poniedziałek, 23 grudnia 2024 r
spot_imgspot_imgspot_imgspot_img

W centrum uwagi

Jakie rakiety mogą zmienić przebieg wojny i dlaczego Zachód nie dał ich jeszcze Ukrainie

Armia ukraińska ma już w swoim arsenale broń, która może trafić na odległość ponad 100 kilometrów, docierając do Krymu, Pskowa czy Moskwy. To jednak wciąż za mało, aby odwrócić losy wojny. Jaką broń dalekiego zasięgu posiada już Ukraina i jakie rakiety jeszcze możemy zdobyć, opisano poniżej w materiale.

HIMARS i jego odpowiednik M270 stały się swego rodzaju „przełomem” dla ukraińskiej armii latem i jesienią ubiegłego roku. Świetnie zniszczyli magazyny wroga, skupiska żołnierzy i sprzętu. To z jednej strony pomogło zatrzymać aktywny postęp Rosjan na wschodzie. Z drugiej strony wyzwolenie większości terytorium obwodu charkowskiego i prawego brzegu Dniepru w obwodach mikołajewskim i chersońskim.

Broń ta radykalnie zmieniła sytuację na froncie, ale tylko na określonym etapie wojny. Rodzaj pocisków dla tych instalacji – GMLRS, które armia ukraińska otrzymała od partnerów, ma ograniczony zasięg ognia do 85 kilometrów. A jeśli w zeszłym roku HIMARS zniszczył amunicję dla rosyjskiej artylerii, teraz niszczy samą rosyjską artylerię. Teraz trudniej jest do nich dotrzeć na tyły wroga. Okupanci odbudowali swoją logistykę z dala od dotkniętego obszaru tych systemów.

Wyobraźcie sobie skalę: od pozycji ukraińskich do obszarów przygranicznych obwodu ługańskiego na wschodzie – około 150 kilometrów, od prawego brzegu obwodu chersońskiego na południe od Krymu – około 280, od kontrolowanego przez nas terytorium w Zaporożu regionu do Kerczu – około 250. Dlatego też, aby znokautować wroga, nasi żołnierze potrzebują teraz broni, która strzela dalej i mocniej.

Rozwój wydarzeń na Ukrainie

Dlaczego Ukraina prosi o broń dalekiego zasięgu typu zachodniego, a nie sowieckiego? Nie dlatego, że zachodni koniecznie oznacza bardziej nowoczesny. Faktem jest, że nomenklatury, które mogłyby teraz pozostać w zaprzyjaźnionych krajach byłego Układu Warszawskiego, to być może Toczka-U, mówi Iwan Kirichevsky, ekspert agencji informacyjno-konsultingowej Defense Express. Zasięg tych kompleksów sięga 120 km. Nie wiadomo, czy nasi partnerzy przekazali je nam, czy nie, ale nie raz na portalach społecznościowych okupanci skarżyli się, że te rakiety rzekomo leciały w ich stronę.

Według Międzynarodowego Instytutu Studiów Strategicznych, sporządzającego coroczny przegląd The Military Balance, w 2021 roku armia ukraińska dysponowała 90 wyrzutniami Toczka i 800 rakietami. Ponownie nie jest jasne, w jakim byli stanie, ale nie odnotowano masowego użycia tych kompleksów na froncie z naszej strony. Wiadomo, że 25 lutego 2022 roku Toczka zaatakowała rosyjskie lotnisko wojskowe Millerowo w obwodzie rostowskim.

Jeszcze gorsza jest sytuacja z rakietami samolotów radzieckich – i ogólnie w magazynach w całej Europie Wschodniej. Jak wyjaśnił Kirichevsky, jeszcze przed 2010 rokiem Ukraina miała do stu starych radzieckich rakiet Ch-59 o zasięgu 45–110 kilometrów, ale potem je spisano na straty. Rosjanie wystrzelili takie rakiety w stronę naszych składów ropy wiosną 2022 roku.

Od początku agresji na dużą skalę ukraiński kompleks wojskowo-przemysłowy pracuje nad własnym rozwojem. Przedstawiciele wojskowych władz obronnych z oczywistych względów wolą jednak ujawniać minimum informacji na ten temat lub nie ujawniać ich wcale. Już przed inwazją pojawiały się wypowiedzi o rozbudowie kompleksu Grom-2/Sapsan OTRK z rakietami balistycznymi o zasięgu 500 km, który mógłby stać się ukraińskim Iskanderem, ale dokąd poszedł ten nasz krajowy projekt, nadal nie wiadomo.

