Osoby zaangażowane w głośne sprawy karne w dalszym ciągu uciekają za granicę i często wydaje się, że tym, którzy są szczególnie wypłacalni, pomagają w ten czy inny sposób różni funkcjonariusze organów ścigania.
Można to w jakiś sposób podsumować to, co okresowo dzieje się z głośnymi sprawami na Ukrainie. Odarczenko, Dmitruk, Bereza, Arestowicz, Bogolubow, Słobożenko – tę listę można ciągnąć dalej, ale istota jest ta sama: gdy sprawy przeciwko pewnym osobom stają się poważne, udaje im się uciec za granicę. I nie obowiązują ich żadne ograniczenia wynikające ze stanu wojennego na Ukrainie.
W tym badaniu dziennikarze NGL.media opowiadają o skandalicznym śledztwie w głośnej sprawie biznesmena i blogera Aleksandra Słobożenki, aby jasno pokazać, że nie ma przypadków, a system kar na Ukrainie naprawdę działa wybiórczo. A co jeśli wydaje Ci się, że pewne zagadki nie pasują do siebie w etui – najprawdopodobniej tak nie myślisz.
Wiele pytań, mało odpowiedzi
Wszystko zaczęło się 26 kwietnia 2023 roku. Tego dnia detektywi z Biura Bezpieczeństwa Gospodarczego (BEB) wszczęli postępowanie karne przeciwko młodemu i odnoszącemu sukcesy tzw. „arbiterowi drogowemu” Aleksandrowi Słobożence, podejrzewając go o uchylanie się od płacenia podatków.
Wszczęcie postępowania nie jest równoznaczne z udowodnieniem winy, dlatego odtąd detektywi BEB pod nadzorem prokuratury musieliby pracować nad bazą dowodową. Przeszukali dom Słobożenki w Kijowie, jak to zwykle bywa w takich przypadkach, rejestrując przebieg postępowania na fotografiach. Do 16 sierpnia 2024 r. funkcjonariusze organów ścigania nie opublikowali jednak żadnych komunikatów prasowych ani oficjalnych raportów na temat przeszukań i w ogóle na temat sprawy Słobożenki.
Tymczasem Aleksander Słobożenko podróżował po świecie, bawił się, udzielał wywiadów, gdzie otwarcie opowiadał o sprawie karnej i poszukiwaniach, otwarcie kpiąc z zarzutów.
Wiosną 2024 roku nie było z tym żartów. Po opublikowaniu śledztwa dziennikarza UP Michaiła Tkacha w sprawie rozrywki 25-letniego biznesmena za granicą znika on z przestrzeni informacyjnej, po uprzednim opublikowaniu godzinnej odpowiedzi na to śledztwo.
Następną ważną datą w tej historii jest 16 sierpnia 2024 roku. Tego dnia BEB i Biuro Prokuratora Generalnego ogłosiły, że Słobożenko otrzymał oficjalne podejrzenie o unikanie płacenia podatków na łączną kwotę 213 mln UAH. Wiadomości te były pierwszą oficjalną informacją publiczną w tej sprawie.
Na oficjalnym kanale telegramowym BEB wiadomość o zgłoszeniu podejrzeń została zilustrowana zdjęciami Słobożenki, który w otoczeniu detektywów BEB podpisywał jakieś dokumenty (zdjęcia te BEB opublikowała jedynie na Facebooku i Telegramie. Są one nie na oficjalnych stronach BEB i Prokuratury Generalnej, ale organy ścigania często publikują więcej zdjęć w sieciach społecznościowych niż na oficjalnych stronach internetowych).
Doręczenie podejrzenia oznacza, że w toku dochodzenia zebrano wystarczający materiał dowodowy, na podstawie którego sąd musi podjąć decyzję o zastosowaniu środka zapobiegawczego. Biorąc pod uwagę wagę oskarżenia, po odbyciu podejrzeń Słobożenko musiałby zostać tymczasowo aresztowany, a sąd w ciągu najbliższych dni musiałby zdecydować o zastosowaniu środka zapobiegawczego przed wydaniem prawomocnego wyroku – aresztu bez poręczenia majątkowego lub ustalenia wysokości poręczenia pieniężnego .
