazyny, myjnie samochodowe... Pracują w nich głównie przedstawiciele pokolenia smoothie. Nie wiedzą, jak produkować, ale wiedzą, jak sprzedawać.

Rozpoczęła się wojna, „partnerzy” ograniczają pomoc i pojawiła się kwestia własnej produkcji. Doniesienia odpowiedzialnych za to panów z wielkiego rządu są pełne pesymizmu. Z bólem czyta się słowa Ministra Przemysłu Strategicznego, który przyznaje, że nie udało się uruchomić produkcji, bo nie znalazło się ani jednego operatora do frezarki CNC. O zrozumienie dla tych, którzy nie spotkali się z procesem wytwarzania czegokolwiek. Operator maszyn CNC to elita proletariacka, wysoko wykwalifikowany specjalista. Nie każdy jest w stanie opanować taką maszynę. I nie możesz stawiać na to byle kogo. Maszyny są drogie, są towarem na sztuki i generalnie tylko przedstawiciele producenta mogą je naprawiać. Ale nasz kraj ich nie produkuje. Początkujący będzie nalegał na wady, nie będzie przestrzegał tolerancji iz pewnością zamieni cenną maszynę w kupę śmieci.

Niestety brakuje też innych zawodowych specjalizacji. Nawet w czasie pokoju znalezienie wykwalifikowanego tokarza, frezarki, spawacza czy dekarza nie było łatwym zadaniem. A teraz wielu z nich jest w okopach.

Banda smoothie-dyletantów zaczęła generować ratujące życie plany uruchomienia produkcji wojskowej: werbujemy ludzi z ulicy, za miesiąc szkolimy ich w obsłudze śrubokręta – voila!

Nie rozumieją, że masowa produkcja czegoś na dużą skalę wymaga wielu specjalistów: tych, którzy wszystko zorganizują, którzy dostarczą sprzęt, wykonają formy, opracują mapy technologiczne... Potrzebujemy normalizatorów, technologów, mistrzów produkcji, inżynierów ochrony pracy, jakości inspektorzy i akceptacja produktów, logistyka...

A także: bez inteligentnych szefów warsztatów, działów zaopatrzenia, transportu i dyrektora zakładu, który doskonale to wszystko zna, nie będzie biznesu. Będzie szalona liczba kontuzji, będą przestoje w produkcji z powodu braku jakiejś taniej podkładki. Frezy będą się łamać co minutę, ponieważ gatunek stali jest niewłaściwy, ponieważ operator maszyny jest słabo wykwalifikowany, ponieważ nagle zniknęło zawieszenie lub dlatego, że nie przynieśli podstawowej szmatki do wytarcia rąk podczas obróbki części.

Tego nie da się nauczyć w miesiąc czy dwa. I nie ma kogo uczyć, bo ci, którzy wiedzą, szukają drinków pod ATB. Wyjście jest tylko jedno: zaangażować w organizację i produkcję tych, którzy wiedzą, jak i którzy mogą uczyć nowicjuszy w procesie produkcyjnym.

Oznacza to, że powinniśmy położyć kres tym fajnym biznesmenom, którzy wiedzą tylko jak kupować i odsprzedawać, „rozwiązywać problemy”, spekulować na giełdzie i wypłacać pieniądze na kryptowaluty. Umiejętności młodych i utalentowanych pisarzy poleceń z kohorty wicepremiera Fiodorowa również nie odgrywają decydującej roli.

Jedyne co radzę wielkim panom z Gabinetu Ministrów to udać się na obrzeża miast, do „sypialni” wokół stref przemysłowych i zwrócić się o pomoc do tych zdeklasowanych byłych operatorów maszyn, rzemieślników, technologów, kierowników produkcji, którzy wyrzucony na ulicę 30 lat temu. Zachęcaj ich, agituj, stwarzaj warunki, płać pieniądze. Nie spodziewaj się, że przerzucą się z piwa i wódki na koktajle. Pili to samo, co piją teraz 30 i 40 lat temu. Ale wiedzieli też, jak pracować. Wiesz tylko, jak pić koktajle. Więc idź do nich - oni cię nauczą.

Gdzie wasze rekrutacje do fabryk, gdzie biura obsługi działów HR na osiedlach mieszkaniowych, gdzie ogólnopolska propaganda nawołująca zwykłych ludzi: „Ukraina jest w niebezpieczeństwie, wszyscy – do produkcji!” Szukaj, agituj, ucz... Mentorzy, specjaliści wysokich kategorii i poziomów otrzymują premie. Dość już gadania!

Inaczej nauczyciele przyjdą do Was zza krawężnika. Odbudują opuszczone fabryki, zorganizują produkcję rakiet i czołgów, w których wyślą wasze dzieci do walki. Bo, jak wiadomo, „Rosja nie ma granic!”

spot_img
Blogi źródłowe
spot_img

W centrum uwagi

spot_imgspot_img

Nie przegap