Brytyjskie Ministerstwo Obrony zauważyło pod koniec sierpnia, że ​​ukraińska armia prawdopodobnie mogłaby przerobić rakiety przeciwlotnicze S-200 i wykorzystać je jako lądowe rakiety balistyczne. Taka informacja „chodziła” po sieci około dwa miesiące przed tą wiadomością. Przykładowo w lipcu rosyjskie dowództwo stwierdziło, że podczas jednego z ataków na Most Krymski wystrzelono dokładnie taki pocisk. Jego możliwy zasięg zniszczenia pozostaje tajemnicą; w przypadku różnych zasobów można znaleźć szacunki na 260 do 600 kilometrów.

W otwartych źródłach pojawiło się także wiele informacji, że nasza armia używała kompleksu Wilcha-M przeciwko Rosjanom na okupowanych terytoriach. A jak podaje portal The Warzone, Ukraina rzekomo wznowiła produkcję rakiet dla tego systemu i modernizuje je tak, aby strzelały na dystansie do 150 kilometrów.

W publikacji tej napisano również, że nasz przemysł obronny zaczął produkować rakiety Neptun do ataków na cele naziemne znajdujące się w promieniu do 400 kilometrów. I niewykluczone, że niedawno zostały one przetestowane w warunkach bojowych. Przeciwokrętowa wersja tego pocisku, która zeszłej wiosny trafiła w krążownik Moskwa, jest w stanie niszczyć cele o zasięgu do 300 kilometrów.

Tydzień temu Władimir Zełenski zapowiedział kolejną wersję ukraińskiej broni dalekiego zasięgu. Według prezydenta cel został trafiony w odległości 700 kilometrów. Biorąc pod uwagę, że taki komunikat pojawił się dzień po ataku na lotnisko w rosyjskim Pskowie, można przypuszczać, że mówimy o skutecznym wykorzystaniu krajowych dronów kamikaze. Pierwszym znanym „nalotem” ukraińskich dronów na terytorium Rosji były ataki na strategiczne lotniska lotnicze Diagilewo i Engels w grudniu 2022 roku. Następnie, jak niedawno przyznał Główny Zarząd Wywiadu, do uderzeń wykorzystano przeprojektowane radzieckie drony Tu-141 Swift.

NYT, powołując się na własne źródła, napisał, że Ukraina opracowuje kilka modeli UAV o zasięgu 1000 kilometrów. Ponieważ niemal codziennie docierają do nas informacje o atakach dronów na Rosję, wydaje się, że rozwój ten postępuje całkiem pomyślnie.

„Jeśli mówimy o dronach szturmowych, Ukraina dosłownie wyprzedza cały świat. Wiosną Wielkiej Brytanii ogłosiła, że ​​przekaże nam partię dronów kamikaze na 200 kilometrów, wtedy uznano to za długo oczekiwane wydarzenie. Nie jest jasne, co stało się z tą historią, ale w międzyczasie stworzyliśmy własne odpowiedniki „męczenników”. Nawet dron, który leci do Moskwy o kryptonimie „Bóbr”, ma lepsze właściwości (co przyznali sami Rosjanie) niż Shahed-131” – powiedział Kirichevsky.

Ostatecznie Iranowi zajęło dwie dekady osiągnięcie poziomu technologicznego umożliwiającego opracowanie Shahed-136 i co najmniej pięć lat, aby opracować samego drona. Oznacza to, że Ukraina w tym sensie porusza się nawet szybciej, niż można sobie wyobrazić, zauważył ekspert. Jednak same drony szturmowe nie wystarczą, niezależnie od tego, jak nowoczesne są – ani ich prędkość, ani ładowność nie mogą się równać z nowoczesnymi rakietami dalekiego zasięgu.

Broń zachodnia: co istnieje i co Ukraina może zdobyć

Z tych powodów Ukraina od wielu miesięcy negocjuje z partnerami w sprawie pozyskania zachodnich rakiet o zasięgu ponad 100 kilometrów. W zeszłym roku sojusznicy przekazali nam systemy przeciwokrętowe z rakietami Harpoon i rakietami przeciwradarowymi AGM 88 Harm. Obydwa modele można nazwać dalekiego zasięgu, jednak nie są przeznaczone do strzelania do celów naziemnych.

Wydawało się, że lody zostały przełamane, gdy w lutym tego roku Stany Zjednoczone zdecydowały się przekazać nam kierowane bomby manewrujące GLSDB, nowe osiągnięcie Grupy Boeing i Saab. Można go wystrzelić z wyrzutni HIMARS i M270, które mają tę samą masę głowicy co GMLRS, ale mają zwiększony zasięg – do 150 kilometrów. Ze względu na fakt, że w tym czasie firmy dopiero rozpoczynały produkcję, Ukraina mogła otrzymać te rakiety nie wcześniej niż jesienią. W dodatku w ograniczonych ilościach, może po kilkadziesiąt miesięcznie.