Ale wszystko poszło nie tak.
21 sierpnia, niecały tydzień po doręczeniu podejrzenia, jak podają BEB i Prokuratura Generalna, Aleksander Słobożenko został zauważony w Warszawie. Zdjęcia opublikowane przez UP rodziły naturalne pytania: jak mógł wyjechać za granicę po otrzymaniu oficjalnego podejrzenia o popełnienie poważnego przestępstwa gospodarczego?
Ukraińscy funkcjonariusze organów ścigania nie wspominali publicznie o sprawie Słobożenki aż do 2 września, kiedy Sąd Rejonowy im. Szewczenkowskiego w Kijowie zastosował w tej sprawie środek zapobiegawczy – areszt bez możliwości zwolnienia za kaucją. Tego samego dnia, przekazując tę decyzję sądu, BEB i Prokuratura Generalna m.in. zwięźle wspominają, że Słobożenko jest poszukiwany. Jednocześnie żadne z orzeczeń w sprawie Słobożenko, w tym dotyczących wyboru dla niego środka zapobiegawczego, z nieznanych przyczyn nie zostało opublikowane w Jednolitym Państwowym Rejestrze Orzeczeń Sądowych, w związku z czym NGL.media otrzymała tę informację poprzez wnioski do sąd, Służba Bezpieczeństwa Gospodarczego i Prokuratura Generalna
To tylko zwiększyło podejrzenia, że Słobożence po prostu pozwolono na ucieczkę z kraju. To właśnie te podejrzenia skłoniły NGL.media do dokładniejszego zbadania tej sytuacji. Szczerze mówiąc, odpowiedź okazała się prostsza, niż sądzili dziennikarze.
Kłamstwa i manipulacje
Według NGL.media ostatni raz Aleksander Słobożenko przekroczył granicę wiosną tego roku. 28 marca wyjechał pociągiem z Kijowa do Warszawy i nigdy już nie wrócił na Ukrainę. Ułóżmy zagadkę: młody biznesmen opuścił Ukrainę pod koniec marca, a podejrzenia padły niemal pięć miesięcy później – 16 sierpnia. Oficjalnie nie przekroczył granicy w kierunku Ukrainy, ale na zdjęciu z prezentacji budzi podejrzenia. Jak to się do cholery stało możliwe?
Nasza pierwsza wersja była taka, że Słobożenko nieoficjalnie przekroczył granicę, podobnie jak na przykład poseł ludowy Artem Dmitruk (25 sierpnia zastępca ludowy Sługi Narodu Artem Dmitruk został poinformowany o podejrzeniu pobicia funkcjonariusza organów ścigania, po czym zwrócił się dowiedział się, że opuścił Ukrainę i udał się do Mołdawii jeszcze 23 sierpnia poza punktami kontrolnymi). Został jednak odrzucony, bo okazało się, że Słobożence wcale to nie przeszkadzało.
Okazało się, że BEB i Prokuratura Generalna po prostu manipulowały opinią publiczną, aby stworzyć wrażenie, że Słobożenko osobiście spotkał się z podejrzeniami. Dzień wcześniej, 15 sierpnia, faktycznie przekazali oficjalne podejrzenie, ale nie jemu, ale jego krewnemu. A publiczne komunikaty na ten temat następnego dnia ilustrowano zdjęciami z ubiegłorocznej rewizji mieszkania Słobożenki. Zdjęcia te nie były nigdzie wcześniej nigdzie publikowane, więc w naturalny sposób zostały odebrane jako istotne.
Wydaje się zatem, że z jakiegoś powodu detektywi BEB, a jednocześnie Prokuratura Generalna, fałszują fakty, manipulują i zniekształcają rzeczywistość.
„To nie jest informacja, która w 100% powinna zostać opublikowana”
„Zgodnie z prawem aresztuje się osobę, gdy istnieje ryzyko, że uniknie śledztwa i procesu, czyli ucieknie. Jeżeli zachodzi podejrzenie popełnienia poważnego przestępstwa, po doręczeniu podejrzenia następuje natychmiastowe zatrzymanie osoby albo złożenie wniosku o ustalenie środka zapobiegawczego i w ciągu trzech godzin, najpóźniej następnego dnia, wniosek ten zostaje rozpatrzony, ” wyjaśnia prawniczka Swietłana Ilnitskaja.