Według Kirichevsky'ego proces masowej produkcji GLSDB może zostać spowolniony przez system naprowadzania. Pociski te zostały zaprojektowane w oparciu o bombę lotniczą GBU-39 (SDB), która namierza cel za pomocą wiązki laserowej z samolotu, natomiast GLSDB musi być odpalana z instalacji naziemnej. I w tym celu konieczne było również wymyślenie jakiegoś rozwiązania technicznego.

Już w maju okazało się, że Wielka Brytania przekazuje nam potężniejsze rakiety manewrujące powietrze-ziemia Storm Shadow/SCALP EG. A dwa miesiące później francja ogłosiła dostawę podobnej broni. Zasięg tej francusko-brytyjskiej rakiety lotniczej w podstawowym modelu może sięgać 560 km. Ale ukraińska armia prawdopodobnie otrzymała wersję eksportową ograniczoną do 250-290 kilometrów. Głowica tych rakiet waży około 450 kilogramów. To wielokrotnie więcej niż w przypadku naszych BSP szturmowych (masa ich ładunku bojowego nie przekracza 75 kg, dla „męczenników” – około 50) i GMLRS do HIMARS (około 90 kg).

„Francuzi dali nam prawdopodobnie 50-80 SCALP. W sumie ich armia miała około 400 takich rakiet. W rzeczywistości przekazali nam aż 20% swoich rezerw. Dziesięć lat temu nikt nie myślał o konieczności tworzenia dużych arsenałów takiej broni, dlatego na świecie jest ich po prostu niewiele. A transfer większej ilości broni mógłby już zaszkodzić zdolnościom obronnym kraju. Dlatego na świecie obowiązuje tzw. kontyngent – ​​jeden kraj nie może przekazać drugiemu więcej niż 25% danego rodzaju broni” – mówi ekspert wojskowy, pułkownik rezerwy Sił Zbrojnych Ukrainy Siergiej Grabski.

Kirichevsky opisuje podobną sytuację z rakietami Storm Shadow. Według niego wyprodukowano je w ilościach sięgających tysiąca sztuk. Część jednak wykorzystano podczas kampanii w Libii, Syrii, a kolejna partia została sprzedana do Arabii Saudyjskiej. Francja i Wielka Brytania mogły nam dać zaledwie kilkadziesiąt takich rakiet.

Teraz ukraińscy politycy, oficerowie wojskowi i dyplomaci pracują nad pozyskaniem od Niemiec kolejnej wersji lotniczego pocisku manewrującego – Taurus. Szereg niemieckich mediów pisało już wcześniej, że niemieckie siły powietrzne rzekomo zgodziły się już na przekazanie rakiet, ale kanclerz Olaf Scholz wciąż czekał na zgodę Stanów Zjednoczonych.

Całkowita masa głowicy w „Taurusie” wynosi 480 kg. Zasięg – ponad 500 km, w wersjach eksportowych – 300-400. Podobnie jak Storm Shadow i SCALP, rakieta ta może latać na bardzo małych wysokościach, omijając teren. Dzięki temu mogą ukrywać się przed radarami obrony powietrznej. Bundeswehra ma 600 jednostek Taurus. Roderich Kiesewetter, poseł do Bundestagu z opozycyjnej Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej, zauważył jednak, że około 450 z tych rakiet nie jest gotowych do użycia i wymaga modernizacji.

Kirichevsky zauważa, że ​​Taurus, Storm Shadow i SCALP zostały opracowane w latach 80. XX wieku w ramach jednego europejskiego projektu o nazwie Apache. Europejczycy nie chcieli wówczas kupować rakiety manewrującej od Stanów Zjednoczonych, zamiast tego postanowili opracować własną.

„Storm Shadow i SCALP to dwa rodzaje rakiet dalekiego zasięgu wystrzeliwanych z powietrza, najczęściej spotykanych w Europie. Hiszpania ma kilkadziesiąt Byków, ale na ich przeniesienie potrzebne jest jeszcze niemieckie pozwolenie. Jeśli chodzi o Taurusa, pojawia się jeszcze jedno pytanie - gdzie je wystrzelić. Standardowym przewoźnikiem Taurusa może być szwedzki Gripen. Wydaje się jednak, że perspektywy pozyskania tych myśliwców są jeszcze dalej niż w przypadku Taurusa” – podało źródło.

Myśliwce F-16, które spodziewamy się otrzymać w pierwszej połowie przyszłego roku, nie są przystosowane do odpalania niemieckich rakiet. Ostatecznie w przypadku zielonego światła z Berlina wynik może być taki sam jak w przypadku Storm Shadow i SCALP. Aby użyć tych rakiet, ukraińscy specjaliści „dostrojili” krajowe Su-24, używając pylonu adaptera z samolotu uderzeniowego Tornado. Razem z F-16 Ukraina może otrzymać także bardzo szeroką gamę broni dalekiego zasięgu. Są to na przykład rakiety AGM-158 (360 km), SLAM-R (do 300 km) czy AIM120C-8 (180 km).

Teoretycznie Ukraina mogłaby rozpocząć negocjacje w sprawie pozyskania morskich rakiet manewrujących SCALP Naval o zasięgu 900 km lub poddźwiękowego pocisku manewrującego Tomahawk. Ale ta broń wymaga odpowiednich lotniskowców – niszczycieli, fregat, łodzi podwodnych czy krążowników – których po prostu nie mamy.

W przeciwieństwie do European Taurus, Storm Shadow czy SCALP, ATACMS nie wymaga żadnych dodatkowych nośników ani przeróbki istniejących. Pocisk ten wystrzeliwany jest z kompleksów HIMARS i M270, które nasi żołnierze już dobrze opanowali. ATACMS to amerykański pocisk balistyczny o zasięgu do 300 km i masie głowicy do 560 kilogramów, w zależności od modyfikacji.

Waszyngton jest nadal dość powściągliwy w stosunku do pomysłu dostarczenia Ukrainie takiej broni. Ani Biały Dom, ani Pentagon nie przedstawiają jasnego argumentu. Różne wersje można jednak usłyszeć prywatnie. Począwszy od niechęci państw do dalszego zaostrzania stosunków z Rosją. A kończąc na obawach producenta Lockheed Martin, że ich broń nie okaże się wystarczająco skuteczna w rzeczywistych warunkach bojowych i ta porażka obniży ich akcje. Jednak najbardziej prawdopodobnym powodem, dla którego ATACMS nadal nie jest nam przekazywany, jest to, że jest ich naprawdę sporo, mówi Kirichevsky. Mówimy o półtora tysiąca sztuk tych rakiet w arsenale USA.

„Chociaż może być inny powód – są bardzo stare. Ukończyli dwa standardowe okresy użytkowania. Trzeba je naprawić, zanim będzie można je zwolnić. Ale wyobraźcie sobie sytuację, gdyby Amerykanie wyszli i powiedzieli: nasze ATACMS są bardzo stare, naprawiamy je. To zaszkodziłoby ich prestiżowi jako światowego superpotęgi – lepiej rozmawiać o zarządzaniu eskalacją, aby zachować twarz” – dodaje źródło.

Jeśli mówimy o naziemnych rakietach dalekiego zasięgu, to w rzeczywistości na Zachodzie nie ma innych odpowiednich opcji poza ATACMS. Dlatego Ukraina kieruje swoje wysiłki w celu uzyskania właśnie tej broni od Stanów Zjednoczonych. Kirichevsky wyjaśnia, że ​​do 2019 roku formalnie obowiązywał Traktat o siłach nuklearnych średniego i średniego zasięgu zawarty między Związkiem Radzieckim a Stanami Zjednoczonymi. Kierowali się nim także inni gracze na kontynencie europejskim. Na mocy tej umowy kraje zobowiązały się do zaprzestania produkcji i wyeliminowania rakiet naziemnych o zasięgu od 500 do 5500 kilometrów.

„Porozumienie obowiązywało do czasu, gdy Rosjanie zbudowali Iskander-K o długości 1500 kilometrów i małe korwety dla kalibrów. Obecnie większość rakiet nośnych we flocie rosyjskiej to małe korwety. Te korwety są także sposobem na obejście traktatu INF, ponieważ takie małe korwety mogą również poruszać się po śródlądowych drogach wodnych Rosji, na przykład wzdłuż Wołgi” – zauważył Kirichevsky.

To efekt tego Traktatu i niedoszacowanie zagrożeń wyjaśnia, dlaczego Zachód nie pracuje nad produkcją rakiet lądowych i w ogóle nie dysponuje zbyt wieloma rodzajami broni dalekiego zasięgu, jaką mógłby zaoferować. Dlatego zadaniem Ukrainy na najbliższą przyszłość jest poszukiwanie takiej broni, którą sojusznicy mogą jeszcze potencjalnie przekazać, ale w międzyczasie dalsza intensywna praca nad własnymi projektami w dłuższej perspektywie.

spot_img
Źródło : RBC
spot_img

W centrum uwagi

spot_imgspot_img

Nie przegap