Być może zatem śledczy BEB liczyli, że Słobożenko wróci na Ukrainę zanim zostanie wybrany środek zapobiegawczy i nie będą musieli z niczego się tłumaczyć? A może była to operacja specjalna, mająca na celu zmylenie rosyjskiej FSB, która zdaniem Słobożenki aktywnie na niego poluje?
NGL.media próbowała uzyskać komentarz od detektywa BEB Rusłana Kozyury, który złożył w sądzie wniosek o ustalenie środka zapobiegawczego dla Słobożenki, ten jednak odmówił komunikacji bez wezwania służb prasowych.
Okazało się jednak, że BEB nie widzi problemu w ukrywaniu ważnych informacji i wykorzystywaniu wprowadzających w błąd zdjęć. Przynajmniej taki wniosek można wyciągnąć z komentarza oficjalnego sekretarza prasowego BEB.
„Jeśli chodzi o zdjęcia. W naszym komunikacie mowa była nie tylko o zgłoszeniu podejrzeń, ale także o tym, że przeprowadzono wcześniejsze czynności dochodzeniowe, np. przeszukania [2023]. Dlatego opublikowaliśmy te zdjęcia w celach ilustracyjnych” – wyjaśniła sekretarz prasowa BEB Alena Matwiejewa w komentarzu dla NGL.media. — W związku z raportem nieobecności dotyczącym podejrzeń. To nie jest informacja, która w 100% powinna zostać opublikowana. Komunikaty prasowe nie są dokumentem urzędowym, w którym należy wskazać np. artykuł, na podstawie którego toczy się postępowanie karne i inne szczegóły. Jeśli ktoś chce wiedzieć więcej, możemy wyjaśnić lub udzielić odpowiedzi na zapytanie.”
Zamiast wniosków
Sprawa karna przeciwko Aleksandrowi Słobożence toczy się od wiosny 2023 r., a w październiku 2022 r. został on skreślony z rejestru wojskowego. Oznacza to, że przed ogłoszeniem podejrzenia mógł podróżować za granicę bez ograniczeń. Oficjalne podejrzenia ogłoszono mu zaocznie, prawie pięć miesięcy po jego ostatnim wyjeździe z Ukrainy, kiedy stało się jasne, że prawdopodobnie nie wróci. Oczywiście, ze względu na zwrócenie na niego uwagi opinii publicznej po nagłośnieniu w mediach, informacja o podejrzeniu została przedstawiona w sposób manipulacyjny, bez istotnych wyjaśnień i wyjaśnień.
Sprawa karna prowadzona obecnie przez BEB dotyczy osobiście Aleksandra Słobożenki i jego księgowego (Sąd Rejonowy im. Szewczenkowskiego w Kijowie aresztował księgowego Słobożenkę i 2 września ustalił za podejrzanego kaucję w wysokości 43,4 mln hrywien). Firma zajmująca się arbitrażem drogowym Traffic Devils jest oficjalnie własnością innych osób. Od maja 2024 roku Słobożenko przestał być właścicielem Traffic Devils LLC na rzecz 25-letniego mieszkańca Dniepru Dmitrija Gnitulenko, a matkę Słobożenki Irinę Zver na stanowisku dyrektora zastąpiła 22-letnia mieszkanka Dniepru Daria Wiszniewiecka. W tym samym okresie inny mieszkaniec Dniepru, Władysław Stiepanec, stał się właścicielem kolejnej firmy Słobożenki – Agencji Traffic Devils.
A od końca ubiegłego roku Traffic Devils zostało rezydentem rządowego programu „Diya.City”, którego uczestnicy korzystają z ulg podatkowych i innej pomocy ze strony państwa. Wygląda więc na to, że dla Słobożenki i jego przyjaciół wszystko będzie dobrze.
Co więcej, cztery lata temu przeciwko Słobożence wszczęto już podobną sprawę o unikanie płacenia podatków, wtedy było to około 55 milionów hrywien. Jednak sprawa, jak pisaliśmy wcześniej, „rozpadła się” już na etapie przedprocesowego śledztwa i zwrócono mu mienie zajęte podczas przeszukań.